środa, 5 października 2016

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości - Swietłana Aleksijewicz

Cześć!

Od dawna chciałam przeczytać reportaże białoruskiej noblistki dotyczące Czarnobyla. Gdy udało mi się zdobyć książkę nie minęło dużo czasu a zaczęłam czytać. Dość mocna to była lektura...
Źródło: Lubimy Czytać
Swietłana Aleksijewicz skupia się w swojej książce nie na samej katastrofie. O niej, o tym jak do niej doszło, napisano i mówiono już wiele. Dziennikarka oddała głos ludziom. Ludziom "stamtąd". Zarówno tym, którzy nielegalnie mieszkają w strefie, tym, którzy mieszkają lub mieszkali w pobliżu, jak i naukowcom, a nawet przedstawicielowi lokalnej władzy. I dzieciom... Dzieciom Czarnobyla...

Sam początek książki zapowiadał wstrząsającą lekturę. Wspomnienia żony strażaka, kobiety, której mąż zmarł w wyniku choroby popromiennej, sprawiły, że łza zakręciła mi się w oku. Nawet sobie nie wyobrażam, co oni musieli czuć... Patrząc jak umiera najbliższa osoba... Umierać w tak straszny sposób i zostawiać swoich bliskich... Patrzeć na swoje chore dziecko... I zadawać pytania: dlaczego? kto jest winny? czemu nikt nas nie ostrzegł?

Ciężko pisać o tej książce. Ciężko ogarnąć wszystko to co działo się w Czarnobylu i okolicach od 26 kwietnia 1986 roku. Ludzie nie wiedzieli jak zachować się w obliczu takiej katastrofy. Gdyby to była wojna, ludzie jakoś by to jeszcze zrozumieli. A to co się stało przechodziło ich wyobrażenie. Niedoinformowanie, brak odzieży ochronnej, bezmyślność ludzka. Taka sytuacja: jest mnóstwo masek ochronnych, ale nie wydaje się ich ludziom. Dlaczego? Żeby nie wybuchła panika. Ściąganie górnej warstwy gleby i zakopywanie jej w mogilnikach. Grzebanie domów. Strzelanie do psów, kotów, koni... Zbieranie napromieniowanych sprzętów i do mogilnika. Po co? Przecież i tak rozkradną... Ewakuacja tylko na 3 dni - okazuje się, że na zawsze. Jak wytłumaczyć staruszce, że nie może pić mleka, zbierać ogórków czy pomidorów? Przecież sama wyhodowała. Promieniowanie? Jakie promieniowanie, przecież tego nie widać? 

I te dane... Zachorowalność na raka tarczycy wśród Białorusinów. Przed i po Czarnobylu. Próba zrozumienia co tak naprawdę się stało. Po latach ludzie nie potrafią sobie z tym poradzić. Pytania wcale nie doczekały się odpowiedzi. 

A teraz po latach można pojechać do strefy jako turysta... Tylko nie jeść niczego, nie zbierać kwiatów...

20 komentarzy:

  1. Wielka tragedia. Czuję, że ta książka wywołałaby we mnie wiele emocji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, po raz pierwszy zdarzyło się, że miałam łzy w oczach czytając reportaż. Bardzo trudna, jeszcze bardziej wstrząsająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mną też wstrząsnęła, zwłaszcza historia żony strażaka na samym początku...

      Usuń
  3. Z pewnością poruszająca lektura ukazująca tragedię wielu osób. Chciałabym przeczytać ten reportaż.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie interesuję się za bardzo, bo to zbyt drastyczne. Generalnie nie wyobrażam sobie sytuacji jak ta, że nie wydawano masek, żeby nie robić paniki, i że ogólnie wykorzystywano nieświadomość ludzką do eliminowania szkód. Pamiętam jak oglądał biografię braci bokserów Klitschko, których ojciec bez maski latał z łopatą i wyrzucał jakieś odpady, bo mu kazali, a on się czuł dobrze to robił. Mój umysł nie ogarnia bardziej tego traktowania ludzi przez ludzi, niż samej tragedii, która był drastyczna w skutkach, i chyba nigdy nie zrozumiem, jak może człowiek człowiekowi robić takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że ludzie po prostu nie ogarniali tego co się stało. Ot, wybuchł reaktor, był pożar. Chyba po prostu nie zdawano sobie sprawy ze skali zagrożenia. Albo się je bagatelizowało. W książce kilkukrotnie padło określenie "człowiek radziecki". Człowiek, który jest przyzwyczajony do tego, że robi co mu się każe, ufa władzy, porywa się na bohaterskie czyny, bez względu na niebezpieczeństwo, nie zastanawia się za bardzo nad skutkami, nie myśli samodzielnie...

      Usuń
    2. Pewnie wielu nie ogarniało. Raz, że to takie tereny zaciemnione bardziej. Dwa, że ogólnie ludzie jeszcze techniki nie ogarniali. No i trzy ta sprawa, że ludzie robią ślepo, co im się każe. Mnie by tam szybko rozstrzelali, bo ja się nie dostosuję, jak mi coś nie pasuje. :P

      Usuń
    3. Ja do tej pory niespecjalnie technikę ogarniam :)
      Ale prawdą jest to co piszesz, zwłaszcza to zaufanie władzy, posłuszeństwo - kazali wejść na dach reaktora to idę. tylko nieliczni się buntowali i nie chcieli. A tych, którzy wiedzieli o co chodzi, próbowali alarmować nikt nie słuchał...

      Usuń
  5. No właśnie... Jako turysta. Zupełnie niedawno się o tym dowiedziałam i teraz myślę intensywnie nad tym, kiedy się tam wybrać. Choć może ta lektura zmieni moje nastawienie. Kto wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony sama chciałabym zobaczyć reaktor. Ale jak pomyślę, że miejsce, które stało się genezą tragedii tysięcy ludzi jest traktowane jak jakiś Disneyland... Tak nie powinno być. Wyobraź sobie, że turyści w swej bezmyślności zabierają ze sobą "pamiątki", a przecież te rzeczy nadal są silnie napromieniowane.

      Usuń
  6. Twórczość noblistki mam w planach już od pewnego czasu i wiem, że ta pozycja z pewnością jest na mojej liście. Domyślam się, że nie brakuje w niej bólu i poruszenia. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O książce nie słyszałam, a widzę, że to błąd. A odwiedzenie tego miejsca chodzi za mną już od czterech lat. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda, mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli planujesz tam pojechać to ta książka jest zdecydowanie dla Ciebie.

      Usuń
  8. Wiem, że to nie będzie łatwa lektura, ale chciałabym się z nią zmierzyć; to szalenie wartościowe, że autorka pozwala ludziom opowiedzieć o tym, co czują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wreszcie ktoś oddał głos ludziom, którzy to przeżyli.

      Usuń
  9. Przeczytałam tę książkę jakiś czas temu. Zapada w pamięci.

    OdpowiedzUsuń