poniedziałek, 8 maja 2017

Zaczarowany kwiecień - Elizabeth von Arnim



Cześć!

Odkąd przeczytałam na blogu Miasto książek o Zaczarowanym kwietniu Elizabeth von Arnim miałam wielką ochotę ją przeczytać. Teraz miałam okazję po nią sięgnąć, bo pasuje mi do wyzwania Wiedźmy :) Gdyby nie to pewnie dalej odciągałabym lekturę. Wcześniej miałam do czynienia z autorką i jej Elizabethi jej ogród. Byłam ciekawa czy druga z książek też przypadnie mi do gustu.
Poznajemy młodą, zahukaną panią Wilkins. Tkwi w niezbyt udanym małżeństwie, jest szarą myszką i generalnie nie jest szczęśliwa. Podczas jednego z jej szarych monotonnych dni zauważa w gazecie ogłoszenie o możliwości wynajęcia zamku we Włoszech na cały kwiecień. Ten pomysł zawładnął nią do tego stopnia, że przekonała dopiero co poznaną znajomą, aby jej towarzyszyła. Razem z panią Arbuthnot w celu obniżenia kosztów zabierają ze sobą jeszcze dwie inne kobiety, zostawiają mężów i wyruszają na podbój Włoch. Atmosfera w San Salvatore, na początku sztywna, sprawia jednak, że każda z pań w ten czy inny sposób zmienia się. Pani Wilkins twierdzi, że w tym starym zamku nie można nie odczuwać miłości.

Każda z pań jest inna. Pani Wilkins, z dala od męża i szarej Anglii wreszcie się odpręża i staje się bardziej pewna siebie. Pani Arbuthnot odkrywa czego tak naprawdę najbardziej pragnie, a czego nie dało jej dotychczasowe cnotliwe życie. Pani Fisher pod warstwą rezerwy i pogardy dla młodych ludzi ukrywa zupełnie inną osobę, które pod wpływem Włoch i towarzyszy zaczyna dobijać się na zewnątrz. A lady Caroline, zwana Klejnocikiem, chce wreszcie przemyśleć swoje życie i postanowić co dalej. Pomimo pewnej monotonii ich dni, te wakacje zrobią dla pań wiele dobrego. Pomogą odzyskać równowagę ducha, a także znaleźć lub odkryć co naprawdę jest w życiu ważne.

Pomimo pewnej staroświeckiej otoczki (a może właśnie dzięki niej) Zaczarowany kwiecień okazał się książką uroczą. Choć nie każde rozwiązanie jakie przyjęła autorka mi się podobało to jednak takie jest życie, niestety… Pomimo to powieść jest dla mnie hymnem na temat miłości. A głównym jej przesłaniem jest to, że patrząc na drugą osobę przez pryzmat miłości dostrzegamy jej piękno, nawet pomimo mankamentów.  I to jest moim zdaniem wspaniałe.

Nie polecę tej powieści wszystkim, bo czuję, że nie każdego zachwyci, ale jeśli lubicie taką troszkę trącącą myszką, staroświecką literaturę to się nie zawiedziecie :)

12 komentarzy:

  1. Hymn na temat miłości. To brzmi interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za polecenie. Przyznam, że nie słyszałam o tej książce, a idealnie wpisuje się w moje klimaty. Zapisuję tytuł na liście do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj raczej nie moje klimaty, nie dość ze historia miłosna to jeszcze tracąca myszka. Myśle ze jest zbyt dużo takich książek już na rynku . Jednak jestem pod wrażeniem Twojej recenzji. Na pewno miłośnicy gatunku sięgną po te pozycje . Blog obserwuje i zapraszam tez do siebie
    Pozdrawiam

    Czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy kto co lubi :)
      Na pewno do ciebie zajrzę :)

      Usuń
  4. Ja czytałam "Elizabeth i jej ogród" i książka mi się podobała, więc może i na tę się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuś się :) Ta jest trochę inna od "Ogrodu", ale też fajna :)

      Usuń
  5. Chyba nie moje klimaty ale kto wie? Może kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wpisuję książkę na listę, chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń