poniedziałek, 30 stycznia 2017

Dzielę się...hobby :)

Cześć!

Dziś nie będzie o książkach :) Będzie o łyżwiarstwie figurowym :) Gdzieś na początku bloga, w zamierzchłych czasach pisałam o mojej sympatii do tego sportu. Niestety, rzadko mam okazję go oglądać, co zaowocowało tym, że na dłuższy czas o nim zapomniałam :) Jednak w zeszłym tygodniu miały miejsce mistrzostwa Europy, co pozwoliło mi do niego wrócić. Ubolewam, że wczoraj byłam w pracy i nie mogłam obejrzeć gali mistrzów...
Źródło: Pixaby

Łyżwiarstwo figurowe dzieli się na cztery kategorie:
- solistki
- soliści
- pary taneczne
- pary sportowe

Nie ukrywam, że najbardziej lubię pary taneczne i solistów właśnie. Podczas mistrzostw zazwyczaj zawodnicy jeżdżą do muzyki klasycznej, ewentualnie filmowej. Natomiast podczas gali dają wyraz swojej kreatywności i przedstawiają luźniejsze, czasem zabawne programy. i przyznam, że to lubię najbardziej. Szalenie podobają mi się programy poprowadzone przy nieco szybszej muzyce. Świetnie wychodzą przy wspomnianej muzyce filmowej, albo popie, ale to co mnie najbardziej kręci to rock. Dlatego tak bardzo dałam się porwać programowi z rewii Art on Ice z 2013 roku, gdzie Stephane Lambiel (świetny łyżwiarz, a obecnie trener i choreograf) jedzie do piosenki The Rolling Stones Paint It Black. A robi to tak wspaniale, że jestem oczarowana. Uznałam, że podzielę się z Wami tym programem. Pod TYM linkiem możecie obejrzeć wspomniany występ i zachwycić się, jak ja :)

A dlaczego nie umieszczam filmiku tutaj? Z tego prostego powodu, że nie do końca jestem świadoma przepisów dotyczących praw autorskich, a nie chciałabym ich naruszyć :)

Dajcie znać, jakie są Wasze ukryte pasje. No i co sądzicie o łyżwiarstwie figurowym i czy program się Wam spodobał. Jestem tego bardzo ciekawa :)

Pozdrawiam!

piątek, 27 stycznia 2017

Sekret hiszpanskiej pensjonarki - Eduardo Mendoza

Cześć!

Od jakiegoś czasu "chodziły" za mną książki Eduardo Mendozy. Będąc ostatnio w bibliotece znalazłam półkę z jego twórczością i wybrałam Sekret hiszpańskiej pensjonarki na moje pierwsze spotkanie z tym pisarzem. 
Książka, herbata i ciasto dyniowe - zestaw idealny :)
 
Sekret hiszpańskiej pensjonarki to utrzymana w konwencji kryminału krótka powiastka, jednakże jest to pozycja nieco nietypowa. Mamy tu bowiem detektywa-amatora wprost ze szpitala psychiatrycznego. Dosłownie. Po 5 latach pobytu w psychiatryku zgłasza się do naszego bohatera komisarz Flores i w zamian za obietnicę wolności, prosi go o pomoc w pewnej tajemniczej sprawie. Kilka lat wcześniej w szkole sióstr lazarystek doszło do dziwnego zdarzenia - z sypialni dziewcząt znika jedna z uczennic. Nikt nie wie, w jaki sposób udało się jej oddalić. Dwa dni później dziewczynka wraca, również niezauważona. I na dodatek twierdzi, że nic nie pamięta. Na prośbę rodziców uczennicy sprawę wyciszono. Teraz, w podobnych okolicznościach, znika kolejna dziewczynka. Policja jest bezsilna, dlatego do akcji musi wkroczyć nasz bohater. Czy uda mu się rozwikłać tajemnicę i odzyskać wolność?

Bohater Mendozy nie jest typem herosa. Nie poznajemy nawet jego imienia. Wiemy o nim tyle, że ostatnich kilka lat spędził w psychiatryku, ma siostrę - prostytutkę, również dość specyficzną, nie stroni od grzebania w śmietnikach i że - mimo swoich niekonwencjonalnych metod - jest świetnym detektywem, potrafiącym kojarzyć fakty, które pozornie są bez związku. Na dodatek ma wyjątkowego pecha do pewnego Szweda, który nawet po śmierci nie chce się od niego odczepić, co prowadzi do jeszcze większego zawiklania sprawy oraz niesłychany dar wymowy i równie niesłychaną skłonność do komplikowania swoich wypowiedzi.

Pomimo swego nieszczęsnego położenia, z pomocą innych interesujących osób, nasz znajomy świetnie sobie radzi, choć kłopoty trzymają się go dość mocno. Jego przygody są groteskowe. Komiczny i kwiecisty sposób wypowiedzi czy sposób prowadzenia śledztwa może wywołać uśmiech. I choć sama zagadka kryminalna wydaje się mało prawdopodobna to nie o nią głównie tutaj chodzi. Jeżeli przyjmie się do wiadomości, że to raczej parodia kryminału, można się świetnie przy niej bawić śledząc z równą przyjemnością postępy śledztwa, co wypowiedzi bohatera. Język jest dość specyficzny, ale dlatego właśnie zabawny. Całkiem podobała mi się ta powiastka. Możliwe, że jeszcze wrócę do tego autora, choć szukać go na siłę też nie będę :)

Autor: Eduardo Mendoza
Tytuł: Sekret hiszpańskiej pensjonarki (El misterio de la cripta embrujada)
Strony: 171
Wydawnictwo: Znak

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Tortilla Flat - John Steinbeck

Cześć!

Niedzielę spędziłam w znakomitym towarzystwie, a konkretnie z Johnem Steinbeckiem. Jeśli czytacie mojego bloga już od jakiegoś czasu, to zapewne wiecie, że zaprzyjaźniłam się z tym panem już wcześniej (a jeśli nie, możecie zerknąć do zakładki zawierającej linki do moich opinii o książkach). Mam jeszcze sporo książek Steinbecka do nadrobienia, z czego zresztą bardzo się cieszę. Tym razem padło na Tortilla Flat - książkę, którą kupiłam jakiś czas temu na allegro.
Bohaterami Tortilla Flatpaisanos - niebieskie ptaki, mieszańcy różnych nacji zamieszkujący obrzeża miasta Monterey (przez to bardzo przypominają mi bohaterów innych książek Steinbecka). Żyją głównie z tego co udaje im się zwędzić bądź znaleźć, ewentualnie wyprosić u kogoś. Towar wymieniają głównie na wino. Główną postacią jest Danny, który niedawno się wzbogacił - dostał w spadku po dziadku dwa domy, choć mam wrażenie, że chaty byłyby odpowiedniejszym słowem. Wokół niego zbierają się przyjaciele, tak, że w końcu mieszka u niego kilka osób, z których każdy jest indywidualnością. Są to Pilon, Pablo, Jezus Maria, Joe Portugalczyk i Pirat wraz ze swoim stadkiem pięciu psów. Wiodą żywot prawie beztroski, choć mają też swoje zmartwienia. Są pozbawieni niektórych zasad moralnych, choć potrafią to wytłumaczyć altruizmem (zwłaszcza Pilon jest w tym dobry), choć są też w pewnych kwestiach bardzo honorowi i pomagają sobie wzajemnie. Jednak, gdy ktoś ich zdradzi potrafią wybić mu z głowy podobne numery na przyszłość. Skorzy do bójek, pijaństwa i kobiet tworzą barwną, różnorodną mieszankę.

Jeśli ktoś szuka akcji pędzącej na łeb, na szyję tutaj tego nie znajdzie. Chłopcy pędzą spokojny żywot przeplatany miłostkami, kradzieżami, ale też szukaniem skarbu po nocy. Praca to dla nich ostateczność, ale gdy trzeba potrafią się zmobilizować. Na dzień :) Są pełni dobrych chęci, choć z wprowadzeniem w życie tych dobrych i wielkich czynów jest już u nich problem. Lubią się napić, nigdzie się nie spieszą, nie noszą zegarków, uwielbiają opowiadać historie. Czasem bawią, czasem wywołują smutek, czasem wzruszenie. Jednym słowem, Monterey bez takich postaci nie byłoby takie samo. Bardzo podobała mi się historia Pirata i jego zobowiązania wobec świętego Franciszka. Wzruszyła mnie bardzo z kilku powodów, ale to sami musicie przeczytać :)

Kolejnym aspektem, do którego będę wracać chyba przy każdym przeczytanym Steinbecku, jest język. Piękne porównania, proste, ale nie prostackie słownictwo sprawiają, że każdą kolejną książkę tego autora czyta się z przyjemnością. Nie ma problemu z wyobrażeniem sobie sosen rosnących na skraju dzielnicy Tortilla Flat. Czytelnikowi może się wydawać, że tam jest, bierze udział w wydarzeniach. Chyba niewielu pisarzom udaje się wywołać takie wrażenia. Wiem już, że z przyjemnością będę kontynuować znajomość ze Steinbeckiem i bardzo się cieszę, że mam jeszcze tyle jego książek przed sobą.

Autor: John Steinbeck
Tytuł: Tortilla Flat
Strony: 158
Seria: Kolekcja Gazety Wyborczej tom 8


sobota, 21 stycznia 2017

Galveston - Nic Pizzolatto

Cześć!

Po ostatnich dwóch cegiełkach zabrałam się za coś krótszego. Padło na Galveston. Autorem jest Nic Pizzolatto, znany niektórym jako twórca popularnego serialu True Detective. Cóż, ja się nie wypowiem, bo poza tytułem nie kojarzę tego serialu w ogóle. Zresztą ja rzadko coś oglądam, jak jestem w rodzinnym domu to głównie jakieś bajki lecą, ze względu na dzieciaki :)
Roy Cady to czterdziestoletni twardziel zajmujący się niezbyt chlubną profesją ściągania haraczy. Bywa brutalny, nie cofnie się nawet przed zabójstwami. Poznajemy go w momencie, gdy świat wali mu się na głowę. mężczyzna dowiaduje się, że ma raka. Na domiar złego, jego szef Stan (tu ciekawostka: jest polskiego pochodzenia), postanawia się go pozbyć. Dlaczego? Bo może. No i ze względu na kobietę... Zasadzka nie udaje się i Roy ucieka zabierając ze sobą Rocky - dziewczynę, która przypadkowo wplątała się w tę sprawę. Oboje muszą teraz się ukryć. Mężczyzna wie, że niewiele czasu mu zostało i próbuje pomóc Rocky i jej małej siostrze. Jednak nie wszystko da się przewidzieć. Na trop mężczyzny wpada Stan, a on nie zna uczucia litości.

Galveston jest czarnym kryminałem i wyraźnie to czuć czytając. Książka jest brutalna, choć nie jest to głównym motywem. Opisów przestępstw czy zabójstw nie ma za wiele, ale sama atmosfera jest gęsta i mroczna. Mimo, że Cady'ego wzorem cnót uznać nie można to jednak mamy nadzieję, że uda mu się jakoś wyjść z opresji. Do końca jednak nie jesteśmy pewni jak skończy się cała historia, choć w trakcie czytania dowiadujemy się coraz więcej szczegółów. Ucieczka jest tu ważnym motywem. Razem z bohaterami przemierzamy autostrady, szukamy schronienia w tanich motelach czy boimy się, gdy na drodze zamigocą policyjne syreny. 

Wydarzenia poznajemy z perspektywy Cady'ego. To on opowiada nam całą historię. To postać naznaczona piętnem śmierci, nie mająca wiele do stracenia. Rocky z kolei ma całe życie przed sobą, ale nie umie się odnaleźć w normalności, bo całe jej życie nie wyglądało idealnie. Nie była panienką z dobrego domu i nigdy taka nie będzie. Ich spotkanie, choć przypadkowe, determinuje ich dalsze losy. 

Styl prowadzenia narracji bardzo mi się podobał, książkę czytało się szybko. Atmosfera była mroczna i duszna. Powieść wywoływała przyjemny dreszczyk. Była trochę inna od książek, jakie czytałam do tej pory, bo rzadko sięgam po ten gatunek. trochę kojarzy mi się (ten gatunek) z Krajewskim. Jednak kulała mi tu trochę jedna rzecz, mianowicie dialogi. Niekiedy były w porządku, dobrze poprowadzone, ale niekiedy nie do końca wiedziałam (i oni chyba też nie) o czym w ogóle rozmawiają. Nie odbierało mi to jednak przyjemności z lektury. Polecam!

Autor: Nic Pizzolatto
Tytuł: Galveston
Strony: 282
Wydawnictwo: Marginesy

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Bohater wieków - Brandon Sanderson

Cześć!

Wspominałam już wcześniej jak bardzo byłam zadowolona z poznania prozy Brandona Sandersona. Pisarz ma mega wyobraźnię i nie boi się jej używać. Widać to w każdej jego książce, a przeczytałam ich cztery: Elantris, Z mgły zrodzonego, Studnię Wstąpienia i teraz Bohatera Wieków. Te trzy ostatnie tworzą cykl Ostatnie Imperium.
Od wydarzeń opisanych w Studni Wstąpienia minął rok, a w cesarstwie Elenda dzieje się źle. Opady popiołu są coraz gęstsze, rośliny nie mają warunków do życia, ludzie głodują... Na domiar złego niektóre dominia się buntują. W Urteau władzę przejął Obywatel, który morduje wszystkich ludzi z domieszką arystokratycznej krwi, a w Fadrex panuje obligator Yomen. Sen z powiek Elenda i Vin spędzają też hordy żądnych krwi kolossów oraz tajemnicza, złowroga moc, którą uwolniła Vin. A zwłaszcza to, że nie wiadomo jak z nią walczyć, nie wiadomo czym jest. Wiadomo za to, że jest potężna - potrafi nawet zmieniać teksty przepowiedni i manipulować ludźmi. A jej celem jest zniszczenie świata, do czego w zasadzie doprowadza. Czy Vin, Elend, Sazed i pozostali z ekipy mogą zapobiec katastrofie? 

Fabuła - jak to u Sandersona - jest rozbudowana i wielowątkowa. Ekipa się rozdzieliła, dzięki czemu widzimy jak radzą sobie poszczególni jej członkowie w wywiązywaniu się z przydzielonych zadań. Widzimy, jak Zniszczenie próbuje nimi manipulować. Powoli odkrywamy, w jaki sposób wszystko się dokonało. Wszystko miało swój cel, było elementem walki między Zniszczeniem a Zachowaniem. Tylko kto kogo przechytrzy? Zachowanie rozproszyło swoją moc, a Zniszczenie nie mogło zdobyć całkowitej przewagi, bo nie miało ciała. Pomimo to zdaje się, że zwycięstwo jest po stronie siły destrukcyjnej. Ona nie cofnie się przed niczym. Ma tylko jeden cel: niszczyć.

W takim świecie nie ma miejsca na sentymenty. A jednak miłość rozkwita, mimo niesprzyjających warunków. Vin i Elend rozumieją się bez słów, potrafią jednak się poświęcić dla większego dobra. Elend próbuje być dobrym przywódcą, choć często targają nim rozterki, zastanawia się czy dobrze postępuje, czy nie jest hipokrytą. Chce bezpieczeństwa dla swoich poddanych, czuje brzemię odpowiedzialności. Jednak, aby zapanował pokój, najpierw trzeba użyć środków przymusu, co bardzo martwi cesarza. To idealista, jednak pod wpływem zdobytego doświadczenia, twardo stąpający po ziemi. Inni z ekipy też nie mają łatwo. Spook dojrzewa, staje się przywódcą, jednak czuje, że coś jest nie tak. Sazed zaś traci sens swojej pracy, zaczyna tracić wiarę, prawie popada w depresję. Vin odkrywa, że była manipulowana, co sprawia, że jest wściekła. A wściekła Vin to niebezpieczna Vin. Tylko czy to wystarczy w walce ze Zniszczeniem? 

Ja nie wiem jak on to robi. Sanderson ma niebywały dar do tworzenia fantastycznych historii. Na dodatek jest w tym niezwykle drobiazgowy. Najmniejszy szczegół może się okazać kluczowy w dalszej opowieści. Powoli odkrywamy, co tak naprawdę stało się tysiąc lat wcześniej i w jaki sposób Ostatni Imperator pragnął ochronić swoje mocarstwo. Nie mógł jednak całkowicie obronić się przed Zniszczeniem, które w końcu znacząco na niego wpłynęło. To przez to Rashek stał się taki okrutny, niezrównoważony.  

Precyzja z jaką Sanderson stworzył swój świat napawa mnie podziwem. Bardzo zainteresował mnie wątek kandra, polubiłam OreSour'a i TenSoon'a. A ich Kontrakt i historia robią wrażenie. podobnie jak powstanie kolossów czy Inkwizytorów. Sanderson nie oszczędza swojego świata, ani bohaterów, jednak daje też nadzieję. Jestem też pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki sposób autor wykorzystał metale: nie ograniczył się do jednej sztuki - Allomancji. Wymyślił też Feruchemię i Hemalurgię, przy czym wszystkie trzy łączą się ze sobą. Niesamowite. To musiałoby być niewiarygodne uczucie, poskakać na monetach :)

Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z lektury trylogii i mam zamiar sięgnąć po kolejne trzy części rozgrywające się w świecie Ostatniego Imperium. Szkoda troszkę, że skończyło się tak jak się skończyło, ale świat wymyślony przez Sandersona jest brutalny, dlatego takie zakończenie jest jak najbardziej na miejscu. W końcu to nie bajka a wspaniała opowieść fantasy. Dla fanów gatunku to nie lada gratka i absolutny must read :)

środa, 11 stycznia 2017

Zimowa opowieść - Mark Helprin

Cześć!

Siedzę i myślę co by tu napisać o mojej ostatniej lekturze. Wydaje mi się, że moje słowa nie są w stanie oddać dokładnie uczuć po jej przeczytaniu. Spróbuję jednak zachęcić Was do lektury tej niezwykłej książki.
Zdjęcie autorstwa Jerry'ego

O czym jest Zimowa opowieść Marka Helprina? Peter Lake to włamywacz należący do gangu Krótkich Ogonów, choć w chwili, gdy go poznajemy nie żyje już z nimi w przyjaźni. Wręcz przeciwnie. Jest zwierzyną ściganą przez opryszków, którzy nie cofną się przed niczym by go złapać. Gdy wydaje się, że wreszcie go dopadną na drodze Petera pojawia się biały koń. Razem tworzą duet doskonały. Mężczyzna chce zmienić swoje życie, nie chce więcej uciekać. W tym celu musi zdobyć pieniądze. Postanawia więc włamać się do domu bogatego nowojorczyka i ukraść tyle pieniędzy, aby zacząć nowe życie. Nie spodziewa się, że w domu znajdzie coś innego. Miłość. Tym piękniejszą i tragiczniejszą, że jego ukochana jest śmiertelnie chora. Tak zaczyna się przepiękna opowieść o miłości, czasie i mieście.

W toku opowieści poznajemy wiele postaci, choć bohaterem spinającym powieść jakby klamrą jest Peter Lake. To od niego wszystko się zaczęło. Peter to postać owiana aurą tajemniczości. Dziecko wychowywane przez osobliwe plemię Przymorzan (sposób w jaki się u nich pojawił przypomina mi biblijną historię Mojżesza), wysłane do miasta, gdzie wszystko jest dla niego nowe, musi szybko dorosnąć, aby przetrwać. Jego droga nie była łatwa ani prosta. Jego losy zostają nierozerwalnie splecione z rodziną Pennów, wydawców gazety The Sun. Właśnie wokół tej rodziny oraz ich gazety pojawiają się kolejne, ważne dla powieści postacie takie jak Hardesty, Virginia czy Asbury. Każda z tych postaci ma własną historię, a ich losy splatają się ze sobą tkając razem niesamowitą opowieść. 

Kolejnym ważnym bohaterem Zimowej opowieści jest miasto. Poznajemy Nowy Jork na początku i końcu XX wieku. Powieść ukazuje jak bardzo zmienił się, ale pozostał niezmienny ten świat. Brzmi paradoksalnie? Niekoniecznie. Postęp sprawił, że miasto się rozwijało, ale jednocześnie nadal, jak przed stu laty, istniały dzielnice bogate i dzielnice nędzy, w których biedacy umierali zapomniani przez innych. Nowy Jork z powieści Helprina jest magiczny. Piękny, ale pełen brutalności. Majestatyczny i potężny, ale też szary i brudny. Ukazany w zimowej szacie oczarowuje swym surowym, mroźnym wdziękiem.

Sama historia opowiedziana przez Helprina jest ciekawa, ale jej największy urok tkwi w języku, którym posługuje się autor. A brzmi on jak muzyka. Czytałam tę książkę powoli, między innymi dlatego, że wymaga ona uwagi i skupienia, aby docenić piękno języka. Helprin tak misternie dobiera słowa, że każdy akapit czyta się z zachwytem. Mam wrażenie, że jednak nie całkiem zrozumiałam wizję autora. W pewnym sensie książka jest dziwna. Ale to chyba normalne w przypadku realizmu magicznego:) W każdym razie wydaje mi się, że jest to jedna z tych książek, w których przy każdej kolejnej lekturze odkryjemy coś nowego. Mnie najbardziej urzekł język, którym posługuje się autor. Podobały mi się też subtelne (albo niekoniecznie; vide: rozmowa Craiga Binky'ego z komputerem) przebłyski humoru. 

Z mojej strony wygląda to tak: myślę, że nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Nie wszystko od razu można pojąć. Trzeba do niej skupienia i czasu. Ale warto po nią sięgnąć, choćby dla samego języka przeczytać fragment i dać się zaczarować :)

EDIT: Nie wiem czy wiecie, ale Zimowa opowieść stała się inspiracją dla innych artystów. Na jej podstawie powstał film o tym samym tytule, a zespół The Waterboys nagrał piosenkę Beverly Penn - całkiem niezłą zresztą. Taka ciekawostka :)

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Sałatka meksykańska z kabanosami

Cześć!

Święta, w międzyczasie moje urodziny - nazbierało się okazji do dobrego jedzenia. Jedną z potraw, które przygotowywałam była sałatka meksykańska z kabanosami. Podaję przepis, może ktoś skorzysta :)

- puszka kukurydzy
- puszka czerwonej fasoli
- 4 laski kabanosów
- kilka korniszonów
- cebula
- 20 dag żółtego sera w kawałku
- czerwona papryka
- sól, pieprz, opcjonalnie chilli
- 2 łyżki musztardy
- kilka łyżek majonezu
- olej do smażenia
Kukurydzę i fasolę odsączamy, kabanosy kroimy i lekko podsmażamy. Cebulę, paprykę, ser kroimy w kostkę. Podobnie korniszony, które później odsączamy. Wszystko mieszamy ze sobą, dodajemy przyprawy, majonez i musztardę. Gotowe :)

czwartek, 5 stycznia 2017

Krótkie podsumowanie roku 2016

Cześć!

Zastanawiałam się, czy w ogóle pisać podsumowanie, ale w końcu stwierdziłam, że nie zaszkodzi :) Zapraszam więc do lektury :)
Źródło: Pixabay

- nie mam pojęcia ile w tym ubiegłym roku miałam wyświetleń, ani ilu nowych obserwatorów :) Nie sprawdzałam tego na początku roku, więc nie mam się do czego odnieść, zresztą to i tak nie jest najważniejsze :D
- zakończyłam Mini czelendż 2016 i cały czas biorę udział w Dublowaniu. Więcej na temat wyzwań było w poprzednim poście;
- moim największym literackim odkryciem zeszłego roku był Brandon Sanderson. Przeczytałam trzy jego książki, czwarta czeka w kolejce :)
- poza tym poznałam kilku innych autorów m.in. Orbitowskiego, Bondę, ks. Kaczkowskiego, Puzyńską, Horsta i wielu innych;
- w sumie przeczytałam 78 książek (dla przyjemności) i zaczęłam kolejną (Zimową opowieść Helprina, którą czytam powoli, ale bardzo mi się podoba);
- napisałam 108 postów, w większości były to opinie nt. przeczytanych książek, ale też parę przepisów czy krótkie relacje z moich wypadów :)
- podczas pobytu w Krakowie spotkałam się z Martą z bloga Cuddle up with a good book i było to przemiłe spotkanie :)
- wyszłam ze swojej strefy komfortu i sięgnęłam po sci-fi. Na pierwszy ogień poszedł Brunner i byłam bardzo zadowolona z lektury;
- ciężko wybrać najlepsze książki 2016 roku, ale spróbuję. Niech będzie Sanderson, Ulica Nadbrzeżna i Cudowny czwartek Steinbecka, choć inne też zasługują na uwagę.

To będzie na tyle, dziękuję za uwagę i życzę miłego wieczoru :)