wtorek, 25 listopada 2014

Królestwo marzeń - Judith McNaught

Cześć!

Czy Wy też macie tak, że fazy czytelnicze są przeplatane czytelniczą niemocą? Ja jestem ostatnio w takiej właśnie fazie czytelniczej :) O książce, którą Wam dziś przedstawie czytałam całkiem dobre opinie. Postanowiłam więc zmierzyć się z moimi oczekiwaniami.

Królestwo marzeń to romans historyczny osadzony w końcu XV wieku. Rycerze, damy, wojny, te sprawy :) Trwa wojna Anglii i Szkocji. Z terenu klasztornego zostają porwane dwie branki należące do jednego z potężnych szkockich klanów. Nie wiedzą, że trafią do obozu Czarnego Wilka, człowieka-legendy, budzącego w ludziach przerażenie i a popłoch wśród wrogów. Dziewczęta jednak nie poddają się i planują ucieczkę. To tylko początek, zaś przeróżnych zwrotów akcji jest w książce masa. 
Autorka zastosowała ciekawy zabieg, mianowicie rozpoczęła książkę w momencie ślubu, którego ani panna młoda ani pan młody najwyraźniej niespecjalnie pragnęli. Później cofamy się nieco w czasie i poznajemy historię dlaczego do tego doszło i w jaki sposób. dzięki temu prostemu zabiegowi nie mogłam się doczekać, aby dowiedzieć się co do tego doprowadziło!

Bardzo polubiłam postać Czarnego Wilka, który wcale nie jest taki straszny :) Musi być twardy i szorstki, czasem okrutny dla wrogów, ale środku jego szerokiej piersi bije gorące i sprawiedliwe serce. Ach, jak on potrafił kochać. Jenny za to była rozdarta między miłością do mężczyzny, miłością do klanu i Szkocji. Oj, była czasem godna współczucia, choć czasem zachowywała się trochę lekkomyślnie. Była zaślepiona miłością do ojca, który wykorzystywał to jak mógł nie dając swej córce jednak swej miłości w zamian. Czasem było mi jej szkoda, jednak czasem troszkę mnie denerwowała. Wiem jednak, że to wszystko wzięło się z tego wewnętrznego rozdarcia i w zasadzie rozumiałam jej motywy. Jeszcze jedna postać zasługuje, aby o niej wspomnieć - ciotka Elinor. Pomimo swojego gadulstwa zyskała moją sympatię, gdyż potrafiła sprzeciwić się woli szwagra czy wskazać błędy siostrzenicy. Jednak pokochałam ją za jej błyskawiczną reakcję na turnieju, gdy wybawiła Jenny z kłopotu.

Jednej rzeczy trudno mi autorce wybaczyć. Śmierć jednej z bliskich Jenny osób. Nie będę mówić, o którą chodzi, Ci którzy czytali wiedzą, a Ci którzy przeczytają - domyślą się. I to nawet nie o samą śmierć mi chodzi (choć wolałabym, aby przeżył), ale o sposób w jaki to się stało. Bo stało się to w wyniku lekkomyślności jednego i odruchowej reakcji drugiego. Ot, bezsensowna śmierć.

Oj, nasi bohaterowie musieli wiele przejść bólu, cierpienia i upokorzeń. Czasem budzą naprawdę gorące współczucie. Przy tym książka nie jest jakaś ponura, o nie! Momentami śmiałam się do siebie pod nosem, zwłaszcza słysząc potyczki słowne między Jenny a Wilkiem. Jednym słowem książka bawi, ale też wzrusza :)

Mimo, że książka nie była bez wad spędziłam przy niej czas bardzo miło i polecam ją wielbicielom romansu historycznego!

8 komentarzy:

  1. Czyli ogólnie oceniasz na plus, jak wnioskuję. :) Cieszy mnie to ogromnie, bo to jeden z moich najukochańszych romansów historycznych. :D Nie wiem, czy wiesz, ale J. McNaught napisała jeszcze dwie powieści o Westmorelandach, tym razem osadzone w XIX wieku. Tez polecam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak! Jak najbardziej na plus. Tylko z tą sposobem w jaki stracił życie jeden z bohaterów nie mogę się pogodzić (chyba wiesz o kogo chodzi?). Na pewno sięgnę po kontynuacje. Lubię takie powieści!

      Usuń
    2. Tak, pamiętam co to za postać. Szkoda, że Judith uśmierciła akurat tę osobę... Kontynuacja jest super, szczególnie "Whitney". Clayton to wykapany Royce. :D

      Usuń
    3. Jeśli tak to na pewno mi się spodoba, bo Royce'a bardzo polubiłam :D

      Usuń
  2. XV to niestety nie moja bajka, wolę o wiele bliższe czasy ;)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam, ale już nabrałam chęci na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń