poniedziałek, 29 grudnia 2014

To nie tak jak myślisz, kotku

Cześć!

Dziś znów będzie o polskiej komedii, która mi się podobała. Jak tak dalej pójdzie może przekonam się do tego gatunku w polskim wydaniu właśnie :)
Źródło: Filmweb

Doktor Hoffman mówi swojej żonie, że wyjeżdża na konferencję do Warszawy, tymczasem, owszem - konferencja odbywa się, ale w Sopocie. Przy czym nasz doktor jedzie tam z kochanką. Jego żona zaś korzystając z nieobecności męża zabiera swego kochanka na dwa dni do ...Sopotu. Małżonkowie zamieszkali w tym samym hotelu co generuje mnóstwo przezabawnych, często absurdalnych sytuacji. Na dodatek po piętach depcze im policjant, który poszukuje sprawcy napadu na bank, a asystent doktora czeka na swoją narzeczoną. 

Bardzo dobrze bawiłam się na tej komedii, raz po raz wybuchałam śmiechem, zresztą moi towarzysze również, a o to chyba chodzi :) Gra aktorska mi się podobała a humor słowny czy sytuacyjny był autentycznie zabawny. Jeśli ktoś chce się zrelaksować po ciężkim dniu polecam tę komedię :)

piątek, 26 grudnia 2014

Wiedźmikołaj - Terry Pratchett

Cześć!

Od czasu do czasu sięgam po jakąś książkę Pratchetta. Mam z gościem problem, bo niektóre jego książki mi się podobają, a niektórych nawet nie kończę. Wybrałam tym razem Wiedźmikołaja. Wybór ten był podyktowany nawiązaniem do św. Mikołaja a także tym, że występowała tam moja ulubiona pratchettowska postać - tak, nie mylicie się, chodzi o Śmierć.
Zbliża się noc Strzeżenia Wiedźm, dzieci czekają na prezenty, a Wiedźmikołaj gdzieś znika. Światu grozi świąteczna katastrofa? Nie, bo znajdzie się ktoś, kto przejmie obowiązki Wiedźmikołaja. Tym kimś jest Śmierć - uzbrojony w sztuczną brodę i poduszkę pod szatą w okolicach, gdzie powinien być brzuch wyrusza w świat roznosząc prezenty, włażąc przez kominy i zostawiając ślady sadzy na dywanach. Trzeba przyznać, że bardzo się przykłada i do wielu rzeczy podchodzi...dosłownie. pomaga mu jego wierny sługa Albert.

Na świecie, w tym czasie, dzieją się dziwne rzeczy. Pojawiają się nowe postacie - bogowie czy wróżki. Na strachy pod łóżkiem dzieci zaś najlepszą bronią jest pogrzebacz. W całym tym chaosie Susan Sto Helit stara się pozostać normalna. Czy jednak można pozostać "normalną" będąc wnuczką Śmierci?

Jak to u Pratchetta - mnóstwo absurdalnego humoru, nadprzyrodzonych zjawisk i groteski. Historia zagmatwana, ale podobała mi się! Pratchett w tym wydaniu jest ok. To chyba spora zasługa bohaterów. Jeśli ktoś lubi Autora - polecam! Jeśli go jeszcze nie znacie - może warto sięgnąć? :)

Chciałam się jeszcze pochwalić jednym z prezentów urodzinowych. Ależ będę miała czytania! Dziękuję :*

wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia na Boże Narodzenia

Kochani!

Z okazji Bożego Narodzenia
życzę Wam
siły, wytrwałości, miłości,
wspaniałego nowego roku,
spokoju, wiary i nadziei
oraz duchowego przeżycia tych cudownych Świąt!

Czarne Espresso


poniedziałek, 22 grudnia 2014

Dama Kameliowa - Alexandre Dumas (syn)

Cześć!

Książką, o której dziś napiszę, jest Dama Kameliowa. Jak zapewne zauważyliście, ostatnio coraz częściej mi po drodze z klasyką. Zazwyczaj są to spotkanie bardzo udane. Czy i tym razem tak było?
Podejrzewam, że sporo osób słyszało o tej krótkiej powieści. Dama Kameliowa opowiada historię miłości pięknej kurtyzany oraz mężczyzny pochodzącego z dobrego domu. W tamtych czasach mężczyzna posiadający kochankę miał społeczne przyzwolenie, jednak związać się taką osobą na stałe to już był skandal. Taki pogląd wyznawał również ojciec naszego bohatera, Armanda.
 
(...) Że masz kochankę - to jest w porządku. Że płacisz jej jak przyzwoity pan powinien opłacać miłość dziewczyny lekkich obyczajów - to też jest w najlepszym porządku. Ale że dla niej zapominasz o sprawach najświętszych, że pozwalasz na to, aby pogłoski o twoim skandalicznym zachowaniu docierały aż do mnie na prowincję i rzucały cień na szanowane nazwisko, jakie ci dałem, oto czego być nie powinno i czego nie będzie.*

Trochę denerwowała mnie ta książka. Denerwowała, a zarazem wzruszała. Małgorzata była osobą, która musiała żyć intensywnie. Tęskniła jednak za miłością. Ale miłością na jej warunkach. Kazała Armadowi być posłusznym, zabraniała być zazdrosnym. Okazało się to ponad siły młodzieńca, ale jego namiętność do Małgorzaty była tak silna, że zgadzał się na wszystko, później zaś sprawił, że kobieta go pokochała a następnie snuł z nią plany na przyszłość. Pięknie, ale... Dlaczego piszę namiętność, zamiast miłość? Bo szczerze mówiąc nie jestem pewna czy to co Armand czuł do Małgorzaty to była prawdziwa miłość. Bo czy człowiek prawdziwie kochający byłby zdolny tak bardzo zranić osobę, którą kocha? Namiętność owszem! Była silna i niszcząca. Współczułam Małgorzacie, bo musiała ogromnie cierpieć. 

Nie podobała mi się ta książka, nie w tym sensie, że była źle napisana - przeciwnie. Autor dbał o piękno języka (jak oni potrafili cudownie formułować zdania w tym XIX wieku!!), historia była interesująca, ale... Nie podobał mi się Armand, moim zdaniem zachował się jak kretyn, gdy jego miłość własna została ugodzona. A jednak wzruszyła mnie ta historia tak, że czytając na końcu słowa Małgorzaty miałam łzy w oczach. Dlatego nie będę jej ani polecać ani odradzać.

* Dama Kameliowa (Seria: Biblioteka romansu), Alexandre Dumas (syn), Oficyna Wydawnicza Comfort, Warszawa 1992 s. 111

niedziela, 21 grudnia 2014

Szukając Alaski - John Green

Cześć!

Chciałabym opowiedzieć dzisiaj o książce autorstwa jednego z najpopularniejszych obecnie twórców literatury młodzieżowej, Johna Greena. Mowa o jego debiucie Szukając Alaski. Jak widać na zdjęciu poniżej czytałam starą wersję. Od niedawna książki Greena można dostać w nowej, odświeżonej szacie graficznej. Szukając Alaski to moja pierwsza styczność z tym autorem.
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia nastolatka Milesa, nazywanego później Kluchą. Chłopak nie ma zbyt wielu przyjaciół. Gdy nadszedł czas wyboru szkoły Miles wybiera tę, do której chodził jego ojciec. Musi zamieszkać w internacie. Tam poznaje Pułkownika, Alaskę, Takumiego a później Larę, którzy staną się jego paczką. Nastolatkowie są inteligentni, radzą sobie z nauką, jednak nie stronią od zakazanych używek, a także lubią wycinać numery. Nasza uwaga skupia się głównie na Milesie, Pułkowniku i Alasce. Zwłaszcza dziewczyna jest intrygującą postacią. Roztacza wokół siebie atmosferę tajemniczości, miewa zmienne humory i używa życia - można powiedzieć rozpaczliwie. Dlaczego? Jaką tajemnicę skrywa? Czy właśnie to stanie się przyczyną tragedii?

Na początku nie szlo mi czytanie, chyba głównie dlatego, że przed Świętami jest mniej czasu to raz, a dwa - książka nie wciągnęła mnie aż tak bardzo. Jednak z biegiem czasu czytałam bardziej uważnie. Muszę przyznać, że w pewnym sensie zagłębia ona psychikę nastolatków, ich radzenie sobie z problemami czy poczuciem winy. Podobał mi się pomysł autora na zindywidualizowanie każdej postaci: 
- Miles uczył się ostatnich słów sławnych osób;
- Alaska czytała dużo książek i nosiła w sobie poczucie winy, które w dużej mierze ją ukształtowało;
- Pułkownik mieszkał z mamą na kempingu, bardzo ją kocha, lubi gry wideo;
- Takumi nieźle rapuje;
- Lara pochodzi z Rumunii i mówi z akcentem.
Wszystko to sprawia, że postacie są bardziej prawdziwe. 

Całkiem podobała mi się ta książka, jak na książkę młodzieżową.

piątek, 19 grudnia 2014

Zabieg oczyszczania twarzy

Cześć!

Postanowiłam się trochę za siebie wziąć, w związku z tym wybrałam się na oczyszczanie twarzy. Moja kosmetyczka stwierdziła, że z moją skórą wcale tak źle nie jest, dlatego taki zabieg wystarczyłby w moim przypadku raz w roku. Całe szczęście, bo zabieg nie jest przyjemny. A to czy zdecyduję się na niego ponownie będzie zależało od stanu mojej cery. A jest to cera nieco wrażliwa i naczynkowa. Na szczęście nie jest to jeszcze bardzo widoczne, ale kosmetyczka poradziła mi bym używała pod krem serum na naczynka, aby problem się nie powiększył. A jak sam zabieg wyglądał?

Najpierw kosmetyczka oczyściła mi twarz jakimś preparatem, następnie nałożyła preparat otwierający pory i wprowadziła go ultradźwiękami. Następnie przykryła na kilka minut twarz folią i zostawiła na kilka minut do czasu, aż zadziała. Po tym czasie po kawałku odkrywała folie i wyciskała mechanicznie te niedoskonałości, które były większe i cięższe do pozbycia. Następnie zastosowała peeling kawitacyjny mający wyciągnąć mniejsze zaskórniaczki i oczyścić do końca cerę. Po tym zabiegu wmasowała mi w skórę dwie ampułki, w tym jedna była na naczynka. Znów w ruch poszły ultradźwięki, maska z glinki i kojąca (tylko co do ostatnich czynności nie pamiętam kolejności :D). 

Nie należy w ten dzień nakładać niczego na twarz, żeby mogła dojść do siebie i aby jej niczym nie zainfekować. Po zabiegu skóra była nieco podrażniona i zaczerwieniona, znaki po większych pryszczach musiały się zagoić, dlatego najlepiej iść na zabieg w wolny dzień. Znalazłam jeszcze jakieś niedoskonałości i, prawdę mówiąc, miałam nadzieję na nieco bardziej spektakularne efekty, ale mimo to jestem dość zadowolona z zabiegu. Jednak jeśli nie będzie wymagała tego sytuacja to nie myślę o powtórce :)

środa, 17 grudnia 2014

Sherlock Holmes z 2009 roku

Cześć!

Przed Świętami mamy więcej pracy, więc tym bardziej cieszymy się z wolnego dnia (przynajmniej ja). Gdy więc ostatnio miałam wolny dzień poświęciłam go w części na relaks w postaci dobrej książki i filmu. O książce już pisałam, teraz pora na film. 
Źródło: filmweb
Tak, wiem, że jestem opóźniona ze wszystkim! W końcu mamy koniec 2014 a ja filmowo byłam w 2009. Ale ma to swoje dobre strony :) Przynajmniej mam jeszcze tyyyle ciekawych filmów przed sobą :D

Film opowiada o sprawie prowadzonej przez słynnego Sherlocka Holmsa i jego przyjaciela doktora Watsona. Dotyczy ona tajemniczego mężczyzny, który dokonuje morderstw w sposób trudny do wyjaśnienia przez logikę i wzbudza zabobonny strach. Sprawa komplikuje się, gdy na scenie pojawia się sprytna złodziejka, dawna znajoma Holmsa, która wzbudza w nim zainteresowanie nie tylko zawodowe.

Mimo poważnego tematu (morderstwa, śledztwo, niebezpieczeństwo) świetnie bawiłam się na tym filmie! Holmes nie zawsze korzysta z metod, które prawo pochwala, jednak potrafi z jego przedstawicielami współpracować. Podobnie jak z naszą piękną złodziejką. Jest postacią genialną, która jednak nie przejmuje się specjalnie tym jak żyje. A żyje w niesamowitym bałaganie i często wygląda jak abnegat. Jednak nie sposób go nie lubić. Podobnie jak doktora Watsona, który jest nie tylko dodatkiem do Holmsa, ale jego partnerem. I to jakim! Obaj aktorzy spisali się świetnie! Wszystko zaś zostało okraszone humorem w taki sposób, że zdarzało mi się śmiać pod nosem :) 

Polecam jako świetną rozrywkę w zimowe długie wieczory :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Portret Doriana Graya - Oscar Wilde

Cześć!

Los nie wysyła heroldów. Zbyt jest na to mądry lub zbyt okrutny. *

Przed chwilą właśnie skończyłam czytać Portret Doriana Graya i na gorąco pragnę podzielić się moimi wrażeniami. Powieść opowiada historię chłopca, który widząc swój doskonały portret wyraża życzenie, aby obraz się starzał a on pozostał młody na zawsze. Nie sądzi, że owo życzenie może się spełnić i nie wie do czego może to doprowadzić. Dorian, którego poznajemy na początku jest niezwykłej urody młodzieńcem, nieskażonym złem, mającym jednak smutną przeszłość. Rodzice odumarli go wcześnie; wychowywał go dziadek, bynajmniej nie darzący wnuka jakimś cieplejszym uczuciem. Ogromny wpływ na naszego młodzieńca ma, poznany u przyjaciela, lord Henryk Wotton, który neguje powszechnie przyjęte prawy i praktykuje hedonizm. On to pożycza Dorianowi książkę, która stanie się impulsem do tego, iż chłopiec zerwie okowy moralności i podda się używaniu życia bez względu na wszystko. Wydaje mi się jednak, iż nie możemy zrzucić winy za ten stan rzeczy tylko i wyłącznie na lorda Henryka i ową książkę. Sądzę, iż sam Dorian przejawiał też skłonności destrukcyjne, może wynika to właśnie z jego dzieciństwa?
Muszę przyznać, że Portret... nie należy do lektur łatwych. Należy czytać go w skupieniu, gdyż tekst (zwłaszcza wypowiedzi Harry'ego) należy czytać uważnie, aby go zrozumieć. Jest napisany pięknym językiem i zawiera wiele ciekawych myśli i spostrzeżeń, aktualnych do dziś. Przedstawia sylwetkę postaci zdemoralizowanej, dążącej do hedonizmu nawet kosztem innych. Na początku ma jeszcze jakieś wyrzuty sumienia, ale później przestaje się zastanawiać nad konsekwencjami co w rezultacie doprowadzi do wielu tragedii. Uważam, że warto ją przeczytać, by poznać skomplikowaną historię napisaną przez kontrowersyjnego dziewiętnastowiecznego pisarza!

* Portret Doriana Graya, Oscar Wilde, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2009 s. 157

sobota, 13 grudnia 2014

Ostatnia zima - Åke Edwardson

Cześć!

Jakiś czas temu wygrałam u Roberta kryminał Åke Edwardsona Ostatnia zima. To dziesiąty tom z cyklu o komisarzu Eriku Winterze. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z tą postacią. Miałam spore wymagania, bo czytałam jakieś pozytywne opinie. Czy pokrywały się z moją?

Erik Winter musi zmierzyć się z tajemniczą śmiercią dwóch kobiet, które zostały zamordowane we własnych łóżkach, obok śpiących partnerów. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. W tle mamy jeszcze jedną śmierć, która na pozór nie ma związku z tamtą sprawą.
Hmmm... Myśląc o tej książce przychodzi mi do głowy słowo nierówna. Przyznaję, że początek mnie nie zachwycił, akcja przez pierwszą połowę książki (a może i dłużej) nieco się ciągnęła. Dużo było psychologicznych czy filozoficznych nawet rozważań, choć mam wrażenie, że niektóre były takie trochę na siłę. W ogóle nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby policjanci stojąc pod drzwiami człowieka, którego mają przesłuchać, prowadzili dyskusję na temat gramatyki... No ok, w sumie to fajnie, że zwraca się uwagę na takie rzeczy, ale można to było zrobić nieco inaczej. Poza tym niektóre dialogi czy sceny mnie drażniły. Przykład?

(...) Nie mogła nic powiedzieć, bo zakneblował jej usta.
- Nie śpisz?
Nie odpowiedziała.* (yyy, no sorry, ale jak mogła odpowiedzieć, skoro była zakneblowana?)

Albo:

Yngvesson widział wszystkie filmy, zwłaszcza ten ostatni **

No dobra, dość się naględziłam, przejdźmy teraz do pozytywów :) Chyba mogę powiedzieć, że klimat tej książki jest typowy dla części skandynawskich kryminałów. Mimo, że zima była wyjątkowo ładna czułam jakiś niepokój, posępność. Jakby odzwierciedlenie nastroju zbrodni. Pisałam, że na początku akcja była powolna, ale późnej jak śledztwo ruszyło wreszcie z miejsca byłam ogromnie ciekawa jak dalej się to potoczy. Kto? Dlaczego? Czy przeszłość zawsze dopada nas w najmniej oczekiwanym momencie? Postać komisarza też mi się podobała, choć spodziewałam się kogoś innego. Sama intryga była interesująca a jej korzenie sięgały w przeszłość. Zaś pomysł zbrodni był ciekawy i nietypowy. Co jeszcze? Możecie się śmiać, ale imię i nazwisko głównego bohatera bardzo mi się podoba :D

Mam problem z zakończeniem, które pozostawiło pewien niedosyt i było trochę niejasne. Chciałabym, aby autor szerzej opisał wydarzenia z przeszłości. A poza tym jak można było przerwać akcję w takim momencie? Po przeczytaniu książki, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam na komputerze było zobaczenie czy są kolejne części tego cyklu. Były, a więc Erik przeżyje. Ale teraz ogromnie mnie ciekawi co się właściwie wydarzyło! Chyba będę musiała sięgnąć po kolejną część :)

Podsumowując: początek mi się dłużył, ale jak już się rozkręciło to byłam ogromnie ciekawa co będzie dalej. Historia mnie wciągnęła i zaintrygowała na tyle, że raczej sięgnę po inne części i pogłębię znajomość z komisarzem Erikiem Winterem :)
* Åke Edwardson Ostatnia zima wyd. Czarna Owca Warszawa 2013 s.330
** Åke Edwardson Ostatnia zima wyd. Czarna Owca Warszawa 2013 s.320

piątek, 12 grudnia 2014

Ciasto bananowe z krówkami

Cześć!

Niedawno znalazłam w czeluściach internetu przepis, który zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam go wypróbować. Tylko musiałam go nagiąć do swoich możliwości. Nie mam piekarnika - za to mam dostęp do prodiża. Miksera też nie mam, ale blender się nadał. Krówki trafiły mi się ciągnące, a myślę, że kruche byłyby lepsze.  Orzechów nie dałam, masła zapomniałam kupić, sodę zastąpiłam proszkiem do pieczenia, a resztę dałam raczej na oko :) Ale i tak wyszło całkiem smakowicie :) Oryginalny przepis znajdziecie u babki z rodzynkiem
A mój mniej więcej brzmi tak:
- ok. 150 g krówek
- 3 bardzo dojrzałe banany
- 2 jajka
- 2/3 kubeczka jogurtu naturalnego (ok. 100 g)
- olej (1/3-1/2 szklanki - na oko bardziej dałam, nie mierzyłam dokładnie)
- ok. 1 i 1/4 szklanki mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/3 do 1/2 szklanki cukru (miałam akurat brązowy, ale myślę, że zwykły też by był dobry)

Krówki pokroiłam, Banany obrałam i rozgniotłam w misce widelcem. Dodałam do nich jaja, jogurt, cukier, olej i zblendowałam. Dodałam mąkę i proszek i nadal blendowałam. Następnie dodałam krówki, wymieszałam łyżką. Przelałam do dwóch aluminiowych foremek wysmarowanych masłem (bo jakąś resztkę jeszcze miałam, ale do ciasta by brakło :) a foremki musiały takie być, bo prodiż, którym dysponuję jest okrągły i za duży na tyle ciasta; myślę, że taka porcja wystarczyłaby w normalnym piekarniku na małą keksówkę) i piekłam ok godziny, może troszkę dłużej.

środa, 10 grudnia 2014

Niezwykły przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a - R.L. Stevenson

Cześć!

Mam w domu sporo książek, które leżą i czekają cierpliwie na swoją kolej, bo pierwszeństwo mają zwykle te pożyczone, i te, które trzeba oddać w jakimś terminie. Jedną z takich książek był Niezwykły przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a pióra Roberta Louisa Stevensona. Kupiłam ją już chyba ze dwa lata temu, a prawdopodobnie jeszcze dawniej i dopiero w niedzielę sięgnęłam po nią. Jak już sięgnęłam to przeczytałam szybciutko w jeden wieczór ze względu na jej niepozorne rozmiary i ciekawą treść. Tu zaznaczam, że mam wydanie dwujęzyczne, na razie przeczytałam po polsku, może kiedyś zmierzę się z angielską wersją.
Poznajemy prawnika, pana Uttersona, który jest starym przyjacielem doktora Jekylla. Jego niepokój wzbudza dziwny testament, w którym wyżej wymieniony zapisuje wszystko tajemniczemu mężczyźnie o nazwisku Hyde. Niepokój ów potęguje się, gdy nasz adwokat słyszy pogłoski, a później osobiście styka się z panem Hyde. Tymczasem jego przyjaciel zaczyna się dziwnie zachowywać, a w pobliżu dochodzi do morderstwa znanego i poważanego londyńczyka. Co naprawdę łączy doktora Jekylla i pana Hyde'a? Pan Utterson zostanie zaskoczony rozwiązaniem tej zagadki.

Wydaje mi się, że większość choć ze słyszenia zna nazwiska Jekyll i Hyde. Stevenson poświęcił się w swej historii opisaniu dualizmu człowieka. Przekonaniu, że w każdym z nas znajduje się zarówno pierwiastek dobra i zła. I to my decydujemy w jakiej równowadze one ze sobą będą współistnieć. Co jednak, gdy zaczniemy eksperymentować z tą gorszą częścią naszej natury? Może dojść do tragedii, jakiej uczestnikiem został doktor Jekyll.

Przyznaję, że na początku współczułam doktorowi. W miarę czytania jednak to uczucie zaczęła wypierać niechęć do niego, by na końcu znów powróciło współczucie. Bo jednak cena, jaką musiał zapłacić za swoje eksperymenty, była wysoka. Bardzo zainteresowała mnie ta historia. To kolejny dowód, że klasyka ma moc!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Plac Waszyngtona

Cześć!

Jakiś czas temu pisałam Wam o książce Henry'ego Jamesa Dom na Placu Waszyngtona. gdy więc zobaczyłam u znajomych płytę filmem będącym adaptacją tej powieści poprosiłam o pożyczenie. Niedawno go obejrzałam i chciałabym podzielić się swoimi wrażeniami.
Źródło: Filmweb
Plac Waszyngtona został wyreżyserowany prze Agnieszkę Holland w 1997 roku. Opowiada historię zamożnej, ale niezbyt ładnej dziewczyny, o którą zaczął się starać przystojna, ale za to bez grosza przy duszy mężczyzna. Ojciec Catherine nie jest zachwycony kandydatem na zięcia i robi wszystko by zniechęcić córkę do małżeństwa oraz dowieść, że ma rację twierdząc, że Morrisowi zależy tylko na majątku panny.

Na uwagę zasługują kostiumy, które oddają ducha epoki oraz gra aktorska. Również muzyka przyczyniła się do budowy klimatu. Jednak czegoś mi brakowało. Przyznam, że troszkę się nudziłam, zwłaszcza na początku. Plac Waszyngtona miał też lepsze momenty. Podobała mi się m.in. scena rozmowy Morrisa z doktorem Sloperem, jego miejscu pracy. Generalnie anie nie jestem zachwycona, ani całkiem przeciwna. Film nie porwał mnie, ale też nie pozostawił ze świadomością zmarnowanego czasu (choć początek się dłużył).

piątek, 5 grudnia 2014

Korona śniegu i krwi - Elżbieta Cherezińska

Cześć!

- My, Piastowie, nie umiemy inaczej się kochać niż tylko na śmierć *

Ostatnio moje myśli zaprzątało dzieło pani Cherezińskiej o mrocznym, ale poetyckim tytule Korona śniegu i krwi. Ponad siedemsetstronicowe tomiszcze opowiada o bardzo ciekawym rozdziale w historii Polski. Zajmuje się tematem rozbicia dzielnicowego, a właściwie próbom jego przezwyciężenia i złączenia kraju pod jedną koroną.
Choć początki nie były dla mnie łatwe, dałam książce Cherezińskiej szansę i wkrótce się przekonałam, że zrobiłabym ogromny błąd odkładając ją!. Jej historia, NASZA historia, uwiodła mnie całkowicie. Gdyby historia w szkole podana była w taki sposób, sądzę, że wzbudziłaby większe zainteresowanie uczniów. Coś wspaniałego. Autorka wplata w powieść historyczną elementy fantastyki, co daje niesamowity efekt. Ogromnie podoba mi się ożywienie znaków herbowych. Lwy czy orły nie tylko są znakiem rodu, ale żyją własnym życiem, są towarzyszami swych panów. 

Spiski, układy, zdrady, zamachy, polityka - to życie władców ówczesnej Europy. Ale to także honor, wierność, miłość i wiara! Nic nie jest oczywiste, sojusze rozpadają się, związują nowe, a ich członkowie kierują się albo własną korzyścią, albo wyższymi wartościami. Przemysł należy do tej drugiej grupy, choć jego droga była długa i ciężka. Z przyjemnością jednak obserwowałam, jak z lekkomyślnego, zbuntowanego młokosa zmienia się w prawdziwego, mądrego władcę. Tak, pokochałam Przemysła i jego Cztery Wichry - jego wiernych druhów!

Chciałabym o tej książce napisać więcej i lepiej, ale nie wiem czy potrafię. Po prostu trzeba przeczytać. Zachęcam każdego do zapoznania się z tą księgą, bo to czyste, prawdziwe emocje i NASZA historia, o której tak często zapominamy.

* Elżbieta Cherezińska Korona śniegu i krwi, wyd. Zysk i s-ka, 2012, s.623

czwartek, 4 grudnia 2014

Mayday!!!

Cześć!

W teatrze ostatnio byłam w liceum (podobnie jak do niedawna w kinie, haha). Postanowiłam więc się trochę ukulturalnić i wybrałam się na Jesienne Spotkania Teatralne w moim mieście. Padło na Mayday. W sumie to trochę przypadkiem, bo tylko na ten spektakl były jeszcze bilety :) Nie żałuję jednak :)

Mayday (Run for your wife, 1983) autorstwa Ray'a Cooney'a jest sztuką graną w Polsce już od 20 lat i nadal cieszy się niesłabnącą popularnością. Ja byłam na spektaklu granym przez ekipę Teatru Bagatela z Krakowa. W czym tkwi sekret powodzenia tej farsy? Jest zabawna i doskonale zagrana. Dialogi są fantastyczne i skrzą się dowcipem. 

A o czym to jest spytacie. Otóż Mayday jest spektaklem opowiadającym historię pewnego bigamisty, który ma tak zorganizowane dni, żeby móc mieć dwa domy. Wymaga to jednak pewnego zdyscyplinowania i precyzji, która zostaje zachwiana, gdy pomagając staruszce trafia do szpitala. Jedno zachwianie w jego planie dnia pociąga za sobą całą lawinę zabawnych wydarzeń. 

Najbardziej podobała mi się postać Stanleya (niestety nigdzie nie mogę znaleźć nazwiska aktora, który go grał), zwłaszcza w chwilach, w których udawał farmera! Można było boki zrywać. Przednia komedia i gdybyście mieli okazję to wybierzcie się koniecznie.

wtorek, 2 grudnia 2014

Podsumowanie listopada

Cześć!

Listopad w tym roku był wyjątkowo udany pod względem pogody. Również pod względem kulturalnym nie mogę narzekać.

1. Skończyłam książkę zaczętą w październiku, przeczytałam 9(!) kolejnych i zaczęłam nową. 
2. Obejrzałam 3 filmy, w tym jeden w kinie (Za jakie grzechy, dobry Boże?)
3. Byłam w teatrze na spektaklu Mayday.
4. Popełniłam 17 postów w listopadzie - to chyba rekord!
5. Spędziłam w domu rodzinnym kilka miłych dni.
6. Moim kulinarnym odkryciem tego miesiąca jest chałka!
7. Zrobiłam tez nalewkę z aronii - jedną z moich ulubionych.
8. Byłam na wystawie fotografii.
9. Zrobiłam przedurodzinowy prezent dla mnie ode mnie a mianowicie korzystając z rabatów w dyskoncie książkowym kupiłam Annę Kareninę, Rozważną i romantyczną oraz piękne wydanie Północy i południa. Wszystkie te książki już czytałam, ale myślę, że kiedyś do nich jeszcze zajrzę, bowiem bardzo mi się podobały, a klasykę zawsze warto mieć. Jestem tylko nieco rozczarowana, gdyż okazało się, że mój przekład Anny Kareniny nieco się różni od tego, który czytałam. Trudno...
Złota jesień :)
Może kawałeczek tiramisu? :)
Nowe nabytki adekwatne do pory roku :)


Również nowy nabytek, tym razem książkowy :)
A do lektury herbatka...
...i chałka :)
:)
Obecna lektura