sobota, 31 grudnia 2016

Wyzwania, w których biorę udział w 2017 roku i podsumowanie Mini czelendżu 2016

Cześć!

W tym roku brałam udział w wyzwaniu Eweliny Mini czelendż 2016.

Udało mi się je ukończyć i jestem z tego powodu mega zadowolona! Przeczytałam wreszcie Alterland, który zalegał u mnie na półce już dość długo oraz Dawida Copperfielda pożyczonego od cioci :) Poza tym poznałam wreszcie prozę Michaela Crummey'a oraz Graeme Simsion'a. Poza tym zabrałam się za Achaję, na którą czaiłam się od jakiegoś czasu.

Wyzwanie tak mi się spodobało, że i w roku 2017 zdecydowałam się wziąć w nim udział :) Oto moje typy:
1. Książka z "jadalnym" tytułem - "Tortilla Flat" John Steinbeck
2. Książka będąca debiutem polskiego autora - "Motylek" Katarzyna Puzyńska
3. Książka będąca drugim tomem serii - "Książę Kaspian" C.S. Lewis
4. Książka z imieniem w tytule - "Dolores Clairborn" Stephen King
5. Książka wydana w latach 2010-2013 - "Irlandzki sweter" Nicole R. Dickson


Do 20 stycznia można się zgłaszać u Eweliny do tego wyzwania. Jeśli jesteście zainteresowani, kliknijcie w link powyżej, tam znajdziecie więcej szczegółów :)


Poza tym, również u Eweliny biorę udział w wyzwaniu Dublowanie!

Poza tym skusiłam się jeszcze na wyzwanie Wiedźmy :) 
Wyzwanie bardzo przypadło mi do gustu i mam wrażenie, że będę mieć mnóstwo frajdy z jego realizacją. Już mam swoje pierwsze typy :)

A Wy bierzecie udział w wyzwaniach czy raczej ich unikacie?

piątek, 30 grudnia 2016

Sekretne życie drzew - Peter Wohlleben

Cześć!

W dzisiejszych czasach dużą popularnością cieszą się książki o zwierzętach. Zwłaszcza psy i koty mają swoich zagorzałych wielbicieli, także wśród blogerów i czytelników. A rośliny? Co można napisać o roślinach? Na dodatek coś ciekawego, nie będącego podręcznikiem botaniki? Jest to w ogóle możliwe? Peter Wohlleben, niemiecki leśnik, udowadnia, że zdecydowanie tak!
Książka Petera Wohllebena to zbiór ciekawych opowieści ze świata drzew. Autor pracuje w gminie Hűmmel jako leśnik, więc ma okazję do interesujących obserwacji. I potrafi je przekazać w fascynujący sposób. Próbuje nas przekonać, że drzewa tak naprawdę nie różnią się zbytnio od innych stworzeń - potrafią się porozumiewać, chronią swoje potomstwo, pomagają sobie wzajemnie, odczuwają ból. To nie koniec. Wohlleben przekonuje nas, że drzewa mają też swoisty charakter! Nie każde drzewo jest takie samo. Jedne są bardziej cierpliwe i ostrożne, dzięki czemu na dłuższą metę są silniejsze i odporniejsze od swych kolegów, którzy, korzystając z dobrodziejstw np. światła, wystrzelają w górę zapominając o innych aspektach dojrzewania. To z kolei powoduje, ze są mniej stabilne i odporne na ataki szkodników. 

Autor opowiada o życiu drzew tak zajmująco i z takim przekonaniem, że czytelnik nie może wyjść ze zdumienia: to drzewa potrafią takie rzeczy? Owszem, to niesamowite, fascynujące istoty, niesłusznie niedoceniane i spychane na dalszy plan. 

Wohlleben zwraca także uwagę na zagrożenia jakie stwarza nieracjonalna gospodarka leśna i nawołuje do powrotu do lasu pierwotnego, zupełnie bez ingerencji człowieka. W takich warunkach drzewa i cały leśny ekosystem rozwijają się najlepiej i stwarzają korzystne warunki również dla człowieka. Natomiast w niekorzystnych warunkach np. w mieście może stanowić zagrożenie. Nie jest to jednak wina drzew, tylko warunków, w jakich są zmuszone żyć. W każdym razie z przykrością myślę teraz o drzewach sadzonych przy chodnikach czy nawet w parkach.

Książka zmusza do zastanowienia się nad tym w jaki sposób traktujemy nie tylko drzewa, ale rośliny w ogóle. A to przecież także istoty żywe. Myślę, że taka publikacja była potrzebna, aby zwiększyć świadomość dotyczącą tej tematyki. Polecam, nie tylko miłośnikom przyrody, ale także tym, którzy pragną poszerzyć swoje horyzonty, czy pogłębić wiedzę. Sekretne życie drzew jest książką niezwykle inspirującą i otwierającą oczy na wiele zagadnień związanych z lasem i drzewami.

wtorek, 27 grudnia 2016

Bóg zawsze znajdzie ci pracę. 50 lekcji jak szukać spelnienia - Regina Brett

Cześć!

Nie tak dawno był szał na książki Reginy Brett. Mnie jakoś to ominęło. Tzn. zaczęłam Bóg nigdy nie mruga, ale przeczytałam tylko może ze trzy felietony i dałam spokój, nawet nie pamiętam dlaczego (ale planuję to nadrobić). Chyba coś innego mnie wtedy zajęło. W każdym razie zaciekawiła mnie trzecia z kolei książka autorki, Bóg zawsze znajdzie ci pracę.
Podobnie jak we wcześniejszych przypadkach Bóg zawsze znajdzie ci pracę to zbiór 50 felietonów poświęconych motywowi pracy. Na początku nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Czyżby to był kolejny poradnik o tym jak pisać CV i szukać pracy? Jakieś złote rady, ważne instrukcje? I tak i nie. Autorka na przykładzie swoim oraz znanych sobie ludzi i historii opowiada nam o tym jak znaleźć swoje miejsce w życiu. I mimo, że są to rady proste i w zasadzie ogólnie znane to jednak na co dzień się o nich nie pamięta. Nie znajdziemy tu wzoru najlepszego listu motywacyjnego, ale znajdziemy motywację do tego, aby się nie poddawać. 

Regina Brett ma dość prosty styl, ale ma on w sobie też pewną głębię. Proste prawdy są zwykle najlepsze i o nich przypomina nam autorka. Zachęca do bycia najlepszą wersją siebie, do tego, aby się nie poddawać, ale wsłuchać się w siebie. Zastanowić co naprawdę chcemy robić w życiu i...zacząć to robić. Niby każdy to wie, ale w praktyce mało kto to stosuje. A gdyby tak zacząć? Według Reginy Brett to co najbardziej nas ogranicza to strach przed porażką. W sumie to się z nią zgadzam. Ale jak nie zaryzykujemy to na pewno się nie dowiemy czy było warto. I nie tracimy wtedy aż tak wiele jeśli nam się nie uda. A jeśli nawet nie spróbujemy to tracimy nasze wymarzone życie.

Lekkość pióra autorki jest niewątpliwym atutem. Podoba mi się to, że pani Brett pisze prosto, ale nie prostacko. Może zatem dotrzeć do każdego. Poza tym popiera to o czym pisze swoją postawą, często przytacza historie ze swojego życia. Felietony czyta się szybko i z przyjemnością. Jedyne co mnie troszkę (ale tylko troszkę) irytowało to mnóstwo cytatów w stylu mój przyjaciel X mawiał, że... Ale dało się to przełknąć :) Jeśli potrzebujecie pozytywnej motywacji oraz zachęty do podjęcia działania ta książka jest dla Was. Jeśli zaś chcecie się dowiedzieć jak napisać dobre CV to odsyłam do czeluści internetu - tam znajdziecie wszystko :D Ja chętnie sięgnę po inne książki autorki. Nie są one może super wybitne, ale za to przyjemne w odbiorze i pozytywnie motywujące. No i przypominają co w życiu jest ważne :)

piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia :)

Moi Kochani!

W tym szczególnym okresie chciałam życzyć Wam wszystkim radosnego, 
pełnego przeżycia Świąt. 
Oby stół pełen pyszności nie przysłonił nikomu istoty Bożego Narodzenia!
Spędźcie je spokojnie, rodzinnie i po prostu miło. 
 Wesołych Świąt!

Źródło: Pixaby

sobota, 17 grudnia 2016

Szukając Noel - Richard Paul Evans

Cześć!

Mój pociąg do świątecznych historii osiągnął chyba kulminację :) Pewnie wielu (a raczej wiele) z Was zna prozę Richarda Paula Evansa. Przeczytałam do tej pory trzy jego książki (o dwóch możecie poczytać tu i tu) i właśnie do tej kolekcji doszła czwarta. 
Szukając Noel to historia młodego chłopaka Marka, który niedawno stracił matkę, rzuciła go narzeczona, a na dodatek musiał zrezygnować ze studiów z powodów finansowych. Do tego wszystkiego stosunki z ojcem nigdy nie układały mu się najlepiej. Wszystkie te wydarzenia mocno obciążyły Marka. Tak bardzo, że zaczyna myśleć o samobójstwie. Jednak niezbadane są wyroki Boskie :) W wyniku zbiegu okoliczności chłopak trafia do małej kawiarenki, gdzie poznaje Macy. Dziewczyna stara się go pocieszyć i dodać mu otuchy. To zdarzenie staje się początkiem pięknej przyjaźni, która szybko przekształca się w coś więcej. Okazuje się, że Macy ma za sobą bardzo trudne i bolesne doświadczenia. W dzieciństwie została adoptowana przez niezbyt sympatyczną rodzinę i rozdzielona z młodszą siostrą. Teraz, kilkanaście lat później, Macy chciałaby odnaleźć siostrę. Jest to tym trudniejsze, że dziewczyna nawet nie pamięta jej imienia, a jej akta zostały utajnione. 

Evans jest znany z tego, że pisze ciepłe, nieco ckliwe nawet (choć wolę określenie wzruszające), ale przepełnione wiarą, nadzieją i miłością książki. Nie inaczej było tym razem. Oto mamy dwójkę młodych ludzi z ciężkim bagażem życiowych doświadczeń. Mimo niewesołej przeszłości potrafią stworzyć dla siebie lepszą przyszłość. Evans zwraca uwagę na to, że aby osiągnąć szczęście i pogodzić się z sobą należy także przebaczyć i pogodzić się z innymi. Być może ich motywacje były inne, niż te, które zakładaliśmy? 

Autor porusza także problem opieki społecznej nad dziećmi, a raczej jej nieudolności. Jak można wytłumaczyć rozdzielenie rodzeństwa tym, że starsza siostra zbyt mocno opiekuje się młodszą? Albo oddanie dziecka takim ludziom jak Hummelowie? To ważny problem i należałoby się nad nim pochylić. 

Jak wspomniałam wcześniej Evans kładzie nacisk na przebaczenie innym. To bardzo ważny aspekt, zwłaszcza w kontekście zbliżających się Świąt. Zwraca nam także uwagę, że na świecie żyje naprawdę wielu dobrych ludzi :) Przyznaję, że w niektórych momentach łezka zakręciła mi się w oku (ale ja mam oczy w mokrym miejscu, dlatego nie znoszę z zasady melodramatów :D). Pomimo pewnej przewidywalności i słodkiej otoczki Szukając Noel czytało się bardzo szybko i przyjemnie. W większych dawkach Evans mógłby spowodować niestrawność, ale raz na jakiś czas może stanowić przyjemny przerywnik w lekturze innych książek. A przed Świętami sprawdza się wręcz idealnie :)



piątek, 9 grudnia 2016

TAG lekturowy

Cześć!

Koleżanka Wiedźma zaprosiła mnie do bardzo aktualnego obecnie TAGU dotyczącego lektur szkolnych. Oto jej pytania i moje odpowiedzi :)
Źródło: Wiedźmowa głowologia

1. Moja ukochana lektura szkolna to Dzieci z Bullerbyn! Ewentualnie Ania z Zielonego Wzgórza :) Nawiasem mówiąc chyba sobie je odświeżę, bo dawno nie czytałam :)

2. Najgorsza lektura szkolna, jaką przeczytałam, to pewnie Szewcy, przeczytałam, ale żebym zrozumiała o co w tym chodzi to nie powiem :D
3. (Pierwsza) lektura, której nie przeczytałam, to... Zacznijmy od tego, że raczej lektury czytałam, ale małe grzeszki też mam na sumieniu :D Utknęłam na drugim tomie Potopu. Nie pamiętam też czy przeczytałam W pustyni i w puszczy (chyba nie), Akademię Pana Kleksa i Ferdydurke (to chyba przeczytałam po łebkach i też mam zamiar się z nią zmierzyć ponownie, bo jestem ciekawa jak bym tę książkę odebrała teraz).

4. Lektura szkolna, którą przeczytałam więcej niż raz, to Nad Niemnem, Dzieci z Bullerbyn i Ania z Zielonego Wzgórza.

5. Lektura szkolna, do której wróciłam po latach to Nad Niemnem. Moja Mama bardzo lubiła tę książkę i ja odziedziczyłam tę sympatię :)

6. Lektura szkolna, którą przeczytałam zanim dowiedziałam się, że jest lekturą, to... O rany, zagwozdka :) Przychodzi mi do głowy Ten obcy, ale nie dam sobie nic uciąć :)

7. Lektura szkolna, którą udało mi się przeczytać dopiero niedawno, to Lew, czarownica i stara szafa. Za moich czasów to nie była lektura o ile pamiętam.

8. Lektura szkolna, która powinna zniknąć z kanonu, to Szewcy widzę zniknęli :D Co do reszty to ciężko mi się wypowiedzieć, bo niektórych nie znam. Może Stary człowiek i morze? Mnie jakoś nie zachwyciła w szkole. Choć może teraz, gdybym przeczytała, odebrałabym ją inaczej?

9. Książka, która według mnie powinna być lekturą szkolną, to hmmm, pierwsza część Zwiadowców - Ruiny Gorlanu mogłaby być niezła. Uczą przyjaźni, oddania, honoru. A przy tym jest ciekawa :)

10. Lektura dowolna to ostatnia lektura przerabiana w czerwcu na języku polskim. Nauczyciel nie podaje żadnych wytycznych, uczeń sam wybiera książkę, którą chce przeczytać i przedstawić klasie. Co sądzisz o idei "lektury dowolnej"? A wiesz, że nie słyszałam o tej idei wcześniej? Ale to w sumie fajna sprawa, przynajmniej w moim odczuciu. Wiadomo, niektórzy będą brać najcieńsze książki na odwal się, ale niektórzy mogą się do tego bardziej przyłożyć, popytać tu i ówdzie i jeśli dobrze trafią to może być początek wielkiej przygody :) Poza tym opowiadanie na lekcji o jakiejś powieści, która zachwyciła danego ucznia może sprawić, że i inni po nią sięgną. Mnie się ten pomysł podoba :)

Dzięki za zajmującą i ciekawą zabawę i zapraszam wszystkich, którzy mają ochotę do tego Tagu :)

środa, 7 grudnia 2016

Ostatnia arystokratka - Evžen Boček

Cześć!

Od dawna chodziła za mną książka Evžena Bočka Ostatnia arystokratka. Naczytałam się o niej jaka to jest zabawna, rzuciłam okiem na fabułę i też wydała mi się interesująca. Nie dostałam jej niestety w bibliotece, więc w końcu zakupiłam ją w księgarni internetowej. Przyszła, a ja odłożyłam ją na półkę, gdzie czekała, aż dopadnie mnie czas, gdy będę potrzebowała lekkiej lektury.
Fabuła przedstawia się mniej więcej tak, że pewna amerykańska rodzina, wywodząca się z czeskiej arystokracji dostaje wiadomość, że ich rodowy majątek - zamek Kostka w Czechach - po latach zostaje im zwrócony. Kostkowie postanawiają przeprowadzić się do czeskiego majątku. Już przed wyjazdem zaczynają ściągać na siebie kłopoty. A to dopiero początek ich perypetii :) Na zamku zastają także dotychczasowych pracowników, którzy są dość osobliwi... :) Józef jest wiecznie narzekającym kasztelanem, który nie znosi hałasu, techniki i turystów. Ogrodnik jest nieuleczalnym hipochondrykiem i niewyżytym muzykiem, zaś kucharka, pani Cicha, lubi sobie czasem golnąć, oczywiście swojej sławnej orzechówki :) Sama rodzina Kostków jest równie zwariowana, a najnormalniejszą osobą jest młodziutka Maria, która jest jednocześnie naszą narratorką. To za jej przyczyną poznajemy sytuację, w jakiej się znaleźli - arystokratyczny ród na skraju bankructwa. Okazuje się, że jednak ich sytuacja nie jest taka najgorsza, bo i inni arystokraci bywają w podobnych (lub gorszych) opałach. oczywiście oprócz księcia Schwarzenberga :) 

Pomimo, że sytuacja Kostków jest opłakana i powinniśmy im współczuć to ich przygody wywołują uśmiech na twarzy :) Po pierwsze cała galeria osobliwych postaci, począwszy od hrabiego kostki na młodej Denisce kończąc tworzą tak barwną i zwariowaną mozaikę, że trudno przejść obok nich obojętnie. Poza tym ich próby przyciągnięcia turystów, a tym samym wyjścia z kłopotliwej (oględnie mówiąc) sytuacji finansowej są dość oryginalne i nowatorskie :) Pokój Erotyczny czy historie o duchach to tylko niektóre z nich. Jak wcześniej wspomniałam jedyną osobą o zdrowym rozsądku jest tu niewątpliwie Maria, którą szalenie polubiłam i jej kibicowałam. Oj, nie miała dziewczyna łatwego życia w otoczeniu takiej rodzinki. Wszystko jednak jest opowiedziane z niesamowitym humorem, który niejednokrotnie wywołuje uśmiech na twarzy. Scena, gdy hrabia Kostka uczy się jeździć konno jest świetna :) Bardzo chętnie sięgnę po następną część, aby dowiedzieć się czy plan Milady się uda i zamek Kostka stanie się naprawdę dochodową atrakcją turystyczną w regionie :) Całość przypomina mi trochę Zdobywam zamek Dodie Smith. Tu i tu mamy rodzinę mieszkającą w zamku, ale o kiepskiej kondycji finansowej, a narratorką jest młoda dziewczyna. Jednak autorzy położyli nacisk na inne aspekty. Polecam tę lekką i zabawną powieść w ramach relaksu oraz na poprawę humoru.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Imperium ognia - Sabaa Tahir

Cześć!

Wreszcie zabrałam się po długo odkładaną książkę Saby (tak to się odmienia?) Tahir Imperium ognia. Zanim jeszcze dostałam tę książkę byłam na nią nakręcona, a powodem były entuzjastyczne recenzje. Później pojawiły się te nieco mniej entuzjastyczne i moja chęć do poznania tej książki nieco osłabła. Ale w końcu stwierdziłam, że nadeszła pora, aby wyrobić sobie własną opinię :)
Scholarzy to podbity przez Wojan lud żyjący w ucisku, na marginesie społeczeństwa. Kiedyś byli potężni, ale to już zamierzchłe czasy. Teraz nie mają prawie żadnych praw o dostępie do edukacji nie wspominając. Rodzina Lai zostaje wymordowana, zostaje jej tylko brat, który został oskarżony o kolaborację z ruchem oporu i wysłany do więzienia. Dziewczyna zwraca się do rewolucjonistów z prośbą o pomoc. Uzyskuje obietnicę uwolnienia brata, ale pod pewnymi warunkami. Ma przeniknąć jako niewolnica do Czarnego Klifu - złowrogiego miejsca, gdzie kształcą się Maski, bezlitośni wojownicy strzegący Imperium. To tutaj jej los skrzyżuje się z losem aspiranta Veturiusa - niezwykle zdolnego młodego mężczyzny, który jednak nie chce być sprowadzony do roli maszyny do zabijania. Sytuacja komplikuje się, gdy okazuje się, że nadszedł, przepowiedziany przed pięciuset laty, czas Prób, który ma wyłonić nowego Imperatora. Jak potoczą się losy dwojga młodych ludzi na tle tak brutalnych wydarzeń? Czy uda im się uniknąć przeznaczonych im ról?

Powieść ma dwóch narratorów. Historię poznajemy naprzemiennie z punktu widzenia Lai i Eliasa Veturiusa. Daje to ciekawy efekt, dzięki któremu możemy zobaczyć sytuację z dwóch całkowicie różnych perspektyw. A dzieje się sporo. Elias razem z trójką innych masek (w tym ze swoją przyjaciółką Heleną) zostaje wybrany do Prób, gdzie musi zmierzyć się ze swoimi największymi lękami. Nie spodziewa się, że droga ku wolności będzie tak bolesna, że podczas niej będzie musiał walczyć o swoje człowieczeństwo. Eliasa łatwo polubić. Jego matka jest zimna i okrutna, on zaś jest jej przeciwieństwem. Ceni przyjaźń, nie lubi przelewać niepotrzebnie krwi, czuje odrazę do systemu, w jakim był kształcony. Ma ducha buntownika. Z kolei Laia na początku strasznie mnie irytowała swoim ciągłym o jak się boje, to dla Darina... Później natomiast fajnie było oglądać jej przemianę, choć następowała ona dopiero pod koniec powieści. Ciekawą i skomplikowaną postacią była też Helena. Był moment kiedy jej nie lubiłam, ale ... w sumie to tak została wychowana, a poza tym chroniła na ile mogła tych, na których jej zależało. Mam nadzieję, że jej watek w następnych tomach rozwinie się w dobrym kierunku, choć na pewno będzie to trudne zważywszy na jej położenie. Na plus zaliczam więc niejednoznaczne i dynamiczne postacie.

Sama historia była ciekawa, czytało się ją szybko i dość płynnie. Jednak drażniło mnie parę kwestii. Po pierwsze to naiwność Lai. Ruch oporu wysłał ją bez przygotowania w paszczę lwa. A ona była taka niedoświadczona i popełniała takie głupie błędy czasem. Aż miało się ochotę nią potrząsnąć. Poza tym, jak wspomniałam na początku jej charakter do mnie nie przemówił. Poza tym mam wrażenie, że w bohaterach strasznie buzowały...hormony :) Kto czytał to chyba będzie wiedział o co chodzi :) No cóż, ta pozycja jest skierowana raczej do nieco młodszych czytelników, więc to może dlatego? :)

Niemniej zaciekawiły mnie przygody bohaterów i intrygują mnie ich dalsze losy. A zapowiada się, że będzie się działo :) Mam nadzieję, że Elias zyska wreszcie to o czym od tak dawna marzył. Mam pewne podejrzenia, choć już raz udało się autorce mnie zaskoczyć, więc kto wie, w jakim kierunku potoczy się ta historia. W każdym razie Imperium ognia nie jest wybitnym fantasy, ale czyta się przyjemnie, z zaciekawieniem. Momentami naprawdę niecierpliwie przewracałam strony, aby dowiedzieć się co było dalej, jak bohaterowie wybrną z opresji.

niedziela, 27 listopada 2016

Magiczny ogród - Sarah Addison Allen

Cześć!

Jeśli chodzi o lektury to pozostaję w kręgu ciepłych i milusich powieści (choć następna już raczej taka nie będzie, ale ciiiii...) :) Tym razem sięgnęłam po powieść, którą już kiedyś czytałam, ale tak mi się spodobała, że kupiłam ją na wypadek, gdybym zechciała ponownie po nią sięgnąć. No i sięgnęłam :)
Świeczuszki, coś pysznego w dużym kubku, kocyk i miła lektura - to jest to :)

Sarah Addison Allen to pisarka, po którą sięgam w ciemno, gdy mam ochotę na niebanalną, ale ciepłą historię ze szczyptą magii i odrobiną pysznych potraw :) Przeczytałam już 4 jej książki, na Lubimy czytać jest jeszcze zbiorek z Reader's Digest, w którym jest jeszcze jedna powiastka pani Allen, której nie znam. Mam nadzieję, że kiedyś do mnie trafi :)

Magiczny ogród była pierwszą książką tej pisarki, którą przeczytałam. Teraz ponownie do niej wróciłam. Claire miała nieszczególne dzieciństwo, przynajmniej do momentu, aż trafiła pod dach babci Waverley. Choć nawet ten stary dom nie zapewnił jej poczucia bezpieczeństwa, ani głębokiej więzi z siostrą, która po osiągnięciu pełnoletności wyjechała z miasta i słuch o niej zaginął. Przez ten czas Claire uzyskała swoją małą stabilizację i niczego więcej od życia się nie spodziewała. Była z Waverley'ów, a to określała, w jaki sposób jest postrzegana przez mieszkańców miasteczka. To ona przyrządzała magiczne dania z kwiatów, a w jej ogrodzie rosła jabłonka, której jabłka pokazywały osobie, która je zjadła, najważniejsze wydarzenie z jej życia. Nawiasem mówiąc jabłonka była świetna, szkoda, że siostry nie lubiły jej zbytnio :) W to uporządkowane życie Claire ponownie wkracza siostra. Sydney znów uciekła, tym razem od brutalnego partnera, by chronić siebie i swoją córeczkę Bay. Na dodatek domek obok wynajął przystojny sąsiad, który wyraźnie jest oczarowany Claire i nie daje się łatwo odstraszyć, choć kobieta ima się różnych sposobów. Czy siostry znajdą wątłą nić porozumienia? Czy zapomną dawne urazy i potrafią otworzyć swoje serca nie tylko na siebie, ale także na miłość mężczyzny? Czy Sydney zdobędzie wreszcie poczucie bezpieczeństwa?

Bardzo podobała mi się ta książeczka. Ma w sobie wiele uroku i magii. Autorka świetnie wykorzystała potencjał zawarty w powieści. Bardzo podobało mi się, że mieszkańcy miasteczka, konkretne rodziny mają swoje własne cechy, które są dla nich charakterystyczne. No i to jak intensywnie wszystko przeżywają :) To wszystko nadaje tej opowieści baśniowości! Polubiłam także bohaterów: sympatyczną staruszkę Evanelle, niespokojną Sydney, tajemniczą Claire, biegającego po nocach Henry'ego i życzliwego, otwartego Tylera - jego chyba w szczególności :) Każde z nich ma jakąś cechę, która jest charakterystyczna tylko dla niego. Podoba mi się to zindywidualizowanie każdej postaci.

Podsumowując: powrót do tej lektury okazał się dobrym pomysłem. Sarah Addison Allen pisze w bardzo przystępny sposób, nadając swoim powieściom nieco baśniowy charakter poprzez dodanie do nich odrobiny magii i ciepła. Miła, odprężająca lektura :)

piątek, 25 listopada 2016

Sekretne składniki miłości - Nicolas Barreau

Cześć!

Wpadłam w jakiś dziwny stan :) Czy to już tchnienie grudnia i Świąt? Mam ochotę na wszystko co miłe, ciepłe i przytulne :) W ten trend wpisuje się świetnie książka Nicolasa Barreau. Wcześniej miałam okazję czytać jego Wieczorem w Paryżu, ale to już dawno, chyba nawet przed założeniem bloga. Sekretne składniki miłości kupiłam w jakimś supermarkecie za 10 zł i odłożyłam na półkę. I tam leżała, leżała... Aż w końcu wyciągnęłam po nią swoje łapki. I wiecie co? to było bardzo dobrze wydane 10 zł :)
Życie Aurélie Bredin nie jest usłane różami. Niedawno zmarł jej ojciec, zostawiając córce małą restaurację w spadku, matki praktycznie nie pamięta. A ukochany z dnia na dzień ją zostawia. W tym trudnym okresie Aurélie przypadkowo trafia do małej księgarni, gdzie w jej ręce wpada książka o tytule Sekretne składniki miłości. Przeglądając ją odkrywa, że jej mała restauracyjka została w powieści wymieniona, a ona sama niepokojąco przypomina główną bohaterkę. Postanawia odkryć tę małą tajemnice i przy okazji poznać autora książki. Jest tylko mały problem. Autor jest Anglikiem i bardzo chroni swoją prywatność. Podobnie jak jego francuski wydawca André Chabanais, który na początku sprawia niezbyt przyjemne wrażenie... Czy Aurélie uda się rozwiązać zagadkę i spotkać z ulubionym autorem? Jaki sekret ukrywa tajemniczy André? I czy Robert Miller przyjedzie do Paryża, aby uchylić rąbka tajemnicy?

Sekretne składniki miłości nie miała może skomplikowanej fabuły i w zasadzie prawie od początku było wiadomo jak się ona skończy. Ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Byłam ciekawa jak André wybrnie z sytuacji, w jaką sam się wplątał. A nabroił chłopak, nabroił :) Przez to cała historia może nie była zbyt prawdopodobna, choć z drugiej strony życie potrafi czasem bardziej zaskoczyć niż niejedna powieść :) W każdym razie historia jakich wiele, może schematyczna, ale w pewnym sensie niebanalna i po prostu urocza. Pewnie się zastanawiacie jak jedna historia może być jednocześnie schematyczna i niebanalna :) Otóż może :)

Opowieść jest prowadzona dwutorowo. Naprzemiennie narratorem jest Aurélie i André, dzięki czemu wiemy co nimi kierowało i możemy ich lepiej poznać i polubić. Choć autor mógłby się pokusić o pogłębienie nieco swoich postaci :) Szkoda również, że nie rozbudował nieco bardziej końcówki, gdyż chciałabym się dowiedzieć jak wyglądała sprawa z punktu widzenia dziewczyny. Mimo tych drobnych niedociągnięć spędziłam z powieścią kilka przyjemnych godzin. Urzekła mnie ta historia, może dlatego, że w głębi duszy wciąż jestem nieuleczalną romantyczką. Sekretne składniki miłości są tak pełne ciepła, uroku i niepowtarzalnej atmosfery Paryża, iż myślę, że kiedyś do niej wrócę. I podrzucę mojej Mamie - sądzę, że jej również się spodoba :) Muszę też pochwalić wydawnictwo Bukowy Las za śliczne, klimatyczne wydanie, spójne graficznie z drugą powieścią tego autora. Dobra robota!
 
Och, panie Barreau! Jak pan to zrobił, że po lekturze tej książki mam ochotę NATYCHMIAST zacząć uczyć się francuskiego i wyjechać do Paryża? Chyba zaczynam doceniać właśnie takie książki, które rozbudzają we mnie wyobraźnię, kreują nowe marzenia :) 

Nie nastawiajcie się na wybitną literaturę, ale na przyjemną, pełną wdzięku opowieść o miłości w cudownej atmosferze Paryża :) Ja byłam oczarowana!

piątek, 18 listopada 2016

Szału nie ma, jest rak - ks. Jan Kaczkowski, Katarzyna Jabłońska

Cześć!

Czytałam już kilka książek księdza Jana, można o nich poczytać tu, tu i tu. Miałam ochotę na coś innego niż fantastyka i przeglądając swoje książki trafiłam na tą. 
Szału nie ma, jest rak to zapis rozmów, jakie przeprowadził ksiądz Jan Kaczkowski z Katarzyną Jabłońską. Jest to cieniutka książeczka, licząca niespełna 140 stron, ale na swych kartach porusza ważne tematy. Pierwszą rozmowę odbyli niedługo po operacji, wtedy już było wiadomo, że ks. Kaczkowskiemu dużo czasu już nie zostało. Żył więc intensywniej, nadal w miarę sił zajmował się swoim hospicjum, tworzył publikacje. 

W książeczce poruszonych zostało wiele kwestii, część z nich bardzo trudna. Przyznam, że w części sytuacji (w zasadzie to chyba w większości) nie wiedziałabym jak postąpić. Ważnym elementem jest tutaj bioetyka, od której ksiądz Jan był specjalistą. Naprawdę, niektóre przykłady były naprawdę ciężkie. Czy zaprzestanie terapii uporczywej można porównać do eutanazji? Ks. Kaczkowski twierdzi, że absolutnie nie i stara się wyjaśnić swoje przekonania. Dlaczego metoda in vitro jest potępiana przez kościół? To tylko przykłady. Ksiądz Jan nie boi się też ostrych słów kierować w stronę instytucji kościelnych, wykazywać, że niekiedy funkcjonują one niewłaściwie.

W zasadzie postać księdza, w moim odczuciu, jest nieco skomplikowana. Z jednej strony potrafił być surowy, z drugiej miał w sobie wiele wyrozumiałości dla ludzkich upadków i naprawdę troszczył się o słabszych. Tu należy dodać, że sam do fizycznie silnych osób nie należał. 

Ciężko mi pisać o tej książce, chyba ze względu na tematykę, którą porusza. Nie chcę przeinaczyć niektórych kwestii, dlatego najlepiej jeśli każdy przeczyta ją sam w skupieniu. Wartościowa, refleksyjna lektura!

P.S. Na końcu książki ks. Kaczkowski umieścił apel, aby zaopiekować się hospicjum w Pucku, gdy jego już nie będzie. jakby ktoś coś to podaję stronę internetową placówki: http://www.hospitium.org/index/1

środa, 16 listopada 2016

Studnia Wstąpienia - Brandon Sanderson

Cześć!

Nie minęło dużo czasu od kiedy przeczytałam Z mgły zrodzonego a sięgnęłam po drugi tom. Ci, którzy tu zaglądają wiedzą, że pierwszy tom cyklu Ostatnie Imperium mnie oczarował. Czy druga część była równie dobra?
Udało mi się trafić na to ładniejsze wydanie :D

Od wydarzeń opisanych w pierwszym tomie minął rok. Elend jest królem Środkowego Dominium i zaczyna wprowadzać bardziej demokratyczne zmiany. Wprowadził w życie ideę Zgromadzenia, gdzie zasiadają przedstawiciele szlachetnie urodzonych, kupców oraz skaa. Pomimo wszystkiego co zrobiła dla miasta Zgromadzenie zaczyna obracać się przeciwko niemu, a w Luthadel zaczyna panować chaos. Nie jest to bez związku z tym, że na miasto maszerują armie. Jedna, pod wodzą ojca Elenda, Straffa Venture, druga pod wodzą lorda Cetta i trzecia, chyba najgroźniejsza, armia kolossów. Wydaje się, że miasto jest skazane na zagładę, a Elend nie wie jak mu pomóc, gdyż jego władza nie jest ugruntowana, a wręcz przeciwnie, zaczyna ją tracić.

Na drugim planie mamy też wątpliwości i rozterki bohaterów. Vin i Elend są w związku, ale zastanawiają się czy ten związek ma szansę przetrwać skoro nie zawsze potrafią się zrozumieć i każde z nich myśli, że nie jest warte drugiego... Na dodatek pojawia się inny mężczyzna, który utwierdza Vin w tym, że nie pasuje do miasta i jego mieszkańców i tylko inny Zrodzony z Mgły może ją zrozumieć. Nadchodzi czas podjęcia decyzji. Pozostali członkowie ekipy nadal współpracują, by chronić miasto. Sazed, pomimo, że dostał od Synodu zadanie do wykonania, nadal ma w sobie duszę buntownika, która tylko czeka na impuls by go uwolnić. Poznajemy też nieco więcej szczegółów o istotach, które były obecna w pierwszej części, ale wspomniani są raczej mimochodem. Mam na myśli kandry i kolossy. Również tutaj mamy do czynienia z proroctwami, które dają nadzieję na pokonanie Głębi, która zdaje się powracać. Czy to Vin ma być tą, która uwolni moc?

Sanderson jak zwykle drobiazgowo opisał świat, w którym umieścił swoich bohaterów. Jestem pod wrażeniem tego jak spójnie to przedstawił. I nawet wtedy, gdy wydawało mi się, że sam sobie przeczy, później okazywało się, że tylko mylił tropy. Szkoda tylko, że niektóre wątki jakby troszkę potraktował po macoszemu. Nie do końca rozumiem pewną kwestię związaną z kandrą Vin  oraz z Zane'em (nie napiszę dokładniej, by zbyt wiele nie zdradzić). 

Fabuła jest bardzo skomplikowana, intrygi polityczne przeplatają się z badaniami nad proroctwem oraz z rozterkami bohaterów. Byłam ciekawa jak autor to rozegra i zrobił to znakomicie, choć koniec nie jest zbyt pozytywny. Bohaterowie to tylko nieświadome niczego pionki w grze czegoś potężniejszego od wszystkiego co znali. Nie brzmi to optymistycznie, ale jest punktem wyjścia do trzeciego tomu, w którym - jak mniemam - będzie zawarta ostateczna rozgrywka. Wydarzenia, które mają miejsce w Studni Wstąpienia mają ścisły związek z motywem religii i tutaj wolałabym, żeby autor położył na nią jednak nieco mniejszy nacisk, te rozważania Sazeda były nieco skomplikowane :) No i to tworzeni kościoła Ocalałego. Wydawało mi się to niezbyt... właściwe.

Studnia Wstąpienia okazała się godną kontynuacją Z mgły zrodzonego. Brandon Sanderson stworzył niesamowity świat, do którego chętnie wrócę, choć trzeba przyznać, że nie traktuje swoich bohaterów zbyt łagodnie. W każdym razie bardzo odpowiada mi styl autora, wspaniale pisze!

niedziela, 13 listopada 2016

Zapiekanka z dyni i mięsa

Cześć!

Dziś będzie kulinarnie. Blog Mirabelki jest dla mnie nieustanną inspiracją do poznawania nowych smaków i ciekawych przepisów. To właśnie tam wyczytałam przepis na zapiekankę, którą kiedyś wypróbowałam. Oczywiście zmieniłam parę rzeczy, ale efekt był wyśmienity! 
Dysponowałam całkiem sporą dynią, na małą zapiekankę wystarczy ćwiartka, ale sądzę, że połówka byłaby lepsza jeśli chcecie zrobić więcej :)

Potrzebujemy:
- podwójną pierś z kurczaka (w oryginale mięso mielone)
- ok. ćwiartkę bądź połówkę dużej dyni (w zależności od wielkości naczynia do zapiekania)
- kawałek żółtego sera
- puszka pomidorów krojonych
- mała cebula
- czosnek w proszku (można dać świeży, przeciśnięty przez praskę)
- 2-3 łyżki mąki
- ostra i słodka papryka
- tymianek, rozmaryn, sól, pieprz
- olej
Zapiekanka przed upieczeniem

Dynię obieramy, kroimy na niewielkie plastry, posypujemy mąką i mieszamy. Mięso i cebulę kroimy w kostkę, smażymy na patelni na oleju, dodajemy przyprawy i dusimy, aby woda w większości odparowała a sos zrobił się gęsty. Sos powinien być dość pikantny, by wzbogacić smak dyni. Naczynie do zapiekania smarujemy olejem, wykładamy połowę dyni. Następnie na dynię wlewamy sos z mięsem, na wierzch wykładamy resztę dyni. Posypujemy startym serem. Zapiekamy ok 45-60 minut.
Może nie wygląda zbyt dobrze (która zapiekanka zresztą wygląda dobrze po wyłożeniu jej na talerz?:)), ale smakuje rewelacyjnie. Podzieliłam się przepisem z koleżanką z pracy i była zachwycona :)

wtorek, 8 listopada 2016

Czterdzieści i cztery - Krzysztof Piskorski

Cześć!

Ostatnio spotkała mnie miła niespodzianką, jaką była wygrana na blogu Marty książki Krzysztofa Piskorskiego Czterdzieści i cztery. Powieść dotarła do mnie ekspresowo, a że wkrótce skończyłam poprzednią lekturę zaczęłam podczytywać właśnie ją. Wczoraj (a właściwie już dziś:)) zakończyłam lekturę :)
Akcja rozpoczyna się w 1830 roku podczas dogorywającego powstania na Litwie, by wkrótce przeskoczyć o czternaście lat do przodu. Eliza Żmijewska to ostatnia kapłanka Żmija, słowiańskiego bóstwa. Właśnie wyruszyła do Londynu z tajną misją. Ma wykonać wyrok wydany przez Radę Emigracyjną na Konrada Załuskiego, bogatego przemysłowca, który kilkanaście lat wcześniej zawiódł uczestników powstania. Sprawy zaczynają się komplikować już na samym początku, gdyż podróż do Londynu obfituje w niespodziewane sytuacje. Nastroje w Europie również są niespokojne, czuć już oddech rewolucji. A wszystko to ma miejsce w świecie, który jest podobny, a jednak różny od naszego. Dzięki odkryciu etheru i jego właściwości została umożliwiona podróż pomiędzy światami. Czy jednak naruszenie pradawnej równowagi świata może wyjść ludziom na dobre? Czy nie zachwieje odwiecznej równowagi? Jaką rolę w tym wszystkim odegra Eliza i Konrad?

Steampunk to gatunek, z którym miałam niewiele do czynienia. Zaczęłam kiedyś Bezduszną, ale jakoś nie przypadła mi do gustu i ją odłożyłam i to by było na tyle. Nie wiedziałam więc do końca czego się spodziewać. Autor zaserwował nam niesamowitą wizję nieskończonej ilości równoległych światów, do których można się przedostać przez etherowe bramy. Światy te bywają nieskolonizowane, jednak w innych mieszkają niesamowite stwory jak np. tetygoni. Badania nad etherem pozwoliły na rozwój bardzo niebezpiecznych broni. W epoce wojen był to krok milowy. Mimo, że mnie z techniką nie bardzo po drodze z wielkim zainteresowaniem czytałam o tych wynalazkach.

Oprócz zagadnień technicznych oraz motywu równoległych rzeczywistości Piskorski zaserwował nam świetną powieść przygodową pełną niespodziewanych zwrotów akcji, bitw i potyczek, ucieczek, pościgów i scen walk okraszonych ciekawymi faktami i postaciami historycznymi umiejętnie wplecionymi w fabułę. Zastanawianie się co jest prawdą historyczną, a co wymysłem autora jest fantastyczną gimnastyką dla umysłu. A Piskorski naprawdę stworzył świetny koktajl z tych dwóch elementów :)

Główną osnową fabuły są przygody Elizy dążącej do wykonania wyroku. Jednak w miarę zbliżania się tej ważnej chwili kobietę zaczynają ogarniać wątpliwości. Pragnie dowiedzieć się dlaczego Konrad nie pomógł im na Litwie. Prawda okaże się zaskakująca. Ciekawym motywem jest też użycie w powieści ważnych dla Polski postaci, jak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Fryderyk Chopin, Józef Poniatowski... Interesującym zabiegiem było umieszczenie na początku każdego rozdziału wiersza bądź listu, który w jakiś sposób korespondował z treścią. Trzeba tylko zwrócić uwagę na to, iż niektóre wiersze są nieco zmienione :D 

Pomimo, że to literatura rozrywkowa rzuciło mi się w oczy, że autor chciał pokazać też brutalność bratobójczych walk oraz po prosty skomplikowaną grę w którą wikłają się ludzie w czasie wojny czy kryzysu. Człowiek musi wybierać, choć te wybory wcale nie są oczywiste. Najlepiej to widać w scenie, gdy rewolucjoniści zdobywają pałac a przeciwko sobie staje dwóch marszałków Francji - obaj wierni cesarzowi, tylko każdy innemu...

Troszkę tylko byłam rozczarowana zakończeniem, nie wiem czego się spodziewałam, ale jednak chyba nie tego. Choć ciężko było na pewno zamknąć tak bogatą (zarówno w formie jak i treści) powieść i chyba jednak takie zakończenie jest najlepsze. Niemniej miałam nadzieję na coś innego :)

W każdym razie Piskorski wykonał kawał dobrej roboty! Powieść czytałam z prawdziwą przyjemnością i niekłamanym zainteresowaniem. Czasem ciężko się było oderwać, bo po głowie kołatały się pytania: co dalej? Jak Eliza sobie z poradzi z daną sytuacją? Przy okazji wspomnę o wydaniu, które jest naprawdę przyjemne dla oka, czcionka wręcz idealna, a grafika na okładce jest fantastyczna i wspaniale koresponduje z treścią. Wspaniała lektura :)

niedziela, 6 listopada 2016

Liebster Blog Award

Cześć!

Ostatnio zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Willę z bloga moje czytadełka, za co bardzo dziękuję :) Zasady chyba wszyscy znają, więc od razu przejdę do pytań :)

1. Ulubiona książkowa para

Pierwsze pytanie i zagwozdka. Choć nie - bardzo lubię Lizzy Bennet i pana Darcy'ego - klasyka! :) Bardzo kibicowałam też Lewinowi i Kitty z Anny Kareniny.

2. Ulubiony bohater książkowy

Ale że tylko jeden? O rany... Nie wiem, ciężko wybrać jedną postać... Lubię wspomnianych Lizzy i pana Darcy'ego, lubię pana Thorntona (Północ i południe) i Molly Gibson (Żony i córki), lubię Raodena z Elantris, uwielbiam Halta ze Zwiadowców (Willa zresztą też bardzo lubię). Gdybym pomyślała dłużej lista na pewno by się wydłużyła :)

3. Ulubiony serial

Rzadko oglądam seriale, ale jeśli mam wybierać to uwielbiam mini serial BBC Duma i uprzedzenie, podobało mi się też Północ i południe (też BBC), ale to na podstawie książki Elizabeth Gaskell.

4. Czy jest taka książka, która jest szczególnie bliska twemu sercu?

Ciężko wybrać jedną... Holyfood Hołowni może?

5. Gdzie najchętniej czytasz książki?

Różnie, czasem czytam przy stole, czasem na polu (choć rzadko, przyznaję), czasem w fotelu albo na łóżku i te dwa ostatnie miejsca chyba najbardziej mi odpowiadają :)

6. Ekranizację jakiej książki chciałabyś zobaczyć na ekranie?

Rzadko oglądam filmy. Niedawno czytałam Z mgły zrodzonego Sandersona i myślę, że z tego można by zrobić porządny film, tylko obawiam się, że dla mnie byłby zbyt krwawy :)

7. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem?

Moja przygoda z blogowaniem rozpoczęła się dzięki mojej Przyjaciółce, która założyła bloga wcześniej ode mnie i zaczęła namawiać do tego również mnie :) Broniłam się na początku, ale dałam się przekonać i tak się zaczęło. Mój wirtualny zakątek w lutym skończy 4 latka :)

8. Od jak dawna czytasz książki?

Od dzieciństwa :) Nie potrafię wskazać dokładnego momentu, w którym zaczęłam czytać, ale pamiętam sytuację, gdy byłam chora, leżałam w łóżku a mama dała mi książkę Włóczęgi północy do czytania. Ogromnie mi się spodobała. Umówmy się, że to był początek :)

9. Jakiej muzyki słuchasz najczęściej?

Najbardziej to rock do mnie przemawia, choć słucham czasem popu (jak leci w radio), czasem metalu, zdarzają się nawet operetki :) 

10. Jaką książkę obecnie czytasz?

Obecnie to Czterdzieści i cztery Krzysztofa Piskorskiego, którą to książkę wygrałam na blogu Marty :)

11. Jaki gatunek książki najczęściej czytasz?

Nie ograniczam się do jednego gatunku, czytam bardzo różnorodne książki. Ostatnio sporo sięgam po fantastykę, zwłaszcza fantasy, choć sf też się znajdzie (choć do niedawna unikałam tego gatunku), czytam też obyczajówki, kryminały, czasem wpadnie jakiś reportaż, czasem sztuka czy romans. Lubię mieć wybór :)

Moje pytania:
1. Autor, po którego książki sięgasz w ciemno.
2. Książka, po której spodziewałeś/spodziewałaś się wiele, a okazała się przeciętna.
3. Książka, po której spodziewałeś/spodziewałaś się, że będzie przeciętna, a okazała się znakomita.
4. Czy ma dla Ciebie znaczenie kolejność w jakiej przeczytasz książkę i obejrzysz jej ekranizację?
5. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z czytaniem?
6. Jakie są Twoje inne zainteresowania poza literaturą?
7. Jaką porę roku lubisz najbardziej i dlaczego?
8. Wolisz jedną, zamkniętą książkę czy cały cykl?
9. Jaki rodzaj muzyki towarzyszy Ci najczęściej w codziennym życiu (można podać rodzaj muzyki, ulubiony zespół, bądź tytuły piosenek).
10. Jakie miejsce na Ziemi chciałbyś/chciałabyś odwiedzić?
11. Autor, który jest według Ciebie niesłusznie niedoceniony bądź mało znany.

Miałam tradycyjnie nikogo nie nominować, ale pomyślałam, że fajnie by było jednak dowiedzieć się czegoś o Was i Waszych preferencjach. Mam wrażenie, że moje pytania mogą stanowić pewną zagwozdkę, ale dacie radę :P A nominuję:

piątek, 4 listopada 2016

Pół króla - Joe Abercrombie

Cześć!

Miałam być ostrożna w rozpoczynaniu cykli fantasy, a skończyło się na tym, że zaczęłam dwa: Sandersona Ostatnie Imperium i Abercrombiego Morze Drzazg. Dziś będzie o pierwszym tomie Morza... Wcześniej czytałam o autorze, że jest dość ostry, nawet brutalny, dlatego na początek sięgnęłam po coś łagodniejszego. 
Pół króla to opowieść o kalekim chłopcu, drugim synu króla Gettlandu. Jako, że nie miał szans na koronę i nawet nie czuł pociągu do władzy, zaś spory pociąg do nauki postanowił poświecić się służbie ministerialnej. Splot nieszczęśliwych zdarzeń sprawił, że Yarvi musiał porzucić swe plany - został królem. Nie na długo jednak, gdyż wskutek zdrady ledwo ocalił życie, stracił jednak wolność. Został niewolnikiem. Nie chciał jednak pogodzić się ze swym losem i szukał sposobu na wyrwanie się ze swojej nieciekawej sytuacji i spełnienie obietnicy: zemsty na zabójcy ojca i brata. Czy jednak młody chłopak, z kaleką dłonią jest w stanie spełnić swoje zamierzenia? 

Na pierwszy plan wysuwają się tutaj bohaterowie. Yarvi nie jest jednak klasycznym przykładem herosa. Wręcz przeciwnie. Ma bystry umysł, lecz niesprawną dłoń, przez którą jest praktycznie bezużyteczny na polu walki. Jest uważany za słabeusza, nie wzbudza szacunku a raczej pogardę i lekceważenie. Nie zmienia się to nawet wtedy, gdy zostaje królem. Wręcz przeciwnie, wydaje się to nasilać. Zdradzony przez osobę, której ufał, po wielu perypetiach powraca by zawalczyć o Czarny Tron. 

Niestety nie zapałałam specjalną sympatią do Yarviego, choć poniekąd go rozumiem. Jednak całe to wybieranie mniejszego zła i większego dobra trochę mnie irytowało. Nie jestem pewna czy byłby z niego dobry władca, skoro dopuścił (a właściwie był ich prowokatorem) do pewnych... wydarzeń. Yarvi wydał mi się dość egoistyczny. Natomiast polubiłam jego ekipę. Galeria wyrzutków, niewolników stała się dla siebie naprawdę ważna. Wreszcie poznali co to przyjaźń, choć niektórzy zapłacą za to drogą cenę. Intrygowała mnie postać Nijakiego, choć muszę przyznać, że podczas lektury zaczęłam się domyślać jaką rolę przyjdzie mu odegrać.

Jeśli chodzi o świat przedstawiony w powieści to na duży plus zasługuje umieszczenie wewnątrz mapki z basenem Morza Drzazg w centrum. Ciekawie została przedstawiona hierarchia władców: królowie zasiadają między bogami a ludźmi, a Najwyższy Król między bogami a królami. Również interesującym wątkiem był system religijny oraz zawód ministra. Mimo wszystko nie był to jednak bardzo szczegółowo opisany świat, powiedzmy, że zostały zaznaczone najważniejsze rzeczy.

Powieść czytało się całkiem przyjemnie i dość szybko, pomimo mojego stosunku do głównego bohatera. Sam pomysł był ciekawy i przyznaję, że Abercrombie zaintrygował mnie na tyle, że mam zamiar sięgnąć po kolejne części. Widać, że wątek Najwyższego Króla dopiero się rozkręca. Jestem ciekawa jak potoczy się dalej i jak będzie się układała równowaga sił na dworze w Gettlandzie. 

Jak wspomniałam, Pół króla była ciekawą lekturą. Jednak w porównaniu do Sandersona wypada nieco blado. Może dlatego, że Morze Drzazg jest skierowane do nieco mniej wymagającego czytelnika? Pewnie tak, dlatego nie będę narzekać i zabiorę się za kolejną część :)

niedziela, 30 października 2016

Zimowa opowieść - William Shakespeare

Cześć!

William Shakespear (Szekspir) - to nazwisko jest znane nawet największym ignorantom. Chyba każdy słyszał o najsłynniejszych dramatach, takich jak Romeo i Julia, Makbet czy Hamlet. Mimo, że ich autor żył na przełomie XVI i XVII wieku, jego utwory nadal są popularne na całym świecie, a jego sztuki nadal wystawiane na deskach teatrów. Dzisiaj przedstawiam Wam jedną z ostatnich sztuk mistrza - Opowieść zimową.
Znajdujemy się na Sycylii, gdzie król Leontes podejmuje swojego przyjaciela - króla Czech Polixenesa. Nie wiadomo z jakiej przyczyny Leontes zaczyna podejrzewać, że Polixenesa i jego żonę Hermionę łączy romans. Opętany zazdrością chce podstępnie zgładzić przyjaciela, wtrąca do więzienia królową, a gdy ta rodzi dziecko (bo w owym czasie była brzemienna), twierdzi, że to bękart i każe się dziecka pozbyć. te wydarzenia staną się początkiem tragedii, która spada na jego rodzinę. Czy jednak istnieje szansa, że król odzyska, przynajmniej w części to co stracił? Czy przejrzy na oczy i uwierzy w niewinność Hermiony?

Shakespear oparł swoją sztukę na utworze Roberta Green'a. Czytając o niej dowiedziałam się, że należy do tzw. sztuk problemowych, czyli takich, których nie można jednoznacznie przypisać do jednego gatunku. Mamy tutaj elementy tragedii i romansu a całość utrzymana jest w baśniowym charakterze. To sprawia, że nawet nie do końca prawdopodobne sytuacje jesteśmy w stanie przyjąć bez oburzenia.

Fabuła oparta jest na historii starej jak świat. On myśli, że ona go zdradza, więc w szale zazdrości karze ją, jednak nie wie jak opłakane skutki będą mieć jego decyzje. To mi troszkę przywodzi na myśl antyczne dramaty, gdzie wszystko zbliża nas do nieuchronnej katastrofy, dzięki której widzowie mają osiągnąć katharsis. Jednak u Shakespeare'a to dopiero wstęp do dalszej opowieści. Przyznaję, że czytałam ją z wielkim zainteresowaniem zastanawiając się co będzie dalej i jak autor rozwiąże tę kwestie. Na końcu udało mu się nawet mnie zaskoczyć. Banalny pomysł w niebanalnej odsłonie. 

W Zimowej opowieści wyróżniają się silne postacie, przede wszystkim kobiece. Hermiona to kobieta pełna godności, dla której najważniejsze jest nie zachowanie życia tylko obronienie swojego dobrego imienia oraz czci swoich dzieci. Równie silną osobą jest Paulina, która potrafiła wygarnąć gorzką prawdę samemu królowi prosto w oczy. Z męskich postaci Camillo zasługuje na uwagę ze względu na prawy charakter, choć pod koniec również zaczął nieco intrygować. Na szczęście na dobre się to obróciło :) Intrygami zajmował się za to Autolycus, za którym chwilami nie mogłam nadążyć :)

Na uwagę zasługuje też język. Wspaniale spisał się tłumacz - Maciej Słomczyński. Bardzo dobrze się Zimową opowieść czytało, pomimo struktury i użytego słownictwa. Za to duży plus. Niejakim zaskoczeniem były użyte w pewnych miejscach słowa, niekiedy kolokwialne, niekiedy nawet niecenzuralne. Podobało mi się też wydanie w serii Dzieła, w twardej oprawie i dość oszczędnej szacie graficznej - co jednak trafiło w moje poczucie estetyki. Chętnie obejrzałabym tę sztukę na deskach teatru. Myślę, że jeszcze sięgnę po utwory Shakespeare'a.


sobota, 29 października 2016

Czerwone liście - Thomas H. Cook

Cześć!

Biorę udział w akcji Ejotka Dublowanie (nawiasem mówiąc, ona zawsze wymyśli coś ciekawego, polecam przyjrzeć się jej pomysłom:)). Z grubsza polega to na tym, że wyszukujemy książki o tych samych tytułach i je czytamy. Dlatego czasem sięgam po książki, o których wcześniej nie słyszałam, za to pasują mi do wyzwania :) Taką książką są właśnie Czerwone liście Thomasa H. Cooka.
Fabuła zostaje umiejscowiona w małym miasteczku Wesley, gdzie dochodzi do tragicznego zdarzenia. Zaginęła mała córeczka państwa Giordano, ośmioletnia Amy. Wszystko wskazuje na to, że zamieszany w sprawę jest piętnastoletni chłopiec, Keith, który tego wieczoru opiekował się dziewczynką. To wydarzenie uruchamia lawinę podejrzliwości, co z kolei sprowadza kolejne nieszczęśliwe wydarzenia. 

Opowieść poznajemy z perspektywy ojca Keith'a, Erica. To on jest narratorem tej historii, opowiadanej po latach. Poznajemy poukładaną rodzinę, gdzie w małżeństwie układa się bardzo dobrze, a syn, nastolatek, jest nieco wyobcowany, nie ma przyjaciół, ale nie stwarza większych problemów. Historia zaginięcia małej Amy kładzie kres rodzinnej równowadze. W relacje między jej członkami wkradają się niedomówienia i podejrzenia, wyciągane pochopnie wnioski. Eric próbuje jakoś się w tym wszystkim odnaleźć. Na dodatek próbuje wyjaśnić dlaczego jego pierwsza rodzina (ojciec, matka i rodzeństwo) działała w sposób na pozór normalny, a jednak nieco dysfunkcyjny. Cieniem na ich życiu kładzie się charakter i nieudane inwestycje ojca, tragiczna śmierć najpierw siostry, potem matki. okazuje się, że nie wszystko jest tak proste i poukładane jak się wydaje.

Nieczęsto czytam kryminały skonstruowane w taki sposób. Mimo, że osnową całej opowieści jest zaginięcie Amy to jednak autor skupia się bardziej na przeżyciach rodziny chłopca podejrzanego o dokonanie zbrodni, a konkretnie ojca Keith'a. Widzimy, jakie naprawdę relacje i uczucia panują w tej rodzinie. Odkrywamy to co ukryte, widzimy budzącą się podejrzliwość, nie tylko w stosunku do syna. Było to bardzo ciekawe i dość oryginalne. Tym bardziej podobało mi się, że oszczędzono mi krwistych szczegółów. Brakowało mi jednak trochę analizy uczuć samego Keith'a. Nie wiemy co on tak naprawdę przeżywał, choć możemy się tego domyślać. Niemniej, dzięki temu, powoli odkrywamy zagadkę. Spory nacisk położono na przeżycia Erica, dzięki czemu widzimy w jaki sposób funkcjonuje rodzina dotknięta podejrzeniami. Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Jakie tajemnice ukrywa bliska osoba?

Czerwone liście to ciekawa, dobrze napisana powieść kryminalna. Temat został ujęty w niebanalny sposób, który przypadł mi do gustu. Polecam.

środa, 26 października 2016

Czerwone liście - William Faulkner

Cześć!

Ostatnio wpadły mi w łapki opowiadania Williama Faulknera, amerykańskiego pisarza, laureata Nagrody Nobla. Na Lubimy Czytać znalazłam całkiem pochlebne opinie, więc oczekiwania miałam spore. 
W tomiku zostało zamieszczonych jedenaście opowiadań. Nie będę się może rozpisywać na temat każdego z nich oddzielnie, tylko przemycę tu parę ogólnych myśli na ich temat. Po pierwsze opowiadania (w większości) są osadzone w Ameryce, choć ostatnie umiejscowione jest we Włoszech. Dotykają różnych problemów, ale na pierwszy plan wysuwają się takie tematy jak wojna, niewolnictwo, śmierć... 

Przyznaję, że nie jestem do końca zadowolona z lektury. Część opowiadań mi się podobała np. Ci wielcy ludzie, gdzie autor piętnuje regulaminy i schematy, w które wciśnięci są ludzie, bez których nie potrafią się odnaleźć, a jednocześnie chwali dumne, proste życie i uczciwą pracę. Na uwagę zasługuje też opowiadanie Suchy wrzesień, które obnaża hipokryzję białego człowieka, który - by "bronić" honoru białej kobiety gotów jest sam wymierzać "sprawiedliwość", nie sprawdziwszy nawet wiarygodności pogłosek - a w domu sam zamienia się w brutala i troglodytę. Na mój rozum facet po prostu znalazł sposób, żeby "honorowo" rozładować swoją agresję. Dość podobało mi się też opowiadanie W tył zwrot, gdzie mamy dwóch głównych bohaterów, żołnierzy - marynarza i lotnika i wraz z nimi wybieramy się na akcje. Faulkner ciekawie to rozegrał.

Z kolei inne opowiadania nie do końca mi odpowiadały. Czytając niektóre, nie do końca wiedziałam o co autorowi chodzi. Może to z powodu pewnych niedopowiedzeń, albo języka? A może tematyka była dość ciężkawa niekiedy? A propos języka - z jednej strony autor potrafi operować pięknymi, wręcz poetyckimi odniesieniami, ale czasem za bardzo komplikował swoje wywody. Troszkę mi to przeszkadzało. Mam wrażenie, że tłumaczenie też nie zawsze było idealne. Czasem irytowały mnie dialogi, jakieś takie nijakie. Na pewno moja nieznajomość historii Ameryki również stanowiła pewną przeszkodę, gdyż historie opowiadane przez Faulknera są w jej meandrach mocno zakorzenione. Choćby niewolnictwo czy wojna secesyjna odgrywały niepoślednią rolę.

Generalnie cieszę się, że zdecydowałam się na tę próbkę twórczości autora, ale jednak przekonałam się, że to nie jest coś co mnie zachwyca. Było ciekawie, ale nie zawsze wiedziałam do czego właściwie autor zmierza. Co z drugiej strony skłoniło mnie do zastanowienia się nad tekstem :) Nie mam zamiaru odradzać nikomu tych opowiadań. To co mnie przeszkadzało, kogoś innego może zachwycić. Ja jednak nie mam w planach (przynajmniej na razie) innych książek Faulknera.

wtorek, 25 października 2016

Pizza

Cześć!

Dawno nie było żadnego przepisu, co nie oznacza, że nie gotuję lub piekę :) A i owszem, wypróbowałam kilka przepisów na rozmaite potrawy czy przetwory, ale jakoś nie miałam weny do dzielenia się nimi na blogu. Czas to zmienić i przełamać troszkę posty książkowe czymś smakowitym :) Na pewno wkrótce pojawią się jeszcze inne przepisy (gdy to piszę w prodiżu właśnie piecze się zapiekanka mięsno-dyniowa, jak będzie dobra to na pewno ją tu wrzucę). A dziś wrzucam przepis na pizzę. Upiekłam ją w prodiżu (średnica ok. 24 cm) i następnym razem zrobię cieńsze ciasto - jak ktoś lubi grube, myślę, że będzie ok.
Ciasto:
- ok. 2 szklanki mąki pszennej
- ok. szklanka wody, może troszkę mniej
- 1/3 kostki drożdży (ok. 35 g)
- płaska łyżeczka soli
- łyżeczka cukru
Do kubka wrzuciłam drożdże, cukier i trochę ciepłej wody, wymieszałam, odstawiłam w ciepłe miejsce, żeby zaczyn zaczął pracować. Do miski wsypałam mąkę i sól, zaczyn, gdy już podrósł i resztę wody, zarobiłam ciasto, odstawiłam je w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ok. godzinka). Gdy było gotowe wylepiłam nim spód prodiża wysmarowany olejem.

Na wierzch dałam kolejno:
- domowy keczup zrobiony przez moją Bratową (myślę, że sklepowy też się nada, albo jakiś sos pomidorowy)
- pół cebuli i pół papryki pokrojone w kostkę i podsmażone na oleju
- kulkę mozzarelli pokrojoną w plasterki
- kilka plasterków wędliny
- starty żółty ser
Całość piekłam w prodiżu ok. godziny sprawdzając patyczkiem czy ciasto jest gotowe.

niedziela, 23 października 2016

Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson

Cześć!

Z mgły zrodzony to druga książka Brandona Sandersona, którą czytałam, a jednocześnie to początek cyklu Ostatnie Imperium. Pierwszą powieścią było Elantris, które bardzo mi się podobało. Na kolejną lekturę polecano mi właśnie Z mgły zrodzonego. W końcu nadszedł czas i z biblioteki przyniosłam tę cegiełkę w niezbyt zachęcającej okładce (dostało mi się to starsze wydanie).
Luthadel to stolica Ostatniego Imperium - krainy, gdzie słońce jest czerwone, z nieba spada popiół, a nocą ludzie boją się wyjść we mgłę. Mieszkańcy dzielą się głównie na dwie nacje: szlachtę i skaa. Skaa to ludzie sprowadzeni do roli siły roboczej, to niewolnicy, ich życie i śmierć zależą od kaprysu szlachty. Jednak marzą o wolności, choć tysiąc lat niewoli odcisnęło na nich swe piętno, są zrezygnowani, popadli w marazm. Z tego stanu odrętwienia ma zamiar wyrwać ich jeden człowiek, pół-skaa, Ocalały z Hathsin - Kelsier. Zbiera on grupę ludzi, którzy porywają się na przedsięwzięcie niebezpieczne, szalone, praktycznie niewykonalne - chcą obalić Ostatniego Imperatora. Jednak grupa Kelsiera to nie zwykli ludzie - to Allomanci, mogący czerpać niesamowite umiejętności w procesie spalania metali. Na tle pozostałych wyróżnia się Vin, młoda złodziejka, członkini szajki, która popadła w niezłe tarapaty. Czy po tysiącleciu ucisków skaa podniosą wreszcie głowy? Czy szalony plan Kelsiera ma choć cień szansy na powodzenie?

Na pierwszy plan wysuwają się tutaj postacie. Są niesamowite, świetnie skonstruowane i skomplikowane! Oraz tajemnicze. Weźmy Kelsiera - to charyzmatyczny przywódca, nienawidzący szlachty, tęskniący za żoną, która zginęła, a jednocześnie z rozbuchanym ego. Vin - ciekawska złodziejka nie ufająca nikomu i niczemu poza sobą. Na, jej przykładzie możemy obserwować niezwykły proces przemiany, dojrzewania. Sazed - lokaj, który ma za zadanie pamiętać... Elend, szlachcic pełen dobrej woli, jednak nieskory do działania. Marsh, który nie pojawia się w powieści zbyt często a jednak odegra w całej historii niebagatelną rolę. Czy jednak oni wszyscy są tacy, jak na pierwszy rzut oka się wydają? Jakie tajemnice skrywają, nawet przed swoimi przyjaciółmi? Autor gra nie tylko ze swoimi bohaterami, ale także z nami, z czytelnikami. I cóż, podoba mi się ta gra!

Po drugie: fabuła. Buntownicy chcący obalić tyrana. Ale to już było, powiecie. Owszem, ale autor w taki sposób ujął temat, że wycisnął z niego wszystko co się dało. Intryga goni intrygę, nieprzewidziane wypadki modyfikują plany, a wśród tej zawieruchy powstają prawdziwe przyjaźnie, burzą się emocje, rodzi się miłość.

Trzecia sprawa: świat stworzony przez Sandersona jest niesamowity. Wizja świata, gdzie wszystko prawie pokryte jest sadzą, gdzie trzeba dbać o każdą roślinkę, żeby zebrać jako taki plon, gdzie siłę i umiejętności czerpie się z metali (ale tylko wybrańcy) jest wykreowana z rozmachem. System społeczny oparty na dominacji jednych nad drugimi, a nad wszystkim panuje Ostatni Imperator, który zgłasza pretensje do boskości jest stabilny, choć czasem dochodzi do konfliktów wewnątrz rodów czy rebelii skaa. Wszystko jednak jest pod kontrolą władcy posiadającego doskonale wyszkolony Garnizon, obligatorów i śmiertelnie niebezpiecznych inkwizytorów. I ten świat - brutalny, niewzruszony, potężny - chce zmienić garstka zapaleńców.

Szalenie spodobała mi się ta książka i mam nadzieję, że kolejne części będą równie dobre.  Bohaterowie, fabuła, wykreowany przez autora świat tworzą misterną całość, dzięki której czytanie było prawdziwą przyjemnością. I nawet nie przeszkadzało mi to, że Sanderson trochę powodził mnie za noc, a w zasadzie książka na tym niesamowicie zyskała, bo nie spodziewałam się tego jak autor rozwinie i - zwłaszcza - zakończy fabułę. Choć trudno mi pogodzić się z niektórymi jego wyborami. W pewnym miejscu wciąż miałam nadzieję, że jednak sprawy potoczą się inaczej, choć było to mało prawdopodobne... Niemniej miało to swój cel, który rozumiem i uznaję. Poza tym autor naprawdę potrafi pisać. Czytając wyobrażałam sobie wszystko, a emocje jakie mi towarzyszyły były niesamowite. Sanderson potrafi trzymać w napięciu i rozbudzić w czytelniku ciekawość.

Z mgły zrodzony to kawał znakomitego fantasy, a Sanderson wskoczył do grona moich ulubionych autorów. Czytajcie :)


poniedziałek, 17 października 2016

Dopóki mamy twarze - Clive Staples Lewis

Cześć!

Z C.S. Lewisem nie miałam wcześniej za wiele do czynienia. Przeczytałam pierwszą część Opowieści z Narni (mam w planach kolejne, ale wiecie jak jest...) i tyle. Wiedziałam o nim m.in., że przyjaźnił się z Tolkienem. Na czyimś profilu na LC znalazłam tę książkę, wydała mi się interesująca, więc szybciutko przyniosłam ją z biblioteki i wkrótce zabrałam się do lektury.
W królestwie Glome rządzi porywczy król. Jest wdowcem i ma dwie córki (jedną urodziwą, drugą brzydką), ale pragnie syna i dziedzica, dlatego żeni się po raz drugi. Los płata mu figla i znów rodzi mu się córka - Istra. Jako, że matka zmarła, Istrę praktycznie wychowuje Orual, siostra, której los poskąpił urody, oraz grecki niewolnik, zwany Lisem. W Glome oddaje się cześć bogini Ungit. Gdy na krainę zaczynają spadać klęski okazuje się, że Istra jest Przeklęta i należy ją złożyć w ofierze Bestii. Orual nie chce i nie może się z tym pogodzić, ofiara jednak zostaje złożona. Młoda kobieta chce jednak pochować szczątki siostry, dlatego wyrusza na Szarą Górę. To, co tam zastanie, okaże się zupełnie odmienne od oczekiwań. Orual popełni błędy, rzuci też bogom wyzwanie, a w zasadzie oskarżenie. 

Dopóki mamy twarze to luźna, acz bardzo wyraźna interpretacja mitu o Erosie i Psyche. Lewis jednak pozmieniał niektóre role, m.in. siostry Orual. To kobieta skomplikowana. Z jednej strony zdolna do miłości, jednak ta miłość jest zaborcza. Można to wszakże zrozumieć w kontekście całej postaci. Orual jest tak brzydka, że żaden mężczyzna nie jest w stanie się w niej zakochać, matka zmarła a ojciec jest tyranem. Jej miłość do siostry ma w sobie coś niszczycielskiego. Chce, aby Istra/Psyche była tylko jej, nie chce się nią dzielić zwłaszcza z bogami. Zresztą, wychowywana w duchu filozofii Lisa, ma do nich dość dziwny stosunek. Może dlatego tak ciężko jej uwierzyć w to co mówiła Psyche? Mimo tego, że Orual czasem była owładnięta niskimi uczuciami, jak zazdrość czy mściwość i chwilami bardzo jej nie lubiłam, to jednak czasem ogromnie jej współczułam. Bo była bardzo samotna. 

Dopóki mamy twarze to powieść pełna odniesień do mitu, w pewnym sensie baśniowa, ale niosąca w sobie pewien przekaz, co do którego nie jestem pewna czy go dobrze zrozumiałam. Może każdy czytelnik będzie interpretował tę historię po swojemu? W każdym razie to refleksyjna książka o człowieku.

środa, 12 października 2016

Kobiety - Andrea Camilleri

Cześć!

Andrea Camilleri to włoski pisarz i reżyser teatralny, sławny z tego, że stworzył postać komisarza Montalbano. Sama miałam przyjemność czytać chyba dwie książki z tym bohaterem i całkiem miło je wspominam. Tym razem sięgnęłam po książkę o wiele mówiącym tytule Kobiety.
Na pytanie o czym jest ta książka można odpowiedzieć jednym słowem: o kobietach. Autor zebrał w tej książce całą galerię kobiecych postaci wokół których snuje swoje historyjki. Każda z kobiet w jakiś sposób zostawiła swój ślad w pamięci pisarza i nieważne czy była to bohaterka wiersza, żona średniowiecznego wielmoży, kobieta, którą Camilleri poznał czy też, o której tylko słyszał. Znajdziemy tutaj przeróżne charaktery, które w jakiś sposób zachwyciły lub zainteresowały pisarza. Angelica, Bianca, Carla, Ksenia, Lulla, Zina... Postacie barwne, pełnokrwiste, nietuzinkowe.

Kobiety według Camilleriego to istoty tajemnicze, piękne, niebywale zmysłowe, niekiedy wręcz pierwotne w swej zmysłowości. Widać, że tę książkę pisał facet, z samego sposobu, w jaki pisał o paniach, oraz z rzeczy na które zwracał uwagę, często skupiał się na cielesności, instynkcie. Przy czym odniosłam wrażenie, że kobiety Camilleriego są częścią natury, są nieokiełznane, wolne i zachwycające. Podobały mi się te miniaturki, choć autor moim zdaniem za bardzo skupiał się na seksualności, nieco zaniedbując inne aspekty kobiecości - przynajmniej przy niektórych bohaterkach :)

Wydanie książki jest bardzo estetyczne. Twarda oprawa i okładka dopasowana do treści bardzo mi się podobały. Czcionka i układ tekstu są przyjazne dla oka i sprawiają, że Kobiety czyta się przyjemnie i płynnie. Miło spędziłam przy niej czas. Ciekawie było dowiedzieć się, jak nasza płeć widziana jest oczami mężczyzn. Choć mam wrażenie, że tacy mężczyźni jak autor powoli wymierają - tacy, którzy zachwycają się kobietą, dlatego, że jest kobietą. A i prawdziwa kobiecość też powoli się gubi w tym tempie życia, które sobie narzucamy. Warto się nad tym zastanowić, nad istotą kobiecości.

wtorek, 11 października 2016

Kasztanek. Perła - John Steinbeck

Cześć!

W tym miesiącu poszalałam. Nie dość, że zrobiłam zakupy na Arosie (-35% kusiło) to jeszcze znalazłam w internetowym antykwariacie na Allegro kilka perełek, które musiałam przytulić do serca :) Jedną z moich zdobyczy jest cienka książeczka zawierająca dwie nowelki Johna Steinbecka Kasztanek i Perła. Miałam już do czynienia z tym autorem przy okazji Myszy i ludzi, Ulicy Nadbrzeżnej i Cudownego czwartku
Kasztanek 
Poznajemy rodzinę farmerów z okolicy miasta Salinas. Jody ma 10 lat, jest wychowywany dość surowo. Ojciec jest twardym, zahartowanym człowiekiem, który nie rozpieszcza syna. Tym bardziej każda pochwała czy prezent od niego ma szczególne znaczenie. Na farmie mieszka z nimi Billy Buck, który pracuje na farmie, ma świetne podejście do koni. Chłopiec otrzymuje od ojca swojego pierwszego konia, młodego kasztanka, o którego musi dbać. Jody solidnie wywiązuje się ze swych obowiązków, jednak nie może zapobiec jego chorobie. 

Perła
Druga nowelka opowiada nam historię ubogiej rodziny, zajmującej się połowem. Młode małżeństwo i ich maleńki synek żyją sobie skromnie, ale w zadowoleniu do czasu, aż dziecko zostaje użądlone przez skorpiona. Doktor odmawia pomocy, bo nie mają czym zapłacić, kobiecie jednak udaje się uratować dziecko. W tym samym czasie Kino, młody ojciec, znajduje piękną, ogromną perłę. Zaczyna marzyć o lepszej przyszłości dla syna, o tym, że pośle go do szkoły, że wezmą z Juaną ślub w kościele, czego dotychczas nie mogli zrobić, bo nie mieli pieniędzy. Takie zwykłe, ludzkie marzenia, nie jakieś ekstrawagancje... Jednak perła staje się obiektem pożądania wielu ludzi, uwalnia to spiralę zła, którą - gdy zacznie się nakręcać - ciężko jest przerwać. 

Zarówno Kasztanek jak i Perła poruszają tematykę śmierci, Perła dodatkowo zła, które budzi się w ludziach z chciwości. Zwłaszcza Perła daje do myślenia. Steinbeck ukazuje zepsucie ludzi z miasta: doktora, który nie pomógł dziecku, a później zachował się wręcz odrażająco, osób, które napadły na Kino, spaliły mu dom czy ludzi skupujących perły, którzy chcieli zapłacić za perłę cenę znacznie mniejszą niż była warta. 

Jak zwykle Steinbeck snuje swą opowieść leniwie. Prostymi słowami maluje ludzkie losy, ale w tak piękny sposób, że nie sposób nie docenić jego kunsztu. Obie opowiastki, a zwłaszcza Perła to piękne, mądre opowieści oddane urzekającym urodą i prostotą językiem.