Cześć!
Niedawno zakończyłam lekturę Maleńkiej Pani Wielkiego Domu Jacka Londona. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, głównie ze względu na to, że zagrała ze mną w kotka i myszkę. Historia niby banalna: idealne małżeństwo, nagle bach, pojawia się drugi mężczyzna. W tle mamy wzorcowo i nowocześnie prowadzoną farmę, na której żyją bohaterowie.
UWAGA! W TEKŚCIE POJAWIĄ SIĘ SPOJLERY.
Mąż - Dick Forrest - na początku nie pałałam do niego jakąś przesadną sympatią. Kocha żonę, podziwia ją, ale nie zawsze znajduje dla niej czas, jest zbyt pewny siebie, bardziej ciągnie go do interesów, które - trzeba przyznać - idą mu świetnie. Surowy dla pracowników, którzy nie wykonują dobrze swoich zadań, ale jednocześnie potrafi być wielkoduszny. Postać skomplikowana. Wszechstronna. Potrafi świetnie się zorganizować, prowadzi farmę i zna się na swojej profesji, jednocześnie śpiewa indiańskie pieśni i prowadzi dyskusje z "filozofami z madronowego gaju". Jest bardzo bystry, widzi co się święci, ale honor nie pozwala mu zabrać żony z dala od "zagrożenia", chce by wybrała sama.
Żona - Paula Forrest - wydaje się, że jest bez reszty zakochana w mężu. Szuka jego towarzystwa, jest niepocieszona, gdy ten nie ma dla niej czasu. Dysponuje wieloma zdolnościami: jeździ konno i powozi lepiej niż niejeden mężczyzna, zajmuje się hodowlą koni, maluje, zajmuje się muzyką, śpiewa, haftuje, pływa. Jest niezwykłą kobietą. Wydaje się uosobieniem cnót, jednak w momencie, gdy traci głowę dla Grahama staje się sama dla siebie zagadką. Zamiast podjąć decyzję miotał się między dwoma mężczyznami, nie chce żadnego stracić. Wyrzuty sumienia czasem przysłaniało zaś poczucie pychy - dwaj wspaniali mężczyźni są u jej stóp! Niezdecydowanie popchnie ją w końcu do dramatycznego kroku.
On - Evan Graham - znajomy Dick'a, który zajeżdża na ranczo by pisać książkę o swoich podróżach. Był już kiedyś żonaty, jednak kobieta zmarła - nie jest wyjaśnione z jakiego powodu. Graham i Dick są do siebie podobni, z niejednego pieca już jedli chleb, przemierzyli nieznane lądy. Evan zakochuje się w wyjątkowej kobiecie, jaką jest Paula. Chce wyjechać, ale nie decyduje się na ten krok. Gdy okazuje się, że Paula odwzajemnia jego uczucia, naciska na nią, aby podjęła decyzję. Chce wyjechać - Paula go zatrzymuje, chce zabrać ją ze sobą - ona nie może się zdecydować na porzucenie męża.
Sytuacja wydaje się bez wyjścia, nie wiadomo jak rozwiązać ten "węzeł". Paula chce, aby Dick, który wszystkiego się domyślił, a później był mimowolnym świadkiem pocałunku żony z Grahamem, pomógł jej w podjęciu decyzji. Dick postanawia usunąć się z drogi dwojgu zakochanych w sposób ostateczny lecz nie budzący podejrzeń.
Książka jest prawdziwym studium charakterów. Na usta cisną się pytania: czy można tak naprawdę poznać drugiego człowieka, żyjąc z nim nawet kilkanaście lat? Czy człowiek może być pewien siebie samego, czy może powiedzieć, że zna siebie samego? Czy można kochać dwie osoby na raz?
London zrobił na mnie wielkie wrażenie tą książką, choć nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy mi się podobała (ja tam lubię happy endy). Nie chcę przez to powiedzieć, że żałuję, że ją przeczytałam. Nic bardziej mylnego, nie żałuję ani minuty spędzonej na lekturze. W każdym razie książka poruszyła mnie bardzo. Polecam!