sobota, 31 grudnia 2016

Wyzwania, w których biorę udział w 2017 roku i podsumowanie Mini czelendżu 2016

Cześć!

W tym roku brałam udział w wyzwaniu Eweliny Mini czelendż 2016.

Udało mi się je ukończyć i jestem z tego powodu mega zadowolona! Przeczytałam wreszcie Alterland, który zalegał u mnie na półce już dość długo oraz Dawida Copperfielda pożyczonego od cioci :) Poza tym poznałam wreszcie prozę Michaela Crummey'a oraz Graeme Simsion'a. Poza tym zabrałam się za Achaję, na którą czaiłam się od jakiegoś czasu.

Wyzwanie tak mi się spodobało, że i w roku 2017 zdecydowałam się wziąć w nim udział :) Oto moje typy:
1. Książka z "jadalnym" tytułem - "Tortilla Flat" John Steinbeck
2. Książka będąca debiutem polskiego autora - "Motylek" Katarzyna Puzyńska
3. Książka będąca drugim tomem serii - "Książę Kaspian" C.S. Lewis
4. Książka z imieniem w tytule - "Dolores Clairborn" Stephen King
5. Książka wydana w latach 2010-2013 - "Irlandzki sweter" Nicole R. Dickson


Do 20 stycznia można się zgłaszać u Eweliny do tego wyzwania. Jeśli jesteście zainteresowani, kliknijcie w link powyżej, tam znajdziecie więcej szczegółów :)


Poza tym, również u Eweliny biorę udział w wyzwaniu Dublowanie!

Poza tym skusiłam się jeszcze na wyzwanie Wiedźmy :) 
Wyzwanie bardzo przypadło mi do gustu i mam wrażenie, że będę mieć mnóstwo frajdy z jego realizacją. Już mam swoje pierwsze typy :)

A Wy bierzecie udział w wyzwaniach czy raczej ich unikacie?

piątek, 30 grudnia 2016

Sekretne życie drzew - Peter Wohlleben

Cześć!

W dzisiejszych czasach dużą popularnością cieszą się książki o zwierzętach. Zwłaszcza psy i koty mają swoich zagorzałych wielbicieli, także wśród blogerów i czytelników. A rośliny? Co można napisać o roślinach? Na dodatek coś ciekawego, nie będącego podręcznikiem botaniki? Jest to w ogóle możliwe? Peter Wohlleben, niemiecki leśnik, udowadnia, że zdecydowanie tak!
Książka Petera Wohllebena to zbiór ciekawych opowieści ze świata drzew. Autor pracuje w gminie Hűmmel jako leśnik, więc ma okazję do interesujących obserwacji. I potrafi je przekazać w fascynujący sposób. Próbuje nas przekonać, że drzewa tak naprawdę nie różnią się zbytnio od innych stworzeń - potrafią się porozumiewać, chronią swoje potomstwo, pomagają sobie wzajemnie, odczuwają ból. To nie koniec. Wohlleben przekonuje nas, że drzewa mają też swoisty charakter! Nie każde drzewo jest takie samo. Jedne są bardziej cierpliwe i ostrożne, dzięki czemu na dłuższą metę są silniejsze i odporniejsze od swych kolegów, którzy, korzystając z dobrodziejstw np. światła, wystrzelają w górę zapominając o innych aspektach dojrzewania. To z kolei powoduje, ze są mniej stabilne i odporne na ataki szkodników. 

Autor opowiada o życiu drzew tak zajmująco i z takim przekonaniem, że czytelnik nie może wyjść ze zdumienia: to drzewa potrafią takie rzeczy? Owszem, to niesamowite, fascynujące istoty, niesłusznie niedoceniane i spychane na dalszy plan. 

Wohlleben zwraca także uwagę na zagrożenia jakie stwarza nieracjonalna gospodarka leśna i nawołuje do powrotu do lasu pierwotnego, zupełnie bez ingerencji człowieka. W takich warunkach drzewa i cały leśny ekosystem rozwijają się najlepiej i stwarzają korzystne warunki również dla człowieka. Natomiast w niekorzystnych warunkach np. w mieście może stanowić zagrożenie. Nie jest to jednak wina drzew, tylko warunków, w jakich są zmuszone żyć. W każdym razie z przykrością myślę teraz o drzewach sadzonych przy chodnikach czy nawet w parkach.

Książka zmusza do zastanowienia się nad tym w jaki sposób traktujemy nie tylko drzewa, ale rośliny w ogóle. A to przecież także istoty żywe. Myślę, że taka publikacja była potrzebna, aby zwiększyć świadomość dotyczącą tej tematyki. Polecam, nie tylko miłośnikom przyrody, ale także tym, którzy pragną poszerzyć swoje horyzonty, czy pogłębić wiedzę. Sekretne życie drzew jest książką niezwykle inspirującą i otwierającą oczy na wiele zagadnień związanych z lasem i drzewami.

wtorek, 27 grudnia 2016

Bóg zawsze znajdzie ci pracę. 50 lekcji jak szukać spelnienia - Regina Brett

Cześć!

Nie tak dawno był szał na książki Reginy Brett. Mnie jakoś to ominęło. Tzn. zaczęłam Bóg nigdy nie mruga, ale przeczytałam tylko może ze trzy felietony i dałam spokój, nawet nie pamiętam dlaczego (ale planuję to nadrobić). Chyba coś innego mnie wtedy zajęło. W każdym razie zaciekawiła mnie trzecia z kolei książka autorki, Bóg zawsze znajdzie ci pracę.
Podobnie jak we wcześniejszych przypadkach Bóg zawsze znajdzie ci pracę to zbiór 50 felietonów poświęconych motywowi pracy. Na początku nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Czyżby to był kolejny poradnik o tym jak pisać CV i szukać pracy? Jakieś złote rady, ważne instrukcje? I tak i nie. Autorka na przykładzie swoim oraz znanych sobie ludzi i historii opowiada nam o tym jak znaleźć swoje miejsce w życiu. I mimo, że są to rady proste i w zasadzie ogólnie znane to jednak na co dzień się o nich nie pamięta. Nie znajdziemy tu wzoru najlepszego listu motywacyjnego, ale znajdziemy motywację do tego, aby się nie poddawać. 

Regina Brett ma dość prosty styl, ale ma on w sobie też pewną głębię. Proste prawdy są zwykle najlepsze i o nich przypomina nam autorka. Zachęca do bycia najlepszą wersją siebie, do tego, aby się nie poddawać, ale wsłuchać się w siebie. Zastanowić co naprawdę chcemy robić w życiu i...zacząć to robić. Niby każdy to wie, ale w praktyce mało kto to stosuje. A gdyby tak zacząć? Według Reginy Brett to co najbardziej nas ogranicza to strach przed porażką. W sumie to się z nią zgadzam. Ale jak nie zaryzykujemy to na pewno się nie dowiemy czy było warto. I nie tracimy wtedy aż tak wiele jeśli nam się nie uda. A jeśli nawet nie spróbujemy to tracimy nasze wymarzone życie.

Lekkość pióra autorki jest niewątpliwym atutem. Podoba mi się to, że pani Brett pisze prosto, ale nie prostacko. Może zatem dotrzeć do każdego. Poza tym popiera to o czym pisze swoją postawą, często przytacza historie ze swojego życia. Felietony czyta się szybko i z przyjemnością. Jedyne co mnie troszkę (ale tylko troszkę) irytowało to mnóstwo cytatów w stylu mój przyjaciel X mawiał, że... Ale dało się to przełknąć :) Jeśli potrzebujecie pozytywnej motywacji oraz zachęty do podjęcia działania ta książka jest dla Was. Jeśli zaś chcecie się dowiedzieć jak napisać dobre CV to odsyłam do czeluści internetu - tam znajdziecie wszystko :D Ja chętnie sięgnę po inne książki autorki. Nie są one może super wybitne, ale za to przyjemne w odbiorze i pozytywnie motywujące. No i przypominają co w życiu jest ważne :)

piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia :)

Moi Kochani!

W tym szczególnym okresie chciałam życzyć Wam wszystkim radosnego, 
pełnego przeżycia Świąt. 
Oby stół pełen pyszności nie przysłonił nikomu istoty Bożego Narodzenia!
Spędźcie je spokojnie, rodzinnie i po prostu miło. 
 Wesołych Świąt!

Źródło: Pixaby

sobota, 17 grudnia 2016

Szukając Noel - Richard Paul Evans

Cześć!

Mój pociąg do świątecznych historii osiągnął chyba kulminację :) Pewnie wielu (a raczej wiele) z Was zna prozę Richarda Paula Evansa. Przeczytałam do tej pory trzy jego książki (o dwóch możecie poczytać tu i tu) i właśnie do tej kolekcji doszła czwarta. 
Szukając Noel to historia młodego chłopaka Marka, który niedawno stracił matkę, rzuciła go narzeczona, a na dodatek musiał zrezygnować ze studiów z powodów finansowych. Do tego wszystkiego stosunki z ojcem nigdy nie układały mu się najlepiej. Wszystkie te wydarzenia mocno obciążyły Marka. Tak bardzo, że zaczyna myśleć o samobójstwie. Jednak niezbadane są wyroki Boskie :) W wyniku zbiegu okoliczności chłopak trafia do małej kawiarenki, gdzie poznaje Macy. Dziewczyna stara się go pocieszyć i dodać mu otuchy. To zdarzenie staje się początkiem pięknej przyjaźni, która szybko przekształca się w coś więcej. Okazuje się, że Macy ma za sobą bardzo trudne i bolesne doświadczenia. W dzieciństwie została adoptowana przez niezbyt sympatyczną rodzinę i rozdzielona z młodszą siostrą. Teraz, kilkanaście lat później, Macy chciałaby odnaleźć siostrę. Jest to tym trudniejsze, że dziewczyna nawet nie pamięta jej imienia, a jej akta zostały utajnione. 

Evans jest znany z tego, że pisze ciepłe, nieco ckliwe nawet (choć wolę określenie wzruszające), ale przepełnione wiarą, nadzieją i miłością książki. Nie inaczej było tym razem. Oto mamy dwójkę młodych ludzi z ciężkim bagażem życiowych doświadczeń. Mimo niewesołej przeszłości potrafią stworzyć dla siebie lepszą przyszłość. Evans zwraca uwagę na to, że aby osiągnąć szczęście i pogodzić się z sobą należy także przebaczyć i pogodzić się z innymi. Być może ich motywacje były inne, niż te, które zakładaliśmy? 

Autor porusza także problem opieki społecznej nad dziećmi, a raczej jej nieudolności. Jak można wytłumaczyć rozdzielenie rodzeństwa tym, że starsza siostra zbyt mocno opiekuje się młodszą? Albo oddanie dziecka takim ludziom jak Hummelowie? To ważny problem i należałoby się nad nim pochylić. 

Jak wspomniałam wcześniej Evans kładzie nacisk na przebaczenie innym. To bardzo ważny aspekt, zwłaszcza w kontekście zbliżających się Świąt. Zwraca nam także uwagę, że na świecie żyje naprawdę wielu dobrych ludzi :) Przyznaję, że w niektórych momentach łezka zakręciła mi się w oku (ale ja mam oczy w mokrym miejscu, dlatego nie znoszę z zasady melodramatów :D). Pomimo pewnej przewidywalności i słodkiej otoczki Szukając Noel czytało się bardzo szybko i przyjemnie. W większych dawkach Evans mógłby spowodować niestrawność, ale raz na jakiś czas może stanowić przyjemny przerywnik w lekturze innych książek. A przed Świętami sprawdza się wręcz idealnie :)



piątek, 9 grudnia 2016

TAG lekturowy

Cześć!

Koleżanka Wiedźma zaprosiła mnie do bardzo aktualnego obecnie TAGU dotyczącego lektur szkolnych. Oto jej pytania i moje odpowiedzi :)
Źródło: Wiedźmowa głowologia

1. Moja ukochana lektura szkolna to Dzieci z Bullerbyn! Ewentualnie Ania z Zielonego Wzgórza :) Nawiasem mówiąc chyba sobie je odświeżę, bo dawno nie czytałam :)

2. Najgorsza lektura szkolna, jaką przeczytałam, to pewnie Szewcy, przeczytałam, ale żebym zrozumiała o co w tym chodzi to nie powiem :D
3. (Pierwsza) lektura, której nie przeczytałam, to... Zacznijmy od tego, że raczej lektury czytałam, ale małe grzeszki też mam na sumieniu :D Utknęłam na drugim tomie Potopu. Nie pamiętam też czy przeczytałam W pustyni i w puszczy (chyba nie), Akademię Pana Kleksa i Ferdydurke (to chyba przeczytałam po łebkach i też mam zamiar się z nią zmierzyć ponownie, bo jestem ciekawa jak bym tę książkę odebrała teraz).

4. Lektura szkolna, którą przeczytałam więcej niż raz, to Nad Niemnem, Dzieci z Bullerbyn i Ania z Zielonego Wzgórza.

5. Lektura szkolna, do której wróciłam po latach to Nad Niemnem. Moja Mama bardzo lubiła tę książkę i ja odziedziczyłam tę sympatię :)

6. Lektura szkolna, którą przeczytałam zanim dowiedziałam się, że jest lekturą, to... O rany, zagwozdka :) Przychodzi mi do głowy Ten obcy, ale nie dam sobie nic uciąć :)

7. Lektura szkolna, którą udało mi się przeczytać dopiero niedawno, to Lew, czarownica i stara szafa. Za moich czasów to nie była lektura o ile pamiętam.

8. Lektura szkolna, która powinna zniknąć z kanonu, to Szewcy widzę zniknęli :D Co do reszty to ciężko mi się wypowiedzieć, bo niektórych nie znam. Może Stary człowiek i morze? Mnie jakoś nie zachwyciła w szkole. Choć może teraz, gdybym przeczytała, odebrałabym ją inaczej?

9. Książka, która według mnie powinna być lekturą szkolną, to hmmm, pierwsza część Zwiadowców - Ruiny Gorlanu mogłaby być niezła. Uczą przyjaźni, oddania, honoru. A przy tym jest ciekawa :)

10. Lektura dowolna to ostatnia lektura przerabiana w czerwcu na języku polskim. Nauczyciel nie podaje żadnych wytycznych, uczeń sam wybiera książkę, którą chce przeczytać i przedstawić klasie. Co sądzisz o idei "lektury dowolnej"? A wiesz, że nie słyszałam o tej idei wcześniej? Ale to w sumie fajna sprawa, przynajmniej w moim odczuciu. Wiadomo, niektórzy będą brać najcieńsze książki na odwal się, ale niektórzy mogą się do tego bardziej przyłożyć, popytać tu i ówdzie i jeśli dobrze trafią to może być początek wielkiej przygody :) Poza tym opowiadanie na lekcji o jakiejś powieści, która zachwyciła danego ucznia może sprawić, że i inni po nią sięgną. Mnie się ten pomysł podoba :)

Dzięki za zajmującą i ciekawą zabawę i zapraszam wszystkich, którzy mają ochotę do tego Tagu :)

środa, 7 grudnia 2016

Ostatnia arystokratka - Evžen Boček

Cześć!

Od dawna chodziła za mną książka Evžena Bočka Ostatnia arystokratka. Naczytałam się o niej jaka to jest zabawna, rzuciłam okiem na fabułę i też wydała mi się interesująca. Nie dostałam jej niestety w bibliotece, więc w końcu zakupiłam ją w księgarni internetowej. Przyszła, a ja odłożyłam ją na półkę, gdzie czekała, aż dopadnie mnie czas, gdy będę potrzebowała lekkiej lektury.
Fabuła przedstawia się mniej więcej tak, że pewna amerykańska rodzina, wywodząca się z czeskiej arystokracji dostaje wiadomość, że ich rodowy majątek - zamek Kostka w Czechach - po latach zostaje im zwrócony. Kostkowie postanawiają przeprowadzić się do czeskiego majątku. Już przed wyjazdem zaczynają ściągać na siebie kłopoty. A to dopiero początek ich perypetii :) Na zamku zastają także dotychczasowych pracowników, którzy są dość osobliwi... :) Józef jest wiecznie narzekającym kasztelanem, który nie znosi hałasu, techniki i turystów. Ogrodnik jest nieuleczalnym hipochondrykiem i niewyżytym muzykiem, zaś kucharka, pani Cicha, lubi sobie czasem golnąć, oczywiście swojej sławnej orzechówki :) Sama rodzina Kostków jest równie zwariowana, a najnormalniejszą osobą jest młodziutka Maria, która jest jednocześnie naszą narratorką. To za jej przyczyną poznajemy sytuację, w jakiej się znaleźli - arystokratyczny ród na skraju bankructwa. Okazuje się, że jednak ich sytuacja nie jest taka najgorsza, bo i inni arystokraci bywają w podobnych (lub gorszych) opałach. oczywiście oprócz księcia Schwarzenberga :) 

Pomimo, że sytuacja Kostków jest opłakana i powinniśmy im współczuć to ich przygody wywołują uśmiech na twarzy :) Po pierwsze cała galeria osobliwych postaci, począwszy od hrabiego kostki na młodej Denisce kończąc tworzą tak barwną i zwariowaną mozaikę, że trudno przejść obok nich obojętnie. Poza tym ich próby przyciągnięcia turystów, a tym samym wyjścia z kłopotliwej (oględnie mówiąc) sytuacji finansowej są dość oryginalne i nowatorskie :) Pokój Erotyczny czy historie o duchach to tylko niektóre z nich. Jak wcześniej wspomniałam jedyną osobą o zdrowym rozsądku jest tu niewątpliwie Maria, którą szalenie polubiłam i jej kibicowałam. Oj, nie miała dziewczyna łatwego życia w otoczeniu takiej rodzinki. Wszystko jednak jest opowiedziane z niesamowitym humorem, który niejednokrotnie wywołuje uśmiech na twarzy. Scena, gdy hrabia Kostka uczy się jeździć konno jest świetna :) Bardzo chętnie sięgnę po następną część, aby dowiedzieć się czy plan Milady się uda i zamek Kostka stanie się naprawdę dochodową atrakcją turystyczną w regionie :) Całość przypomina mi trochę Zdobywam zamek Dodie Smith. Tu i tu mamy rodzinę mieszkającą w zamku, ale o kiepskiej kondycji finansowej, a narratorką jest młoda dziewczyna. Jednak autorzy położyli nacisk na inne aspekty. Polecam tę lekką i zabawną powieść w ramach relaksu oraz na poprawę humoru.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Imperium ognia - Sabaa Tahir

Cześć!

Wreszcie zabrałam się po długo odkładaną książkę Saby (tak to się odmienia?) Tahir Imperium ognia. Zanim jeszcze dostałam tę książkę byłam na nią nakręcona, a powodem były entuzjastyczne recenzje. Później pojawiły się te nieco mniej entuzjastyczne i moja chęć do poznania tej książki nieco osłabła. Ale w końcu stwierdziłam, że nadeszła pora, aby wyrobić sobie własną opinię :)
Scholarzy to podbity przez Wojan lud żyjący w ucisku, na marginesie społeczeństwa. Kiedyś byli potężni, ale to już zamierzchłe czasy. Teraz nie mają prawie żadnych praw o dostępie do edukacji nie wspominając. Rodzina Lai zostaje wymordowana, zostaje jej tylko brat, który został oskarżony o kolaborację z ruchem oporu i wysłany do więzienia. Dziewczyna zwraca się do rewolucjonistów z prośbą o pomoc. Uzyskuje obietnicę uwolnienia brata, ale pod pewnymi warunkami. Ma przeniknąć jako niewolnica do Czarnego Klifu - złowrogiego miejsca, gdzie kształcą się Maski, bezlitośni wojownicy strzegący Imperium. To tutaj jej los skrzyżuje się z losem aspiranta Veturiusa - niezwykle zdolnego młodego mężczyzny, który jednak nie chce być sprowadzony do roli maszyny do zabijania. Sytuacja komplikuje się, gdy okazuje się, że nadszedł, przepowiedziany przed pięciuset laty, czas Prób, który ma wyłonić nowego Imperatora. Jak potoczą się losy dwojga młodych ludzi na tle tak brutalnych wydarzeń? Czy uda im się uniknąć przeznaczonych im ról?

Powieść ma dwóch narratorów. Historię poznajemy naprzemiennie z punktu widzenia Lai i Eliasa Veturiusa. Daje to ciekawy efekt, dzięki któremu możemy zobaczyć sytuację z dwóch całkowicie różnych perspektyw. A dzieje się sporo. Elias razem z trójką innych masek (w tym ze swoją przyjaciółką Heleną) zostaje wybrany do Prób, gdzie musi zmierzyć się ze swoimi największymi lękami. Nie spodziewa się, że droga ku wolności będzie tak bolesna, że podczas niej będzie musiał walczyć o swoje człowieczeństwo. Eliasa łatwo polubić. Jego matka jest zimna i okrutna, on zaś jest jej przeciwieństwem. Ceni przyjaźń, nie lubi przelewać niepotrzebnie krwi, czuje odrazę do systemu, w jakim był kształcony. Ma ducha buntownika. Z kolei Laia na początku strasznie mnie irytowała swoim ciągłym o jak się boje, to dla Darina... Później natomiast fajnie było oglądać jej przemianę, choć następowała ona dopiero pod koniec powieści. Ciekawą i skomplikowaną postacią była też Helena. Był moment kiedy jej nie lubiłam, ale ... w sumie to tak została wychowana, a poza tym chroniła na ile mogła tych, na których jej zależało. Mam nadzieję, że jej watek w następnych tomach rozwinie się w dobrym kierunku, choć na pewno będzie to trudne zważywszy na jej położenie. Na plus zaliczam więc niejednoznaczne i dynamiczne postacie.

Sama historia była ciekawa, czytało się ją szybko i dość płynnie. Jednak drażniło mnie parę kwestii. Po pierwsze to naiwność Lai. Ruch oporu wysłał ją bez przygotowania w paszczę lwa. A ona była taka niedoświadczona i popełniała takie głupie błędy czasem. Aż miało się ochotę nią potrząsnąć. Poza tym, jak wspomniałam na początku jej charakter do mnie nie przemówił. Poza tym mam wrażenie, że w bohaterach strasznie buzowały...hormony :) Kto czytał to chyba będzie wiedział o co chodzi :) No cóż, ta pozycja jest skierowana raczej do nieco młodszych czytelników, więc to może dlatego? :)

Niemniej zaciekawiły mnie przygody bohaterów i intrygują mnie ich dalsze losy. A zapowiada się, że będzie się działo :) Mam nadzieję, że Elias zyska wreszcie to o czym od tak dawna marzył. Mam pewne podejrzenia, choć już raz udało się autorce mnie zaskoczyć, więc kto wie, w jakim kierunku potoczy się ta historia. W każdym razie Imperium ognia nie jest wybitnym fantasy, ale czyta się przyjemnie, z zaciekawieniem. Momentami naprawdę niecierpliwie przewracałam strony, aby dowiedzieć się co było dalej, jak bohaterowie wybrną z opresji.