Cześć!
Koniec października i początek listopada spędziłam z cyklem Podróż do miasta świateł Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. To moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Cykl dzieli się na dwie części. Omówię je pokrótce po kolei.
Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich.
Akcja powieści rozpoczyna się w 2011 roku. Nina jest historykiem sztuki i dzieckiem toksycznego rodzica. Nie potrafi uwolnić się od tej męczącej więzi łączącej ją z matką. Gdy umiera jej ciotka to Nina musi zająć się wszystkim, bo matka nie ma zamiaru pojechać do rodzinnej miejscowości. W Gutowie zatrzymuje się w hotelu, gdzie na ścianie wisi portret hrabiego Zajezierskiego sygnowany literami RdV. Czyżby było to dzieło słynnej malarki Róży z Wolskich? W tym samym czasie ma miejsce seria kradzieży dziel tejże malarki z przełomu XIX i XX stulecia. Linearnie akcja toczy się w dziewiętnastowiecznym Paryżu, gdzie mala Róża z matką przyjeżdża pod opiekę wuja z popowstaniowej Polski. Ojciec Róży został zesłany na Syberię na 15 lat za udział w powstaniu, więc wyjazd z będącej pod zaborami Polski był najlepszym rozwiązaniem dla nich. jak potoczą się losy obu kobiet? jaką drogę będzie musiała przejść Róża, aby zaistnieć jako malarka? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w książce.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony autorka postarała się oddając realia życia w dziewiętnastowiecznym Paryżu. Ukazała trudne relacje matki z córką, kładła silny nacisk na uczucia, próby manipulacji, relacje między bohaterami. Ciekawym zabiegiem było także dwutorowe prowadzenie akcji: XIX i XXI wiek. Jednak czegoś mi w tej książce brakło, jakiejś iskry, która wzbudziłaby we mnie zachwyt. Książka nie jest zła, przeciwnie. Jest dobra, ale jednak nie rewelacyjna.
Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord
Druga część cyklu stanowi kontynuację losów Róży i Niny. Nina w poszukiwaniu informacji na temat Rose i coraz bardziej zafascynowana postacią rudowłosej malarki wyjeżdża do Paryża. Wyjazd ten ma nieco gorzki posmak, gdyż miała tam jechać ze swym partnerem, który jednak w niezrozumiały sposób ją opuścił. Los nie pozwala jej jednak zbyt długo martwić się złamanym sercem, gdyż "sprawa Róży" nabiera rozpędu z chwilą, gdy Nina poznaje argentyńskiego potentata, właściciela zamku w Val, Rubena Chavarria Resendeza. Kim naprawdę jest ten tajemniczy mężczyzna? Czy pomoże Ninie czy wręcz przeciwnie? Równocześnie poznajemy dalsze losy Rose, która straciwszy ukochanego stara się wrócić do życia w czym pomaga jej przyjaciel i przybrana córeczka. Poznaje też niezwykłego mężczyznę, który jednak nie jest tym za kogo się podaje. Czy zraniona Róża będzie umiała wybaczyć? Jak odnajdzie się w nowej roli i jak potoczy się jej kariera? Czy małżeństwo da jej szczęści?
Przyznam, że ta część zainteresowała mnie nieco bardziej od pierwszej. Mamy tu trochę więcej Niny, podczas, gdy pierwsza część była bardziej skupiona na Rose. Zaciekawiły mnie losy obu kobiet, choć Rose przeszła jednak o wiele więcej. Niestety, ciężko mi było polubić główne bohaterki. Owszem, czasem współczułam im (zwłaszcza Róża), ale to jednak trochę za mało. Mimo wszystko do Rose chyba poczułam więcej sympatii, zwłaszcza pod koniec książki. Nie da się ukryć, że ta kobieta miała ciężkie, ale bardzo interesujące życie. Obie kobiety przypominały mi nieco ćmy lecące do światła, nie myśląc o konsekwencjach... Czasem po prostu bywały lekkomyślne (zwłaszcza Nina), ale to może kwestia wychowania i tego rozpaczliwego pragnienia miłości. W ogóle moje uczucia do bohaterów (nie tylko tych głównych) ewoluowały i były bardzo różnorodne. Polubiłam Serge'a i Marcela. Co do Lucie miałam mieszane uczucia, ale pod koniec mam wrażenie, że kobieta dojrzała i sporo zyskała w moich oczach. Historia Rubena i pobytu Niny na zamku jest troszkę mało prawdopodobna, ale na upartego mogło i tak być, choć naiwność Niny nieco działała mi na nerwy. W każdym razie postacie nie były jednowymiarowe.
Cóż, myślę, że cały cykl może się podobać, zwłaszcza drugi tom był nieco ciekawszy.
Cóż, myślę, że cały cykl może się podobać, zwłaszcza drugi tom był nieco ciekawszy.
Czytałam Cukiernię pod Amore, więc pewnie i ta książka pani Gutowskiej-Adamczyk przypadnie mi do gustu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że klimat jest podobny, choć Cukierni... nie czytałam.
UsuńRównież pozdrawiam :)