poniedziałek, 30 maja 2016

"W górach jest wszystko co kocham*" - Bieszczady

Cześć!

W tym miesiącu udało mi się spełnić dwa małe marzenia - byłam na koncercie Luxtorpedy i wybrałam się na mały trip w Bieszczady. Wycieczka była jednodniowa i obejmowała wejście na Połoninę Wetlińską, spacer po zaporze na Solinie i Centrum Ekumeniczne w Myczkowcach.

Na pierwszy ogień poszła Połonina Wetlińska, a konkretnie Hasiakowa Skała (1228 m.n.p.m.), na którą weszliśmy szlakiem żółtym z Przełęczy Wyżnej (872 m.n.p.m.). Trasa nie była zbyt wymagająca, myślę, że każdy w swoim tempie sobie z nią poradzi. Schodziliśmy zaś szlakiem czerwonym do Brzegów (Berehów) Górnych. Tu było nieco stromiej, mięśnie zostały zmuszone do większego wysiłku. Na szczycie położone jest schronisko PTTK z Lutkiem Pińczukiem jako gospodarzem, zwane "Chatką Puchatka" - chyba najbardziej znane schronisko bieszczadzkie. Nie ma tam bieżącej wody i warunki są dość spartańskie, tym bardziej należy podziwiać mieszkających tam ludzi. A sama Połonina Wetlińska? Jest piękna. I tyle. No, może jeszcze cudowna i malownicza. Jak zresztą inne bieszczadzkie połoniny. Na pewno jeszcze tam wrócę, marzy mi się jesienią - kiedy jest tak kolorowo i urokliwie. Zdjęcia nie pokażą niestety jak tam jest pięknie.
Tzw. "końska droga" na Połoninę Wetlińską - szlak żółty
Widok na Osadzki Wierch (po lewej) i Roh (po prawej)
Widok z góry (mniej więcej w kierunku północnym :))
Widok na Połoninę Caryńską; z tyłu można dostrzec Tarnicę
Schodzimy szlakiem czerwonym

Po zejściu do Brzegów Górnych pojechaliśmy przespacerować się po zaporze na Solinie i coś przekąsić. Zaporę wybudowano w latach sześćdziesiątych i naprawdę robi wrażenie, ma 82 m wysokości. Jak zwykle było sporo ludzi i straganów ("bieszczadzkie Krupówki"), co mnie akurat specjalnie nie cieszy :) Ale sama zapora i jezioro są bardzo ciekawe. 
Widok na zaporę
Na jeziorze obowiązuje strefa ciszy, więc to raj dla amatorów rowerków wodnych i żaglówek. Przy kąpieli należy jednak uważać, gdyż dno w wielu miejscach opada bardzo stromo.

Na koniec wybraliśmy się do miejscowości Myczkowce, gdzie znajduje się druga, mniejsza zapora oraz Ośrodek Caritas. W Ośrodku można zobaczyć mini-zoo, ogród biblijny oraz park miniatur w Centrum Kultury Ekumenicznej, gdzie można obejrzeć drewniane cerkwie i kościoły z bliższych i dalszych okolic (Polska, Ukraina, Słowacja) odwzorowane w skali 1:25. Tutaj prawie nie robiłam zdjęć. W każdym razie również warto zajrzeć, wstęp kosztuje 5 zł, więc nie jest to jakaś wygórowana kwota.
EDIT: Wygrzebałam jakąś fotkę z poprzedniego pobytu w Myczkowcach, żeby pokazać jak mniej więcej tam wyglądają te miniaturki - ktoś włożył w to ogrom pracy.
Miniaturka cerkwi w Kotani (wsi położonej w Beskidzie Niskim)

Bardzo lubię Bieszczady. Nie są to wysokie góry, ale mają w sobie to COŚ. Mam nadzieję, że jeszcze wielokrotnie uda mi się tam pojechać. Zarówno miłośnicy wodnych atrakcji, jak i gór znajdą tu coś dla siebie. Ja osobiście preferuję połoniny :)


* w tytule zawarłam pierwszy wers wiersza Jerzego Harasymowicza W górach

poniedziałek, 23 maja 2016

Na fali szoku - John Brunner

Cześć!

Mam mieszany stosunek do fantastyki. Fantasy bardzo lubię i chętnie czytam, natomiast sci-fi to gatunek, po który sięgam bardzo rzadko, bo do mnie jakoś nie trafia. Moja niechęć zaczęła się jeszcze w podstawówce, kiedy to kazano nam czytać chyba Bajki robotów Lema. Przeczytałam, ale... niewiele mi z tego przyszło, bo nie zrozumiałam zbyt wiele. Potem stwierdziłam, że się przełamię i sięgnę po coś z tego gatunku. Misja również zakończyła się porażką. Jednak ostatnio znów miałam ochotę spróbować. Poczytałam co nieco na necie i mój wybór padł na Johna Brunnera. W mojej bibliotece była tylko jedna jego książka i tym sposobem Na fali szoku trafiło w moje ręce.
Źródło: Lubimy Czytać

Nickie Haflinger uciekł z tajnego ośrodka badawczego w Tarnover w Ameryce Północnej. To właśnie tam kierowane są najbardziej inteligentne dzieci, które "kształci się" na elitę kraju. Prowadzonych tam badań nie można było jednak uznać za etyczne. Nickie uciekł, gdyż uważał, że to co robią badacze jest...złe. Przez 6 lat ukrywał się zmieniając osobowości. Był kaznodzieją, delfickim hazardzistą, projektantem utopii... Do czasu, aż go złapano i wymazano jego dane. Teraz oficjalnie nie istniał. Czy jednak nawet poddawany badaniom w laboratorium zrezygnował z marzeń o wolności? Nie tylko swojej, ale szalonej wizji wolności całego uciskanego, skomputeryzowanego kraju. Ameryka była tak opleciona siecią informatyczną, wręcz uzależniona od niej. Komputery miały wgląd do prawie każdego aspektu życia obywateli. A mimo to tak potężny kraj nie mógł sobie poradzić ze skutkami katastrofalnego trzęsienia ziemi. 

W czasie swojej ucieczki Nickie przeważnie był sam. Spotkał jednak ludzi, którzy żyli wolnością i te spotkania zmieniły jego życie. Czy to pomoże mu przetrwać? Wierzcie mi, Nickie Haflinger nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Bardzo polubiłam postać głównego bohatera. To idealista, buntownik, ale dążący do konstruktywnego wykorzystania swoich talentów. Głównym powodem tego, że Nickie musiał skonfrontować się ze swoimi wrogami był fakt, że go odnaleziono oraz Kate. Ta kobieta też mi się spodobała. Nie była bezmyślną istotą nastawioną na konsumpcjonizm. Była mądra, a to największy komplement. Również mieszkańcy Przepaści przypadli mi do gustu. Nie pozwolili się stłamsić, nie pozwolili odebrać sobie wolności. Ważną postacią jest również Freeman, który przechodzi swoistą metamorfozę. Postacie może nie są szczególnie skomplikowane, ale moim zdaniem dobrze nakreślone.

Nie sądziłam, że książka sci-fi może mi się tak spodobać. Tzn. oczywiście napotkałam trudności takie, jak w innych pozycjach tego gatunku tzn. specyficzny żargon, nieznane terminy określające nowoczesną technologię oraz oryginalną strukturę powieści, ale nie przeszkadzało mi to aż tak. Powieść trzeba jednak czytać uważnie, żeby załapać sens. Również konstrukcja książki wymusza na czytelniku większą uwagę. Czytałam ją dłużej niż standardowe książki, ale nie żałuję ani minuty spędzonej w jej towarzystwie. Na fali szoku to książka skłaniająca do myślenia. Aż trudno uwierzyć, że powieść została wydana w 1975 roku - nie straciła nic ze swej aktualności.

wtorek, 17 maja 2016

Konkurs u Ejotka

Cześć!

Chciałabym zaprosić Was dzisiaj na konkurs organizowany przez Ewelinę z bloga Ejotkowe postrzeganie świata. Dodajmy, że jest to konkurs na 4 urodziny bloga! W tym miejscu chciałabym Ewelinie serdecznie pogratulować 4 latek oraz życzyć dalszych sukcesów w blogowaniu, wielu czytelników oraz przede wszystkim radości czerpanej z prowadzenia bloga!

Ale wróćmy do konkursu. Ewelina zgromadziła naprawdę sporą liczbę książek, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Forma zabawy jest również nietypowa i naprawdę należy docenić pracę włożoną w jej przygotowanie. Po kliknięciu w link pod banerem możecie przenieść się na stronę konkursu.
Źródło: Konkurs u Ejotka


niedziela, 15 maja 2016

Kluski leniwe

Cześć!

Lubicie kluski leniwe? Ja bardzo. Dość długo ich nie jadłam, więc postanowiłam kiedyś je zrobić. Jeśli macie ochotę to podaję przepis, oczywiście na oko.
- kawałek sera białego (użyłam twarogu półtłustego)
- mąka
- jajko
- sól
- ewentualnie woda jeśli ciasto jest zbyt twarde
- masło

Ser, mąkę, jajko i sól zagniatamy razem, jeśli to konieczne dodając trochę wody. Z ciasta tworzymy wałeczki i kroimy je na kluski na skos. Gotujemy chwilę we wrzącej wodzie uważając by się nie rozgotowały. Masło roztapiamy i polewamy kluski. Podajemy natychmiast.

piątek, 13 maja 2016

Psy gończe - Jorn Lier Horst

Cześć!

Wreszcie! Wreszcie wpadł mi w ręce Horst! A konkretnie jego kryminał Psy gończe. Z tym nazwiskiem po raz pierwszy zetknęłam się przy okazji  wydania Jaskiniowca, bo głośno było wtedy o tym na blogach. Mnie jakoś nie ciągnęło. Potem wydawano kolejne tomy (co prawda nie po kolei - nie bardzo rozumiem czemu to miało służyć?), a recenzje książek tego autora cały czas były pozytywne. Przy czym zwracano uwagę, że Jorn Lier Horst wie o czym pisze, bo przez długi czas pracował w wydziale śledczym, a więc zna ten świat od podszewki.

Po 17 latach w więzieniu wychodzi na wolność Rudolf Haglund - człowiek skazany za uprowadzenie i zamordowanie młodej dziewczyny, Cecilii Linde. Mimo, że śledztwo było prowadzone drobiazgowo, okazało się, że doszło do nadużyć. Prowadzący tamtą sprawę William Wisting zostaje zawieszony w czynnościach służbowych. Sprawa nie daje mu jednak spokoju i policjant próbuje na własną rękę znaleźć nieścisłości. Mimo, iż nadal uważa, że skazano właściwą osobę to jednak nie jest już na 100 % pewny. Pojawia się coraz więcej pytań bez odpowiedzi. W tym czasie zostaje zamordowany starszy mężczyzna, córce Wistinga - Line - szybko udaje się ustalić kim była ofiara i przy okazji skonfrontować się z mordercą. Oprócz tego stara się pomóc ojcu, bo nie wątpi w jego niewinność. Napięcie rośnie, gdy wkrótce znika kolejna młoda dziewczyna. Kto zabił? Kto dopuścił się nadużyć podczas śledztwa? Kto porywa młode dziewczyny? Czy te sprawy mają ze sobą jakiś związek? Na te i inne pytania będą musieli znaleźć odpowiedź William i Line.

William i Line od razu zyskali moją sympatię. Policjant nie jest nadczłowiekiem, ale też nie jest w szponach jakiegoś nałogu, jak to czasem w świecie literackim jest przedstawiane. To porządny gliniarz, który wierzy w sprawiedliwość i chce pomóc ludziom. Przy tym wykazuje zaskakująco dużo empatii. Ma świetny kontakt z córką, która pomaga mu jak może. Pozazdrościć takich relacji. Mimo, że ich życie osobiste nie należy do łatwych to zawsze mogą na siebie liczyć.

W zasadzie akcja nie jest jakaś szybka, sporo czasu zajmuje przeglądanie akt i dowodów, ale taka chyba naprawdę jest praca policjanta. Nie tylko głośne akcje i spektakularne pościgi, ale także godziny ślęczenia nad aktami sprawy, doszukiwanie się najdrobniejszych nieścisłości, wręcz pedantyczna dokładność. Mimo to, nie można powiedzieć aby kryminał był nudny. Co to to nie! Z każdą stroną jesteśmy bliżej rozwiązania zagadki. Towarzyszymy Williamowi i Line, gdy krok po kroku usiłują dopasować do siebie elementy układanki. Krótkie rozdziały i interesujące wątki sprawiają, że książkę czyta się naprawdę szybko. Intryga została skonstruowana sprawnie. Mam tylko jedno zastrzeżenie w związku z osobą, która miała teoretycznie zapewnić alibi Haglundowi, i która rzekomo zgłosiła się telefonicznie na policję. Ten akurat wątek nie jest do końca uzasadniony, ale to tylko i wyłącznie moja opinia. Styl autora również bardzo mi odpowiada. Czasem, gdy brałam się za skandynawskie kryminały przeszkadzał mi właśnie styl, taki sztywny, urzędowy. Tutaj tego nie było, co sprawiało, że strony płynęły gładko i płynnie a ja wciągałam się w tę historię. 

Mam nadzieję, że inne kryminały Horsta są równie dobre, bo mam zamiar spotkać się jeszcze z Line i jej ojcem.




środa, 11 maja 2016

Nie powiesz nikomu? - Sophie Kinsella

Cześć!

Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tą autorką, ale czytałam kilka pozytywnych opinii i postanowiłam przybliżyć sobie jej twórczość. Wiedziałam dzięki nim, że to lekkie i przyjemne książki na odmóżdżenie. Postanowiłam, że sobie taką zaserwuję. Wybrałam Nie powiesz nikomu?
Źródło: Lubimy Czytać (mój egzemplarz miał koszmarną okładkę, jeszcze w starym wydaniu, niestety)

Emma to dwudziestopięciolatka zajmująca pomniejsze stanowisko w korporacji. Otrzymuje od szefa zadanie, które ma wywalczyć jej awans. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem. No dobrze, wszystko poszło okropnie, na dodatek czeka ją jeszcze lot powrotny do Londynu. A Emma boi się latać. Panicznie. Gdy więc podczas lotu dochodzi do turbulencji dziewczyna w przypływie paniki opowiada wszystkie swoje wstydliwe sekrety nieznajomemu współtowarzyszowi podróży. Gdy udaje się bezpiecznie wylądować Emmie jest niebywale głupio. Jednak naprawdę głupio poczuje się, gdy się przekona, że nieznajomy jest...założycielem jej firmy i właśnie ma zamiar odwiedzić londyńską filię. Jak Emma poradzi sobie w kłopotliwej sytuacji? Czy jej szef wykorzysta informacje zdobyte w samolocie?

No cóż... Nie przepadam za książkami, gdzie bohater/bohaterka robi z siebie idiotkę :) Wprawia mnie to w zażenowanie (jest nawet odpowiedni termin nazywający to uczucie, ale nie pamiętam go niestety). Jednak mimo wszystko książka mi się podobała. Faktycznie jest lekka i przyjemnie się ją czyta. Momentami było tak zabawnie, że chichotałam nad książką w głos, ale były też momenty wzruszające. Bardzo podobała mi się scena, gdy Jack spotkał Emmę pierwszy raz w pracy i zadał jej pytanie o kawę (w samolocie stwierdziła, że to trucizna), albo scena podczas firmowego pikniku rodzinnego, gdy Jack przyłączył się do rodziny Emmy. Pomimo swej lekkości książka porusza też  pewne problemy np. dotyczące relacji rodzinnych, ciężaru tajemnic czy niewiary we własne siły czy wstydzie, ale jest to podane w naprawdę sympatyczny i nienachalny sposób. Nie odbiera to owej lekkości, a wręcz przeciwnie, to korzyść dla książki.

Może ta historia jest przewidywalna, nie wymaga specjalnego wysiłku intelektualnego, ale za to dostarcza miłej, lekkiej rozrywki. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po takie książki, przy których można się zrelaksować. Ta nadaje się do tego idealnie.

poniedziałek, 9 maja 2016

Carska manierka - Andrzej Pilipiuk

Cześć!

Do prozy Andrzeja Pilipiuka mam podejście nieco ostrożne. Z przewagą pozytywnych uczuć :) Bo tak: cykl o Jakubie Wędrowyczu znam i lubię. Cykl Kuzynki (3 tomy) był ok, ale już przez Wampira z M-3 nie przebrnęłam. Pierwszy tom Norweskiego dziennika przeczytałam, ale też mnie nie porwał. Ujrzałam jednak w bibliotece Carską manierkę i uznałam, że czas spróbować wreszcie opowiadań Pilipiuka.
W tomiku znajduje się osiem opowiadań. W pięciu z nich głównym bohaterem jest Robert Storm, w dwóch - doktor Paweł Skórzewski i jego krewniak Aleksander, w jednym Marek Kawka. Każda opowieść dotyka innej historii, jednak mają pewne cechy wspólne, jednolity styl. Widać w nich zamiłowanie pana autora do historii i jego sporą wiedzę w tej dziedzinie. Bardzo podobały mi się opowiadania z Robertem Stormem, choć trochę naiwnie się zachował w opowiadaniu Album (nie mógł trochę poczekać, aż sprawa ucichnie i wtedy udać się po pakunek?). No i nie przepadam za wątkiem sekt w literaturze, ale to moje osobiste preferencje :) Ale nic to, i tak było ciekawie. Ostatnie opowiadanie, czyli Rehabilitacja Kolumba, jest w zupełnie innej konwencji, przez co zasługuje na szczególną wzmiankę. Jest to historia alternatywna, gdzie wskutek pewnej katastrofy (przypisywanej Kolumbowi) woda stała się towarem cennym i deficytowym - na północ od gór znajduje się pustynia, Bałtyk i niektóre rzeki wyschły. Przyznaję, że tym opowiadaniem autor mnie zaskoczył, zwłaszcza biorąc pod uwagę tematykę pozostałych siedmiu opowiadań, gdzie autor wziął na warsztat historię, archeologię i nierozwiązane zagadki i tajemnice, których może lepiej nie dotykać. 

Nieczęsto czytam opowiadania, ale muszę przyznać, że historie wykreowane przez Pilipiuka bardzo mi się podobały. Autor ma naprawdę bogatą wyobraźnię oraz sporą wiedzę z zakresu historii i innych dziedzin (chociażby geologii czy militarystyki) . Muszę to docenić. Poza tym lekkie pióro, ciekawe wątki, niebanalne postacie też robią swoje. Ładne i estetyczne wydanie uprzyjemniało lekturę. Na pewno sięgnę po inne tomiki opowiadań autora.

sobota, 7 maja 2016

Cerkiew w Bałuciance

Cześć!

Dziś zabiorę Was na króciutką wycieczkę. Nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam stare kościoły, cerkwie i cmentarze. Uważam, że są piękne i mają w sobie to COŚ. Dlatego kiedy w którąś z niedziel (jeszcze w lutym) padła propozycja wycieczki do Bałucianki, aby obejrzeć tamtejszą cerkiew byłam w siódmym niebie :) Wybaczcie jakość zdjęć, ale nie jestem najlepszym fotografem, a przy tych okolicznościach mój aparat też nie dawał rady... :/
Bałucianka to malutka miejscowość położona w okolicy Rymanowa na Podkarpaciu. Jej początki sięgają XV wieku. W wiosce znajduje się łemkowska cerkiew pod wezwaniem Zaśnięcia Przeświętej Bogarodzicy, która została wybudowana prawdopodobnie w XVII wieku. Po wysiedleniu ludności łemkowskiej po II Wojnie Światowej cerkiew służyła wiernym rzymskokatolickim.
Od 2009 do 2013 roku prowadzone były systematyczne prace remontowe (wcześniej też była remontowana). Obok cerkwi znajduje się cmentarz na którym można odnaleźć jeszcze stare greko-katolickie groby. 
Pani, która nas oprowadzała, opowiadała, że są plany utworzenia w okolicy szlaków turystycznych, a na poddaszu cerkwi małej wystawy jej poświęconej. W sierpniu na święto Wniebowzięcia NMP odbywają się tam huczne uroczystości. Świątynia jest pięknie odnowiona, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. W środku znajdują się zdjęcia dokumentujące postępy prac. Trzeba przyznać, że wykonano kawał dobrej roboty! Należy dodać, że okolica również jest malownicza.

czwartek, 5 maja 2016

Dawid Copperfield - Charles Dickens

Cześć!

Dawida Copperfielda chciałam przeczytać już od dawna. Lubię czasem sięgnąć po klasykę. Dickensa pożyczyłam nawet od ciotki, jednak zawsze wybierałam coś innego a książki cierpliwie czekały na półce. Aż w końcu przy okazji wyzwania Ejotka postanowiłam podnieść rękawicę i jako książkę pożyczoną zapisałam właśnie Dawida Copperfielda.
Tytułowy bohater to chłopiec ciężko doświadczony przez los. Rodzi się już jako pogrobowiec. Wychowywała go matka wraz z nianią. Gdy mały Dawid był kilkuletnim chłopcem matka wychodzi drugi raz za mąż, niestety niezbyt szczęśliwie. Wkrótce umiera wraz z maleńkim dzieckiem. Ojczym i jego siostra niechętnie odnoszą się do dziecka. Po wielu nieprzyjemnych sytuacjach Dawid ucieka i trafia pod opiekę ciotki ze strony ojca. Dopiero tam może poczuć się bezpiecznie, zdobyć wykształcenie. W czasie swych młodzieńczych przygód spotyka całą galerię postaci, które będą miały wpływ na jego późniejsze życie.

Przyznaję, że nie zakochałam się w tej powieści. Przynajmniej nie od razu. Gdzieś do 3/4 pierwszego tomu ta książka po prostu mnie nużyła. Nawet nie to, że nie podobała mi się, ale to co później bardzo doceniłam strasznie mnie męczyło na początku. Mianowicie niejakie przejaskrawienie postaci i losów bohatera. Gdzieś wyczytałam, że Dickens chętnie przedstawiał swoich bohaterów jako postacie groteskowe i na początku nieco mi to przeszkadzało i odrzucało wręcz od czytania. Niezwykła naiwność Dawida (ja wiem, że był tylko dzieckiem, ale mimo wszystko) i nieszczęścia jakie stale napotykał na swej drodze, obsesja ciotki na punkcie osłów, "pokorność" Uriasza czy rodzina pana Micawbera, uczucia, które targały bohaterami, to było dla mnie za dużo... Jednak wzięłam tę książkę do wyzwania i uparłam się, że ją przeczytam. I okazało się, że dobrze zrobiłam, bo chyba w końcu przyzwyczaiłam się do stylu Dickensa i naprawdę wciągnęłam się w opisywaną historię. I to co przedtem mnie męczyło teraz zaczęłam uznawać za zaletę. Bo jednak trzeba mieć nie lada fantazję, żeby wykreować tak barwne postacie, z ich wyolbrzymionymi przywarami, spod których jednak wychodziły prawdziwe ludzkie uczucia. Dickens pięknie przedstawia różnorodność ludzkiej natury. Zachwyca mnie także, że u niego każda postać jest ważna i jest "po coś", ma jakąś rolę do odegrania, a jest ich naprawdę sporo. Dickens o żadnym nie zapomina. Poza tym autor posługuje się pięknym językiem, ale to częsta cecha wiktoriańskich powieści.

Sama historia również była bardzo ciekawa, choć z początku się z nią męczyłam. Losy Dawida są osią opowieści, ale odchodzą od niej rozmaite wątki związane z osobami, z którymi się zetknął. Wszystko tworzy misternie utkaną opowieść ukazującą różne oblicza natury ludzkiej. Pocieszające jest to, że prawda i miłość zawsze zwyciężają fałsz i obłudę. Gdy już przebrnęłam te 3/4 pierwszego tomu reszta poszła szybciutko i w żadnym wypadku nie żałuję spędzonego z nią czasu. Z tego co wyczytałam o tej powieści zawiera ona wątki autobiograficzne.Tym ciekawsza jest ta powieść. 

Jeśli zaczniecie ją czytać i jednak Wam nie podejdzie, dajcie jej szansę. Pomimo początkowych trudności uważam, że to naprawdę dobra literatura.

wtorek, 3 maja 2016

Nagle w głębi lasu - Amos Oz

Cześć!

Czytacie czasem baśnie? Ja przyznaję, że bardzo rzadko. Ostatnio to praktycznie wcale. A jednak sięgnęłam po historię, którą można traktować jako baśniową opowieść. Oczywiście z drugim dnem. To Nagle w głębi lasu Amosa Oza, izraelskiego pisarza.

Nigdy wcześniej nie miałam styczności z tym autorem. To znaczy nazwisko gdzieś się przewijało, ale nigdy po niego nie sięgnęłam. Aż przyszedł czas, gdy udałam się do biblioteki i wróciłam z niej m.in. z tą właśnie książką. Przeczytanie jej zajęło mi niewiele czasu, gdyż jest dość krótka, czcionka i układ tekstu oraz grafik przyjazny dla oka. Poza tym muszę dodać, że wydanie jest naprawdę estetyczne, przyjemne i świetnie współgra z treścią książki.
Źródło: Lubimy Czytać

Pewnego deszczowego dnia z wioski znikają wszystkie zwierzęta. Nie zostaje ani jeden pies, ani jedna ryba czy ptak, nawet robaka nigdzie nie uświadczy. Dzieci nie wiedziałyby nawet jak zwierzęta wyglądają, gdyby nie obrazki w książkach. Niektórzy twierdzą, że one nigdy nie istniały. A jednak krążą opowieści, że demon gór, Nehi zabrał wszystkie zwierzęta. Nocą mieszkańcy boją się wychodzić z domu, gdyż Nehi może w tym czasie odwiedza wioskę. Dwójka dzieci - Mati i Maja - postanawiają pójść w las, pomimo strachu, by dowiedzieć się prawdy. W ten sposób trafiają do niezwykłego miejsca, gdzie poznają dawną historię związaną z tymi tajemniczymi zdarzeniami.

Nagle w głębi lasu to książka zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Przedstawiona w niej historia jest baśniowa, tajemnicza, nietuzinkowa. Trochę smutna, ale z iskierką nadziei. Pokazuje konsekwencje sytuacji, gdy ludzie drwią i szydzą z innych osób, nie do końca przystosowanych, czy po prostu innych. Jaką moc ma szyderstwo i drwina! Autor w prosty sposób stara się przekazać głęboką prawdę o ludzkich emocjach takich jak pragnienie akceptacji, bólu odrzucenia, samotności... Czy ucieczka od świata naprawdę rozwiązuje problemy? Jakie konsekwencje ma naśmiewanie się z innych, nietolerowanie inności? Opowieść porusza ważne tematy, a podana jest w niezwykle przystępny, aczkolwiek niebanalny, sposób. 

Jestem ciekawa czy proza Amosa Oza skierowana do dojrzalszego czytelnika zostałaby przeze mnie odebrana. Nie pozostaje mi nic innego jak kiedyś to sprawdzić.

niedziela, 1 maja 2016

Życie na pełnej petardzie - ks. Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka

Cześć!
 
(...) w sprawach zasadniczych - jedność, w drugorzędnych - wolność, a nad wszystkim - miłosierdzie *

Przyznam szczerze, że o księdzu Kaczkowskim pierwszy raz usłyszałam może z kilka miesięcy temu. O ile dobrze pamiętam czytałam gdzieś na blogu o jakiejś jego książce. Życie na pełnej petardzie otrzymała moja ciocia na imieniny bądź urodziny... Gdy już ją przeczytała pożyczyłam ją ja!
Źródło: Lubimy Czytać

Życie na pełnej petardzie, czyli wiara, polędwica i miłość to wywiad - rzeka jaki przeprowadził dziennikarz Piotr Żyłka  z księdzem Janem Kaczkowskim na przełomie 2014 i 2015 roku.

Rozmowa tych dwóch mężczyzn była bardzo osobista oraz bardzo fascynująca. Ksiądz Jan miał bardzo ciekawą osobowość i równie barwną historią za sobą. Był dzieckiem wychowanym w laickiej rodzinie. Na Mszę Świętą chadzał głównie sam albo z babcią. Nie miał też szczęścia do katechetów. Jako młodzieniec nie był też święty. Na dodatek był nieco niepełnosprawny (głównie kłopoty ze wzrokiem). A jednak, wbrew wszystkiemu, został księdzem. I to nie byle jakim - to założyciel puckiego hospicjum im. świętego Ojca Pio. Na dodatek był bioetykiem i stanowczo wypowiadał się w związanych z tym kwestiach (m.in. na temat aborcji; głosił, że od chwili poczęcia mamy do czynienia z osobą, która posiada godność).

Z książki dowiadujemy się w jaki sposób młody Jan poczuł powołanie i został księdzem, jakie wartości wyniósł z rodzinnego domu, jak zaczęła się jego praca z cierpiącymi oraz jak założył hospicjum. Poznamy poglądy księdza Jana, czasem niezbyt popularne. Ksiądz Kaczkowski nie bał się wypowiadać na kontrowersyjne tematy, nie stronił od krytykowania niektórych zachowań, także w środowisku kościelnym, nie uwłaczając przy tym godności innych osób. Jak podkreślał, zawsze należy oddzielać grzech od grzesznika. Przy tym potrafił wspaniale przeżywać Mszę  Świętą.

Rozmowa z Piotrem Żyłką dotyka również problemów bioetycznych, o których ostatnio coraz głośniej. Mówi o autorytetach, o swojej chorobie, dotyka wielu delikatnych kwestii. 

To bardzo szczera i ciekawa książka, przepełniona szacunkiem dla drugiego człowieka. Warta przeczytania!

* Życie na pełnej petardzie ks. Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka, wyd. WAM 2015 s. 231