Zimowe sny to moje trzecie spotkanie z twórczością Evansa. Po tej lekturze mogę stwierdzić, że autor ma określony styl pisania charakterystyczny dla niego.
Zimowe sny to powieść inspirowana starotestamentową historią Józefa, którego bracia sprzedali handlarzom niewolników, a ojcu powiedzieli, że pożarł go dziki zwierz. W zasadzie to uwspółcześniona wersja tej opowieści. Joseph jest jedenastym z kolei synem Israela. Pracuje w rodzinnej agencji reklamowej wraz z rodzeństwem. Wyróżnia się spośród braci, ojciec też go faworyzuje, czym wzbudza zawiść ze strony rodziny. Sytuacji nie poprawia fakt, że chłopak miewa sny, które spełniają się na jawie. Przy pierwszej sposobności bracia postanawiają się pozbyć Josepha. udaje im się wysłać go do Chicago, gdzie chłopak musi zacząć nowe życie. W aklimatyzacji w mieście pomaga mu kelnerka April. Jest niezwykle dobrą dziewczyną, jednak nie chce wyjawić Josephowi swej przeszłości. Czy związek oparty na tajemnicy ma szansę przetrwać? czy niepowodzenia naprawdę oznaczają koniec? A może wręcz odwrotnie - nowy początek? Czy Joseph zobaczy jeszcze swoją rodzinę?
Książkę czyta się szybko i całkiem przyjemnie, nie jest to jednak lektura, której nie można zapomnieć. Ot, zwykłe, sympatyczne czytadełko - w sam raz na wieczór po ciężkim dniu w pracy. Pomimo tego, że bohatera spotykają niepowodzenia, powieść jest zaskakująco...cukierkowa. Mam wrażenie, że autor troszkę za dużo lukru włożył w tę powieść, w konstrukcję postaci i sytuacji. Pomimo to, podoba mi się przekaz tej książki: (...) nasze największe triumfy mają swój początek w chwilach naszej największej niedoli*.
* R.P. Evans Zimowe sny, wyd. Znak literanova Kraków 2013, s. 217
mam na liście do przeczytania
OdpowiedzUsuń:)
UsuńEvansa, zostawiam sobie na grudzień, wtedy żadna ilość lukru mi nie straszna. ;)
OdpowiedzUsuńW grudniu faktycznie łatwiej to przełknąć :D
UsuńNa jakiś leniwy wieczór to pewnie książka idealna.
OdpowiedzUsuńTak jest, najlepiej po ciężkim dniu, gdy ma się ochotę na totalny relaks :)
UsuńMimo, iż polubiłam jedną serię tego autora, nie mam wielkiej ochoty na zabieranie się za inne jego książki...
OdpowiedzUsuńPowiem tak, jego trzeba sobie dawkować, w zbyt dużej ilości może się okazać za słodki :)
Usuńczytałam w zeszłym roku :) w tym jakoś czytanie mi nie idzie :(
OdpowiedzUsuńChyba masz po prostu więcej zajęć :)
UsuńDokładnie, w opinii zawarłaś wszystkie cechy, jakimi charakteryzuje się ten autor. Ja mam na koncie kilka jego książek - są bardzo przyjemne i przystępne, ale na dłuższą metę mogą zemdlić. :) Ja lubię to, że Evans uparcie wierzy w te swoje slogany, które głosi i że wypracował swój niepowtarzalny styl, który można od pierwszego rozdziału rozpoznać. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, Evans ma dość charakterystyczny styl. Ale trzeba sobie go dawkować. Myślę, że jeszcze do niego wrócę, ale... za jakiś czas :)
UsuńCzytałam tylko jedną powieść Evansa i tak jak ją określiłaś "przyjemne czytadełko". Wiem, że jeśli będę potrzebować czegoś lekkiego mam szukać . Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńDawno nie czytałam Evansa. Tej jego książki akurat nie znam, ale też niespecjalnie mnie do niej ciągnie.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńHmm, jestem chyba w mniejszości, bo jeszcze nie czytałam żadnej książki Evansa, ale wszystko przede mną :)
OdpowiedzUsuńNa leniwy wieczór jest w sam raz :)
Usuń