sobota, 30 stycznia 2016

Narzeczeni mimo woli - Sabrina Jeffries

Cześć!

Jeszcze parę dni temu nie słyszałam o tej autorce, ale na blogu Słowem Malowane znalazłam recenzję jednej z jej książek i zachęciło mnie to do sięgnięcia po jej powieści. Wybrałam pierwszą część cyklu Diablęta z Hallstead Hall, czyli Narzeczonych mimo woli (widzę, że dziś pojawił się post o tej książce na wyżej wspomnianym blogu). 
Narzeczeni mimo woli to romans historyczny rozgrywający się w XIX wieku w Anglii. Nestorka rodu, Hester Plumtree, od tragicznej śmierci swej córki i zięcia opiekuje się pięciorgiem swych wnucząt. Trzeba przyznać, że każde z nich ma swój własny "charakterek", a babcia chętnie widziałaby ich ustatkowanych. Wymyśla więc plan mający zmusić młodych ludzi do znalezienia sobie małżonka. Wnuki są oburzone takim postawieniem sprawy. Najstarszy z nich, mroczny i rozpustny Oliver postanawia znaleźć narzeczoną na niby, która ma być kompletnym przeciwieństwem ideału babci. Okazja nadarza się, gdy markiz w niezwykłych okolicznościach poznaje Amerykankę Marię. dziewczyna, nieco pod przymusem trzeba dodać, zgadza się odgrywać maskaradę. Nie jest jednak potulną owieczką i markiz niechcący wpada we własne sidła. Czy jednak porządna panna będzie w stanie pokochać hulakę? I czy ów hulaka zmieni dla niej swój styl życia? Zwłaszcza, że Maria ma narzeczonego, a Oliver ukrywa mroczną tajemnicę dotyczącą śmierci jego rodziców.

Cóż, książka jest przewidywalna, od początku było wiadomo jaki będzie finał tej opowieści, jednak czytało się ją świetnie. Polubiłam oboje głównych bohaterów plus babkę Hetty na dokładkę :D Odprężająca, czasem budząca uśmiech na twarzy lektura. Jeśli ktoś lubi romanse historyczne lub ma ochotę na coś lekkiego to polecam :) Sądzę, że sięgnę po kolejne tomy przygód piątki rodzeństwa.

czwartek, 28 stycznia 2016

Kasacja - Remigiusz Mróz

Cześć!

Miałam dziś wolny dzień. Przy tej okazji załatwiłam formalności związane z wymianą prawa jazdy. Oj, mój portfel jest teraz lżejszy, ale przynajmniej mam to za sobą. Teraz pozostaje tylko czekać na nowe prawko :) Korzystając, że całkiem sprawnie mi poszło, część popołudnia i wieczoru przeznaczyłam na dokończenie książki.

Kasacja to moje kolejne (trzecie) spotkanie z prozą Remigiusza Mroza. Wcześniej był cykl Parabellum. Pierwszy tom podobał mi się średnio, drugi już bardziej. A jak było z Kasacją
Tym razem poznajemy młodego aplikanta Kordiana Oryńskiego, który trafia w znanej firmie prawniczej pod skrzydła mecenas Joanny Chyłki. Na wstępie swojej współpracy dostają do obrony Piotra Langera, syna znanego biznesmena, który został oskarżony o zamordowanie dwóch osób oraz przebywał z nimi w jednym mieszkaniu przez 10 dni. Sprawa wydaje się oczywista. czy jednak naprawdę tak jest? Zordon (przyznaję, że udała się Autorowi ta ksywka) i Chyłka będą mieli przejścia przy tej sprawie, zwłaszcza, że Langer junior nie przejawia chęci współpracy. Dlaczego? Czyżby się czegoś bał? 

Zacznijmy od tego, że książkę bardzo dobrze i szybko się czyta. Akcja wciąga, wydarzenia następują po sobie szybko i sprawnie, tak, że nie ma czasu na nudę. Bohaterowie są wyraziści, choć przyznaję, że na początku nie zapałałam do nich przesadną sympatią. Troszkę raził mnie ten prawniczy "światek", gdzie nie chodzi o ludzi, ale o to by wygrać sprawę. Poza tym mam wrażenia, że wydarzenia są troszkę naciągane, jakoś ciężko byłoby coś takiego jednak urzeczywistnić. Np. Chyłka gra strasznego chojraka, nawet, gdy zaczynają grozić jej rodzinie. No nie wiem czy normalny człowiek z krwi i kości nie ugiąłby się, gdyby wiedział, że jego bliskim grozi realne niebezpieczeństwo. No ale Chyłka charakterna kobita jest, więc w jej przypadku to może nie takie dziwne. No i trochę mało miejsca jest poświęconego ostatniej rozprawie. Mimo tych drobnych niedociągnięć jestem zadowolona z lektury. Ogólnie rzecz biorąc to książka dobra, ale jednak nie pozbawiona wad. Według wszelkiego prawdopodobieństwa jeszcze sięgnę po książki Mroza, bo jednak fajnie się je czyta.

niedziela, 24 stycznia 2016

Placek bez pracy

Cześć!

Dziś na szybko podam Wam przepis na ekspresowe ciasto. Upiekłam je wraz z moim czteroletnim bratankiem. To bardzo ruchliwy chłopiec, ale ciasto jest tak łatwe i szybkie, że nawet nie zdążył się znudzić, a jaki był dumny,bo ciasto upiekł :) Podane proporcje są na keksówkę.

- 2 jajka
- 2 szklanki mąki
- szklanka cukru
- szklanka śmietany
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- cukier wanilinowy (nie miałam, więc dałam budyń waniliowy)
Jajka, śmietanę i cukier wymieszać mikserem, dodać cukier wanilinowy, proszek i mąkę, dokładnie wymieszać, wylać na natłuszczoną i wyłożoną papierem do pieczeni blachę. Piec w średnio gorącym piekarniku przez 40-50 minut.

czwartek, 21 stycznia 2016

Kukiz. Grajek, który został graczem - Stankiewicz, Przewrocka, Rostowska, Kubiak



Cześć!
Jakiś czas temu wpadły mi w ręce (a właściwie do skrzynki mailowej) 4 reportaże zebrane w publikacji Reportaże Polskie - Kukiz. Grajek, który został graczem.. Miałam troszkę kłopotu z dobraniem się do plików, bo nie posiadam czytnika, ale w końcu się udało i mogłam przystąpić do lektury. Oto wrażenia.
Źródło: Lubimy Czytać

Kukiz. Grajek, który został graczem – Andrzej Stankiewicz
Przyznaję, że niespecjalnie się angażuję w politykę. Trzeba mieć do tego głowę i zacięcie. Mimo to z zainteresowaniem przeczytałam reportaż o Pawle Kukizie, który był czarnym koniem ostatnich wyborów prezydenckich. Przyznaję szczerze, że nie byłam (i w sumie dalej nie jestem) jego specjalną zwolenniczką, ale dzięki temu reportażowi dowiedziałam się więcej na temat jego politycznej drogi, która w czasie wyborów nabrała nieoczekiwanego rozpędu. Odniosłam wrażenie, że Kukiz strasznie się szarpie w swojej politycznej karierze. W reportażu była zawarta pewna ciekawa konkluzja wyjaśniająca skąd wzięło się dla Pawła Kukiza 20 % poparcie. Mianowicie Polacy nie głosowali na niego konkretnie, ale głosowali przeciwko innym partiom. To trochę niepokojące… Oj, nie jestem dobra w te klocki. Co nie zmienia faktu, że reportaż uważam za ciekawy i przybliżający postać Pawła Kukiza jako muzyka z aspiracjami politycznymi.

Człowiek, który złapał Eichmanna – Karolina Przewrocka
Autorka reportażu przedstawia nam sylwetkę jednego z agentów Mosadu. Rafi Eitan zasłynął przede wszystkim akcją złapania w Argentynie Adolfa Eichmanna, zbrodniarza wojennego, akcją odwetową na organizacji Czarny Wrzesień, która wykonała zamach terrorystyczny na izraelskich sportowcach podczas Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku oraz akcją ze szpiegiem (Amerykaninem żydowskiego pochodzenia), który sprzedawał izraelskiemu wywiadowi informacje z Ameryki. Przyznam szczerze, że sam reportaż był ciekawy, choć mógłby być nieco bardziej rozbudowany. Niemniej ukazuje nam człowieka niezwykłego, ale trochę przerażającego. Z jednej strony agent Mosadu, nie wahający się nawet zabić, z drugiej mąż, ojciec, rzeźbiarz. Człowiek złożony, wymykający się schematom. Bardzo ciekawy temat na reportaż.

Ksiądz Paweł zrzuca sutannę – Małgorzata Rostowska
O tym reportażu za wiele nie napiszę, bo tak mnie poruszył, że nie dałam rady przeczytać go dogłębnie i do końca, tylko potraktowałam nieco po macoszemu. Autorka spotkała się z byłym księdzem, który opowiada swoją historię. Tyle powiem, że porusza bardzo.

Parszywi z Banditenstadt – Roman Kubiak
Ostatni reportaż była dla mnie najciekawszy. Autor przedstawił sylwetki wielu partyzantów z Konspiracyjnego Wojska Polskiego, głównie działających w okolicach Radomska. W czasie wojny byli bohaterami, niejednokrotnie odznaczonymi Krzyżem Walecznych czy Orderami Virtuti Militari. Po wojnie, w związku z represjami na byłych AK-owcach wrócili do lasu. Uznani za wrogów ludu i systemu często lądowali w więzieniach, wielu zginęło w katowniach,  na części wykonano wyroku śmierci. Byli inwigilowani, utrudniano im życie, nawet wiele lat po wojnie. To naprawdę ciężki i niejednoznaczny okres w historii naszego kraju. Bardzo ciekawe.

Generalnie jestem zadowolona z lektury i stwierdzam, że powinnam częściej sięgać po ten gatunek literacki. Zabrzmi banalnie, ale reportaże naprawdę poszerzają horyzonty i zwracają uwagę na różnorodne tematy, czy problemy, o których na co dzień nie zawsze się mówi. Reportaże są pro!

sobota, 16 stycznia 2016

Projekt "Rosie" - Graeme Simsion

Cześć!

Przez ostatnie dni zaniedbałam haniebnie bloga. No cóż, przyznaję, że jakoś nie chciałam zmuszać się do pisania, tym bardziej, że czytanie książek też jakoś opornie mi idzie. Teraz mam parę dni wolnego, choć czekają mnie inne obowiązki i nie wiem jak wyjdzie z kolejnymi wpisami. W każdym razie nic na siłę, może się wreszcie ogarnę :)

Projekt "Rosie" to pierwsza książka, którą przeczytałam w ramach wyzwania Ejotka Mini czelendż 2016, jako książka z kiepską okładką. Co prawda nie uważam, żeby ona była jakaś specjalnie brzydka, no ale też nie zachwyca, no sami popatrzcie :)
Don Tillman to dość ekscentryczny naukowiec. Genialny, ale w interakcjach z innymi ludźmi niespecjalnie sobie radzi. Dochodzi przez to do wielu krępujących sytuacji, z których nasz bohater jednak nie bardzo zdaje sobie sprawę. No cóż, empatii to on za wiele nie ma :) Pomimo tych niedogodności postanawia znaleźć partnerkę. W tym celu opracowuje kwestionariusz, który określi dokładne cechy jakie powinna posiadać idealna kobieta. Iście naukowe podejście, prawda? Plany jednak się krzyżują, gdy Don poznaje Rosie. Dziewczyna chce znaleźć swego biologicznego ojca, a Don jako genetyk może jej pomóc. Nasz bohater poznaje Rosie coraz lepiej i mimo, że nie bierze jej pod uwagę jako kandydatki na partnerkę to jednak świetnie się bawi w jej towarzystwie. Tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Czyżby na horyzoncie pojawiło się uczucie?

Muszę przyznać, że Don to postać nietuzinkowa. Tak nieprzystosowanej społecznie osoby na kartach książki jeszcze nie spotkałam. I nie chodzi o to, że nie lubi ludzi, tylko nie potrafi wchodzić z nimi w relacje. to cud, że ma jakichś (co prawda nielicznych, ale jednak) przyjaciół. Jest szalenie niedelikatny, pragmatyczny i usystematyzowany. Prawie jak robot. gdy do jego świata wkracza Rosie nieźle w nim namiesza, zwłaszcza, że jest praktycznie jego przeciwieństwem. Czy miłość między dwojgiem tak różnych od siebie ludzi jest możliwa? Czy Rosie znajdzie ojca? 

Bardzo przyjemnie się tą książkę czytało. Jest taka inna, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Bohaterowie są oryginalni, może nieco przerysowani, ale da się ich polubić. Naprawdę ciekawa historia opowiedziana w niebanalny sposób. Polecam.

piątek, 8 stycznia 2016

Polak potrafi, Polka też... - Ewa i Jan Wróbel

Cześć!

Skończyłam czytać pierwszy z moich urodzinowych prezentów, czyli książkę Ewy i Jana Wróbel Polak potrafi, Polka też... czyli o tym ile świat nam zawdzięcza.
Książka składa się z 43 krótkich rozdziałów. Każdy z nich opisuje jakąś postać polskiego pochodzenia, mniej lub bardziej znaną (czasem w ogóle zapomnianą) w Polsce, której wkład w rozwój techniki czy innych dziedzin był niebagatelny. Kogo my tu mamy? Jest sporo postaci, niektóre całkiem znane jak Janina Ochojska, Janusz Korczak czy Anna Dymna, są jednak takie, o których słyszałam po raz pierwszy w życiu np misjonarz Wojciech Męciński, doktor Henryk Jordan (o parkach jordanowskich chyba każdy słyszał, ale o ich założycielu to już nieliczni) czy Jadwiga Jędrzejowska - przedwojenna wspaniałą tenisistka. Autorzy w przystępny, zabawny i okraszony ciekawymi rysunkami sposób przybliżają nam te postacie. I robią to w sposób interesujący. Zastrzeżenie mam tylko do tego, że w sumie historie tych postaci zostały tylko "liźnięte", potraktowane powierzchownie. Jednak, gdyby każdą dokładnie opisać powstała by ogromna cegła (może nawet kilkutomowa) i któż by to czytał? :) W każdym razie książka ma chyba na celu rozbudzić naszą ciekawość względem tych wielkich Polaków (i Polek :)) oraz wzbudzić dumę narodową. bo mamy się jednak czym pochwalić :)

środa, 6 stycznia 2016

Mleczko do ciała Garnier Intensywna Pielęgnacja (czerwone)

Cześć!

Oj, dawno nie było u mnie opinii na temat jakiegoś kosmetyku. Ale dziś to nadrobię, bo chciałabym przedstawić godne uwag mleczko do ciała. Zaczęłam go używać jako nastolatka bodajże (czyli już trochę dawno), gdy zaczęłam mieć problemy z suchą i wrażliwą skórą. Później na jakiś czas go odstawiłam, bo używałam innych mazideł. Niedawno trafiłam na zestaw mleczka z kremem do rąk w promocji, a że moja skóra na nogach błagała o ratunek długo się nie wahałam. 
Dla mnie ten kosmetyk jest bardzo dobry:
1. Jest przeznaczony do skóry bardzo suchej i w zimie całkiem dobrze się u mnie sprawdza. Podratował moją skórę, zwłaszcza nad kolanami po wewnętrznej stronie. Naprawdę była w nieciekawym stanie, ale jej kondycja uległa znacznej poprawie.
2. Ma bardzo fajną konsystencję. Nie jest ani za rzadki, ani za gęsty, taki w sam raz. Dobrze się rozsmarowuje.
3. Zapach jest całkiem przyjemny.
4. Cena w promocji była bardzo korzystna. Zapłaciłam 15 złotych z groszami za mleczko o pojemności 400 ml i krem do rąk (który też jest dobrym kosmetykiem).
5. Zawiera syrop z klonu i ma działać jak opatrunek.
6. Opakowanie jest dość poręczne, choć w miarę ubytku balsamu troszkę ciężej go wydobyć. No ale od czego są nożyczki :)

Bardzo polecam to mleczko, to naprawdę dobry produkt.

niedziela, 3 stycznia 2016

Prezenty książkowe :)

Cześć!

W grudniu miałam urodziny :) W związku z tym dostałam trochę prezentów :D Wszystkie były świetne, ale pokażę Wam tylko prezenty książkowe (no i kubek, bo nie mogę się powstrzymać :)).
Od dołu:
- Łukasz Orbitowski - Inna dusza - czytałam o niej co nieco i jestem ciekawa tego autora, bo to moje pierwsze spotkanie z jego prozą
- Katarzyna Bonda - Sprawa Niny Frank - to również będzie moje pierwsze spotkanie z "królową polskiego kryminału"
- Jan i Ewa Wróbel - Polak potrafi, Polka też... czyli o tym, ile świat nam zawdzięcza - lubię ciekawostki historyczne, a jeśli są podane w nietuzinkowy sposób - w to mi graj :)

No i kubek, który dostałam od kolegów z pracy to obecnie moje ulubione naczynie do picia :D Przy czym, biorąc pod uwagę, że pracuję także w weekendy, piątek ma sens metaforyczny :D

Znacie którąś z tych książek? Polecacie?

piątek, 1 stycznia 2016

Tajemnica Domu Helclów - Maryla Szymiczkowa + małe podsumowanie

Cześć! 

Witajcie w kolejnym, 2016 już, roczku! Czas na małe podsumowanko. Przeczytałam w tym roku 75 książek (no dobra, ostatnią, o której dziś napiszę skończyłam już dzisiaj, ale zaliczam ją do 2015 roku). bardzo mnie cieszy ten wynik. Wiele lektur zadowoliło moją czytelniczą duszę. Bardzo podobał mi się Holyfood, A lasy wiecznie śpiewają, Anna Karenina oraz Żony i córki. Dobrych książek było więcej, ale nie będę już ich przytaczać, bo sporo tego :) A dziś zapraszam do zapoznania się z opinią na temat Tajemnicy domu Helclów autorstwa Maryli Szymiczkowej, czyli Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego.
W Domu Helclów - domu (nie)spokojnej starości zaginęła podopieczna. Dobrze, że profesorowa Szczupaczyńska postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i odnalazła staruszkę, tyle że ... martwą. Czy rację miał lekarz twierdząc, że zmarła z wyziębienia? Takie wyjaśnienie nie przekonuje profesorowej, tym bardziej, że wkrótce dochodzi do prawdziwego morderstwa. Jako, że Szczupaczyńska nie jest zadowolona z poczynań policji a jej życie wreszcie nabiera barw postanawia zabrać się za tę sprawę. Z jakim skutkiem? Przeczytajcie sami.

Warto dodać, że akcja kryminału toczy się pod koniec XIX wieku w Krakowie. Razem ze Szczupaczyńską (cudowne nazwisko, nieprawdaż?) bierzemy udział w poszukiwaniu mordercy, a w międzyczasie w ważnych wydarzeniach dla miasta jak otwarcie teatru czy pogrzeb mistrza Matejki. Muszę przyznać, że to naprawdę kryminał w "stylu vintage" jak piszą na okładce. Całkiem przyjemnie się go czytało, nie był brutalny. Profesorową można polubić, choć to straszna snobka była :) Jak ktoś lubi kryminały w stylu retro to zachęcam do sięgnięcia po Tajemnicę Domu Helclów.