środa, 6 lipca 2016

Kwietniowy śnieg - Rosamunde Pilcher

Cześć!

Dzisiaj będzie kilka słów na temat powieści, którą niedawno przyniosłam z biblioteki. Jako, że we wtorek miałam wolne postanowiłam się troszkę zrelaksować przy lekturze Kwietniowego śniegu Rosamunde Pilcher. Miałam już kiedyś styczność z książkami autorki i mniej więcej wiedziałam jakiego stylu się spodziewać. 

Karolina Cliburn mieszka wraz z bratem oraz macochą oraz jej mężem (jej ojciec zmarł) w Londynie. dziewczyna ma dwadzieścia lat i właśnie przygotowuje się do najważniejszego wydarzenia w swoim życiu - ślubu! Nie pała jednak namiętnym uczuciem do przyszłego męża. Wcześniej złamano jej serce, a Hugh jest dla niej dobry, opiekuje się nią. Skomplikowane sprawy rodzinne sprawiają, że czeka ją rozstanie z bratem. Aby do tego nie dopuścić postanawiają odnaleźć w Szkocji ich najstarszego brata, Angusa i przekonać go by zajął się młodszym bratem. Niestety podczas podróży łapie ich śnieżyca. Schronienie znajdują w domu Oliviera, który niedawno tragicznie stracił brata. 

Kwietniowy śnieg to sympatyczne czytadełko, któremu można poświęcić kilka godzin (to tylko 200 stron), ale nic ponadto . Jednak, jak wspomniałam, nie jest to literatura najwyższych lotów i kilka rzeczy mi w niej przeszkadzało. Po pierwsze: schematyczność: ona i on poznają się w zaskakujących okolicznościach, ona ma narzeczonego, ślub za pasem. Trochę drą ze sobą koty, ale ostatecznie w ciągu kilku dni(!) zakochują się w sobie na amen. Po drugie bohaterowie: dla mnie nie są wiarygodni. Zwłaszcza ona. Karolina niby jest buńczuczna, ale w sumie to tylko w stosunku do Oliviera, który swoją drogą jej pomagał. Nie bardzo więc rozumiem, czemu ona się tak denerwowała. Inne osoby za to mogły nią manipulować do woli, a ona zdawała się tego nie zauważać. Poza tym robiła głupstwa, jak choćby jej "spacer" do hotelu brata czy uporczywe ignorowanie złego samopoczucia. Olivier też czasem miał problemy ze swoimi odczuciami. Ta historia z Liz była trochę naciągana, moim zdaniem. W ogóle kreacje bohaterów jakoś specjalnie mnie nie zachwyciły. Choć z dwojga złego bardziej podpasował mi Olivier właśnie.

Na plus zaliczam to, że mimo wszystko czytało się to dobrze. Autorka używa ładnego języka, choć czasem w dialogach coś mi zgrzytało. Nie miałam jakichś wygórowanych oczekiwań, więc specjalnie się nie zawiodłam, choć miałam nadzieję na ciut lepszą historię. To taki typowy romansik. Wielbicielom głębokich wzruszeń i zaskakujących rozwiązań Kwietniowego śniegu bym nie poleciła, ale gdy podejdzie się do niej nastawiając się na nieco banalną, ale przyjemną historię miłosną, nie będzie się miało poczucia zmarnowanego czasu. Ja pewnie jeszcze sięgnę po powieści tej autorki.

7 komentarzy:

  1. Chyba nie znajdę na nią czasu w wakacje. Mam dużo zaległości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanowię się jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę autorkę znam z książki „Pusty dom”. Można przeczytać, bo język dosyć ładny, ale napisana beznamiętnym tonem i niestety przewidywalna. Widzę, że „Kwietniowy śnieg” również jest średni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewymagającego czytelnika zadowoli, ale szału nie ma :)

      Usuń
  4. Trochę nie moje klimaty, ale brzmi dość sympatycznie. Poza tym ma bardzo ladny tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  5. W wolnej chwili mogłabym przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń