niedziela, 10 lutego 2019

Całe miasto o tym mówi - Fannie Flagg


Cześć!

Na pewno obiło się Wam o uszy nazwisko Fannie Flagg. Tak, tak, to autorka słynnych Smażonych zielonych pomidorów. Miałam przyjemność czytać tę książkę, jak również Boże Narodzenie w Lost River, które chyba jeszcze bardziej mi się podobało. O Całe miasto o tym mówi czytałam na necie i bardzo chciałam rzucić na nie okiem. Udało się wreszcie i jestem jak najbardziej zadowolona z lektury.
Pod koniec XIX wieku szwedzki imigrant Lordor Nordstrom natrafił na ziemię, gdzieś w stanie Missouri, gdzie postanowił się osiedlić. Wkrótce dołączyli do niego inni osadnicy. Powstała wspólnota, wśród której Lordor zyskał powszechny szacunek. Mieszkało im się tutaj dobrze, ale młodemu mężczyźnie do szczęścia brakowało jednego – żony. Postanowił podejść do sprawy praktycznie i zamieścił ogłoszenie w gazecie. W ten sposób udało mu się poznać młodziutką Katrinę, tak jak i on, imigrantkę, z którą połączyła go wielka miłość. W taki oto sposób rozpoczyna się historia powstania osady Elmwood Spring, której początek dał właśnie Lordor Nordstrom. Całe jego życie to hymn pochwalny prostego, uczciwego, pracowitego życia, przyjaźni, miłości i rodziny. Elmwood Springs pełne jest najróżniejszych charakterów, ale to co najbardziej rzuca się w oczy to wzajemna życzliwość, współpraca i prawdziwa WSPÓLNOTA ludzi zamieszkujących to małe miasteczko. Z czasem mieścina zaczęła się rozrastać, dzieci dorastały a starsi odchodzili na miejsce wiecznego spoczynku, zwane Spokojnymi Łąkami. Hmmm, czy aby na pewno? Okazuje się bowiem, że gwarno tam czasem bardziej niż w miasteczku :)

Bardzo przyjemnie czytało się tę książkę. Pomimo, że życie mieszkańców nie zawsze było usłane różami, to nigdy nie zabrakło w nim miejsca na przyjaźń, pomoc w potrzebie czy zwykłą życzliwość. Całe miasto o tym mówi to powieść krzepiąca, będąca swoistym zastrzykiem pozytywnej energii i wiary w ludzi. Bardzo podoba mi się styl pani Flagg i na pewno sięgnę po kolejne jej książki. Jedyne małe zastrzeżenie mam do zakończenia, bo się kłóci z moim światopoglądem trochę, ale nie mogę nic więcej powiedzieć :)

Bardzo lubię książki Fannie Flagg, bo są takie ciepłe i pocieszające. Polecam serdecznie, zwłaszcza na chandrę :)

piątek, 25 stycznia 2019

Gulasz warzywny

Cześć!

Co dobrego mieliście na obiad? Ja zrobiłam (prawie*) wegański gulasz węgierski z przepisu Jadłonomii. I cóż, dobre to jest. A z każdym kolejnym odgrzewaniem robi się lepsze. Link do przepisu umieszczam TUTAJ. A efekt? Poniżej :D

* prawie wegański dlatego, że do bulionu użyłam zwykłej kostki rosołowej :D

niedziela, 6 stycznia 2019

W krainie białych obłoków - Sarah Lark


Cześć!

Jakiś czas temu, przebywając w Krakowie zakupiłam książkę Sarah Lark W krainie białych obłoków - pierwszy tom rodzinnej sagi. Od dawna kusiło mnie, aby ją przeczytać i wreszcie się udało.
Mamy wiek XIX. Poznajemy w Londynie młodą guwernantkę, Helen, która jest niezadowolona ze swego obecnego życia. Gdy wpada jej w ręce gazeta z ogłoszeniem matrymonialnym z Nowej Zelandii czuje, że jej los może się wreszcie odmienić. W tym samym czasie młoda arystokratka Gwyneira w wyniku różnych okoliczności zostaje zaręczona z synem nowozelandzkiego "owczego barona". Obie kobiety poznają się na statku, gdzie narodzi się ich wielka przyjaźń/ Dwie młode, odważne kobiety płyną do Nowej Zelandii, gdzie czeka na nich nowe, nieznane życie. Ufnie spoglądają w przyszłość, jednak ich oczekiwania w końcu będą musieć skonfrontować się z rzeczywistością. Co nowy kraj może zaoferować przyjaciółkom? Czy znajdą tutaj szczęście czy wręcz przeciwnie?

Trzeba przyznać, że Sarah Lark napisała swą powieść z rozmachem. W krainie białych obłoków  to książka obejmująca okres 25 lat. Przez ten czas wiele się wydarzyło w życiu Helen i Gwyn. Trzeba przyznać, że choć los umieścił je w różnych warunkach socjalnych to jednak obie nie miały łatwego życia. Helen musiała ciężko pracować na skromnej farmie, a jej mąż nie był księciem z bajki. Pomimo to młoda kobieta nie skarżyła się i potrafiła żyć z podniesionym czołem. Gwyn z kolei pozornie nic nie powinno brakować. Jednak jej mąż skrywał głęboko swoją tajemnicę, zaś teść stawał się coraz bardziej roszczeniowy. Obie te sytuacje zawiodły Gwyneirę w stronę, której się nie spodziewała. Tutaj każdy nosi w sobie jakąś tajemnice, w sąsiedztwie żywe są nadal zadawnione spory, a kobiety muszą być silne, aby móc znieść twarde życie w Nowej Zelandii drugiej połowy XIX wieku.

W krainie białych obłoków to powieść osnuta wokół postaci dwóch kobiet, ale jednak wielowątkowa. Mamy tu zadawnione spory, miłość, zetknięcie dwóch kultur - osadników i Maorysów, opis losów ubogich dziewcząt, które przybyły do Nowej Zelandii w poszukiwaniu szczęścia i wiele innych motywów. To sprawia, że książkę czyta się z wielkim zainteresowaniem, tym bardziej, że autorka wybrała raczej egzotyczne miejsce na akcję swojej powieści. Wydaje mi się tylko, że książka może się bardziej spodobać kobietom. W każdym razie polecam.

czwartek, 11 października 2018

Krótkie panowanie Pepina IV - John Steinbeck

Cześć!

Po książki Johna Steinbecka sięgam w ciemno. Jedne podobają mi się bardziej, inne mniej, ale bardzo odpowiada mi jego styl pisania. Tym razem sięgnęłam po powieść satyryczną Krótkie panowanie Pepina IV.
Mamy XX wiek, Francja przeżywa kryzys polityczny (choć w tym kraju kryzys jest pewnego rodzaju stabilnością). W tym gorącym okresie skłóceni politycy dochodzą jednakże do wspólnego wniosku - należy przywrócić monarchię. Teraz należy tylko znaleźć odpowiedniego kandydata na króla. Ideałem okazuje się Pepin Heristal, potomek Karola Młota, spokojny mąż i ojciec jedynej córki, a przy tym astronom amator, wiodący przyjemną, niczym niezakłóconą egzystencję. Nie jest specjalnie zachwycony tym, że ma zostać królem, jednak dzielnie bierze na barki ten ciężar. Politycy, jak zapewne się domyślacie, wcale nie mają zamiaru wyrzec się władzy, zaś Pepin ma być czymś w rodzaju marionetki. W kraju po powrocie monarchii dzieje się dobrze, jednak narastają pewne niepokoje. Zaczyna je również odczuwać Pepin. Wymyka się z pałacu w Wersalu (gdzie są straszne przeciągi, a podłoga skrzypi przy każdym kroku), aby rozmawiać ze zwykłymi ludźmi, poznać ich zdanie, ich warunki życia. Nie jest to po myśli nowej/starej arystokracji. Szykuje się przewrót.

Krótkie panowanie Pepina IV to chyba jedyna satyryczna powieść Steinbecka, trzeba jednak przyznać, że niezwykle udana. Choć ja jak zwykle odczuwam nieco inaczej i czytając ją często odczuwałam smutek. Żal mi było Pepina, którego tak naprawdę nikt nie rozumiał, może poza wujem i siostrą Hiacyntą. On naprawdę, w pewnym momencie chciał zmian, chciał polepszyć warunki życia Francuzów. A wyszło jak zawsze. Przykro było czytać tę jego samotność... Na szczęście zakończenie niesie pewną pociechę :) 

Przy okazji to naprawdę dobra satyra na sytuację polityczną, nie tylko przecież we Francji. to uniwersalna opowieść warta przeczytania. Polecam. Steinbeck zawsze spoko :)

poniedziałek, 8 października 2018

Był sobie pies - W. Bruce Cameron

Cześć!

Kilka miesięcy temu dostałam od znajomych na urodziny książkę W. Bruce Camerona Był sobie pies. Ten tytuł swego czasu robił furorę w internecie. O ile wiem nakręcono też film na jego podstawie, a autor książki nie poprzestał na jednej pozycji.
Historię opowiedzianą w książce poznajemy z perspektywy psa. Toby to szczeniak, który urodził się jako jeden z czwórki potomków zdziczałej suki. To od niej nauczy się stawiać pierwsze kroki, unikać ludzi czy zdobywać pożywienie. Jednak nie dane jest mu dożyć dorosłości. Jeśli myślicie, że na tym historia się kończy, to jesteście w błędzie, gdyż Toby odradza się w nowym wcieleniu. Tym razem trafia do młodego chłopaka Ethan'a i właśnie tutaj rodzi się między nimi prawdziwa przyjaźń, a właściwie miłość. Jako pies o imieniu Bailey odnajduje sens życia w towarzyszeniu człowiekowi. Jednak i tutaj jego egzystencja dobiega końca. Później odradza się jako suczka Ellie, której zadaniem będzie ratowanie ludzi jako pies policyjny. W każdym swoim wcieleniu nasz bohater poznaje nowych ludzi, zdobywa też nowe umiejętności i doświadczenia (a trzeba zauważyć, że Bailey pamięta każde ze swoich wcieleń). Kiedy odradza się po raz kolejny, okazuje się, że wszystko co przeżył w swoich kolejnych wcieleniach miało głęboki sens. 

Był sobie pies to bardzo ciepła i wzruszająca książka. Nie sposób nie polubić psa głuptaska, który potrafi obdarzyć człowieka bezgraniczną miłością, choć nie zawsze rozumie skomplikowane ludzkie zachowania. W moim przypadku, w kilku momentach nie obyło się bez łez, ale cóż... mam oczy w mokrym miejscu. Był sobie pies to urocza książka, która spodoba się nie tylko miłośnikom zwierzaków :) Polecam :)

wtorek, 2 października 2018

Kasza bulgur z owocami

Cześć!

Ależ dawno mnie tu nie było... Jakoś nie mogę ogarnąć czasu (i chęci) na regularne pisanie. Jednak od czasu do czasu coś się tu jeszcze będzie pojawiało. Ale przejdźmy do rzeczy :)

Dziś na tapecie przepis z bloga The Adamant Wanderer. Ula, autorka bloga jest osobą, którą bardzo podziwiam, choć może nie zawsze się z nią zgadzam. Jednak jest mega inspiracją dla mnie. W wielu kwestiach popieram jej postawę, jak choćby próby ograniczenia produkcji śmieci przez nas, zwykłych ludzi. Troska o planetę powinna być priorytetem dla nas, a jak jest, każdy widzi. Czasem aż serce boli, jak idę na spacer do lasu, a tam góra śmieci. Szkoda słów... Ale miało być o jedzeniu :) Kasza bulgur jest jedną z moich ulubionych kasz. Szczerze mówiąc nie przepadam za jaglanką, choć czasem zdarzy mi się ją zjeść, dlatego cieszę się, że odkryłam bulgur. A w wersji z pieczonymi owocami jest rewelacyjna. Oryginalny przepis tutaj. Można do niej użyć różnych owoców, robiłam już z jabłkami i nektarynką, z jabłkami i gruszką, a ostatnio dodałam nawet kawałek dyni. 

- 3 jabłka
- nektarynka
- łyżeczka cynamonu
- łyżka masła
- 1-2 łyżki miodu
- cukier wanilinowy, albo jeszcze lepiej wanilia
- jogurt naturalny
- kasza bulgur

Kaszę gotujemy wg przepisu na opakowaniu. Owoce obieramy i kroimy, mieszamy z miodem, cukrem wanilinowym, masłem i cynamonem, pieczemy do miękkości. Do miseczki wsypujemy kaszę, dodajemy kilka łyżeczek jogurtu i pieczone owoce. 

poniedziałek, 30 lipca 2018

Przypadki pewnej desperatki - Magdalena Wala

Cześć!

Już dość dawno temu, moja Przyjaciółka pożyczyłam mi dwie książki Magdaleny Wali. Jedną przeczytałam jeszcze w zeszłym roku, zaś drugą - wstyd się przyznać - dopiero teraz.
Julka to studentka historii, młoda dziewczyna, która właśnie podjęła swoją pierwsza pracę w szkole. te dwie sprawy zajmują jej czas, jak również jej chłopak, Paweł, który coraz poważniej myśli o zalegalizowaniu ich związku. Tylko, że Julka nie czuje się jeszcze gotowa na stabilizację. Dziewczyna traktuje historię jako swoją pasję. Gdy niespodziewanie rodzina Pawła odzyskuje stracony majątek, Julia już ostrzy sobie zęby na znajdujące się tam skarby. I rzeczywiście odnajduje pamiętnik panny Agnety z początku XIX wieku, gdzie oprócz codzienności młodych panien zostaje opisana zagadka kryminalna, która bardzo frapuje Julkę. Na dodatek, w pracy ma istną kołomyję. Nie byłoby tak źle, gdyby nie dyrektorka, istna strzyga. Dziewczyna ciągle ładuje się w tarapaty, miewa różne ciekawe przygody. I ciekawych znajomych :)

Przypadki pewnej desperatki to idealny odmóżdżacz. Nie trzeba się wysilać, fabuła jest dość przewidywalna, toczy się przyjemnie. Na dodatek sposób prowadzenia narracji jest bardzo zabawny. Co prawda było kilka zgrzytów, nie wszystko mi się podobało (np. wyśmiewanie innych przez paczkę Julki, albo podejście jej samej do Pawła). W zasadzie przez dużą część książki Julka się zastanawiała czy być z Pawłem czy nie. A on? No cóż, w niektórych sytuacjach był aniołem, nie mężczyzną. Mam jakieś dziwne przeświadczenie, że tacy mężczyźni nie istnieją, albo się ukrywają gdzieś... Miał wady, jak każdy, ale jednak... W każdym razie książka była lekka, zabawna i przyjemnie się ją czytało, co w moim obecnym stanie było połączeniem idealnym :) Polecam dla czystego relaksu.