poniedziałek, 29 grudnia 2014

To nie tak jak myślisz, kotku

Cześć!

Dziś znów będzie o polskiej komedii, która mi się podobała. Jak tak dalej pójdzie może przekonam się do tego gatunku w polskim wydaniu właśnie :)
Źródło: Filmweb

Doktor Hoffman mówi swojej żonie, że wyjeżdża na konferencję do Warszawy, tymczasem, owszem - konferencja odbywa się, ale w Sopocie. Przy czym nasz doktor jedzie tam z kochanką. Jego żona zaś korzystając z nieobecności męża zabiera swego kochanka na dwa dni do ...Sopotu. Małżonkowie zamieszkali w tym samym hotelu co generuje mnóstwo przezabawnych, często absurdalnych sytuacji. Na dodatek po piętach depcze im policjant, który poszukuje sprawcy napadu na bank, a asystent doktora czeka na swoją narzeczoną. 

Bardzo dobrze bawiłam się na tej komedii, raz po raz wybuchałam śmiechem, zresztą moi towarzysze również, a o to chyba chodzi :) Gra aktorska mi się podobała a humor słowny czy sytuacyjny był autentycznie zabawny. Jeśli ktoś chce się zrelaksować po ciężkim dniu polecam tę komedię :)

piątek, 26 grudnia 2014

Wiedźmikołaj - Terry Pratchett

Cześć!

Od czasu do czasu sięgam po jakąś książkę Pratchetta. Mam z gościem problem, bo niektóre jego książki mi się podobają, a niektórych nawet nie kończę. Wybrałam tym razem Wiedźmikołaja. Wybór ten był podyktowany nawiązaniem do św. Mikołaja a także tym, że występowała tam moja ulubiona pratchettowska postać - tak, nie mylicie się, chodzi o Śmierć.
Zbliża się noc Strzeżenia Wiedźm, dzieci czekają na prezenty, a Wiedźmikołaj gdzieś znika. Światu grozi świąteczna katastrofa? Nie, bo znajdzie się ktoś, kto przejmie obowiązki Wiedźmikołaja. Tym kimś jest Śmierć - uzbrojony w sztuczną brodę i poduszkę pod szatą w okolicach, gdzie powinien być brzuch wyrusza w świat roznosząc prezenty, włażąc przez kominy i zostawiając ślady sadzy na dywanach. Trzeba przyznać, że bardzo się przykłada i do wielu rzeczy podchodzi...dosłownie. pomaga mu jego wierny sługa Albert.

Na świecie, w tym czasie, dzieją się dziwne rzeczy. Pojawiają się nowe postacie - bogowie czy wróżki. Na strachy pod łóżkiem dzieci zaś najlepszą bronią jest pogrzebacz. W całym tym chaosie Susan Sto Helit stara się pozostać normalna. Czy jednak można pozostać "normalną" będąc wnuczką Śmierci?

Jak to u Pratchetta - mnóstwo absurdalnego humoru, nadprzyrodzonych zjawisk i groteski. Historia zagmatwana, ale podobała mi się! Pratchett w tym wydaniu jest ok. To chyba spora zasługa bohaterów. Jeśli ktoś lubi Autora - polecam! Jeśli go jeszcze nie znacie - może warto sięgnąć? :)

Chciałam się jeszcze pochwalić jednym z prezentów urodzinowych. Ależ będę miała czytania! Dziękuję :*

wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia na Boże Narodzenia

Kochani!

Z okazji Bożego Narodzenia
życzę Wam
siły, wytrwałości, miłości,
wspaniałego nowego roku,
spokoju, wiary i nadziei
oraz duchowego przeżycia tych cudownych Świąt!

Czarne Espresso


poniedziałek, 22 grudnia 2014

Dama Kameliowa - Alexandre Dumas (syn)

Cześć!

Książką, o której dziś napiszę, jest Dama Kameliowa. Jak zapewne zauważyliście, ostatnio coraz częściej mi po drodze z klasyką. Zazwyczaj są to spotkanie bardzo udane. Czy i tym razem tak było?
Podejrzewam, że sporo osób słyszało o tej krótkiej powieści. Dama Kameliowa opowiada historię miłości pięknej kurtyzany oraz mężczyzny pochodzącego z dobrego domu. W tamtych czasach mężczyzna posiadający kochankę miał społeczne przyzwolenie, jednak związać się taką osobą na stałe to już był skandal. Taki pogląd wyznawał również ojciec naszego bohatera, Armanda.
 
(...) Że masz kochankę - to jest w porządku. Że płacisz jej jak przyzwoity pan powinien opłacać miłość dziewczyny lekkich obyczajów - to też jest w najlepszym porządku. Ale że dla niej zapominasz o sprawach najświętszych, że pozwalasz na to, aby pogłoski o twoim skandalicznym zachowaniu docierały aż do mnie na prowincję i rzucały cień na szanowane nazwisko, jakie ci dałem, oto czego być nie powinno i czego nie będzie.*

Trochę denerwowała mnie ta książka. Denerwowała, a zarazem wzruszała. Małgorzata była osobą, która musiała żyć intensywnie. Tęskniła jednak za miłością. Ale miłością na jej warunkach. Kazała Armadowi być posłusznym, zabraniała być zazdrosnym. Okazało się to ponad siły młodzieńca, ale jego namiętność do Małgorzaty była tak silna, że zgadzał się na wszystko, później zaś sprawił, że kobieta go pokochała a następnie snuł z nią plany na przyszłość. Pięknie, ale... Dlaczego piszę namiętność, zamiast miłość? Bo szczerze mówiąc nie jestem pewna czy to co Armand czuł do Małgorzaty to była prawdziwa miłość. Bo czy człowiek prawdziwie kochający byłby zdolny tak bardzo zranić osobę, którą kocha? Namiętność owszem! Była silna i niszcząca. Współczułam Małgorzacie, bo musiała ogromnie cierpieć. 

Nie podobała mi się ta książka, nie w tym sensie, że była źle napisana - przeciwnie. Autor dbał o piękno języka (jak oni potrafili cudownie formułować zdania w tym XIX wieku!!), historia była interesująca, ale... Nie podobał mi się Armand, moim zdaniem zachował się jak kretyn, gdy jego miłość własna została ugodzona. A jednak wzruszyła mnie ta historia tak, że czytając na końcu słowa Małgorzaty miałam łzy w oczach. Dlatego nie będę jej ani polecać ani odradzać.

* Dama Kameliowa (Seria: Biblioteka romansu), Alexandre Dumas (syn), Oficyna Wydawnicza Comfort, Warszawa 1992 s. 111

niedziela, 21 grudnia 2014

Szukając Alaski - John Green

Cześć!

Chciałabym opowiedzieć dzisiaj o książce autorstwa jednego z najpopularniejszych obecnie twórców literatury młodzieżowej, Johna Greena. Mowa o jego debiucie Szukając Alaski. Jak widać na zdjęciu poniżej czytałam starą wersję. Od niedawna książki Greena można dostać w nowej, odświeżonej szacie graficznej. Szukając Alaski to moja pierwsza styczność z tym autorem.
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia nastolatka Milesa, nazywanego później Kluchą. Chłopak nie ma zbyt wielu przyjaciół. Gdy nadszedł czas wyboru szkoły Miles wybiera tę, do której chodził jego ojciec. Musi zamieszkać w internacie. Tam poznaje Pułkownika, Alaskę, Takumiego a później Larę, którzy staną się jego paczką. Nastolatkowie są inteligentni, radzą sobie z nauką, jednak nie stronią od zakazanych używek, a także lubią wycinać numery. Nasza uwaga skupia się głównie na Milesie, Pułkowniku i Alasce. Zwłaszcza dziewczyna jest intrygującą postacią. Roztacza wokół siebie atmosferę tajemniczości, miewa zmienne humory i używa życia - można powiedzieć rozpaczliwie. Dlaczego? Jaką tajemnicę skrywa? Czy właśnie to stanie się przyczyną tragedii?

Na początku nie szlo mi czytanie, chyba głównie dlatego, że przed Świętami jest mniej czasu to raz, a dwa - książka nie wciągnęła mnie aż tak bardzo. Jednak z biegiem czasu czytałam bardziej uważnie. Muszę przyznać, że w pewnym sensie zagłębia ona psychikę nastolatków, ich radzenie sobie z problemami czy poczuciem winy. Podobał mi się pomysł autora na zindywidualizowanie każdej postaci: 
- Miles uczył się ostatnich słów sławnych osób;
- Alaska czytała dużo książek i nosiła w sobie poczucie winy, które w dużej mierze ją ukształtowało;
- Pułkownik mieszkał z mamą na kempingu, bardzo ją kocha, lubi gry wideo;
- Takumi nieźle rapuje;
- Lara pochodzi z Rumunii i mówi z akcentem.
Wszystko to sprawia, że postacie są bardziej prawdziwe. 

Całkiem podobała mi się ta książka, jak na książkę młodzieżową.

piątek, 19 grudnia 2014

Zabieg oczyszczania twarzy

Cześć!

Postanowiłam się trochę za siebie wziąć, w związku z tym wybrałam się na oczyszczanie twarzy. Moja kosmetyczka stwierdziła, że z moją skórą wcale tak źle nie jest, dlatego taki zabieg wystarczyłby w moim przypadku raz w roku. Całe szczęście, bo zabieg nie jest przyjemny. A to czy zdecyduję się na niego ponownie będzie zależało od stanu mojej cery. A jest to cera nieco wrażliwa i naczynkowa. Na szczęście nie jest to jeszcze bardzo widoczne, ale kosmetyczka poradziła mi bym używała pod krem serum na naczynka, aby problem się nie powiększył. A jak sam zabieg wyglądał?

Najpierw kosmetyczka oczyściła mi twarz jakimś preparatem, następnie nałożyła preparat otwierający pory i wprowadziła go ultradźwiękami. Następnie przykryła na kilka minut twarz folią i zostawiła na kilka minut do czasu, aż zadziała. Po tym czasie po kawałku odkrywała folie i wyciskała mechanicznie te niedoskonałości, które były większe i cięższe do pozbycia. Następnie zastosowała peeling kawitacyjny mający wyciągnąć mniejsze zaskórniaczki i oczyścić do końca cerę. Po tym zabiegu wmasowała mi w skórę dwie ampułki, w tym jedna była na naczynka. Znów w ruch poszły ultradźwięki, maska z glinki i kojąca (tylko co do ostatnich czynności nie pamiętam kolejności :D). 

Nie należy w ten dzień nakładać niczego na twarz, żeby mogła dojść do siebie i aby jej niczym nie zainfekować. Po zabiegu skóra była nieco podrażniona i zaczerwieniona, znaki po większych pryszczach musiały się zagoić, dlatego najlepiej iść na zabieg w wolny dzień. Znalazłam jeszcze jakieś niedoskonałości i, prawdę mówiąc, miałam nadzieję na nieco bardziej spektakularne efekty, ale mimo to jestem dość zadowolona z zabiegu. Jednak jeśli nie będzie wymagała tego sytuacja to nie myślę o powtórce :)

środa, 17 grudnia 2014

Sherlock Holmes z 2009 roku

Cześć!

Przed Świętami mamy więcej pracy, więc tym bardziej cieszymy się z wolnego dnia (przynajmniej ja). Gdy więc ostatnio miałam wolny dzień poświęciłam go w części na relaks w postaci dobrej książki i filmu. O książce już pisałam, teraz pora na film. 
Źródło: filmweb
Tak, wiem, że jestem opóźniona ze wszystkim! W końcu mamy koniec 2014 a ja filmowo byłam w 2009. Ale ma to swoje dobre strony :) Przynajmniej mam jeszcze tyyyle ciekawych filmów przed sobą :D

Film opowiada o sprawie prowadzonej przez słynnego Sherlocka Holmsa i jego przyjaciela doktora Watsona. Dotyczy ona tajemniczego mężczyzny, który dokonuje morderstw w sposób trudny do wyjaśnienia przez logikę i wzbudza zabobonny strach. Sprawa komplikuje się, gdy na scenie pojawia się sprytna złodziejka, dawna znajoma Holmsa, która wzbudza w nim zainteresowanie nie tylko zawodowe.

Mimo poważnego tematu (morderstwa, śledztwo, niebezpieczeństwo) świetnie bawiłam się na tym filmie! Holmes nie zawsze korzysta z metod, które prawo pochwala, jednak potrafi z jego przedstawicielami współpracować. Podobnie jak z naszą piękną złodziejką. Jest postacią genialną, która jednak nie przejmuje się specjalnie tym jak żyje. A żyje w niesamowitym bałaganie i często wygląda jak abnegat. Jednak nie sposób go nie lubić. Podobnie jak doktora Watsona, który jest nie tylko dodatkiem do Holmsa, ale jego partnerem. I to jakim! Obaj aktorzy spisali się świetnie! Wszystko zaś zostało okraszone humorem w taki sposób, że zdarzało mi się śmiać pod nosem :) 

Polecam jako świetną rozrywkę w zimowe długie wieczory :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Portret Doriana Graya - Oscar Wilde

Cześć!

Los nie wysyła heroldów. Zbyt jest na to mądry lub zbyt okrutny. *

Przed chwilą właśnie skończyłam czytać Portret Doriana Graya i na gorąco pragnę podzielić się moimi wrażeniami. Powieść opowiada historię chłopca, który widząc swój doskonały portret wyraża życzenie, aby obraz się starzał a on pozostał młody na zawsze. Nie sądzi, że owo życzenie może się spełnić i nie wie do czego może to doprowadzić. Dorian, którego poznajemy na początku jest niezwykłej urody młodzieńcem, nieskażonym złem, mającym jednak smutną przeszłość. Rodzice odumarli go wcześnie; wychowywał go dziadek, bynajmniej nie darzący wnuka jakimś cieplejszym uczuciem. Ogromny wpływ na naszego młodzieńca ma, poznany u przyjaciela, lord Henryk Wotton, który neguje powszechnie przyjęte prawy i praktykuje hedonizm. On to pożycza Dorianowi książkę, która stanie się impulsem do tego, iż chłopiec zerwie okowy moralności i podda się używaniu życia bez względu na wszystko. Wydaje mi się jednak, iż nie możemy zrzucić winy za ten stan rzeczy tylko i wyłącznie na lorda Henryka i ową książkę. Sądzę, iż sam Dorian przejawiał też skłonności destrukcyjne, może wynika to właśnie z jego dzieciństwa?
Muszę przyznać, że Portret... nie należy do lektur łatwych. Należy czytać go w skupieniu, gdyż tekst (zwłaszcza wypowiedzi Harry'ego) należy czytać uważnie, aby go zrozumieć. Jest napisany pięknym językiem i zawiera wiele ciekawych myśli i spostrzeżeń, aktualnych do dziś. Przedstawia sylwetkę postaci zdemoralizowanej, dążącej do hedonizmu nawet kosztem innych. Na początku ma jeszcze jakieś wyrzuty sumienia, ale później przestaje się zastanawiać nad konsekwencjami co w rezultacie doprowadzi do wielu tragedii. Uważam, że warto ją przeczytać, by poznać skomplikowaną historię napisaną przez kontrowersyjnego dziewiętnastowiecznego pisarza!

* Portret Doriana Graya, Oscar Wilde, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2009 s. 157

sobota, 13 grudnia 2014

Ostatnia zima - Åke Edwardson

Cześć!

Jakiś czas temu wygrałam u Roberta kryminał Åke Edwardsona Ostatnia zima. To dziesiąty tom z cyklu o komisarzu Eriku Winterze. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z tą postacią. Miałam spore wymagania, bo czytałam jakieś pozytywne opinie. Czy pokrywały się z moją?

Erik Winter musi zmierzyć się z tajemniczą śmiercią dwóch kobiet, które zostały zamordowane we własnych łóżkach, obok śpiących partnerów. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. W tle mamy jeszcze jedną śmierć, która na pozór nie ma związku z tamtą sprawą.
Hmmm... Myśląc o tej książce przychodzi mi do głowy słowo nierówna. Przyznaję, że początek mnie nie zachwycił, akcja przez pierwszą połowę książki (a może i dłużej) nieco się ciągnęła. Dużo było psychologicznych czy filozoficznych nawet rozważań, choć mam wrażenie, że niektóre były takie trochę na siłę. W ogóle nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby policjanci stojąc pod drzwiami człowieka, którego mają przesłuchać, prowadzili dyskusję na temat gramatyki... No ok, w sumie to fajnie, że zwraca się uwagę na takie rzeczy, ale można to było zrobić nieco inaczej. Poza tym niektóre dialogi czy sceny mnie drażniły. Przykład?

(...) Nie mogła nic powiedzieć, bo zakneblował jej usta.
- Nie śpisz?
Nie odpowiedziała.* (yyy, no sorry, ale jak mogła odpowiedzieć, skoro była zakneblowana?)

Albo:

Yngvesson widział wszystkie filmy, zwłaszcza ten ostatni **

No dobra, dość się naględziłam, przejdźmy teraz do pozytywów :) Chyba mogę powiedzieć, że klimat tej książki jest typowy dla części skandynawskich kryminałów. Mimo, że zima była wyjątkowo ładna czułam jakiś niepokój, posępność. Jakby odzwierciedlenie nastroju zbrodni. Pisałam, że na początku akcja była powolna, ale późnej jak śledztwo ruszyło wreszcie z miejsca byłam ogromnie ciekawa jak dalej się to potoczy. Kto? Dlaczego? Czy przeszłość zawsze dopada nas w najmniej oczekiwanym momencie? Postać komisarza też mi się podobała, choć spodziewałam się kogoś innego. Sama intryga była interesująca a jej korzenie sięgały w przeszłość. Zaś pomysł zbrodni był ciekawy i nietypowy. Co jeszcze? Możecie się śmiać, ale imię i nazwisko głównego bohatera bardzo mi się podoba :D

Mam problem z zakończeniem, które pozostawiło pewien niedosyt i było trochę niejasne. Chciałabym, aby autor szerzej opisał wydarzenia z przeszłości. A poza tym jak można było przerwać akcję w takim momencie? Po przeczytaniu książki, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam na komputerze było zobaczenie czy są kolejne części tego cyklu. Były, a więc Erik przeżyje. Ale teraz ogromnie mnie ciekawi co się właściwie wydarzyło! Chyba będę musiała sięgnąć po kolejną część :)

Podsumowując: początek mi się dłużył, ale jak już się rozkręciło to byłam ogromnie ciekawa co będzie dalej. Historia mnie wciągnęła i zaintrygowała na tyle, że raczej sięgnę po inne części i pogłębię znajomość z komisarzem Erikiem Winterem :)
* Åke Edwardson Ostatnia zima wyd. Czarna Owca Warszawa 2013 s.330
** Åke Edwardson Ostatnia zima wyd. Czarna Owca Warszawa 2013 s.320

piątek, 12 grudnia 2014

Ciasto bananowe z krówkami

Cześć!

Niedawno znalazłam w czeluściach internetu przepis, który zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam go wypróbować. Tylko musiałam go nagiąć do swoich możliwości. Nie mam piekarnika - za to mam dostęp do prodiża. Miksera też nie mam, ale blender się nadał. Krówki trafiły mi się ciągnące, a myślę, że kruche byłyby lepsze.  Orzechów nie dałam, masła zapomniałam kupić, sodę zastąpiłam proszkiem do pieczenia, a resztę dałam raczej na oko :) Ale i tak wyszło całkiem smakowicie :) Oryginalny przepis znajdziecie u babki z rodzynkiem
A mój mniej więcej brzmi tak:
- ok. 150 g krówek
- 3 bardzo dojrzałe banany
- 2 jajka
- 2/3 kubeczka jogurtu naturalnego (ok. 100 g)
- olej (1/3-1/2 szklanki - na oko bardziej dałam, nie mierzyłam dokładnie)
- ok. 1 i 1/4 szklanki mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/3 do 1/2 szklanki cukru (miałam akurat brązowy, ale myślę, że zwykły też by był dobry)

Krówki pokroiłam, Banany obrałam i rozgniotłam w misce widelcem. Dodałam do nich jaja, jogurt, cukier, olej i zblendowałam. Dodałam mąkę i proszek i nadal blendowałam. Następnie dodałam krówki, wymieszałam łyżką. Przelałam do dwóch aluminiowych foremek wysmarowanych masłem (bo jakąś resztkę jeszcze miałam, ale do ciasta by brakło :) a foremki musiały takie być, bo prodiż, którym dysponuję jest okrągły i za duży na tyle ciasta; myślę, że taka porcja wystarczyłaby w normalnym piekarniku na małą keksówkę) i piekłam ok godziny, może troszkę dłużej.

środa, 10 grudnia 2014

Niezwykły przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a - R.L. Stevenson

Cześć!

Mam w domu sporo książek, które leżą i czekają cierpliwie na swoją kolej, bo pierwszeństwo mają zwykle te pożyczone, i te, które trzeba oddać w jakimś terminie. Jedną z takich książek był Niezwykły przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a pióra Roberta Louisa Stevensona. Kupiłam ją już chyba ze dwa lata temu, a prawdopodobnie jeszcze dawniej i dopiero w niedzielę sięgnęłam po nią. Jak już sięgnęłam to przeczytałam szybciutko w jeden wieczór ze względu na jej niepozorne rozmiary i ciekawą treść. Tu zaznaczam, że mam wydanie dwujęzyczne, na razie przeczytałam po polsku, może kiedyś zmierzę się z angielską wersją.
Poznajemy prawnika, pana Uttersona, który jest starym przyjacielem doktora Jekylla. Jego niepokój wzbudza dziwny testament, w którym wyżej wymieniony zapisuje wszystko tajemniczemu mężczyźnie o nazwisku Hyde. Niepokój ów potęguje się, gdy nasz adwokat słyszy pogłoski, a później osobiście styka się z panem Hyde. Tymczasem jego przyjaciel zaczyna się dziwnie zachowywać, a w pobliżu dochodzi do morderstwa znanego i poważanego londyńczyka. Co naprawdę łączy doktora Jekylla i pana Hyde'a? Pan Utterson zostanie zaskoczony rozwiązaniem tej zagadki.

Wydaje mi się, że większość choć ze słyszenia zna nazwiska Jekyll i Hyde. Stevenson poświęcił się w swej historii opisaniu dualizmu człowieka. Przekonaniu, że w każdym z nas znajduje się zarówno pierwiastek dobra i zła. I to my decydujemy w jakiej równowadze one ze sobą będą współistnieć. Co jednak, gdy zaczniemy eksperymentować z tą gorszą częścią naszej natury? Może dojść do tragedii, jakiej uczestnikiem został doktor Jekyll.

Przyznaję, że na początku współczułam doktorowi. W miarę czytania jednak to uczucie zaczęła wypierać niechęć do niego, by na końcu znów powróciło współczucie. Bo jednak cena, jaką musiał zapłacić za swoje eksperymenty, była wysoka. Bardzo zainteresowała mnie ta historia. To kolejny dowód, że klasyka ma moc!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Plac Waszyngtona

Cześć!

Jakiś czas temu pisałam Wam o książce Henry'ego Jamesa Dom na Placu Waszyngtona. gdy więc zobaczyłam u znajomych płytę filmem będącym adaptacją tej powieści poprosiłam o pożyczenie. Niedawno go obejrzałam i chciałabym podzielić się swoimi wrażeniami.
Źródło: Filmweb
Plac Waszyngtona został wyreżyserowany prze Agnieszkę Holland w 1997 roku. Opowiada historię zamożnej, ale niezbyt ładnej dziewczyny, o którą zaczął się starać przystojna, ale za to bez grosza przy duszy mężczyzna. Ojciec Catherine nie jest zachwycony kandydatem na zięcia i robi wszystko by zniechęcić córkę do małżeństwa oraz dowieść, że ma rację twierdząc, że Morrisowi zależy tylko na majątku panny.

Na uwagę zasługują kostiumy, które oddają ducha epoki oraz gra aktorska. Również muzyka przyczyniła się do budowy klimatu. Jednak czegoś mi brakowało. Przyznam, że troszkę się nudziłam, zwłaszcza na początku. Plac Waszyngtona miał też lepsze momenty. Podobała mi się m.in. scena rozmowy Morrisa z doktorem Sloperem, jego miejscu pracy. Generalnie anie nie jestem zachwycona, ani całkiem przeciwna. Film nie porwał mnie, ale też nie pozostawił ze świadomością zmarnowanego czasu (choć początek się dłużył).

piątek, 5 grudnia 2014

Korona śniegu i krwi - Elżbieta Cherezińska

Cześć!

- My, Piastowie, nie umiemy inaczej się kochać niż tylko na śmierć *

Ostatnio moje myśli zaprzątało dzieło pani Cherezińskiej o mrocznym, ale poetyckim tytule Korona śniegu i krwi. Ponad siedemsetstronicowe tomiszcze opowiada o bardzo ciekawym rozdziale w historii Polski. Zajmuje się tematem rozbicia dzielnicowego, a właściwie próbom jego przezwyciężenia i złączenia kraju pod jedną koroną.
Choć początki nie były dla mnie łatwe, dałam książce Cherezińskiej szansę i wkrótce się przekonałam, że zrobiłabym ogromny błąd odkładając ją!. Jej historia, NASZA historia, uwiodła mnie całkowicie. Gdyby historia w szkole podana była w taki sposób, sądzę, że wzbudziłaby większe zainteresowanie uczniów. Coś wspaniałego. Autorka wplata w powieść historyczną elementy fantastyki, co daje niesamowity efekt. Ogromnie podoba mi się ożywienie znaków herbowych. Lwy czy orły nie tylko są znakiem rodu, ale żyją własnym życiem, są towarzyszami swych panów. 

Spiski, układy, zdrady, zamachy, polityka - to życie władców ówczesnej Europy. Ale to także honor, wierność, miłość i wiara! Nic nie jest oczywiste, sojusze rozpadają się, związują nowe, a ich członkowie kierują się albo własną korzyścią, albo wyższymi wartościami. Przemysł należy do tej drugiej grupy, choć jego droga była długa i ciężka. Z przyjemnością jednak obserwowałam, jak z lekkomyślnego, zbuntowanego młokosa zmienia się w prawdziwego, mądrego władcę. Tak, pokochałam Przemysła i jego Cztery Wichry - jego wiernych druhów!

Chciałabym o tej książce napisać więcej i lepiej, ale nie wiem czy potrafię. Po prostu trzeba przeczytać. Zachęcam każdego do zapoznania się z tą księgą, bo to czyste, prawdziwe emocje i NASZA historia, o której tak często zapominamy.

* Elżbieta Cherezińska Korona śniegu i krwi, wyd. Zysk i s-ka, 2012, s.623

czwartek, 4 grudnia 2014

Mayday!!!

Cześć!

W teatrze ostatnio byłam w liceum (podobnie jak do niedawna w kinie, haha). Postanowiłam więc się trochę ukulturalnić i wybrałam się na Jesienne Spotkania Teatralne w moim mieście. Padło na Mayday. W sumie to trochę przypadkiem, bo tylko na ten spektakl były jeszcze bilety :) Nie żałuję jednak :)

Mayday (Run for your wife, 1983) autorstwa Ray'a Cooney'a jest sztuką graną w Polsce już od 20 lat i nadal cieszy się niesłabnącą popularnością. Ja byłam na spektaklu granym przez ekipę Teatru Bagatela z Krakowa. W czym tkwi sekret powodzenia tej farsy? Jest zabawna i doskonale zagrana. Dialogi są fantastyczne i skrzą się dowcipem. 

A o czym to jest spytacie. Otóż Mayday jest spektaklem opowiadającym historię pewnego bigamisty, który ma tak zorganizowane dni, żeby móc mieć dwa domy. Wymaga to jednak pewnego zdyscyplinowania i precyzji, która zostaje zachwiana, gdy pomagając staruszce trafia do szpitala. Jedno zachwianie w jego planie dnia pociąga za sobą całą lawinę zabawnych wydarzeń. 

Najbardziej podobała mi się postać Stanleya (niestety nigdzie nie mogę znaleźć nazwiska aktora, który go grał), zwłaszcza w chwilach, w których udawał farmera! Można było boki zrywać. Przednia komedia i gdybyście mieli okazję to wybierzcie się koniecznie.

wtorek, 2 grudnia 2014

Podsumowanie listopada

Cześć!

Listopad w tym roku był wyjątkowo udany pod względem pogody. Również pod względem kulturalnym nie mogę narzekać.

1. Skończyłam książkę zaczętą w październiku, przeczytałam 9(!) kolejnych i zaczęłam nową. 
2. Obejrzałam 3 filmy, w tym jeden w kinie (Za jakie grzechy, dobry Boże?)
3. Byłam w teatrze na spektaklu Mayday.
4. Popełniłam 17 postów w listopadzie - to chyba rekord!
5. Spędziłam w domu rodzinnym kilka miłych dni.
6. Moim kulinarnym odkryciem tego miesiąca jest chałka!
7. Zrobiłam tez nalewkę z aronii - jedną z moich ulubionych.
8. Byłam na wystawie fotografii.
9. Zrobiłam przedurodzinowy prezent dla mnie ode mnie a mianowicie korzystając z rabatów w dyskoncie książkowym kupiłam Annę Kareninę, Rozważną i romantyczną oraz piękne wydanie Północy i południa. Wszystkie te książki już czytałam, ale myślę, że kiedyś do nich jeszcze zajrzę, bowiem bardzo mi się podobały, a klasykę zawsze warto mieć. Jestem tylko nieco rozczarowana, gdyż okazało się, że mój przekład Anny Kareniny nieco się różni od tego, który czytałam. Trudno...
Złota jesień :)
Może kawałeczek tiramisu? :)
Nowe nabytki adekwatne do pory roku :)


Również nowy nabytek, tym razem książkowy :)
A do lektury herbatka...
...i chałka :)
:)
Obecna lektura

niedziela, 30 listopada 2014

Lokatorka Wildfell Hall - Anne Brontë

Cześć!

Dziś chciałabym opowiedzieć o kolejnej z książek sióstr Brontë - tym razem Anne - Lokatorka Wildfell Hall. Biorę ostatnio udział w wyzwaniu, które wymyśliła Elenkaa_ Stare, dobre czasy i ta powieść idealnie wpasowuje się w ten okres i klimat!
Powieść opowiada dzieje młodej, ale doświadczonej przez życie kobiety. Helen wyszła za mąż z miłości, przymykając oko na wady przyszłego męża, a nawet ciesząc się na to jak jej miłość i pomoc go zmienią, uszlachetnią. Zawiodła się jednak okrutnie, gdyż małżeństwo nie przyniosło jej satysfakcji. Zamiast tego zaś cierpienie i ból. Poznajemy Helen, gdy wraz z małym synkiem zamieszka w ponurym Wildfell Hall. Kobieta pragnie spokoju, jednak sąsiedzi zaintrygowani nową postacią w ich nudnym środowisku postanawiają - mimo jej rezerwy - wciągnąć ją w towarzyskie życie. Jednak przeszłość nie daje o sobie zapomnieć.

Autorka zastosowała bardzo ciekawy zabieg. Cała powieść jest jakby listem Gilberta Markhama do swego szwagra. W środku znajdziemy także prawie cały pamiętnik Helen, z którego dowiadujemy się o jej smutnej historii oraz kilka z jej listów do brata. Daje to interesujący efekt. Na uwagę zasługuje też język powieści - jest wspaniały. Bohaterowie potrafili tak pięknie ubierać myśli w słowa! Majstersztyk.

Helen jest osobą na wskroś moralną, żyjącą nadzieją na wieczne szczęście. Potrafi kochać, jest odpowiedzialna. Wykazuje zadziwiający w tamtych czasach hart ducha, silną wolę i odwagę zarówno w słowach, jak i w czynach Może jest troszkę zbyt idealna? Mnie to jednak nie przeszkadza. Dla mnie jest naprawdę godna podziwu. Jeśli mam być szczera to troszkę irytowała mnie za to postać Gilberta. Z jednej strony jest taki dobrze wychowany, a z drugiej porywczy i dający się ponieść emocjom. Ja rozumiem, że był zakochany i wzburzony wydarzeniami, których był świadkiem, ale nie usprawiedliwia to do końca czynu jakiego się dopuścił (uderzenie Fredericka, który nie wiedział o co właściwie chodzi). Powieść ukazuje nam także kilka innych ciekawych postaci, wzbudzających naszą sympatię bądź antypatię.

W każdym razie książka bardzo mi się podobała. Bardzo lubię tego typu książki i nie zawiodłam się i tym razem. Przytoczę tylko jeszcze cytat, który szczególnie mi się podoba i nawet w obecnych czasach coś w nim jest. rzecz tyczy się wywodu, jakim ciotka Maxwell uraczyła Helen jeszcze przed poznaniem Huntingdona. Oto on:

Nie chełp się i miej się na baczności. Strzeż swych oczu i uszu jako bram do swego serca i pilnuj swych ust, aby nie zdradziły cię w chwili zapomnienia. Dopóki nie poznasz i nie rozważysz należycie charakteru swojego adoratora, wszelkie uprzejmości z jego strony przyjmuj chłodno i bez emocji. Nasamprzód przyjrzyj się jego wnętrzu i kochaj dopiero wtedy, gdy spodoba ci się to, co widzisz. Niech twoje oczy będą ślepe na wszystkie jego przymioty zewnętrzne, a uszy głuche na bezwartościowe pochlebstwa i dowcipne uwagi, które nie są niczym innym, jak podstępnymi sztuczkami mającymi usidlić nieprzezorną ofiarę i doprowadzić ją do zguby. Pierwszą rzeczą, której powinnaś szukać są zasady moralne, po nich stoi rozsądek, szacunek innych i godziwy majątek. Nie wiesz, jak wielkie spotkałoby Cię nieszczęście, gdybyś poślubiła nawet najprzystojniejszego, najbardziej utalentowanego i najdowcipniejszego człowieka na ziemi i potem odkryła, że jest on zatwardziałym grzesznikiem lub zwykłym głupcem (Anne Brontë, Lokatorka Wildfell Hall,wyd MG 2012, s. 147-148)

piątek, 28 listopada 2014

Za jakie grzechy, dobry Boże? :D

Cześć!

Byłam wczoraj w kinie! Nie byłoby w tym nic zasługującego na wzmiankę, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze, w tym przybytku X muzy nie byłam od... hmmm, od dawna :) Bardzo dawna. Druga sprawa to film, na który się wybrałam, a była nim francuska komedia z 2014 roku Za jakie grzechy, dobry Boże?
Źródło: filmweb

Dwoje rodziców, 4 córki - 4 wesela. I to jakie! Claude i Marie są statecznymi katolikami, dość konserwatywnymi. Gdy córki jedna po drugiej wychodzą za mąż za Araba, Żyda i Chińczyka ich cierpliwość zostaje wystawiona na próbę. Także między zięciami nie panuje zbyt przyjacielska atmosfera.Ostatnią nadzieją na "odpowiednie" zamążpójście jest najmłodsza córka. Marie tęskni za dziećmi i postanawia zaradzić tym problemom zapraszając wszystkich na Święta. Nie wie, że Laure szykuje dla nich prawdziwą bombę, gdyż jej wybranek, mimo, iż katolik jest...Afrykańczykiem. Czy Święta będą okazją do pogodzenia się, czy rozognią tylko atmosferę? Czy zbliżający się ślub będzie sukcesem czy katastrofą? Jak dogadają się rodzice przyszłych małżonków, którzy poglądy mają podobne, tyle, że raczej ksenofobiczne?

Oj, podobał mi się ten film! Z mojego opisu tego nie wynika, ale Za jakie grzechy, dobry Boże? jest fantastyczną komedią, gdzie w krzywym zwierciadle ukazana jest ksenofobia i uprzedzenia. Jest to jednaj ujęte w tak zabawną formę, że nie przestajemy się pod nosem uśmiechać, a nawet wybuchać głośnym śmiechem. Naprawdę nieczęsto oglądam tak fajne filmy. Na odstresowanie, zły humor czy po prostu, aby miło spędzić czas ta pozycja jest idealna :)

Polecam!

wtorek, 25 listopada 2014

Królestwo marzeń - Judith McNaught

Cześć!

Czy Wy też macie tak, że fazy czytelnicze są przeplatane czytelniczą niemocą? Ja jestem ostatnio w takiej właśnie fazie czytelniczej :) O książce, którą Wam dziś przedstawie czytałam całkiem dobre opinie. Postanowiłam więc zmierzyć się z moimi oczekiwaniami.

Królestwo marzeń to romans historyczny osadzony w końcu XV wieku. Rycerze, damy, wojny, te sprawy :) Trwa wojna Anglii i Szkocji. Z terenu klasztornego zostają porwane dwie branki należące do jednego z potężnych szkockich klanów. Nie wiedzą, że trafią do obozu Czarnego Wilka, człowieka-legendy, budzącego w ludziach przerażenie i a popłoch wśród wrogów. Dziewczęta jednak nie poddają się i planują ucieczkę. To tylko początek, zaś przeróżnych zwrotów akcji jest w książce masa. 
Autorka zastosowała ciekawy zabieg, mianowicie rozpoczęła książkę w momencie ślubu, którego ani panna młoda ani pan młody najwyraźniej niespecjalnie pragnęli. Później cofamy się nieco w czasie i poznajemy historię dlaczego do tego doszło i w jaki sposób. dzięki temu prostemu zabiegowi nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się co do tego doprowadziło!

Bardzo polubiłam postać Czarnego Wilka, który wcale nie jest taki straszny :) Musi być twardy i szorstki, czasem okrutny dla wrogów, ale środku jego szerokiej piersi bije gorące i sprawiedliwe serce. Ach, jak on potrafił kochać. Jenny za to była rozdarta między miłością do mężczyzny, miłością do klanu i Szkocji. Oj, była czasem godna współczucia, choć czasem zachowywała się trochę lekkomyślnie. Była zaślepiona miłością do ojca, który wykorzystywał to jak mógł nie dając swej córce jednak swej miłości w zamian. Czasem było mi jej szkoda, jednak czasem troszkę mnie denerwowała. Wiem jednak, że to wszystko wzięło się z tego wewnętrznego rozdarcia i w zasadzie rozumiałam jej motywy. Jeszcze jedna postać zasługuje, aby o niej wspomnieć - ciotka Elinor. Pomimo swojego gadulstwa zyskała moją sympatię, gdyż potrafiła sprzeciwić się woli szwagra czy wskazać błędy siostrzenicy. Jednak pokochałam ją za jej błyskawiczną reakcję na turnieju, gdy wybawiła Jenny z kłopotu.

Jednej rzeczy trudno mi autorce wybaczyć. Śmierć jednej z bliskich Jenny osób. Nie będę mówić, o którą chodzi, Ci którzy czytali wiedzą, a Ci którzy przeczytają - domyślą się. I to nawet nie o samą śmierć mi chodzi (choć wolałabym, aby przeżył), ale o sposób w jaki to się stało. Bo stało się to w wyniku lekkomyślności jednego i odruchowej reakcji drugiego. Ot, bezsensowna śmierć.

Oj, nasi bohaterowie musieli wiele przejść bólu, cierpienia i upokorzeń. Czasem budzą naprawdę gorące współczucie. Przy tym książka nie jest jakaś ponura, o nie! Momentami śmiałam się do siebie pod nosem, zwłaszcza słysząc potyczki słowne między Jenny a Wilkiem. Jednym słowem książka bawi, ale też wzrusza :)

Mimo, że książka nie była bez wad spędziłam przy niej czas bardzo miło i polecam ją wielbicielom romansu historycznego!

niedziela, 23 listopada 2014

Żydowska chałka

Cześć!

Nie wiem czy znacie blog Mirabelki o gotowaniu. Można tam znaleźć wiele ciekawych i smacznych przepisów. Już korzystałam, więc wiem co mówię :) Ostatnio upiekłam chałkę w ten sposób. Przepis znajduje się TU i naprawdę jest wart wypróbowania. 
Dość będzie jeśli powiem, że w czasie mojego ostatniego pobytu u Rodziców (około 4 doby) piekłam chałkę 3 razy :) Pierwszy raz upiekłam z kruszonką, później ją sobie podarowałam a i tak była wyśmienita. Przy okazji jest bardzo prosta do zrobienia.
Moje chałki może nie wyszły tak ładne i rumiane jak u Mirabelki, ale smak wynagradza wszystko :) POLECAM!

piątek, 21 listopada 2014

Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski

Cześć!

Dziś napiszę kilka słów o najnowszej książce Wojciecha Cejrowskiego Wyspa na prerii. Swego czasu duża część blogosfery książkowej ekscytowała się tym tytułem. Ja przeczytałam go niedawno. WC tym razem wziął na tapetę Amerykę Północną a konkretnie Arizonę w USA.
Cóż można powiedzieć o tej książce, czego nie powiedziano wcześniej? Hmmm, przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że gawędziarzem Cejrowski jest świetnym. No bo jak inaczej nazwać człowieka, który z siedzenia na niebieskim krześle, które drąży termit, podczas gdy po dachu coś szura a Autor nicnierobi*, stworzył książkę na prawie 300 stron? No dobra, jest więcej tematów, ale jakby mimochodem. Historyjki o lokalnych dziwakach czy próba wrośnięcia WC w małomiasteczkową społeczność, poznawanie mentalności mieszkańców Dzikiego Zachodu (który przestał być dziki, ale czasem o tym zapomina) czy rozważania na temat zapachu skunksa. Troszkę Autor nam tu leje wodę, ale robi to w taki sposób, że całkiem przyjemnie się to czyta. Jednak poprzednie książki, moim zdaniem, były lepsze (w dużym stopniu inne)! Tak się tylko zastanawiam czy wszystkie opisane w Wyspie... historie są prawdziwe (bracia Antonio, historia o Ojcu)...  Akcja toczy się leniwie, jak krzaki niesione przez wiatr na prerii (o ile ów wiatr nie jest taki bardzo porywisty, bo i takie się zdarzają; w zasadzie to dość często). Aj, byłabym zapomniała o wydaniu, które jest urzekające. Zdjęcia, twarda oprawa, kolory, papier - aż chce się sięgnąć po taką książkę. Fani WC powinni być zadowoleni, choć można poczuć pewien niedosyt pod względem treści.

* tak określa ten stan sam Autor

czwartek, 20 listopada 2014

Szybkie chińskie danie

Cześć!

W pewną niedzielę szłam do pracy i nie było za bardzo czasu na robienie wymyślnych obiadów, więc zrobiłyśmy szybkie danie w stylu chińskich.
- podwójna pierś z kurczaka
- opakowanie mrożonej mieszanki chińskiej
- pieczarki
- przyprawy (przyprawa azjatycka, pieprz, papryka i co tam kto lubi :D)
- sos sojowy
- ryż
- woda

Ryż gotujemy, kurczaka kroimy, przyprawiamy i smażymy na oleju. W osobnym garnku podsmażamy pokrojone pieczarki, dodajemy mieszankę chińską, odrobinę wody, sosu sojowego i przypraw i dusimy. Dodajemy mięso i ugotowany ryż. Mieszamy i jeszcze chwilkę dusimy. Gotowe :)

wtorek, 18 listopada 2014

Gdzie się cis nad grobem schyla - Alan Bradley

Cześć!

Od dawna chciałam poznać Flawię de Luce. Niestety w mojej bibliotece nie mogłam dostać żadnej książki o niej. Gdy więc zobaczyłam konkurs na blogu Zacisze wyśnione, gdzie do wygrania był piąty tom przygód Flawii, zgłosiłam się prawie bez wahania. Gdy okazało się, że udało mi się go zdobyć, byłam w siódmym niebie! Gdzieś czytałam, że każdy tom to osobna historia i nie trzeba ich czytać po kolei. Jestem już po lekturze i podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
Flawia jest dwunastoletnią domorosłą chemiczką i detektywem-amatorem. W tym tomie mamy zaginięcie organisty, ekshumację świętego patrona, kłopoty w Buckshaw oraz pogoń za diamentem. Nie zdradzę więcej, aby nie psuć przyjemności płynącej z lektury :) Na uwagę zasługują relacje rodzinne Flawii. Są dość skomplikowane. Te relacje są tyglem różnych uczuć począwszy od niechęci, surowości a na miłości kończąc.
Co mi się podobało? 
- postacie Flawii i Doggera - bardzo ich polubiłam; podobnie proboszcza, który musi żyć z piętnem tragedii. Podoba mi się jak się do siebie odnoszą, to że nie traktują naszej młodej bohaterki jak wścibskiego dziecka, ale jak równorzędną partnerkę do rozmowy;
- tytuł - Gdzie się cis nad grobem schyla- czyż nie brzmi to poetycko? I troszkę nietypowo jak na tytuł, ale na tym polega jego urok! 
- wydanie - bardzo podoba mi się okładka, dobór kolorów, czcionka, numeracja stron czy grafika  korespondująca z tym co znajdziemy w książce. Na deser dostajemy też piękną zakładkę. Mój zmysł estetyczny został zaspokojony :)
-  historia, która zainteresuje czytelnika, zaintryguje go. A im dalej czytamy, tym jest ciekawiej;
- odnośniki do sztuki: czy to muzyki, literatury czy nauki oraz ogólna wiedza autora, choćby nawet na temat chemii czy wyżej wspomnianej sztuki;
- zakończenie, które rozpala ciekawość czytelnika co do następnego tomu! Tylko ile trzeba będzie czekać na szóstą część!?

Co mi się mniej podobało?
- na początku nie mogłam połapać się w bohaterach. Na przykład w jednej z początkowych scen zostaje wymienione nazwisko Adama Sowerby, który później pojawia osobiście a ja musiałam kartkować książkę, aby sobie przypomnieć w jakich okolicznościach jego nazwisko zostało przytoczone;
- z powyższym wiąże się fakt, że nie czytałam poprzednich tomów i, zwłaszcza na początku książki, miałam wrażenie, że coś mi umyka, tzn. powinnam już znać tych bohaterów, wiedzieć czego się po kim spodziewać, znać trudne relacje rodzinne Flawii. Nie znając poprzednich tomów dopiero poznawałam te postacie i okoliczności;
- czasem troszkę gubiłam się w fabule, ale to mogło się wiązać z oboma powyższymi punktami.

Jak widać plusów jest znacznie więcej, a i domniemane wady wynikały w pewnej mierze nie z błędów Autora, ale z nieznajomości przeze mnie poprzednich tomów.  Które chciałabym jednak poznać. Może szepnę słówko w mojej bibliotece, aby rozważyli zakup tej serii...

poniedziałek, 17 listopada 2014

Szara dama - Elizabeth Gaskell

Cześć!

Pamiętacie jak w poście Czy naprawdę książki są drogie? pisałam Wam o portalu Chmura Czytania, gdzie można za darmo czytać ebooki? Postanowiłam skorzystać z tej szansy. Wybrałam krótką nowelę Elizabeth Gaskell Szara dama. Akcja rozpoczyna się w pierwszej połowie XIX w., gdy grupka przyjaciół zatrzymuje się w młynie. Zauważają tam portret kobiety. Gospodarze przedstawiają gościom pamiętnik z historią Anny - kobiety z portretu, zwanej Szarą Damą. Większą część noweli stanowi list Anny do jej córki Urszuli, gdzie kobieta wyjaśnia koleje jej życia. Powoli poznajemy smutną i straszną historię kobiety, która słabością swej woli i splotem pewnych okoliczności skazała się na okrutny los. Wyjaśnia córce prawdziwe jej pochodzenie oraz odkrywa powody, dla których nie pochwala jej wyboru ukochanego. Zakończenie jest zaskakujące. 

Nie mogę się powstrzymać, aby nie napisać paru słów o Annie i jej służącej Amandzie. Te dwie kobiety są krańcowo od siebie różne, mimo to darzą się sympatią i zaufaniem. Na szczególną uwagę zasługuje Amanda, która jest bardziej energiczna, skora do działania, bardziej odważna i pomysłowa, podczas, gdy jej pani ma słabą wolę, jest bardziej strachliwa. Niestety wszystko ma swoją cenę. Jaką? Przeczytajcie sami!

Do tej pory znałam tylko jedną powieść pani Gaskell, mianowicie Północ i południe i muszę zaznaczyć, że Szara dama ma zupełnie inny klimat. Świadczy o tym tragiczna historia Anny oraz atmosfera grozy, która potęguje się z każdą chwilą. Klimat niepokoju i niebezpieczeństwa przywodzi na myśl utwory gotyckie. Niemniej cieszę się, że przeczytałam tę nowelkę. Trzeba przyznać, że naprawdę trzymała w napięciu, a nastrój niepokoju w miarę czytania się pogłębiał!

niedziela, 16 listopada 2014

Wojna domowa z 2008 roku

Cześć!

Dziś będzie o filmie, który obejrzałam jeszcze w październiku. Do obejrzenia go skłoniły mnie głównie dwie rzeczy: Lady Lukrecja go chwaliła, a muszę przyznać, że wśród jej poleceń znajdują się perełki, oraz Colin Firth - bardzo lubię tego aktora.
Źródło: Filmweb
Parę słów o fabule. Młody chłopak przywozi do domu swą żonę. Kobieta jest Amerykanką i dość wyzwoloną jak na tę epokę kobietą, na dodatek była już mężatką. Nie pasuje zbytnio do nieco skostniałej atmosfery rodzinnej siedziby małżonka. Nie znajduje wspólnego języka z matką ukochanego. Za to z ojcem dogaduje się całkiem nieźle. 

Wśród znanych aktorów mamy tu wspomnianego wyżej Firtha w roli ojca. W rolę matki wcieliła się Kirstin Scott Thomas a młode małżeństwo grają Jessica Biel i Ben Barnes. Na pierwszy plan wysuwają się kostiumy, które są świetnie dobrane oraz cięty dowcip królujący w filmie. Mamy tu też jednak drugie dno. Matka trzyma dom żelazną ręką, ale ktoś musi to robić a ona nie ma wsparcia ani męża, który żyje wspomnieniami z wojny i, kolokwialnie mówiąc, ma wszystko gdzieś ani dzieci. Zderzenie dwóch silnych osobowości choć generuje wiele śmiesznych sytuacji nie prowadzi do niczego dobrego.

Dla mnie jest to komedia z nieco gorzkim posmakiem.

piątek, 14 listopada 2014

Sól do kąpieli Isana Granat&Imbir

Cześć!

Będąc jakiś czas temu w Rossmannie skusiłam się na saszetkę soli do kąpieli marki Isana o zapachu granatu i imbiru. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju umilacze kąpielowe, dlatego byłam bardzo ciekawa tej saszetki.
Sól, jak to sól, ma postać jakby małych kryształków barwy malinowej.  Przepraszam za jakość zdjęcia, troszkę ono niewyraźne a i kolor jest ździebko przekłamany :/
Co ciekawe bardzo fajnie barwi wodę na ten właśnie kolor! I to dość intensywny - to chyba stanowi największy atut tej soli :) Daje również lekką pianę, która jednak w miarę upływu czasu zanika. Sól po rozpuszczeniu ma delikatny, nienachalny zapach, ale nie mogę powiedzieć czy jest to zapach granatu z imbirem. Imbiru to ja za bardzo nie wyczuwam... Nie zauważyłam jakichś specjalnych właściwości pielęgnacyjnych, ale też nie spodziewałam się ich. Jednym słowem może nie jest super rewelacyjna, ale za to jest całkiem przyjemnym dodatkiem, który uprzyjemni nam kąpiel :)

środa, 12 listopada 2014

Dziewczę z sadu - Lucy Maud Montgomery

Cześć!

Czy Wy też zauważyliście powrót do popularnych dawniej utworów takich autorów jak Lucy Maud Montgomery czy Frances Hodgson Burnett? I ja podążyłam za tym trendem. Dziś opowiem Wam o książce pani Montgomery Dziewczę z sadu.
Ta niewielka objętościowo książeczka rozpoczyna się w momencie, gdy Eryk Marshall zakończył edukację w college'u i zamierza zatrudnić się w firmie swego ojca. Dostaje jednak list od przyjaciela, który prosi go, aby zastąpił go na jakiś czas na stanowisku nauczyciela, gdyż stan jego zdrowia jest niezbyt dobry i musi go podreperować. takim sposobem młody Eryk trafia na Wyspę Księcia Edwarda, gdzie przypadkiem poznaje Kilmeny - piękną dziewczynę, o której niewiele wiadomo. Młodzi zakochują się w sobie jednak na drodze ich miłości staną pewne przeszkody. Czy uda im się je pokonać?

Słowem-kluczem do opisania tej powieści jest wyraz staroświecka. Odzwierciedla on dokładnie klimat tej książeczki. Nie jest to bynajmniej wada. Dziewczę z sadu jest powiastką uroczą. Opiewa czystą młodzieńczą miłość oraz pewne wartości moralne. na uwagę zasługuje także poetycki język, którym posługuje się autorka m.in. przy opisach przyrody. Doskonale pasuje on do charakteru utworu. Książka jest dość krótka, ja miałam w ręku wydanie ze 109 stronami, więc szybciutko się ją czyta. Polecam osobom lubiącym tego typu utwory.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesienne fotografie

Cześć!

Dziś będą same zdjęcia (i filmik) - słowa są zbędne...







Na koniec pokaże jeszcze filmik, który mnie kompletnie zauroczył. No i ta piosenka...
Źródło: youtube

niedziela, 9 listopada 2014

Żeberka z kapustą

Cześć!

Zwykle robię żeberka w piwie, ale tym razem chciałam wypróbować coś nowego. Miałam żeberka, miałam kapustę, odpaliłam wyszukiwarkę i znalazłam ten przepis. Troszkę go zmieniłam, mianowicie podsmażyłam żeberka przed gotowaniem i nie zagęściłam mąką. Efekt był całkiem smaczny, zwłaszcza, gdy trochę się już przegryzł.
Sama kapusta, która została z żeberek świetnie smakowała z chlebem następnego dnia - nic się nie zmarnuje :)

piątek, 7 listopada 2014

Zakupy ubraniowe

Cześć!

Udało mi się wreszcie upolować idealne jesienne buty. Kupiłam także rude spodnie, zimową kurtkę i sukienkę. 
Spodnie są obcisłe, podoba mi się ich kolor - taki jesienny :)
Cieplutka kurtka z misiem w środku, bo jestem strasznym zmarzluchem :)
Buciki idealne :)
Sukienka szalenie mi się podoba. Zamierzam pójść w niej do teatru :)

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z zakupów :)




środa, 5 listopada 2014

Serial BBC Jane Eyre z 2006 roku



Cześć!

Idąc za ciosem postanowiłam po Jane Eyre z 2011 roku obejrzeć serial z 2006, tym bardziej, że czytałam o nim same pochlebne opinie i spotkałam się ze stwierdzeniem, iż jest to najlepsza ekranizacja powieści Charlotte Bronte. Nie pozostało mi nic innego jak samej się przekonać :)
Źródło: Filmweb
Tutaj tytułową rolę gra Ruth Wilson, zaś pana Rochestera Toby Stephens. Oboje świetnie wywiązali się ze swojej roli. Odwrotnie niż w przypadku filmu z 2011 roku chronologia wydarzeń została zachowana. Klimat nadal jest posępny i niepokojący, a chyba nawet bardziej mroczny, niektóre sceny zaś nieco przerysowane (czerwony pokój bądź scena, gdy Jane widzi po raz pierwszy chorą panią Reed). Celem tego zabiegu było zapewne wywołanie dreszczu niepokoju u widza, co też się udało. Szkoła, do której trafia mała Jane jeszcze bardziej przypomina więzienie i to o zaostrzonym rygorze! Oj, trzeba wykazać niezwykły hart, aby tam wytrzymać i nie zatracić poczucia własnej wartości oraz pogody ducha. Jane nie jest piękna, ale w książce też nie była, podobnie pan Rochester nie powinien być nazbyt przystojny. Nawiasem mówiąc, czy tylko mnie się wydaje, że fryzura Jane jest zupełnie nietwarzowa? Gdy ma rozpuszczone włosy, bądź inną fryzurę (jak w ostatniej scenie) wygląda nieporównanie ładniej! Podobało mi się jak nasi bohaterowie potrafili ze sobą rozmawiać. Na tej płaszczyźnie byli sobie równi, na dodatek w ich rozmowach można było wyczuć subtelny humor. Jane była szczera choć tajemnicza. Tej ostatniej cechy nie można odmówić również Rochesterowi. Stroje, klimat, aktorzy – to wszystko sprawiło, że serial oglądało się z przyjemnością, ale zabarwioną też dreszczykiem niepokoju czy nawet grozy. Czy jest to najlepsza ekranizacja? Nie mnie to oceniać. Mnie podobały się obie. Mam też nadzieję, że będę miała okazję obejrzeć też inne wersje.