poniedziałek, 26 marca 2018

Elegia dla bidoków - J.D. Vance

Cześć!

Odkąd wczytałam się w informacje o tej książce , miałam ją ochotę przeczytać. Opis wydawcy brzmiał nadzwyczaj interesująco. Będzie dobrze! Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy Marta sprezentowała mi tę książkę (dziękuję!). W międzyczasie przeczytałam kilka recenzji na blogach, niekoniecznie pozytywnych i mój zapał nieco osłabł a poprzeczka została obniżona. Niemniej z zaciekawieniem zabrałam się do lektury. O czym mowa? O Elegii dla bidoków.
W zasadzie książka jest zapisem drogi, jaką musiał przebyć J.D. Vance, aby z rodziny patologicznej, ubogiej, mieszkającej w niezbyt przyjaznym regionie Ohio wyjść na ludzi. Autor opisuje traumatyczne dzieciństwo swoje i siostry, które - jeśli miałabym je nazwać jednym słowem - określiłabym jako patologiczne. Matka co chwilę zmieniająca partnerów, alkoholizm dziadka, narkotyki, interwencje policyjne i częste awantury - to było zwykłe życie małego J.D. Vance'a. Dzięki wsparciu, jakie ofiarowali mu dziadkowie i siostra zdołał jednak wyrwać się z tego zaklętego kręgu biedy i awantur i wybić się wyżej. Chłopak służył w Korpusie Piechoty Morskiej, jest także absolwentem prawa na Yale. Udało mu się też stworzyć szczęśliwą rodzinę. 

Oprócz warstwy typowo wspomnieniowej Vance stara się pochylić nad zagadnieniem sytuacji białej klasy robotniczej na przykładzie swojego regionu. Porusza pewne zagadnienia polityczne, ale nie zgłębia ich zanadto, przez co reklamowanie tej książki jako odpowiedzi na pytanie dlaczego Donald Trump wygrał ostatnie wybory, jest pewnym nadużyciem. No właśnie. W tym przypadku reklama zrobiła trochę Elegii dla bidoków krzywdę - moim zdaniem. Z powodu, o którym wspomniałam wyżej oraz sloganu, który ogłasza tę książkę najważniejszą książką o Ameryce ostatnich lat. Ponieważ - a tu należy dodać, że książka mi się podobała - jest on trochę na wyrost.

Dla mnie ta książka jest wspomnieniem o rodzinie, oraz opowieścią o tym, że jeśli się naprawdę czegoś pragnie i ciężko na to pracuje, przy wsparciu ledwie garstki osób, można osiągnąć wiele i spełnić swoje marzenia. To książka o tym, że SIĘ DA. I o rodzinie, o roli - zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie - jaką odgrywa ona w życiu każdego człowieka. I traktowana w ten sposób książka może być inspirującą lekturą. Jeżeli zaś spodziewacie się cudów i politycznych rozprawek to faktycznie możecie poczuć się zawiedzeni. Ja jestem zadowolona z lektury, ale jak napisałam wcześniej, traktowałam ją jako opowieść o człowieku, któremu udało się wybić pomimo naprawdę marnych szans. 

niedziela, 11 marca 2018

Podróże z Charleyem - John Steinbeck

Cześć!

Jeśli zaglądacie na mojego bloga to zapewne zauważyliście, że odkąd odkryłam prozę Johna Steinbecka w 2015 roku, co jakiś czas pojawia się wpis odnośnie jego książek. Tym razem wyruszyłam z pisarzem w podróż po Ameryce, aby przekonać się jaka ona jest naprawdę.
W 1960 roku Steinbeck wraz ze swym psem Charleyem wyrusza kamperem w podróż po Ameryce Północnej. Chce na własnej skórze zobaczyć i poczuć jaka jest jego ojczyzna, o której pisze w swoich książkach. No i tu pojawiło się pierwsze zaskoczenie :) Bo spodziewałam się czegoś nieco innego. W zasadzie to nie wiem czego :) Może więcej ekscytujących przygód, opisów odwiedzanych miejsc, a dostałam obrazki, rozważania, rozmowy. W sumie całkiem mi się to podobało, choć pozostawiło też pewien niedosyt. Co zatem dostajemy w zamian?

Razem ze Steinbeckiem kierujemy się na północny-zachód, by zrobić pętlę i wrócić do Nowego Jorku. Podczas podróży pisarz dwukrotnie spotykał się ze swoją żoną, był też w stałym kontakcie telefonicznym z rodziną. Po drodze spotykał wielu ludzi, niektórych uwieczniał na kartach książki przytaczając dialogi, które odbył. Czasem zachwyci się jakimś widokiem czy np. starymi sekwojami, czasem spędza noc w kamperze (Rosynancie), czasem w motelu, a jego stałym towarzyszem jest wierny pies, któremu także poświęca sporo uwagi. Dostajemy sporą garść ciekawostek, szukamy amerykańskości, spotykamy ludzi, jemy sterylne, bezsmakowe jedzenie, a czasem pijemy doskonałą kawę z Południa czy pochylamy się nad problemami społecznymi. Ostatnie karty książki są poświęcone między innymi segregacji rasowej na południu Stanów. To dość gorzkie rozważania na temat ludzkich uprzedzeń i niesprawiedliwości. Daje sporo do myślenia, tym bardziej, że działo się to niespełna 60 lat temu, a więc w szerszej perspektywie całkiem niedawno. Jednak pomimo tych poważnych tematów Podróże z Charleyem to książka lekka i zabawna, a poczucie humoru Johna Steinbecka jest niezaprzeczalne :) Przez to książkę czyta się dobrze, choć (w moim przypadku) niezbyt szybko. Jak zwykle Steinbeck czaruje językiem. To chyba u niego standard i między innymi za to tak bardzo go lubię. Johna Steinbecka zawsze będę polecać i bardzo się cieszę, że mogłam z nim wyruszyć w Podróż. 

P.S. Kojarzycie popularne stwierdzenie, że coś jest stanem umysłu? Otóż Steinbeck już podczas swojej podróży określał Teksas jako stan umysłu :) Taka ciekawostka.

sobota, 3 marca 2018

Duchowe życie zwierząt - Peter Wohlleben

Cześć!

Dziś opowiem Wam o książce, którą właśnie skończyłam czytać. Mowa o Duchowym życiu zwierząt Petera Wohllebena. Dostałam ją od kuzyna, który wiedział, że czytałam pierwszą część i mi się podobała. Czy ta część była równie dobra?
Peter Wohlleben to niemiecki leśnik, który ostatnio zajął się też pisaniem. Na razie ma w dorobku trzy książki, z których przeczytałam dwie. Już sam tytuł jest intrygujący. Duchowe życie zwierząt sugeruje, że autor będzie starał się udowodnić, że zwierzęta to nie tylko bezmyślne istoty, niezdolne do odczuwania czegokolwiek. Wohlleben na licznych, konkretnych przykładach udowadnia, że takie myślenie o zwierzętach jest błędne. Przytacza przykład - pierwszy, który wpadł mi do głowy po lekturze - kruków, aby stwierdzić, że potrafią się nawoływać, omawia ich zachowania, które udowadniają, że to bardzo inteligentne ptaki. Autor pokazuje sytuacje, w których zachowania zwierząt jasno pokazują, że są zdolne do odczuwania emocji, a cała gama uczuć nie jest im obca. Koncentruje się nie tylko na zwierzętach dziko żyjących, jak wiewiórki, jelenie, sarny czy dziki, ale też na zwierzętach oswojonych, bądź udomowionych przez człowieka. Poddaje obserwacji na przykład swój mały zwierzyniec, w skład którego wchodzą: psy, konie, kozy czy króliki. Ale co z tytułową duszą, zapytacie? Otóż, w ostatnim rozdziale Wohlleben również porusza tę kwestię. To zależy w zasadzie od rozumienia pojęcia dusza. To temat dość delikatny, dlatego najlepiej będzie jak każdy rozważy ten rozdział zgodnie ze swoim światopoglądem :)

To co mnie najbardziej zachwyciło w tej książce, to - oprócz naprawdę ciekawych opowieści ze świata zwierząt - to prawdziwa miłość i głęboki szacunek do przyrody. Czuć je niemal na każdej stronie książki. Poza tym skłania ona do refleksji nad tym jak my traktujemy zwierzęta. Bo może się zdarzyć, że to my, ludzie, jesteśmy bardziej pozbawieni uczuć niż zwierzęta. Bo one czują zarówno emocje - strach czy zadowolenie, ale także ból czy zimno. Teoretycznie to powinno być oczywiste, ale chyba jednak nie jest... Oprócz tego uświadamia nam, jak bogaty i jeszcze nieodkryty jest świat zwierząt. Fascynujące!

Peter Wohlleben zaskakująco dobrze radzi sobie z piórem. Historyjki przez niego przytaczane są opowiadane płynnie, bardzo ładnym, starannym językiem, przez co bardzo dobrze się je czyta. Na uwagę zasługuje podział na krótkie, ułatwiające czytanie rozdziały oraz bardzo estetyczne wydanie korespondujące z poprzednim (i następnym) tomem, tworząc spójną serię. Polecam!