Cześć!
Podzielę się z Wami moją opinią na temat książki, którą niedawno z przyjemnością przeczytałam. Ach, jak ja lubię taka
literaturę!
Północ i południe to chyba najbardziej znana powieść Elizabeth
Gaskell. Doczekała się nawet ekranizacji (mini serial z 2004 roku), której
jeszcze nie widziałam, ale to tylko kwestia czasu.
Główną bohaterką jest młoda
dziewczyna, panna Hale, córka duchownego, którego decyzje oraz kryzys wiary w Kościół,
doprowadziły do przeprowadzki z południowego sielankowego Helstone do
przemysłowego, ponurego miasta na północy kraju. Mimo, iż rodzina nie jest zbyt
zamożna, panna Hale to dobrze wychowana, dumna młoda dama, która z niechęcią
myśli o miejscu, gdzie przyszło jej zamieszkać. Można się przekonać, że
dziewczyna czuje wyższość czy nawet pogardę do ludzi zajmujących się handlem.
Wśród nich jest pan Thornton, fabrykant, który do wszystkiego doszedł własną
pracą, a który niezachwianie wierzy w ekonomię, nie dostrzegając w swych
pracownikach ludzi zdolnych do uczuć takich jak cierpienie (a nawet jeśli, to
uważa, że sami swoją postawą czy niezaradnością doprowadzają do owego
cierpienia, często wynikającego z nędzy) a tylko siłę roboczą.
Margaret, samotna w obcym
mieście, zaprzyjaźnia się z rodziną robotnika Higginsa, zwłaszcza z jego
niedomagającą córką Bessy. Gdy w mieście wybucha strajk przeciwko właścicielom
fabryk Higgins również się w niego angażuje. Mamy więc świetnie zarysowane tło
społeczno-obyczajowe. Opis przemysłowego miasta przemawia do wyobraźni,
zwłaszcza w zestawieniu z uroczym wiejskim Helstone.
Jednak lektura dostarcza nam
również innego rodzaju wzruszeń. Miłość, choć niełatwa, bolesna ale słodka.
Raniąca, ale dająca siłę. Piękna, czuła, z pozoru beznadziejna. Nie będę się
rozwodzić nad tą kwestią, aby nie odbierać nikomu przyjemności czytania. Sądzę
jednak, że historia Margaret i Johna chwyta za serce.
Spore rozmiary nie powinny nikogo
zniechęcać, wręcz przeciwnie. Polecam!