wtorek, 30 sierpnia 2016

Królowa Bona - Kazimierz Chłędowski

Cześć!

Dziś dla odmiany przedstawiam Wam książkę historyczną, autorstwa Kazimierza Chłędowskiego. Mowa o Królowej Bonie. Postać barwna, niejednoznaczna i trudna w ocenie. W przedmowie książki czytamy, abyśmy nie sugerowali się za bardzo opinią autora, gdyż książka została wydana po raz pierwszy w 1876 roku, a od tego czasu badania historyczne posunęły się bardzo do przodu. 
 Królowa Bona to zbeletryzowana powieść, w której wątki historyczne przeplatają się z fikcją literacką. Bonę poznajemy w Neapolu, w chwili, gdy za chwilę odbędzie się jej obrzęd ślubny z przedstawicielem króla Zygmunta Starego. W miesiąc po tym wydarzeniu świeżo upieczona małżonka udaje się do kraju swego męża, aby zająć miejsce u jego boku. Po przybyciu do Polski królowa zaczyna działać - zajmuje się polityką, otacza doradcami, chce osłabić wpływy szlachty oraz wzmocnić dynastię dla swego syna. Jej działania nie zawsze podobają się możnym. Wychowując syna również nie wystrzega się błędów - chce, aby królewicz liczył się tylko z jej zdaniem - co doprowadza do oziębienia stosunków między nimi. Niechęć do małżonek królewskich - najpierw Elżbiety, później Barbary również nie ułatwia sprawy. Koniec końców Bona nie była lubianą władczynią a intrygi i spiski staną się przyczyną jej smutnego końca.

Chłędowski ma niezbyt pozytywne zdanie o królowej. Kładzie to na karb jej włoskiego pochodzenia oraz wychowania w rodzinie, gdzie intrygi, trucizny i spiski są na porządku dziennym. W Polsce wychowywano ludzi inaczej stąd konflikt poglądów. Poza tym Bona miała typowy południowy temperament, potrafiła uciekać się do płaczu, była drażliwa i porywcza co niekoniecznie przystoi poważnej monarchini. Autor wskazuje jednak również pozytywne cechy królowej. Według niego była dobrą żoną, choć niekiedy nalegała na Zygmunta Starego i czasem potrafiła nim pokierować to jednak nie we wszystkim jej ulegał. Bona zawsze miała dla niego wiele szacunku, pielęgnowała go w chorobie, a po jego śmierci wyrażała prawdziwy żal. Troszczyła się również o córki, choć pod koniec życia już mniej (vide: jej wyjazd do Włoch). Poza tym chciała umocnić władzę monarszą, choć nieumiejętnie się za to zabrała i w sposób, który nie przysporzył jej przyjaciół.

Jak wspomniałam na początku, nie należy traktować książki jako źródła historycznego. W sumie to rozbudziła ona we mnie ciekawość, jak królową Bonę oceniają bardziej współcześni historycy. Możliwe, że sięgnę po jakieś inne publikacje na jej temat.



niedziela, 28 sierpnia 2016

Rzeki Londynu - Ben Aaronovitch

Cześć!

Zwykle czytam książki wypożyczone z biblioteki, ale postanowiłam wreszcie zabrać się za te z własnej półki. Co nie oznacza, że rezygnuję z bibliotek, o nie! :) Zabrałam się więc za jeden z moich ostatnich nabytków, czyli Rzeki Londynu Bena Aaronovitcha - pierwszą część z cyklu o przygodach posterunkowego Granta. Naczytałam się pozytywnych opinii jego temat, byłam więc ciekawa czy i mnie się spodoba...
Peter Grant jest młodym londyńskim policjantem, któremu właśnie kończy się okres próbny. Ma przed sobą mało kuszącą perspektywę papierkowej roboty w policji, gdzie ma wnieść w jej pracę znaczący wkład, gdy na miejscu przestępstwa słucha zeznania ducha. Sam nie bardzo wierzy, że rozmawiał z prawdziwym duchem. Jednak dzięki temu zdarzeniu zostaje uczniem inspektora-czarodzieja. Okazuje się, że spraw związanych z magią jest w Londynie sporo, więc na brak roboty nie można narzekać. W zakres nowych obowiązków Granta jest na przykład rozsądzanie sporu między bogiem a boginią Tamizy. A do tego dochodzi jeszcze nauka zaklęć, łaciny oraz czytanie literatury fachowej. I rozwiązywanie naprawdę paskudnej sprawy, gdzie w spokojnych dotąd ludziach budzi się agresja podjudzająca do dokonywania niewyobrażalnych aktów przemocy. Kto używa ludzi jak marionetek? I jak go unicestwić?
Niedzielny chillout :)

Aaronovitch miał ciekawy pomysł na fabułę. Oto mamy Londyn, gdzie oprócz normalnej policji działa jednostka zajmująca się sprawami związanymi z magią. Jednostka jest wyrazem wyjątkowo dosłownym, bo składa się z inspektora Nightingale'a, do którego właśnie dołączył posterunkowy Peter Grant, młody Mulat o niezłym poczuciu humoru i wrażliwości na kobiece wdzięki. Zwłaszcza na wdzięki koleżanki po fachu Lesley May. Nasi policjanci mają pełne ręce roboty, a to dopiero początek.

Styl autora jest lekki, choć komplikuje się, gdy w grę wchodzi magia (przynajmniej dla mnie) i pełen humoru, co jest niewątpliwą zaletą książki. Powoli poznajemy tajemnice miasta, o których normalni ludzie nie mają pojęcia. Aaronovitch wykazał się nie lada wyobraźnią, aby się zmierzyć z takim tematem.

Peter da się lubić, jest zdolny, lotny, ciekawy świata i, niestety, łatwo się rozprasza z tego powodu. Uczy się na czarodzieja, a nie jest to łatwa nauka. Ma jednak predyspozycje, które okazują się bardzo przydatne oraz dociekliwy umysł. To co mi zgrzytało to fakt, że miał dość niskie oceny z fizyki czy chemii, a jego wiedza, jak na moje oko, jest jednak całkiem spora! Chyba, że wysoki poziom mieli w tej szkole :) Druga sprawa to fabuła, która w pewnym momencie nieźle się pokomplikowała i nie jestem pewna czy załapałam i ogarnęłam wszystko. Mam nieodparte wrażenie, że nie. Poza tym nauka Petera była dla mnie dość enigmatyczna. No ale ja jestem mugolem :) Trzecia sprawa to reakcja bohaterów na wieść, że magia istnieje, że Peter ma się jej uczyć. Przyjęli to z takim dość spokojnym nastawieniem. No ja rozumiem, że Anglicy są flegmatyczni, ale aż tak? :) No i ostatnia uwaga - jak kiedyś wspomniałam, nie przepadam za wątkami okultystycznymi. Może się czepiam.

Poza tymi trzema rzeczami książka mi się podobała. Nie jestem jednak bezkrytycznie zachwycona. Jestem ciekawa jakie zadania zafundował autor Grantowi i Nightingale'owi w Księżycu nad Soho. Książka czeka na półce, więc dowiem się na pewno :)

środa, 24 sierpnia 2016

Siedmiu wspaniałych (1960)

Cześć!

Niezbyt często oglądam filmy. Zdecydowanie bardziej wolę sięgnąć po książkę. Jednak od czasu do czasu sięgam również po film lub serial. Jakiś czas temu pożyczyłam od koleżanki kilka filmów właśnie i uznałam, że wreszcie pasowałoby oddać, przynajmniej część :) Mój wybór padł na Siedmiu wspaniałych - western z 1960 roku.
Źródło: Filmweb

Krótko o fabule: Mała meksykańska wioska jest nękana przez Calverę i jego zbirów, którzy zabierają wszystko co mogą zostawiając mieszkańcom tylko tyle ile jest niezbędne do przeżycia. Wieśniacy mają już dość ciągłych najazdów i szukają kogoś, kto mógłby ich obronić. Tak trafiają na Chrisa, który zgadza się za opłatą zebrać odpowiednich ludzi i pojechać do wioski by rozprawić się z grabieżcami. Chrisowi udaje się zebrać jeszcze sześciu rewolwerowców, którzy są gotowi na wszystko. Niespodziewanie zaczyna im zależeć na mieszkańcach wioski. Czy uda im się obronić wieśniaków i ich zbiory? Jak wysoką cenę będą musieć zapłacić? Czy życie rewolwerowca jest naprawdę takie ekscytujące?

Jestem absolutnie zakochana w tym filmie. Ja w ogóle lubię czasem obejrzeć western, choć obecnie robię to bardzo rzadko. Tym bardziej cieszę się że obejrzałam akurat ten. Każda z postaci miała inny charakter, reprezentowała sobą coś innego, ale dało się ich lubić:
- Chris grany przez rewelacyjnego Yula Brynnera to postać szlachetna, twarda, ale też samotna, jak każdy z nich zresztą;
- Vin to taki trochę łobuz, ale sympatyczny i przystojny;
- Harry'ego ścigają demony, przed którymi stara się uciec;
- Bernardo nieoczekiwanie staje się idolem dzieciaków; tu pojawia się też wątek humorystyczny, gdy chłopcy w rozmowie z nim zapewniają, że jeśli zginie będą nosić kwiaty na jego grób;
- Britt, którego szalenie polubiłam jest milczący i zabójczo skuteczny; szkoda tylko zakończenia :(
- Lee z kolei jest chciwy i wietrzy złoty interes;
- Chico jest zaś młody i w gorącej wodzie kąpany.

Na wzmiankę zasługuje też postać starca, do którego chodzą wieśniacy po radę oraz postawa samych mieszkańców wioski, którzy nie działają jednomyślnie, daje się wyczuć podziały, które z biegiem czasu są coraz wyraźniejsze. 

Siedmiu wspaniałych to klasyczny western, gdzie dobro ściera się ze złem. Jednak nawet Calvera na swój sposób nie jest całkowicie czarnym charakterem. W trakcie trwania filmu dowiadujemy się co sprawia, że napada na wioskę. Poza tym co nieco zostawia wieśniakom, choć to raczej z wyrachowania. Niemniej nie jest jednoznacznie i całkowicie zły, choć reprezentuje ciemną stronę.

Bardzo podobał mi się ten film. Polecam go każdemu. Lubię, gdy twardziele skrywają w sobie złote serca. No i ten Yul Brynner... :)

Gdzieś teraz będzie wchodził do kin remake Siedmiu wspaniałych. jestem ciekawa jak wyjdzie, choć nie jestem pewna czy dorówna pierwowzorowi, który jest rewelacyjny. Może kiedyś to sprawdzę :)


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Lato leśnych ludzi - Maria Rodziewiczówna

Cześć!

Lato ma się już ku końcowi, w powietrzu czuć już jesień. Lubię wczesną jesień, nawet bardzo, ale jednak czegoś żal... Chciałam wykorzystać jeszcze letni czas na lekturę, która bardzo mi do tego okresu pasowała. Niedawno wydawnictwo MG wznowiło Lato leśnych ludzi, ale mnie osobiście okładka nie zachęca, te trzy postacie całkowicie się gryzą z lasem i z osobowościami głównych bohaterów. Ja posiadam wersję "szkolną" z serii Kolorowy świat lektur, gdzie była prezentowana jako lektura dla 7 klasy podstawówki. Pamiętam, że zaczęłam ją czytać, ale nie dokończyłam. Obecnie lektura zajęła mi dwa dni.
Głównymi bohaterami są trzej mężczyźni o leśnych przezwiskach. Każdy z nich przez większą część roku zajmuje się czymś w "cywilizowanym" świecie, natomiast na lato przenoszą się do samotnej chatki w puszczy, gdzie żyją w zgodzie z przyrodą, w poszanowaniu natury i wiary. Każdy z mężczyzn ma inne przymioty. Rosomak, zwany również wodzem, jest spokojny, rozważny, zna las jak własną kieszeń. Szczególnie interesuje się ornitologią. Żuraw jest lekarzem, jest pracowity i stateczny, kocha zwierzęta, ale nie mniej kocha rośliny. Tworzy własny zielnik. Pantera jest niespokojnym duchem, ciągle gdzieś go gna, hasa po puszczy i lubi stroić sobie żarty, często zwalając winę na "domowego". Mamy tu również innych domowników: klacz Łaciatą Skórę i jej źrebaka Agatkę, krowę Hatorę, wiewiórkę Kubę czy jeża Tupcia. Do grona przyjaciół przyjeżdża siostrzeniec Rosomaka, zwany Coto, który na początku wszystkiego się boi, ale powoli wciąga go leśne życie. Poznajemy również rodzinę starego Odrowąża, który uczył Rosomaka lasu.

Przyjaciele razem mieszkają, razem pracują, weselą się i odpoczywają. Razem poznają las i jego mieszkańców, chodzą na ryby, raki, szukają gniazd, koszą trawę, śpiewają, modlą się. Las jest dla nich księgą, którą potrafią czytać. Kochają to miejsce i zwierzęta. Tutaj jednak nieco zgrzytało mi podejście ich do drapieżników: puchaczy czy rysia. Owszem, polowały one na mniejsze zwierzęta, ale taki jest ekosystem. One też są potrzebne.

W powieści umiłowanie wolności, szacunek dla wiary oraz dla matki natury, radość z życia w zgodzie z przyrodą, kult pracy widać na każdej niemal stronie. Rodziewiczówna wplata w to również wątki patriotyczne, oddaje cześć bezimiennym poległym bohaterom z powstania, ukazuje tęsknotę za wolną Ojczyzną. Wpaja także szacunek dla kobiet, natury i Boga. Czyta się to z ogromnym wzruszeniem - przynajmniej ja tak mam. Bardzo lubię wątki wiejskie i leśne w powieściach, może dlatego i ta książka mi się spodobała. 

Myślę, że nie każdemu książka przypadnie do gustu -  kto lubi nagłe zwroty akcji czy trzymające w napięciu sceny może być zawiedziony. Ja jednak jestem zadowolona z lektury. Rodziewiczówna, choć może nieco staromodna, nadal da się czytać z przyjemnością.


niedziela, 21 sierpnia 2016

Racuchy dyniowe

Cześć!

Miałam w zamrażarce porcję zblendowanej dyni. Postanowiłam wykorzystać ją do racuchów. Dynia nadaje ciastu delikatności i fajnego kolorku. Polecam :)

- ugotowana (bądź upieczona) i zblendowana dynia (ja miałam w porcję mieszczącą się w opakowaniu 250 g)
- mleko
- mąka
- jajko
- proszek do pieczenia
- cukier
- szczypta soli
- olej do smażenia
Mleko, mąkę, dynię, jajko, proszek, cukier i sól mieszamy w garnku (można zblendować). Smażymy na oleju. Proste? Proste, a jakie smaczne :) Można podawać solo lub w towarzystwie dżemu.

środa, 17 sierpnia 2016

Odwrócony świat - Christopher Priest

Cześć!

Do fantastyki w wydaniu sci-fi długo musiałam się przekonywać. Jednak spotkanie z serią Artefakty wydawnictwa Mag zmieniło moje postrzeganie tego gatunku. Bardzo spodobało mi się Na fali szoku Johna Brunnera, dlatego postanowiłam sięgnąć po inne książki z tej serii. Niedawno moja biblioteka wzbogaciła się m.in. o Odwrócony świat Christophera Priesta. Fabuła wydawała się ciekawa, więc chętnie sięgnęłam.
Źródło: Lubimy Czytać

Miasto-Ziemia to miejsce, które stale musi się poruszać po torach, które są nieprzerwanie przed nim układane, a następnie rozbierane, gdy miasto już po nich przejedzie. Gdyby tylko się zatrzymało, byłby to koniec miasta. Na południu i północy czas płynie inaczej. Miasto przemieszcza się na północ goniąc tzw. "optimum". Przetrwanie miastu zapewnia system cechowy, oraz rygorystycznie przestrzegane przepisy. Mieszkańcy nie do końca zdają sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znajdują. Następują jednak wydarzenia, które zmuszą władze miasta do podjęcia pewnych kroków mających na celu uświadomienie mieszkańcom zasad działania  przetrwania miasta. 

Do cechu pierwszej kategorii zostaje właśnie przyjęty uczeń - Helward Mann. Na własnej skórze musi się przekonać na czym polega system cechowy. Praca w różnych miejscach i na różnych stanowiskach ma uświadomić chłopcu wagę jego przyszłych zadań oraz zasady funkcjonowania miasta. Okazują się one być dość skomplikowane, ale konieczne do przetrwania. Podczas podróży miasta mieszkańcy spotykają tubylców, którzy - na zasadach transakcji handlowych - pomagają miastu w różnych pracach. Niestety nie zawsze są zadowoleni z tej wymiany co prowadzi do konfliktów. Czy miastu uda się przetrwać? 

Christopher Priest miał niesamowity pomysł na fabułę. Wizja miasta przemieszczającego się po torach, goniącego "optimum" (które jest nieruchome, ale ...) oraz uciekającego przed zagładą jest nowatorska i bardzo ciekawa. Czytało się to bardzo dobrze, pomimo błędów, których autor się nie ustrzegł. Spotkałam się z zarzutami, że postacie nie są do końca wyraziste i dopracowane. W sumie zgadzam się z tym, choć jeśli chodzi o Helwarda to nieco więcej o nim wiemy. Inne postacie są za to potraktowane po macoszemu. Kolejną sprawą jest pewna niekonsekwencja. Mieszkańcy miasta dostarczają tubylcom syntetycznej żywności, nawozów, wygląda na to, że cywilizacyjnie stoją znacznie wyżej, a jednak oni posługują się kuszami podczas, gdy biedni i ciemni tubylcy mają karabiny i bomby. Hmmmm.... Nie przekonało mnie to do końca. Poza tym miasto przemieszczało się od bardzo długiego czasu, a jakoś nikt się nim nie zainteresował wcześniej. To też dziwne. Ja rozumiem, że w tym czasie ludzie mieli inne problemy, ale mimo wszystko nie jest to dla mnie do końca zrozumiałe.

Polubiłam głównego bohatera i szkoda mi go było, gdy cały jego świat wywrócił się do góry nogami. Co nie znaczy, że jego zachowanie zawsze było nieskazitelne. Szkoda, że tak mało dowiadujemy się o Elizabeth. Sama wizja miasta w kształcie, jaki opisywał Priest jest naprawdę fascynująca, a zakończenie zaskakujące.

Pomimo pewnych niedociągnięć, moje drugie spotkanie z Atrefaktami uważam za udane i na pewno sięgnę po coś jeszcze z tej serii.






czwartek, 11 sierpnia 2016

Zupa cebulowa

Cześć!

Zapraszam Was dzisiaj na rewelacyjną, aczkolwiek prostą i szybką w przygotowaniu zupę cebulowa.

- 3-4 cebule
- 0,5 l bulionu (ja miałam z kostki)
- masło
- tymianek
- wino białe wytrawne
- bułka lub chleb do grzanek
- starty żółty ser
- sól i pieprz do smaku
Cebulę kroimy w kostkę, szklimy na maśle (nie przysmażamy!), zalewamy bulionem, dodajemy tymianku i gotujemy chwilę. Blendujemy i dolewamy białe wino. Ja miałam chardonnay, ale nada się chyba każde, byle wytrawne. Wlałam na oko prosto z butelki, ale było tego może z pół szklanki. W razie potrzeby doprawiamy solą i pieprzem. Z pieczywa robimy grzanki. Gorącą zupę wlewamy do miseczki, dodajemy grzanki, posypujemy startym serem. Pycha!

wtorek, 9 sierpnia 2016

Nielubiana - Nele Neuhaus

Cześć!

Coraz bardziej popularną w Polsce pisarką staje się Nele Neuhaus wydawana u nas w serii Gorzka Czekolada. Chciałam więc poznać pióro tej autorki. Okazją była wizyta w bibliotece. Wypożyczyłam Nielubianą.
Znany ze swej praworządności i wierności zasadom prokurator popełnił samobójstwo. Wkrótce potem policjanci zostają wezwani do kolejnych zwłok. Denatką okazuje się młoda kobieta, żona weterynarza. mimo, że pierwsze oznaki świadczą o samobójstwie śledczy nie do końca są przekonani o słuszności tej tej tezy. Okazało się, że słusznie. Komisarz Olivier von Bodenstein i jego współpracownica Pia Kirchoff zajęli się tą sprawą. Okazało się, że otwarli puszkę Pandory i przy okazji wyjdą na jaw różne ciemne sprawki osób powiązanych w jakiś sposób ze zmarłą kobietą. Wszystkie te sprawy plączą się i zaciemniają obraz sprawy. Czy policjantom uda się rozwiązać sprawę? Czy te dwie śmierci mają ze sobą coś wspólnego?

To moje pierwsze spotkanie z parą sympatycznych policjantów. Trzeba przyznać, że obie postacie da się lubić. Olivier jest bardzo uprzejmy, ma to chyba we krwi, jakby nie patrzeć, jest arystokratą. Bardzo go polubiłam, choć nieco drażniło mnie jego uwielbienie dla płci pięknej (mimo tego, że żyje w szczęśliwym małżeństwie). Pia też jest ciekawą postacią. Podoba mi się jej zamiłowanie do koni i życiu w domku na wsi, wśród przyrody. Reszta współpracowników stanowi jakby tło dla niech, ale również wsparcie w śledztwie. 

Sama intryga była dość pogmatwana a jej korzenie sięgały głębiej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Fabuła została ciekawie zarysowana i czytelnik zastanawia się podczas lektury jak ta sprawa się rozwiąże. Podejrzanych jest na pęczki a każdy miał motyw. Autorka umiejętnie prowadzi nas przez meandry śledztwa stopniowo odsłaniając przed policjantami, a jednocześnie przed czytelnikami obraz sytuacji. Któż mógłby przypuszczać jakie tajemnice kryła w sobie egzystencja ofiary - pięknej Isabel? 

Nele Neuhaus ma lekkie pióro i czyta się ją naprawdę przyjemnie. Podoba mi się, że nie ma zbyt wielu krwawych i brutalnych opisów, bo takich nie lubię. No, w sumie zdarzył się jeden dość nieprzyjemny dla ofiary epizod, ale w sumie należało mu się (co nie oznacza, że mu tego życzyłam! o nie!). Myślę, że jeszcze sięgnę po książki tej pani.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Liebster Blog Award

Cześć!

Zostałam nominowana przez Łukasza do Liebster Blog Award za co serdecznie dziękuję. Od razu przechodzę do pytań :)

1. Jak wygląda Twój pokój? Opisz w kilku zdaniach
W moim pokoju u rodziców mam wersalkę pod ścianą, szafę z boku oraz półki i szafki pod ścianą przeciwległą. Jest jeszcze mały stolik i 2 pufy. Wszystko utrzymane w szarości (ściany, zasłony), czerwieni (wersalka i pufy) i brązie (meble). Natomiast tu, gdzie teraz mieszkam mam też wersalkę pod ścianą, z boku 2 fotele i coś na kształt szafki. Po drugiej stronie szafę i szafki z półkami a pod oknem 2 pufy.  

2. Jaka jest najlepsza książka, jaką w tym roku przeczytałaś/przeczytałeś?
Rany, ale zagwozdka i to już przy drugim pytaniu :) Nie jestem w stanie ograniczyć się do jednej. Hmmm, Elantris, Życie na pełnej petardzie, Ulica Nadbrzeżna/Cudowny czwartek i Kroniki Amberu. Na fali szoku też bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło.

3. Od jak dawna prowadzisz blog?
 Oj, od dawna :) Od  lutego 2013.

4. Co uważasz za swoje największe osiągnięcie w życiu lub w sferze blogosfery?
Na życie prywatne spuśćmy zasłonę milczenia :) Natomiast w sferze blogosfery moim największym osiągnięciem jest to, że nadal prowadzę bloga (już tak długo), sprawia mi to radość i są ludzie, którzy to czytają :)
5. Otrzymujesz kupon na kupno 10 książek. Jakie to by były tytuły?
 Kolejna zagwozdka, bo jak tu wybrać 10? Ale spróbuję :)
 1. Ulica Nadbrzeżna/Cudowny czwartek - John Steinbeck (czytałam, ale tak mi się spodobało, że na pewno wrócę do tej lektury);
 2. Walden - Henry David Thoreau (od dawna chcę tę książkę przeczytać, w bibliotece nie ma, a podejrzewam, że spodobałaby mi się bardzo);
 3. Nigdziebądź - Neil Gaiman (lubię książki tego autora, tej konkretnej u mnie w bibliotece nie ma, a to nowe wydanie jest zajeżaste);
 4. Ostatnia arystokratka - Evzen Bocek (jak wyżej, w bibliotece nie ma, a bardzo chciałabym przeczytać);
 5. Opowieści z Narni - C.S. Lewis (chciałabym mieć to wydanie dwutomowe)
 6. Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson (tak zachwalacie, że muszę się z tym cyklem zapoznać);
 7. Pan srebrnego łuku - David Gemmel (jak wyżej, Ciastek kusi);
 8. Zimowa opowieść - Mark Helprin (mam na nią chrapkę od dawna, myślę, że zima będzie odpowiednią porą na czytanie tej powieści);
 9. Miasteczki Middlemarch - George Eliot (lubię czasem sięgnąć po klasykę);
 10. Biblia (w domu jest, ale chciałabym mieć mój własny egzemplarz).

Ufff, było ciężko, bo książęk, które chętnie widziałabym na swojej półce jest o wiele więcej :)

6. Bardziej lubisz filmy i komiksy Marvela czy DC i dlaczego?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, bo rzadko oglądam filmy, komiksy również rzadko czytam. Poza tym mam tylko ogólne pojęcie o różnicy miedzy jednym a drugim. Jakiegoś Batmana czy innego Hulka chyba kiedyś oglądałam, ale to było tak dawno...

7. Jaka książka leży najbliżej Ciebie?
Najbliżej w tym momencie leżą książki, które zaczęłam czytać, czyli Królowa Bona Kazimierza Chłędowskiego oraz Nielubiana Nele Neuhaus

8. Jaki jest Twój ulubiony zespół? Podaj proszę kilka utworów w ich wykonaniu, które sobie cenisz najbardziej.
Na chwilę obecną to z polskich najbardziej lubię Luxtorpedę (Wilki dwa, Autystyczny, J'eu les poids). Z zagranicznych zaś niech będzie Kings of Leon (Tonight,  Cold desert, Birthday). Nie wiem czy mogę je nazwać ulubionymi zespołami, ale bardzo je cenię :)

9. Do jakiego ze światów fantasy chciałabyś/chciałbyś się przenieść i dlaczego?
Dużo zależy od tego co akurat czytam :) Jest kilka takich światów, ale niech będzie do świata Zwiadowców. Bo bardzo lubię bohaterów, podoba mi się świat w średniowiecznym stylu. No i chciałabym się nauczyć strzelać z łuku pod okiem Halta :)
10. Masz już za sobą wyjazd wakacyjny? Jeśli tak, to opisz gdzie byłeś/byłaś. Jeśli nie, to napisz gdzie planujesz pojechać.
Mój urlop będzie dopiero we wrześniu. Wybieram się na kilka dni do Krakowa. Później natomiast pojadę do rodziców na wieś :)
11. Z jakim bohaterem książkowym ostatnio utożsamiałaś/utożsamiałeś się?
Nie wiem czy utożsamiałam się do dobre określenie, ale może Merlin z Kronik Amberu? :)

Ja nie nominuję nikogo, jak ktoś ma ochotę to zapraszam :)

środa, 3 sierpnia 2016

Kroniki Amberu tom 2 - Roger Zelazny

Cześć!

Po tym jak przeczytałam pierwszy tom zebranych Kronik Amberu wiedziałam, że muszę sięgnąć po drugi! Wydanie miałam to samo, też nie grzeszy urodą, ale co tam :) Ta nowsza wersja jest o wiele lepsza moim zdaniem. Zresztą wspominałam o tym przy okazji pierwszego wpisu.
W tomie drugim również znajduje się 5 części: Atuty Zguby, Krew Amberu, Znak Chaosu, Rycerz Cieni oraz Książę Chaosu. Dotyczą one jednak już innego głównego bohatera. Tym razem jest nim Merlin - syn Corwina, księcia Amberu oraz Dary z Dworców Chaosu. Poznajemy Merlina na Cieniu-Ziemi 30 kwietnia. Data ta jest symboliczna, ponieważ od kilku lat właśnie w ten dzień cyklicznie powtarzają się zamachy na jego życie. Merlin jest cenionym informatykiem, który "po godzinach" pracował nad własnym projektem. Jest też czarodziejem. Postanawia sobie zrobić przerwę, rzuca pracę i szykuje się do wyjazdu. Jednak nieprzewidziane wypadki sprawiają, że będzie musiał zająć się innymi sprawami. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że jest w nią zamieszany Luke, przyjaciel Merlina z Cienia-Ziemi. Chłopak nie jest tym za kogo uważał go do tej pory Merlin. Poza tym ktoś wyraźnie poluje na Amberytów. Czyżby prywatna wendeta? Dochodzi również do zachwiania równowagi pomiędzy Wzorcem a Logrusem. Wzystko dąży ku ostatecznej rozgrywce, w której ludzie są tylko marionetkami. Jednak nie wszystkim odpowiada taka rola. Merlin przeją niepokorną naturę swego ojca.

Muszę przyznać, że Merlin faktycznie jest bardzo do ojca podobny, przynajmniej z natury, choć - jak czytamy w książce - również fizycznie. Jest tak samo skryty, ale czasem za bardzo wylewny. Kieruje się własnym rozsądkiem, albo nieco go naginając, chce załatwić wszystko na własną rękę. Pomaga mu w tym jego zyskująca świadomość maszyna - Ghostwheel oraz Frakir. Polubiłam obie te ... istoty. Rozczulało mnie jak Ghost nazywał Merlina tatą :)

W drugim tomie Kronik Amberu pojawiają się postacie, które już znamy, są one jednak na drugim planie. Na pierwszym wysuwają się postacie, które dopiero poznajemy - Jurt, Julia, Luke, Jasra, Mandor, Coral czy Nayda (a raczej istota zamieszkała w niej)... Z jednej strony część z nich bardzo polubiłam, z drugiej troszkę brakowało mi starych znajomych. Właściwie to Corwina, bo niby był, ale nie był obecny :) 

Najmniej podobała mi się chyba część przedostatnia, gdzie najwięcej było metafizyki - chodzi o podróż Merlina między cieniami. Nawiasem mówiąc przypominało mi to wędrówkę Corwina z Amberu do Dworców. W pewnych aspektach druga część Kronik jest więc... Czy ja wiem, wtórna? W każdym razie towarzyszyło mi uczucie, że już coś podobnego czytałam. Choć same zdarzenia jakie spotykały Merlina były inne z tymi jakie spotykały Corwina. 

kolejną sprawą było to, że autor nie pozamykał wszystkich wątków, albo nie rozwinął ich w sposób, który byłby dla mnie satysfakcjonujący. Możemy tylko domyślać się co się stanie. Nie wiem, może Zelazny planował kontynuację i zostawił sobie furtkę? W każdym razie po zakończonej lekturze mam jeszcze wiele pytań, na które nie mam odpowiedzi, mogę się ich tylko domyślać. Przykład? Nie wiemy co dalej stało się z Coral. Czy została koło Wzorca Corwina? Dlaczego Dworkin wybrał akurat ją i dał jej Klejnot, o który walczyły potęgi? Co dalej z Julią, Lukiem i Naydą? Czy Merlin odzyskał Frakir (nawiasem mówiąc nie podobało mi się w jaki sposób się z nią rozstał, oj nie!)? Brakowało mi też więcej relacji syna z ojcem. Miałam nadzieję, że Merlin z Corwinem będą walczyć ramię w ramię, lepiej się poznając przy tym, a tu proszę. Mimo wszystko książka jest wciągająca i podobała mi się bardzo. Polecam cały cykl!


wtorek, 2 sierpnia 2016

Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce

Cześć!

Korzystając z pięknej niedzieli, którą grzechem byłoby przesiedzieć w domu, wybrałam się do Bóbrki (tej niedaleko Krosna), gdzie mieści się Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego im. Ignacego Łukasiewicza.

Sam Ignacy Łukasiewicz to ciekawa i bardzo ważna postać. To temu żyjącemu w XIX wieku farmaceucie zawdzięczamy pierwszą na świecie lampę naftową oraz narodziny polskiego przemysłu naftowego. To właśnie w Bóbrce koło Krosna zaczął wydobywać ropę. Tutaj też powstało muzeum na świeżym powietrzu i w przepięknej zalesionej okolicy.

W skład kompleksu muzealnego wchodzi tzw. "dom Łukasiewicza", gdzie można obejrzeć prezentacje multimedialne oraz pokój właściciela, szyby naftowe (kopanki), kuźnię, kotłownię, różnego rodzaju wiertnice, kieraty oraz maszyny związane z wydobyciem i eksploatacją ropy. Na terenie muzeum znajduje się też popiersie Łukasiewicza. Uroku muzeum dodaje usytuowanie w lesie. Okolica  jest naprawdę piękna. Przynajmniej mnie się strasznie podobała, ponieważ jestem wrażliwa na piękno przyrody :)

Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć. Jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam na stronę muzeum 

"Dom Łukasiewicza"
Wiertnica polsko-kanadyjska
Wiertnica ręczna
Popiersie Łukasiewicza

Przyznam, że - pomimo tego, że z techniką się niespecjalnie lubię - wyprawa do Bóbrki była ciekawym doświadczeniem. Warto poszerzać swoje horyzonty. Leśna okolica dodatkowo uprzyjemniała zwiedzanie



.