niedziela, 30 października 2016

Zimowa opowieść - William Shakespeare

Cześć!

William Shakespear (Szekspir) - to nazwisko jest znane nawet największym ignorantom. Chyba każdy słyszał o najsłynniejszych dramatach, takich jak Romeo i Julia, Makbet czy Hamlet. Mimo, że ich autor żył na przełomie XVI i XVII wieku, jego utwory nadal są popularne na całym świecie, a jego sztuki nadal wystawiane na deskach teatrów. Dzisiaj przedstawiam Wam jedną z ostatnich sztuk mistrza - Opowieść zimową.
Znajdujemy się na Sycylii, gdzie król Leontes podejmuje swojego przyjaciela - króla Czech Polixenesa. Nie wiadomo z jakiej przyczyny Leontes zaczyna podejrzewać, że Polixenesa i jego żonę Hermionę łączy romans. Opętany zazdrością chce podstępnie zgładzić przyjaciela, wtrąca do więzienia królową, a gdy ta rodzi dziecko (bo w owym czasie była brzemienna), twierdzi, że to bękart i każe się dziecka pozbyć. te wydarzenia staną się początkiem tragedii, która spada na jego rodzinę. Czy jednak istnieje szansa, że król odzyska, przynajmniej w części to co stracił? Czy przejrzy na oczy i uwierzy w niewinność Hermiony?

Shakespear oparł swoją sztukę na utworze Roberta Green'a. Czytając o niej dowiedziałam się, że należy do tzw. sztuk problemowych, czyli takich, których nie można jednoznacznie przypisać do jednego gatunku. Mamy tutaj elementy tragedii i romansu a całość utrzymana jest w baśniowym charakterze. To sprawia, że nawet nie do końca prawdopodobne sytuacje jesteśmy w stanie przyjąć bez oburzenia.

Fabuła oparta jest na historii starej jak świat. On myśli, że ona go zdradza, więc w szale zazdrości karze ją, jednak nie wie jak opłakane skutki będą mieć jego decyzje. To mi troszkę przywodzi na myśl antyczne dramaty, gdzie wszystko zbliża nas do nieuchronnej katastrofy, dzięki której widzowie mają osiągnąć katharsis. Jednak u Shakespeare'a to dopiero wstęp do dalszej opowieści. Przyznaję, że czytałam ją z wielkim zainteresowaniem zastanawiając się co będzie dalej i jak autor rozwiąże tę kwestie. Na końcu udało mu się nawet mnie zaskoczyć. Banalny pomysł w niebanalnej odsłonie. 

W Zimowej opowieści wyróżniają się silne postacie, przede wszystkim kobiece. Hermiona to kobieta pełna godności, dla której najważniejsze jest nie zachowanie życia tylko obronienie swojego dobrego imienia oraz czci swoich dzieci. Równie silną osobą jest Paulina, która potrafiła wygarnąć gorzką prawdę samemu królowi prosto w oczy. Z męskich postaci Camillo zasługuje na uwagę ze względu na prawy charakter, choć pod koniec również zaczął nieco intrygować. Na szczęście na dobre się to obróciło :) Intrygami zajmował się za to Autolycus, za którym chwilami nie mogłam nadążyć :)

Na uwagę zasługuje też język. Wspaniale spisał się tłumacz - Maciej Słomczyński. Bardzo dobrze się Zimową opowieść czytało, pomimo struktury i użytego słownictwa. Za to duży plus. Niejakim zaskoczeniem były użyte w pewnych miejscach słowa, niekiedy kolokwialne, niekiedy nawet niecenzuralne. Podobało mi się też wydanie w serii Dzieła, w twardej oprawie i dość oszczędnej szacie graficznej - co jednak trafiło w moje poczucie estetyki. Chętnie obejrzałabym tę sztukę na deskach teatru. Myślę, że jeszcze sięgnę po utwory Shakespeare'a.


sobota, 29 października 2016

Czerwone liście - Thomas H. Cook

Cześć!

Biorę udział w akcji Ejotka Dublowanie (nawiasem mówiąc, ona zawsze wymyśli coś ciekawego, polecam przyjrzeć się jej pomysłom:)). Z grubsza polega to na tym, że wyszukujemy książki o tych samych tytułach i je czytamy. Dlatego czasem sięgam po książki, o których wcześniej nie słyszałam, za to pasują mi do wyzwania :) Taką książką są właśnie Czerwone liście Thomasa H. Cooka.
Fabuła zostaje umiejscowiona w małym miasteczku Wesley, gdzie dochodzi do tragicznego zdarzenia. Zaginęła mała córeczka państwa Giordano, ośmioletnia Amy. Wszystko wskazuje na to, że zamieszany w sprawę jest piętnastoletni chłopiec, Keith, który tego wieczoru opiekował się dziewczynką. To wydarzenie uruchamia lawinę podejrzliwości, co z kolei sprowadza kolejne nieszczęśliwe wydarzenia. 

Opowieść poznajemy z perspektywy ojca Keith'a, Erica. To on jest narratorem tej historii, opowiadanej po latach. Poznajemy poukładaną rodzinę, gdzie w małżeństwie układa się bardzo dobrze, a syn, nastolatek, jest nieco wyobcowany, nie ma przyjaciół, ale nie stwarza większych problemów. Historia zaginięcia małej Amy kładzie kres rodzinnej równowadze. W relacje między jej członkami wkradają się niedomówienia i podejrzenia, wyciągane pochopnie wnioski. Eric próbuje jakoś się w tym wszystkim odnaleźć. Na dodatek próbuje wyjaśnić dlaczego jego pierwsza rodzina (ojciec, matka i rodzeństwo) działała w sposób na pozór normalny, a jednak nieco dysfunkcyjny. Cieniem na ich życiu kładzie się charakter i nieudane inwestycje ojca, tragiczna śmierć najpierw siostry, potem matki. okazuje się, że nie wszystko jest tak proste i poukładane jak się wydaje.

Nieczęsto czytam kryminały skonstruowane w taki sposób. Mimo, że osnową całej opowieści jest zaginięcie Amy to jednak autor skupia się bardziej na przeżyciach rodziny chłopca podejrzanego o dokonanie zbrodni, a konkretnie ojca Keith'a. Widzimy, jakie naprawdę relacje i uczucia panują w tej rodzinie. Odkrywamy to co ukryte, widzimy budzącą się podejrzliwość, nie tylko w stosunku do syna. Było to bardzo ciekawe i dość oryginalne. Tym bardziej podobało mi się, że oszczędzono mi krwistych szczegółów. Brakowało mi jednak trochę analizy uczuć samego Keith'a. Nie wiemy co on tak naprawdę przeżywał, choć możemy się tego domyślać. Niemniej, dzięki temu, powoli odkrywamy zagadkę. Spory nacisk położono na przeżycia Erica, dzięki czemu widzimy w jaki sposób funkcjonuje rodzina dotknięta podejrzeniami. Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Jakie tajemnice ukrywa bliska osoba?

Czerwone liście to ciekawa, dobrze napisana powieść kryminalna. Temat został ujęty w niebanalny sposób, który przypadł mi do gustu. Polecam.

środa, 26 października 2016

Czerwone liście - William Faulkner

Cześć!

Ostatnio wpadły mi w łapki opowiadania Williama Faulknera, amerykańskiego pisarza, laureata Nagrody Nobla. Na Lubimy Czytać znalazłam całkiem pochlebne opinie, więc oczekiwania miałam spore. 
W tomiku zostało zamieszczonych jedenaście opowiadań. Nie będę się może rozpisywać na temat każdego z nich oddzielnie, tylko przemycę tu parę ogólnych myśli na ich temat. Po pierwsze opowiadania (w większości) są osadzone w Ameryce, choć ostatnie umiejscowione jest we Włoszech. Dotykają różnych problemów, ale na pierwszy plan wysuwają się takie tematy jak wojna, niewolnictwo, śmierć... 

Przyznaję, że nie jestem do końca zadowolona z lektury. Część opowiadań mi się podobała np. Ci wielcy ludzie, gdzie autor piętnuje regulaminy i schematy, w które wciśnięci są ludzie, bez których nie potrafią się odnaleźć, a jednocześnie chwali dumne, proste życie i uczciwą pracę. Na uwagę zasługuje też opowiadanie Suchy wrzesień, które obnaża hipokryzję białego człowieka, który - by "bronić" honoru białej kobiety gotów jest sam wymierzać "sprawiedliwość", nie sprawdziwszy nawet wiarygodności pogłosek - a w domu sam zamienia się w brutala i troglodytę. Na mój rozum facet po prostu znalazł sposób, żeby "honorowo" rozładować swoją agresję. Dość podobało mi się też opowiadanie W tył zwrot, gdzie mamy dwóch głównych bohaterów, żołnierzy - marynarza i lotnika i wraz z nimi wybieramy się na akcje. Faulkner ciekawie to rozegrał.

Z kolei inne opowiadania nie do końca mi odpowiadały. Czytając niektóre, nie do końca wiedziałam o co autorowi chodzi. Może to z powodu pewnych niedopowiedzeń, albo języka? A może tematyka była dość ciężkawa niekiedy? A propos języka - z jednej strony autor potrafi operować pięknymi, wręcz poetyckimi odniesieniami, ale czasem za bardzo komplikował swoje wywody. Troszkę mi to przeszkadzało. Mam wrażenie, że tłumaczenie też nie zawsze było idealne. Czasem irytowały mnie dialogi, jakieś takie nijakie. Na pewno moja nieznajomość historii Ameryki również stanowiła pewną przeszkodę, gdyż historie opowiadane przez Faulknera są w jej meandrach mocno zakorzenione. Choćby niewolnictwo czy wojna secesyjna odgrywały niepoślednią rolę.

Generalnie cieszę się, że zdecydowałam się na tę próbkę twórczości autora, ale jednak przekonałam się, że to nie jest coś co mnie zachwyca. Było ciekawie, ale nie zawsze wiedziałam do czego właściwie autor zmierza. Co z drugiej strony skłoniło mnie do zastanowienia się nad tekstem :) Nie mam zamiaru odradzać nikomu tych opowiadań. To co mnie przeszkadzało, kogoś innego może zachwycić. Ja jednak nie mam w planach (przynajmniej na razie) innych książek Faulknera.

wtorek, 25 października 2016

Pizza

Cześć!

Dawno nie było żadnego przepisu, co nie oznacza, że nie gotuję lub piekę :) A i owszem, wypróbowałam kilka przepisów na rozmaite potrawy czy przetwory, ale jakoś nie miałam weny do dzielenia się nimi na blogu. Czas to zmienić i przełamać troszkę posty książkowe czymś smakowitym :) Na pewno wkrótce pojawią się jeszcze inne przepisy (gdy to piszę w prodiżu właśnie piecze się zapiekanka mięsno-dyniowa, jak będzie dobra to na pewno ją tu wrzucę). A dziś wrzucam przepis na pizzę. Upiekłam ją w prodiżu (średnica ok. 24 cm) i następnym razem zrobię cieńsze ciasto - jak ktoś lubi grube, myślę, że będzie ok.
Ciasto:
- ok. 2 szklanki mąki pszennej
- ok. szklanka wody, może troszkę mniej
- 1/3 kostki drożdży (ok. 35 g)
- płaska łyżeczka soli
- łyżeczka cukru
Do kubka wrzuciłam drożdże, cukier i trochę ciepłej wody, wymieszałam, odstawiłam w ciepłe miejsce, żeby zaczyn zaczął pracować. Do miski wsypałam mąkę i sól, zaczyn, gdy już podrósł i resztę wody, zarobiłam ciasto, odstawiłam je w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (ok. godzinka). Gdy było gotowe wylepiłam nim spód prodiża wysmarowany olejem.

Na wierzch dałam kolejno:
- domowy keczup zrobiony przez moją Bratową (myślę, że sklepowy też się nada, albo jakiś sos pomidorowy)
- pół cebuli i pół papryki pokrojone w kostkę i podsmażone na oleju
- kulkę mozzarelli pokrojoną w plasterki
- kilka plasterków wędliny
- starty żółty ser
Całość piekłam w prodiżu ok. godziny sprawdzając patyczkiem czy ciasto jest gotowe.

niedziela, 23 października 2016

Z mgły zrodzony - Brandon Sanderson

Cześć!

Z mgły zrodzony to druga książka Brandona Sandersona, którą czytałam, a jednocześnie to początek cyklu Ostatnie Imperium. Pierwszą powieścią było Elantris, które bardzo mi się podobało. Na kolejną lekturę polecano mi właśnie Z mgły zrodzonego. W końcu nadszedł czas i z biblioteki przyniosłam tę cegiełkę w niezbyt zachęcającej okładce (dostało mi się to starsze wydanie).
Luthadel to stolica Ostatniego Imperium - krainy, gdzie słońce jest czerwone, z nieba spada popiół, a nocą ludzie boją się wyjść we mgłę. Mieszkańcy dzielą się głównie na dwie nacje: szlachtę i skaa. Skaa to ludzie sprowadzeni do roli siły roboczej, to niewolnicy, ich życie i śmierć zależą od kaprysu szlachty. Jednak marzą o wolności, choć tysiąc lat niewoli odcisnęło na nich swe piętno, są zrezygnowani, popadli w marazm. Z tego stanu odrętwienia ma zamiar wyrwać ich jeden człowiek, pół-skaa, Ocalały z Hathsin - Kelsier. Zbiera on grupę ludzi, którzy porywają się na przedsięwzięcie niebezpieczne, szalone, praktycznie niewykonalne - chcą obalić Ostatniego Imperatora. Jednak grupa Kelsiera to nie zwykli ludzie - to Allomanci, mogący czerpać niesamowite umiejętności w procesie spalania metali. Na tle pozostałych wyróżnia się Vin, młoda złodziejka, członkini szajki, która popadła w niezłe tarapaty. Czy po tysiącleciu ucisków skaa podniosą wreszcie głowy? Czy szalony plan Kelsiera ma choć cień szansy na powodzenie?

Na pierwszy plan wysuwają się tutaj postacie. Są niesamowite, świetnie skonstruowane i skomplikowane! Oraz tajemnicze. Weźmy Kelsiera - to charyzmatyczny przywódca, nienawidzący szlachty, tęskniący za żoną, która zginęła, a jednocześnie z rozbuchanym ego. Vin - ciekawska złodziejka nie ufająca nikomu i niczemu poza sobą. Na, jej przykładzie możemy obserwować niezwykły proces przemiany, dojrzewania. Sazed - lokaj, który ma za zadanie pamiętać... Elend, szlachcic pełen dobrej woli, jednak nieskory do działania. Marsh, który nie pojawia się w powieści zbyt często a jednak odegra w całej historii niebagatelną rolę. Czy jednak oni wszyscy są tacy, jak na pierwszy rzut oka się wydają? Jakie tajemnice skrywają, nawet przed swoimi przyjaciółmi? Autor gra nie tylko ze swoimi bohaterami, ale także z nami, z czytelnikami. I cóż, podoba mi się ta gra!

Po drugie: fabuła. Buntownicy chcący obalić tyrana. Ale to już było, powiecie. Owszem, ale autor w taki sposób ujął temat, że wycisnął z niego wszystko co się dało. Intryga goni intrygę, nieprzewidziane wypadki modyfikują plany, a wśród tej zawieruchy powstają prawdziwe przyjaźnie, burzą się emocje, rodzi się miłość.

Trzecia sprawa: świat stworzony przez Sandersona jest niesamowity. Wizja świata, gdzie wszystko prawie pokryte jest sadzą, gdzie trzeba dbać o każdą roślinkę, żeby zebrać jako taki plon, gdzie siłę i umiejętności czerpie się z metali (ale tylko wybrańcy) jest wykreowana z rozmachem. System społeczny oparty na dominacji jednych nad drugimi, a nad wszystkim panuje Ostatni Imperator, który zgłasza pretensje do boskości jest stabilny, choć czasem dochodzi do konfliktów wewnątrz rodów czy rebelii skaa. Wszystko jednak jest pod kontrolą władcy posiadającego doskonale wyszkolony Garnizon, obligatorów i śmiertelnie niebezpiecznych inkwizytorów. I ten świat - brutalny, niewzruszony, potężny - chce zmienić garstka zapaleńców.

Szalenie spodobała mi się ta książka i mam nadzieję, że kolejne części będą równie dobre.  Bohaterowie, fabuła, wykreowany przez autora świat tworzą misterną całość, dzięki której czytanie było prawdziwą przyjemnością. I nawet nie przeszkadzało mi to, że Sanderson trochę powodził mnie za noc, a w zasadzie książka na tym niesamowicie zyskała, bo nie spodziewałam się tego jak autor rozwinie i - zwłaszcza - zakończy fabułę. Choć trudno mi pogodzić się z niektórymi jego wyborami. W pewnym miejscu wciąż miałam nadzieję, że jednak sprawy potoczą się inaczej, choć było to mało prawdopodobne... Niemniej miało to swój cel, który rozumiem i uznaję. Poza tym autor naprawdę potrafi pisać. Czytając wyobrażałam sobie wszystko, a emocje jakie mi towarzyszyły były niesamowite. Sanderson potrafi trzymać w napięciu i rozbudzić w czytelniku ciekawość.

Z mgły zrodzony to kawał znakomitego fantasy, a Sanderson wskoczył do grona moich ulubionych autorów. Czytajcie :)


poniedziałek, 17 października 2016

Dopóki mamy twarze - Clive Staples Lewis

Cześć!

Z C.S. Lewisem nie miałam wcześniej za wiele do czynienia. Przeczytałam pierwszą część Opowieści z Narni (mam w planach kolejne, ale wiecie jak jest...) i tyle. Wiedziałam o nim m.in., że przyjaźnił się z Tolkienem. Na czyimś profilu na LC znalazłam tę książkę, wydała mi się interesująca, więc szybciutko przyniosłam ją z biblioteki i wkrótce zabrałam się do lektury.
W królestwie Glome rządzi porywczy król. Jest wdowcem i ma dwie córki (jedną urodziwą, drugą brzydką), ale pragnie syna i dziedzica, dlatego żeni się po raz drugi. Los płata mu figla i znów rodzi mu się córka - Istra. Jako, że matka zmarła, Istrę praktycznie wychowuje Orual, siostra, której los poskąpił urody, oraz grecki niewolnik, zwany Lisem. W Glome oddaje się cześć bogini Ungit. Gdy na krainę zaczynają spadać klęski okazuje się, że Istra jest Przeklęta i należy ją złożyć w ofierze Bestii. Orual nie chce i nie może się z tym pogodzić, ofiara jednak zostaje złożona. Młoda kobieta chce jednak pochować szczątki siostry, dlatego wyrusza na Szarą Górę. To, co tam zastanie, okaże się zupełnie odmienne od oczekiwań. Orual popełni błędy, rzuci też bogom wyzwanie, a w zasadzie oskarżenie. 

Dopóki mamy twarze to luźna, acz bardzo wyraźna interpretacja mitu o Erosie i Psyche. Lewis jednak pozmieniał niektóre role, m.in. siostry Orual. To kobieta skomplikowana. Z jednej strony zdolna do miłości, jednak ta miłość jest zaborcza. Można to wszakże zrozumieć w kontekście całej postaci. Orual jest tak brzydka, że żaden mężczyzna nie jest w stanie się w niej zakochać, matka zmarła a ojciec jest tyranem. Jej miłość do siostry ma w sobie coś niszczycielskiego. Chce, aby Istra/Psyche była tylko jej, nie chce się nią dzielić zwłaszcza z bogami. Zresztą, wychowywana w duchu filozofii Lisa, ma do nich dość dziwny stosunek. Może dlatego tak ciężko jej uwierzyć w to co mówiła Psyche? Mimo tego, że Orual czasem była owładnięta niskimi uczuciami, jak zazdrość czy mściwość i chwilami bardzo jej nie lubiłam, to jednak czasem ogromnie jej współczułam. Bo była bardzo samotna. 

Dopóki mamy twarze to powieść pełna odniesień do mitu, w pewnym sensie baśniowa, ale niosąca w sobie pewien przekaz, co do którego nie jestem pewna czy go dobrze zrozumiałam. Może każdy czytelnik będzie interpretował tę historię po swojemu? W każdym razie to refleksyjna książka o człowieku.

środa, 12 października 2016

Kobiety - Andrea Camilleri

Cześć!

Andrea Camilleri to włoski pisarz i reżyser teatralny, sławny z tego, że stworzył postać komisarza Montalbano. Sama miałam przyjemność czytać chyba dwie książki z tym bohaterem i całkiem miło je wspominam. Tym razem sięgnęłam po książkę o wiele mówiącym tytule Kobiety.
Na pytanie o czym jest ta książka można odpowiedzieć jednym słowem: o kobietach. Autor zebrał w tej książce całą galerię kobiecych postaci wokół których snuje swoje historyjki. Każda z kobiet w jakiś sposób zostawiła swój ślad w pamięci pisarza i nieważne czy była to bohaterka wiersza, żona średniowiecznego wielmoży, kobieta, którą Camilleri poznał czy też, o której tylko słyszał. Znajdziemy tutaj przeróżne charaktery, które w jakiś sposób zachwyciły lub zainteresowały pisarza. Angelica, Bianca, Carla, Ksenia, Lulla, Zina... Postacie barwne, pełnokrwiste, nietuzinkowe.

Kobiety według Camilleriego to istoty tajemnicze, piękne, niebywale zmysłowe, niekiedy wręcz pierwotne w swej zmysłowości. Widać, że tę książkę pisał facet, z samego sposobu, w jaki pisał o paniach, oraz z rzeczy na które zwracał uwagę, często skupiał się na cielesności, instynkcie. Przy czym odniosłam wrażenie, że kobiety Camilleriego są częścią natury, są nieokiełznane, wolne i zachwycające. Podobały mi się te miniaturki, choć autor moim zdaniem za bardzo skupiał się na seksualności, nieco zaniedbując inne aspekty kobiecości - przynajmniej przy niektórych bohaterkach :)

Wydanie książki jest bardzo estetyczne. Twarda oprawa i okładka dopasowana do treści bardzo mi się podobały. Czcionka i układ tekstu są przyjazne dla oka i sprawiają, że Kobiety czyta się przyjemnie i płynnie. Miło spędziłam przy niej czas. Ciekawie było dowiedzieć się, jak nasza płeć widziana jest oczami mężczyzn. Choć mam wrażenie, że tacy mężczyźni jak autor powoli wymierają - tacy, którzy zachwycają się kobietą, dlatego, że jest kobietą. A i prawdziwa kobiecość też powoli się gubi w tym tempie życia, które sobie narzucamy. Warto się nad tym zastanowić, nad istotą kobiecości.

wtorek, 11 października 2016

Kasztanek. Perła - John Steinbeck

Cześć!

W tym miesiącu poszalałam. Nie dość, że zrobiłam zakupy na Arosie (-35% kusiło) to jeszcze znalazłam w internetowym antykwariacie na Allegro kilka perełek, które musiałam przytulić do serca :) Jedną z moich zdobyczy jest cienka książeczka zawierająca dwie nowelki Johna Steinbecka Kasztanek i Perła. Miałam już do czynienia z tym autorem przy okazji Myszy i ludzi, Ulicy Nadbrzeżnej i Cudownego czwartku
Kasztanek 
Poznajemy rodzinę farmerów z okolicy miasta Salinas. Jody ma 10 lat, jest wychowywany dość surowo. Ojciec jest twardym, zahartowanym człowiekiem, który nie rozpieszcza syna. Tym bardziej każda pochwała czy prezent od niego ma szczególne znaczenie. Na farmie mieszka z nimi Billy Buck, który pracuje na farmie, ma świetne podejście do koni. Chłopiec otrzymuje od ojca swojego pierwszego konia, młodego kasztanka, o którego musi dbać. Jody solidnie wywiązuje się ze swych obowiązków, jednak nie może zapobiec jego chorobie. 

Perła
Druga nowelka opowiada nam historię ubogiej rodziny, zajmującej się połowem. Młode małżeństwo i ich maleńki synek żyją sobie skromnie, ale w zadowoleniu do czasu, aż dziecko zostaje użądlone przez skorpiona. Doktor odmawia pomocy, bo nie mają czym zapłacić, kobiecie jednak udaje się uratować dziecko. W tym samym czasie Kino, młody ojciec, znajduje piękną, ogromną perłę. Zaczyna marzyć o lepszej przyszłości dla syna, o tym, że pośle go do szkoły, że wezmą z Juaną ślub w kościele, czego dotychczas nie mogli zrobić, bo nie mieli pieniędzy. Takie zwykłe, ludzkie marzenia, nie jakieś ekstrawagancje... Jednak perła staje się obiektem pożądania wielu ludzi, uwalnia to spiralę zła, którą - gdy zacznie się nakręcać - ciężko jest przerwać. 

Zarówno Kasztanek jak i Perła poruszają tematykę śmierci, Perła dodatkowo zła, które budzi się w ludziach z chciwości. Zwłaszcza Perła daje do myślenia. Steinbeck ukazuje zepsucie ludzi z miasta: doktora, który nie pomógł dziecku, a później zachował się wręcz odrażająco, osób, które napadły na Kino, spaliły mu dom czy ludzi skupujących perły, którzy chcieli zapłacić za perłę cenę znacznie mniejszą niż była warta. 

Jak zwykle Steinbeck snuje swą opowieść leniwie. Prostymi słowami maluje ludzkie losy, ale w tak piękny sposób, że nie sposób nie docenić jego kunsztu. Obie opowiastki, a zwłaszcza Perła to piękne, mądre opowieści oddane urzekającym urodą i prostotą językiem.



poniedziałek, 10 października 2016

Święci codziennego użytku - Szymon Hołownia

Cześć!

Lubię sięgnąć czasem po książki Szymona Hołowni. Przeczytałam ich już parę, jedne podobały mi się bardziej, inne mniej, ale każda prezentuje sobą jakieś wartości. Tym razem zabrałam się za Świętych codziennego użytku.
Święci codziennego użytku przedstawia nam postać 52 świętych, błogosławionych lub osób, które nie są oficjalnie uznane za świętych, ale raczej nie ma wątpliwości, gdzie się teraz znajdują (a nawet więcej, vide 21 męczenników z Libii, święci Cyryl i Metody itp.) Każdej postaci (lub grupce) autor poświęcił kilka stron. To zdecydowanie za mało, aby poznać całą biografię ze wszystkimi jej szczegółami, ale nie o to w tej publikacji chodzi. Hołownia przedstawia zarys biografii, najważniejsze wydarzenia z życia, niektóre cuda oraz opisuje za co daną osobę (osoby) lubi i w jakich sprawach można się do nich zwracać. Choć na samym początku zaznacza, że może lepiej patrzeć na świętych nie jak na specjalistów od konkretnych spraw, ale jednak w nieco szerszej perspektywie, wejść z nimi w jakąś głębszą relację. 

Autor wziął na tapetę szalenie interesujące postacie, nie tylko od nas katolików, ale także chrześcijan z obrządku Wschodniego. Przyznaję, że o wielu nawet nie słyszałam. Są to postacie bardzo różnorodne. Jest małżeństwo, są asceci, jest współczesna młoda dziewczyna z Warszawy, są duchowni, znalazł się także czarnoskóry fryzjer żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku (nawiasem mówiąc naprawdę niesamowita postać, zwłaszcza jak na tamte czasy!!!) oraz wielu, wielu innych. O niektórych wiemy więcej, o niektórych znamy tylko parę legend. Szalenie spodobała mi się historia Spirydona czy Fantinusa - o żadnym wcześniej nie słyszałam.

Bardzo podobała mi się ta lektura. Hołownia pisze przyjemnym stylem, bardzo fajnie się to czyta, zwłaszcza, że wtrąca też własne historie dotyczące niektórych świętych. To naprawdę fascynująca książka, wzbogacająca na pewno pod względem duchowym, pokazująca, że święci nie byli idealni, potrafili się wkurzyć (jak np. święty Hieronim), ale zawsze mieli przed oczyma perspektywę innego życia, nie ograniczali się do tych kilkudziesięciu lat na ziemi. Frapujące postacie, z których warto brać przykład, ale warto też się do nich zwracać o wsparcie. 

Mój egzemplarz mam z biblioteki, ale myślę, że kiedyś sprawię sobie własny, by do tej lektury powrócić.

sobota, 8 października 2016

Dziedzictwo - Pam Jenoff

Cześć!

Dziedzictwo to pierwsza powieść Pam Jenoff, jaka wpadła mi w ręce. Wcześniej nie słyszałam o tej autorce, która - jak wyczytałam na okładce - napisała już kilka książek.
Życie Charlotte biegnie stałym rytmem - ma przytulny dom, pracę jako obrońca z urzędu oraz swoją małą stabilizację. Nie ma natomiast mężczyzny. Po tym jak Brian porzucił ja dla innej i to w dość nieciekawym okresie jej życia nie ułożyła sobie życia, mimo, że minęło już wiele lat. Jakom więc zaskoczeniem była dla niej wizyta byłego narzeczonego, który potrzebuje jej pomocy w pracy nad pewną sprawą. dotyczy ona Rogera Dykmansa, oskarżonego o zbrodnie wojenne. Mimo niechęci Charlotte angażuje się w sprawę, podobnie jak brat Briana - Jack. Okazuje się, że Roger nie chce współpracować, a ważny dowód w jego sprawie jest ukryty w tajemniczym, unikatowym zegarze. 

Razem z bohaterami wyruszamy więc w podróż do Europy - Niemcy, Polska, Austria i Włochy to nasza trasa. Jack, Charlotte i Brian mają nie lada zagadkę do rozwikłania. Sytuacji nie ułatwia fakt, że między braćmi panują od dawna pewne animozje oraz uraz Charlotte do Briana. Poza tym między bohaterką a jednym z braci zaczyna rodzić się uczucie. Równocześnie fragmentami poznajemy historię zegara, który trafiał z rąk do rąk, skrywając swoje tajemnice.

Fabuła mnie zaintrygowała, udowodniła, że nic nie jest czarno-białe, istnieje mnóstwo odcieni szarości. To co zrobił Roger z pewnością zasługuje na potępienie, ale miał po temu ważkie powody. Jak my zachowalibyśmy się postawieni przed wyborem? Poza tym na plus zaliczam wątek miłosny, który rozwijał się powoli, z obietnicą ciągu dalszego. Podobało mi się też, że część akcji dzieje się w Polsce :) Zastanawia mnie natomiast motyw braci, autorka dość mocno go eksploatowała (Roger i Hans, Jack i Brian, Sol i Jake) oraz trójkątów miłosnych (Hans, Roger, Magda i Jack, Brian, Charlotte). Poza tym mam wrażenie, że powieść jest nieco niedopracowana, niektóre wątki można by było rozwinąć, choć zapewne wydłużyłoby to powieść. Niektóre fragmenty były napisane niezbyt starannie, dialogi nieco sztuczne. Co jeszcze? Mało wiarygodne było dla mnie to, że Charlotte praktycznie po jednym telefonie dowiedziała się tego czego Roger próbował dowiedzieć się przez wiele lat... Niemniej całość czytało się całkiem przyjemnie, jeśli przymknęło się oko na te niedociągnięcia.

środa, 5 października 2016

Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości - Swietłana Aleksijewicz

Cześć!

Od dawna chciałam przeczytać reportaże białoruskiej noblistki dotyczące Czarnobyla. Gdy udało mi się zdobyć książkę nie minęło dużo czasu a zaczęłam czytać. Dość mocna to była lektura...
Źródło: Lubimy Czytać
Swietłana Aleksijewicz skupia się w swojej książce nie na samej katastrofie. O niej, o tym jak do niej doszło, napisano i mówiono już wiele. Dziennikarka oddała głos ludziom. Ludziom "stamtąd". Zarówno tym, którzy nielegalnie mieszkają w strefie, tym, którzy mieszkają lub mieszkali w pobliżu, jak i naukowcom, a nawet przedstawicielowi lokalnej władzy. I dzieciom... Dzieciom Czarnobyla...

Sam początek książki zapowiadał wstrząsającą lekturę. Wspomnienia żony strażaka, kobiety, której mąż zmarł w wyniku choroby popromiennej, sprawiły, że łza zakręciła mi się w oku. Nawet sobie nie wyobrażam, co oni musieli czuć... Patrząc jak umiera najbliższa osoba... Umierać w tak straszny sposób i zostawiać swoich bliskich... Patrzeć na swoje chore dziecko... I zadawać pytania: dlaczego? kto jest winny? czemu nikt nas nie ostrzegł?

Ciężko pisać o tej książce. Ciężko ogarnąć wszystko to co działo się w Czarnobylu i okolicach od 26 kwietnia 1986 roku. Ludzie nie wiedzieli jak zachować się w obliczu takiej katastrofy. Gdyby to była wojna, ludzie jakoś by to jeszcze zrozumieli. A to co się stało przechodziło ich wyobrażenie. Niedoinformowanie, brak odzieży ochronnej, bezmyślność ludzka. Taka sytuacja: jest mnóstwo masek ochronnych, ale nie wydaje się ich ludziom. Dlaczego? Żeby nie wybuchła panika. Ściąganie górnej warstwy gleby i zakopywanie jej w mogilnikach. Grzebanie domów. Strzelanie do psów, kotów, koni... Zbieranie napromieniowanych sprzętów i do mogilnika. Po co? Przecież i tak rozkradną... Ewakuacja tylko na 3 dni - okazuje się, że na zawsze. Jak wytłumaczyć staruszce, że nie może pić mleka, zbierać ogórków czy pomidorów? Przecież sama wyhodowała. Promieniowanie? Jakie promieniowanie, przecież tego nie widać? 

I te dane... Zachorowalność na raka tarczycy wśród Białorusinów. Przed i po Czarnobylu. Próba zrozumienia co tak naprawdę się stało. Po latach ludzie nie potrafią sobie z tym poradzić. Pytania wcale nie doczekały się odpowiedzi. 

A teraz po latach można pojechać do strefy jako turysta... Tylko nie jeść niczego, nie zbierać kwiatów...