niedziela, 30 listopada 2014

Lokatorka Wildfell Hall - Anne Brontë

Cześć!

Dziś chciałabym opowiedzieć o kolejnej z książek sióstr Brontë - tym razem Anne - Lokatorka Wildfell Hall. Biorę ostatnio udział w wyzwaniu, które wymyśliła Elenkaa_ Stare, dobre czasy i ta powieść idealnie wpasowuje się w ten okres i klimat!
Powieść opowiada dzieje młodej, ale doświadczonej przez życie kobiety. Helen wyszła za mąż z miłości, przymykając oko na wady przyszłego męża, a nawet ciesząc się na to jak jej miłość i pomoc go zmienią, uszlachetnią. Zawiodła się jednak okrutnie, gdyż małżeństwo nie przyniosło jej satysfakcji. Zamiast tego zaś cierpienie i ból. Poznajemy Helen, gdy wraz z małym synkiem zamieszka w ponurym Wildfell Hall. Kobieta pragnie spokoju, jednak sąsiedzi zaintrygowani nową postacią w ich nudnym środowisku postanawiają - mimo jej rezerwy - wciągnąć ją w towarzyskie życie. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć.

Autorka zastosowała bardzo ciekawy zabieg. Cała powieść jest jakby listem Gilberta Markhama do swego szwagra. W środku znajdziemy także prawie cały pamiętnik Helen, z którego dowiadujemy się o jej smutnej historii oraz kilka z jej listów do brata. Daje to interesujący efekt. Na uwagę zasługuje też język powieści - jest wspaniały. Bohaterowie potrafili tak pięknie ubierać myśli w słowa! Majstersztyk.

Helen jest osobą na wskroś moralną, żyjącą nadzieją na wieczne szczęście. Potrafi kochać, jest odpowiedzialna. Wykazuje zadziwiający w tamtych czasach hart ducha, silną wolę i odwagę zarówno w słowach, jak i w czynach Może jest troszkę zbyt idealna? Mnie to jednak nie przeszkadza. Dla mnie jest naprawdę godna podziwu. Jeśli mam być szczera to troszkę irytowała mnie za to postać Gilberta. Z jednej strony jest taki dobrze wychowany, a z drugiej porywczy i dający się ponieść emocjom. Ja rozumiem, że był zakochany i wzburzony wydarzeniami, których był świadkiem, ale nie usprawiedliwia to do końca czynu jakiego się dopuścił (uderzenie Fredericka, który nie wiedział o co właściwie chodzi). Powieść ukazuje nam także kilka innych ciekawych postaci, wzbudzających naszą sympatię bądź antypatię.

W każdym razie książka bardzo mi się podobała. Bardzo lubię tego typu książki i nie zawiodłam się i tym razem. Przytoczę tylko jeszcze cytat, który szczególnie mi się podoba i nawet w obecnych czasach coś w nim jest. rzecz tyczy się wywodu, jakim ciotka Maxwell uraczyła Helen jeszcze przed poznaniem Huntingdona. Oto on:

Nie chełp się i miej się na baczności. Strzeż swych oczu i uszu jako bram do swego serca i pilnuj swych ust, aby nie zdradziły cię w chwili zapomnienia. Dopóki nie poznasz i nie rozważysz należycie charakteru swojego adoratora, wszelkie uprzejmości z jego strony przyjmuj chłodno i bez emocji. Nasamprzód przyjrzyj się jego wnętrzu i kochaj dopiero wtedy, gdy spodoba ci się to, co widzisz. Niech twoje oczy będą ślepe na wszystkie jego przymioty zewnętrzne, a uszy głuche na bezwartościowe pochlebstwa i dowcipne uwagi, które nie są niczym innym, jak podstępnymi sztuczkami mającymi usidlić nieprzezorną ofiarę i doprowadzić ją do zguby. Pierwszą rzeczą, której powinnaś szukać są zasady moralne, po nich stoi rozsądek, szacunek innych i godziwy majątek. Nie wiesz, jak wielkie spotkałoby Cię nieszczęście, gdybyś poślubiła nawet najprzystojniejszego, najbardziej utalentowanego i najdowcipniejszego człowieka na ziemi i potem odkryła, że jest on zatwardziałym grzesznikiem lub zwykłym głupcem (Anne Brontë, Lokatorka Wildfell Hall,wyd MG 2012, s. 147-148)

piątek, 28 listopada 2014

Za jakie grzechy, dobry Boże? :D

Cześć!

Byłam wczoraj w kinie! Nie byłoby w tym nic zasługującego na wzmiankę, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, w tym przybytku X muzy nie byłam od... hmmm, od dawna :) Bardzo dawna. Druga sprawa to film, na który się wybrałam, a była nim francuska komedia z 2014 roku Za jakie grzechy, dobry Boże?
Źródło: filmweb

Dwoje rodziców, 4 córki - 4 wesela. I to jakie! Claude i Marie są statecznymi katolikami, dość konserwatywnymi. Gdy córki jedna po drugiej wychodzą za mąż za Araba, Żyda i Chińczyka ich cierpliwość zostaje wystawiona na próbę. Także między zięciami nie panuje zbyt przyjacielska atmosfera.Ostatnią nadzieją na "odpowiednie" zamążpójście jest najmłodsza córka. Marie tęskni za dziećmi i postanawia zaradzić tym problemom zapraszając wszystkich na Święta. Nie wie, że Laure szykuje dla nich prawdziwą bombę, gdyż jej wybranek, mimo, iż katolik jest...Afrykańczykiem. Czy Święta będą okazją do pogodzenia się, czy rozognią tylko atmosferę? Czy zbliżający się ślub będzie sukcesem czy katastrofą? Jak dogadają się rodzice przyszłych małżonków, którzy poglądy mają podobne, tyle, że raczej ksenofobiczne?

Oj, podobał mi się ten film! Z mojego opisu tego nie wynika, ale Za jakie grzechy, dobry Boże? jest fantastyczną komedią, gdzie w krzywym zwierciadle ukazana jest ksenofobia i uprzedzenia. Jest to jednaj ujęte w tak zabawną formę, że nie przestajemy się pod nosem uśmiechać, a nawet wybuchać głośnym śmiechem. Naprawdę nieczęsto oglądam tak fajne filmy. Na odstresowanie, zły humor czy po prostu, aby miło spędzić czas ta pozycja jest idealna :)

Polecam!

wtorek, 25 listopada 2014

Królestwo marzeń - Judith McNaught

Cześć!

Czy Wy też macie tak, że fazy czytelnicze są przeplatane czytelniczą niemocą? Ja jestem ostatnio w takiej właśnie fazie czytelniczej :) O książce, którą Wam dziś przedstawie czytałam całkiem dobre opinie. Postanowiłam więc zmierzyć się z moimi oczekiwaniami.

Królestwo marzeń to romans historyczny osadzony w końcu XV wieku. Rycerze, damy, wojny, te sprawy :) Trwa wojna Anglii i Szkocji. Z terenu klasztornego zostają porwane dwie branki należące do jednego z potężnych szkockich klanów. Nie wiedzą, że trafią do obozu Czarnego Wilka, człowieka-legendy, budzącego w ludziach przerażenie i a popłoch wśród wrogów. Dziewczęta jednak nie poddają się i planują ucieczkę. To tylko początek, zaś przeróżnych zwrotów akcji jest w książce masa. 
Autorka zastosowała ciekawy zabieg, mianowicie rozpoczęła książkę w momencie ślubu, którego ani panna młoda ani pan młody najwyraźniej niespecjalnie pragnęli. Później cofamy się nieco w czasie i poznajemy historię dlaczego do tego doszło i w jaki sposób. dzięki temu prostemu zabiegowi nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się co do tego doprowadziło!

Bardzo polubiłam postać Czarnego Wilka, który wcale nie jest taki straszny :) Musi być twardy i szorstki, czasem okrutny dla wrogów, ale środku jego szerokiej piersi bije gorące i sprawiedliwe serce. Ach, jak on potrafił kochać. Jenny za to była rozdarta między miłością do mężczyzny, miłością do klanu i Szkocji. Oj, była czasem godna współczucia, choć czasem zachowywała się trochę lekkomyślnie. Była zaślepiona miłością do ojca, który wykorzystywał to jak mógł nie dając swej córce jednak swej miłości w zamian. Czasem było mi jej szkoda, jednak czasem troszkę mnie denerwowała. Wiem jednak, że to wszystko wzięło się z tego wewnętrznego rozdarcia i w zasadzie rozumiałam jej motywy. Jeszcze jedna postać zasługuje, aby o niej wspomnieć - ciotka Elinor. Pomimo swojego gadulstwa zyskała moją sympatię, gdyż potrafiła sprzeciwić się woli szwagra czy wskazać błędy siostrzenicy. Jednak pokochałam ją za jej błyskawiczną reakcję na turnieju, gdy wybawiła Jenny z kłopotu.

Jednej rzeczy trudno mi autorce wybaczyć. Śmierć jednej z bliskich Jenny osób. Nie będę mówić, o którą chodzi, Ci którzy czytali wiedzą, a Ci którzy przeczytają - domyślą się. I to nawet nie o samą śmierć mi chodzi (choć wolałabym, aby przeżył), ale o sposób w jaki to się stało. Bo stało się to w wyniku lekkomyślności jednego i odruchowej reakcji drugiego. Ot, bezsensowna śmierć.

Oj, nasi bohaterowie musieli wiele przejść bólu, cierpienia i upokorzeń. Czasem budzą naprawdę gorące współczucie. Przy tym książka nie jest jakaś ponura, o nie! Momentami śmiałam się do siebie pod nosem, zwłaszcza słysząc potyczki słowne między Jenny a Wilkiem. Jednym słowem książka bawi, ale też wzrusza :)

Mimo, że książka nie była bez wad spędziłam przy niej czas bardzo miło i polecam ją wielbicielom romansu historycznego!

niedziela, 23 listopada 2014

Żydowska chałka

Cześć!

Nie wiem czy znacie blog Mirabelki o gotowaniu. Można tam znaleźć wiele ciekawych i smacznych przepisów. Już korzystałam, więc wiem co mówię :) Ostatnio upiekłam chałkę w ten sposób. Przepis znajduje się TU i naprawdę jest wart wypróbowania. 
Dość będzie jeśli powiem, że w czasie mojego ostatniego pobytu u Rodziców (około 4 doby) piekłam chałkę 3 razy :) Pierwszy raz upiekłam z kruszonką, później ją sobie podarowałam a i tak była wyśmienita. Przy okazji jest bardzo prosta do zrobienia.
Moje chałki może nie wyszły tak ładne i rumiane jak u Mirabelki, ale smak wynagradza wszystko :) POLECAM!

piątek, 21 listopada 2014

Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski

Cześć!

Dziś napiszę kilka słów o najnowszej książce Wojciecha Cejrowskiego Wyspa na prerii. Swego czasu duża część blogosfery książkowej ekscytowała się tym tytułem. Ja przeczytałam go niedawno. WC tym razem wziął na tapetę Amerykę Północną a konkretnie Arizonę w USA.
Cóż można powiedzieć o tej książce, czego nie powiedziano wcześniej? Hmmm, przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że gawędziarzem Cejrowski jest świetnym. No bo jak inaczej nazwać człowieka, który z siedzenia na niebieskim krześle, które drąży termit, podczas gdy po dachu coś szura a Autor nicnierobi*, stworzył książkę na prawie 300 stron? No dobra, jest więcej tematów, ale jakby mimochodem. Historyjki o lokalnych dziwakach czy próba wrośnięcia WC w małomiasteczkową społeczność, poznawanie mentalności mieszkańców Dzikiego Zachodu (który przestał być dziki, ale czasem o tym zapomina) czy rozważania na temat zapachu skunksa. Troszkę Autor nam tu leje wodę, ale robi to w taki sposób, że całkiem przyjemnie się to czyta. Jednak poprzednie książki, moim zdaniem, były lepsze (w dużym stopniu inne)! Tak się tylko zastanawiam czy wszystkie opisane w Wyspie... historie są prawdziwe (bracia Antonio, historia o Ojcu)...  Akcja toczy się leniwie, jak krzaki niesione przez wiatr na prerii (o ile ów wiatr nie jest taki bardzo porywisty, bo i takie się zdarzają; w zasadzie to dość często). Aj, byłabym zapomniała o wydaniu, które jest urzekające. Zdjęcia, twarda oprawa, kolory, papier - aż chce się sięgnąć po taką książkę. Fani WC powinni być zadowoleni, choć można poczuć pewien niedosyt pod względem treści.

* tak określa ten stan sam Autor

czwartek, 20 listopada 2014

Szybkie chińskie danie

Cześć!

W pewną niedzielę szłam do pracy i nie było za bardzo czasu na robienie wymyślnych obiadów, więc zrobiłyśmy szybkie danie w stylu chińskich.
- podwójna pierś z kurczaka
- opakowanie mrożonej mieszanki chińskiej
- pieczarki
- przyprawy (przyprawa azjatycka, pieprz, papryka i co tam kto lubi :D)
- sos sojowy
- ryż
- woda

Ryż gotujemy, kurczaka kroimy, przyprawiamy i smażymy na oleju. W osobnym garnku podsmażamy pokrojone pieczarki, dodajemy mieszankę chińską, odrobinę wody, sosu sojowego i przypraw i dusimy. Dodajemy mięso i ugotowany ryż. Mieszamy i jeszcze chwilkę dusimy. Gotowe :)

wtorek, 18 listopada 2014

Gdzie się cis nad grobem schyla - Alan Bradley

Cześć!

Od dawna chciałam poznać Flawię de Luce. Niestety w mojej bibliotece nie mogłam dostać żadnej książki o niej. Gdy więc zobaczyłam konkurs na blogu Zacisze wyśnione, gdzie do wygrania był piąty tom przygód Flawii, zgłosiłam się prawie bez wahania. Gdy okazało się, że udało mi się go zdobyć, byłam w siódmym niebie! Gdzieś czytałam, że każdy tom to osobna historia i nie trzeba ich czytać po kolei. Jestem już po lekturze i podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
Flawia jest dwunastoletnią domorosłą chemiczką i detektywem-amatorem. W tym tomie mamy zaginięcie organisty, ekshumację świętego patrona, kłopoty w Buckshaw oraz pogoń za diamentem. Nie zdradzę więcej, aby nie psuć przyjemności płynącej z lektury :) Na uwagę zasługują relacje rodzinne Flawii. Są dość skomplikowane. Te relacje są tyglem różnych uczuć począwszy od niechęci, surowości a na miłości kończąc.
Co mi się podobało? 
- postacie Flawii i Doggera - bardzo ich polubiłam; podobnie proboszcza, który musi żyć z piętnem tragedii. Podoba mi się jak się do siebie odnoszą, to że nie traktują naszej młodej bohaterki jak wścibskiego dziecka, ale jak równorzędną partnerkę do rozmowy;
- tytuł - Gdzie się cis nad grobem schyla- czyż nie brzmi to poetycko? I troszkę nietypowo jak na tytuł, ale na tym polega jego urok! 
- wydanie - bardzo podoba mi się okładka, dobór kolorów, czcionka, numeracja stron czy grafika  korespondująca z tym co znajdziemy w książce. Na deser dostajemy też piękną zakładkę. Mój zmysł estetyczny został zaspokojony :)
-  historia, która zainteresuje czytelnika, zaintryguje go. A im dalej czytamy, tym jest ciekawiej;
- odnośniki do sztuki: czy to muzyki, literatury czy nauki oraz ogólna wiedza autora, choćby nawet na temat chemii czy wyżej wspomnianej sztuki;
- zakończenie, które rozpala ciekawość czytelnika co do następnego tomu! Tylko ile trzeba będzie czekać na szóstą część!?

Co mi się mniej podobało?
- na początku nie mogłam połapać się w bohaterach. Na przykład w jednej z początkowych scen zostaje wymienione nazwisko Adama Sowerby, który później pojawia osobiście a ja musiałam kartkować książkę, aby sobie przypomnieć w jakich okolicznościach jego nazwisko zostało przytoczone;
- z powyższym wiąże się fakt, że nie czytałam poprzednich tomów i, zwłaszcza na początku książki, miałam wrażenie, że coś mi umyka, tzn. powinnam już znać tych bohaterów, wiedzieć czego się po kim spodziewać, znać trudne relacje rodzinne Flawii. Nie znając poprzednich tomów dopiero poznawałam te postacie i okoliczności;
- czasem troszkę gubiłam się w fabule, ale to mogło się wiązać z oboma powyższymi punktami.

Jak widać plusów jest znacznie więcej, a i domniemane wady wynikały w pewnej mierze nie z błędów Autora, ale z nieznajomości przeze mnie poprzednich tomów.  Które chciałabym jednak poznać. Może szepnę słówko w mojej bibliotece, aby rozważyli zakup tej serii...

poniedziałek, 17 listopada 2014

Szara dama - Elizabeth Gaskell

Cześć!

Pamiętacie jak w poście Czy naprawdę książki są drogie? pisałam Wam o portalu Chmura Czytania, gdzie można za darmo czytać ebooki? Postanowiłam skorzystać z tej szansy. Wybrałam krótką nowelę Elizabeth Gaskell Szara dama. Akcja rozpoczyna się w pierwszej połowie XIX w., gdy grupka przyjaciół zatrzymuje się w młynie. Zauważają tam portret kobiety. Gospodarze przedstawiają gościom pamiętnik z historią Anny - kobiety z portretu, zwanej Szarą Damą. Większą część noweli stanowi list Anny do jej córki Urszuli, gdzie kobieta wyjaśnia koleje jej życia. Powoli poznajemy smutną i straszną historię kobiety, która słabością swej woli i splotem pewnych okoliczności skazała się na okrutny los. Wyjaśnia córce prawdziwe jej pochodzenie oraz odkrywa powody, dla których nie pochwala jej wyboru ukochanego. Zakończenie jest zaskakujące. 

Nie mogę się powstrzymać, aby nie napisać paru słów o Annie i jej służącej Amandzie. Te dwie kobiety są krańcowo od siebie różne, mimo to darzą się sympatią i zaufaniem. Na szczególną uwagę zasługuje Amanda, która jest bardziej energiczna, skora do działania, bardziej odważna i pomysłowa, podczas, gdy jej pani ma słabą wolę, jest bardziej strachliwa. Niestety wszystko ma swoją cenę. Jaką? Przeczytajcie sami!

Do tej pory znałam tylko jedną powieść pani Gaskell, mianowicie Północ i południe i muszę zaznaczyć, że Szara dama ma zupełnie inny klimat. Świadczy o tym tragiczna historia Anny oraz atmosfera grozy, która potęguje się z każdą chwilą. Klimat niepokoju i niebezpieczeństwa przywodzi na myśl utwory gotyckie. Niemniej cieszę się, że przeczytałam tę nowelkę. Trzeba przyznać, że naprawdę trzymała w napięciu, a nastrój niepokoju w miarę czytania się pogłębiał!

niedziela, 16 listopada 2014

Wojna domowa z 2008 roku

Cześć!

Dziś będzie o filmie, który obejrzałam jeszcze w październiku. Do obejrzenia go skłoniły mnie głównie dwie rzeczy: Lady Lukrecja go chwaliła, a muszę przyznać, że wśród jej poleceń znajdują się perełki, oraz Colin Firth - bardzo lubię tego aktora.
Źródło: Filmweb
Parę słów o fabule. Młody chłopak przywozi do domu swą żonę. Kobieta jest Amerykanką i dość wyzwoloną jak na tę epokę kobietą, na dodatek była już mężatką. Nie pasuje zbytnio do nieco skostniałej atmosfery rodzinnej siedziby małżonka. Nie znajduje wspólnego języka z matką ukochanego. Za to z ojcem dogaduje się całkiem nieźle. 

Wśród znanych aktorów mamy tu wspomnianego wyżej Firtha w roli ojca. W rolę matki wcieliła się Kirstin Scott Thomas a młode małżeństwo grają Jessica Biel i Ben Barnes. Na pierwszy plan wysuwają się kostiumy, które są świetnie dobrane oraz cięty dowcip królujący w filmie. Mamy tu też jednak drugie dno. Matka trzyma dom żelazną ręką, ale ktoś musi to robić a ona nie ma wsparcia ani męża, który żyje wspomnieniami z wojny i, kolokwialnie mówiąc, ma wszystko gdzieś ani dzieci. Zderzenie dwóch silnych osobowości choć generuje wiele śmiesznych sytuacji nie prowadzi do niczego dobrego.

Dla mnie jest to komedia z nieco gorzkim posmakiem.

piątek, 14 listopada 2014

Sól do kąpieli Isana Granat&Imbir

Cześć!

Będąc jakiś czas temu w Rossmannie skusiłam się na saszetkę soli do kąpieli marki Isana o zapachu granatu i imbiru. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju umilacze kąpielowe, dlatego byłam bardzo ciekawa tej saszetki.
Sól, jak to sól, ma postać jakby małych kryształków barwy malinowej.  Przepraszam za jakość zdjęcia, troszkę ono niewyraźne a i kolor jest ździebko przekłamany :/
Co ciekawe bardzo fajnie barwi wodę na ten właśnie kolor! I to dość intensywny - to chyba stanowi największy atut tej soli :) Daje również lekką pianę, która jednak w miarę upływu czasu zanika. Sól po rozpuszczeniu ma delikatny, nienachalny zapach, ale nie mogę powiedzieć czy jest to zapach granatu z imbirem. Imbiru to ja za bardzo nie wyczuwam... Nie zauważyłam jakichś specjalnych właściwości pielęgnacyjnych, ale też nie spodziewałam się ich. Jednym słowem może nie jest super rewelacyjna, ale za to jest całkiem przyjemnym dodatkiem, który uprzyjemni nam kąpiel :)

środa, 12 listopada 2014

Dziewczę z sadu - Lucy Maud Montgomery

Cześć!

Czy Wy też zauważyliście powrót do popularnych dawniej utworów takich autorów jak Lucy Maud Montgomery czy Frances Hodgson Burnett? I ja podążyłam za tym trendem. Dziś opowiem Wam o książce pani Montgomery Dziewczę z sadu.
Ta niewielka objętościowo książeczka rozpoczyna się w momencie, gdy Eryk Marshall zakończył edukację w college'u i zamierza zatrudnić się w firmie swego ojca. Dostaje jednak list od przyjaciela, który prosi go, aby zastąpił go na jakiś czas na stanowisku nauczyciela, gdyż stan jego zdrowia jest niezbyt dobry i musi go podreperować. takim sposobem młody Eryk trafia na Wyspę Księcia Edwarda, gdzie przypadkiem poznaje Kilmeny - piękną dziewczynę, o której niewiele wiadomo. Młodzi zakochują się w sobie jednak na drodze ich miłości staną pewne przeszkody. Czy uda im się je pokonać?

Słowem-kluczem do opisania tej powieści jest wyraz staroświecka. Odzwierciedla on dokładnie klimat tej książeczki. Nie jest to bynajmniej wada. Dziewczę z sadu jest powiastką uroczą. Opiewa czystą młodzieńczą miłość oraz pewne wartości moralne. na uwagę zasługuje także poetycki język, którym posługuje się autorka m.in. przy opisach przyrody. Doskonale pasuje on do charakteru utworu. Książka jest dość krótka, ja miałam w ręku wydanie ze 109 stronami, więc szybciutko się ją czyta. Polecam osobom lubiącym tego typu utwory.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesienne fotografie

Cześć!

Dziś będą same zdjęcia (i filmik) - słowa są zbędne...







Na koniec pokaże jeszcze filmik, który mnie kompletnie zauroczył. No i ta piosenka...
Źródło: youtube

niedziela, 9 listopada 2014

Żeberka z kapustą

Cześć!

Zwykle robię żeberka w piwie, ale tym razem chciałam wypróbować coś nowego. Miałam żeberka, miałam kapustę, odpaliłam wyszukiwarkę i znalazłam ten przepis. Troszkę go zmieniłam, mianowicie podsmażyłam żeberka przed gotowaniem i nie zagęściłam mąką. Efekt był całkiem smaczny, zwłaszcza, gdy trochę się już przegryzł.
Sama kapusta, która została z żeberek świetnie smakowała z chlebem następnego dnia - nic się nie zmarnuje :)

piątek, 7 listopada 2014

Zakupy ubraniowe

Cześć!

Udało mi się wreszcie upolować idealne jesienne buty. Kupiłam także rude spodnie, zimową kurtkę i sukienkę. 
Spodnie są obcisłe, podoba mi się ich kolor - taki jesienny :)
Cieplutka kurtka z misiem w środku, bo jestem strasznym zmarzluchem :)
Buciki idealne :)
Sukienka szalenie mi się podoba. Zamierzam pójść w niej do teatru :)

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z zakupów :)




środa, 5 listopada 2014

Serial BBC Jane Eyre z 2006 roku



Cześć!

Idąc za ciosem postanowiłam po Jane Eyre z 2011 roku obejrzeć serial z 2006, tym bardziej, że czytałam o nim same pochlebne opinie i spotkałam się ze stwierdzeniem, iż jest to najlepsza ekranizacja powieści Charlotte Bronte. Nie pozostało mi nic innego jak samej się przekonać :)
Źródło: Filmweb
Tutaj tytułową rolę gra Ruth Wilson, zaś pana Rochestera Toby Stephens. Oboje świetnie wywiązali się ze swojej roli. Odwrotnie niż w przypadku filmu z 2011 roku chronologia wydarzeń została zachowana. Klimat nadal jest posępny i niepokojący, a chyba nawet bardziej mroczny, niektóre sceny zaś nieco przerysowane (czerwony pokój bądź scena, gdy Jane widzi po raz pierwszy chorą panią Reed). Celem tego zabiegu było zapewne wywołanie dreszczu niepokoju u widza, co też się udało. Szkoła, do której trafia mała Jane jeszcze bardziej przypomina więzienie i to o zaostrzonym rygorze! Oj, trzeba wykazać niezwykły hart, aby tam wytrzymać i nie zatracić poczucia własnej wartości oraz pogody ducha. Jane nie jest piękna, ale w książce też nie była, podobnie pan Rochester nie powinien być nazbyt przystojny. Nawiasem mówiąc, czy tylko mnie się wydaje, że fryzura Jane jest zupełnie nietwarzowa? Gdy ma rozpuszczone włosy, bądź inną fryzurę (jak w ostatniej scenie) wygląda nieporównanie ładniej! Podobało mi się jak nasi bohaterowie potrafili ze sobą rozmawiać. Na tej płaszczyźnie byli sobie równi, na dodatek w ich rozmowach można było wyczuć subtelny humor. Jane była szczera choć tajemnicza. Tej ostatniej cechy nie można odmówić również Rochesterowi. Stroje, klimat, aktorzy – to wszystko sprawiło, że serial oglądało się z przyjemnością, ale zabarwioną też dreszczykiem niepokoju czy nawet grozy. Czy jest to najlepsza ekranizacja? Nie mnie to oceniać. Mnie podobały się obie. Mam też nadzieję, że będę miała okazję obejrzeć też inne wersje.

wtorek, 4 listopada 2014

Podróż do miasta świateł - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Cześć!

Koniec października i początek listopada spędziłam z cyklem Podróż do miasta świateł Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Cykl dzieli się na dwie części. Omówię je pokrótce po kolei.

Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich.

Akcja powieści rozpoczyna się w 2011 roku. Nina jest historykiem sztuki i dzieckiem toksycznego rodzica. Nie potrafi uwolnić się od tej męczącej więzi łączącej ją z matką. Gdy umiera jej ciotka to Nina musi zająć się wszystkim, bo matka nie ma zamiaru pojechać do rodzinnej miejscowości. W Gutowie zatrzymuje się w hotelu, gdzie na ścianie wisi portret hrabiego Zajezierskiego sygnowany literami RdV. Czyżby było to dzieło słynnej malarki Róży z Wolskich? W tym samym czasie ma miejsce seria kradzieży dziel tejże malarki z przełomu XIX i XX stulecia. Linearnie akcja toczy się w dziewiętnastowiecznym Paryżu, gdzie mala Róża z matką przyjeżdża pod opiekę wuja z popowstaniowej Polski. Ojciec Róży został zesłany na Syberię na 15 lat za udział w powstaniu, więc wyjazd z będącej pod zaborami Polski był najlepszym rozwiązaniem dla nich. jak potoczą się losy obu kobiet? jaką drogę będzie musiała przejść Róża, aby zaistnieć jako malarka? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w książce.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony autorka postarała się oddając realia życia w dziewiętnastowiecznym Paryżu. Ukazała trudne relacje matki z córką, kładła silny nacisk na uczucia, próby manipulacji, relacje między bohaterami. Ciekawym zabiegiem było także dwutorowe prowadzenie akcji: XIX i XXI wiek. Jednak czegoś mi w tej książce brakło, jakiejś iskry, która wzbudziłaby we mnie zachwyt. Książka nie jest zła, przeciwnie. Jest dobra, ale jednak nie rewelacyjna.

Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord

Druga część cyklu stanowi kontynuację losów Róży i Niny. Nina w poszukiwaniu informacji na temat Rose i coraz bardziej zafascynowana postacią rudowłosej malarki wyjeżdża do Paryża. Wyjazd ten ma nieco gorzki posmak, gdyż miała tam jechać ze swym partnerem, który jednak w niezrozumiały sposób ją opuścił. Los nie pozwala jej jednak zbyt długo martwić się złamanym sercem, gdyż "sprawa Róży" nabiera rozpędu z chwilą, gdy Nina poznaje argentyńskiego potentata, właściciela zamku w Val, Rubena Chavarria Resendeza. Kim naprawdę jest ten tajemniczy mężczyzna? Czy pomoże Ninie czy wręcz przeciwnie?  Równocześnie poznajemy dalsze losy Rose, która straciwszy ukochanego stara się wrócić do życia w czym pomaga jej przyjaciel i przybrana córeczka. Poznaje też niezwykłego mężczyznę, który jednak nie jest tym za kogo się podaje. Czy zraniona Róża będzie umiała wybaczyć? Jak odnajdzie się w nowej roli i jak potoczy się jej kariera? Czy małżeństwo da jej szczęści?
Przyznam, że ta część zainteresowała mnie nieco bardziej od pierwszej. Mamy tu trochę więcej Niny, podczas, gdy pierwsza część była bardziej skupiona na Rose. Zaciekawiły mnie losy obu kobiet, choć Rose przeszła jednak o wiele więcej. Niestety, ciężko mi było polubić główne bohaterki. Owszem, czasem współczułam im (zwłaszcza Róża), ale to jednak trochę za mało. Mimo wszystko do Rose chyba poczułam więcej sympatii, zwłaszcza pod koniec książki. Nie da się ukryć, że ta kobieta miała ciężkie, ale bardzo interesujące życie. Obie kobiety przypominały mi nieco ćmy lecące do światła, nie myśląc o konsekwencjach... Czasem po prostu bywały lekkomyślne (zwłaszcza Nina), ale to może kwestia wychowania i tego rozpaczliwego pragnienia miłości. W ogóle moje uczucia do bohaterów (nie tylko tych głównych) ewoluowały i były bardzo różnorodne. Polubiłam Serge'a i Marcela. Co do Lucie miałam mieszane uczucia, ale pod koniec mam wrażenie, że kobieta dojrzała i sporo zyskała w moich oczach. Historia Rubena i pobytu Niny na zamku jest troszkę mało prawdopodobna, ale na upartego mogło i tak być, choć naiwność Niny nieco działała mi na nerwy. W każdym razie postacie nie były jednowymiarowe.

Cóż, myślę, że cały cykl może się podobać, zwłaszcza drugi tom był nieco ciekawszy.


niedziela, 2 listopada 2014

Podsumowanie października

Cześć!

Już nadszedł listopad, koniec roku tuż, tuż... Niedługo zacznie się oczekiwanie na Boże Narodzenie... Zanim to jednak nastąpi zapraszam na kolejne podsumowanie.

1. Przeczytałam 4 książki, w tym Annę Kareninę, Dom na placu Waszyngtona, Niewolników z Socorro oraz Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich. Zaczęłam też drugą część: Rose de Vallenord.
2. Filmowo październik był miesiącem kina kostiumowego. Obejrzałam dwa seriale BBC: Północ i południe oraz Jane Eyre z 2006 roku, a także dwa filmy: Jane Eyre z 2011 i Wojnę domową z 2008.
3. Zrobiłam zakupy ubraniowe na zimę, pokażę je kiedyś na blogu.
4. Wygrałam książkę w rozdaniu, jak przyjdzie to zapewne się pochwalę :)
5. Coś tam pichciłam, ale niewiele i robiłam zdjęcia - to też pokażę na blogu w swoim czasie.
6. Odwiedziłam moją ulubioną herbaciarnię. Mam do niej sentyment jeszcze od czasu studiów :)
7. Zakupiłam bilet do teatru i już nie mogę się doczekać, a tu jeszcze prawie miesiąc! Nie byłam na żadnym spektaklu od liceum, ups...
8. Last but not least: świętowałam urodziny Przyjaciółki. Jeszcze raz wszystkiego najwspanialszego S.!
Jesień
Lubię jogurciki :)
Lektury :)