Jestem świeżo po seansie Anny Kareniny, więc od razu opiszę wrażenia. Miałam wielką ochotę na wersję z 1997 roku, ale udało mi się znaleźć tę najnowszą z 2012. Jak to mówią, z braku laku...
Źródło: Filmweb
Zarys fabuły chyba wszyscy doskonale znają, jednak przypomnę ją w kilku słowach. Anna Karenina to historia zakazanej miłości między Anną, poważaną mężatką a Aleksym Wrońskim. Ta miłość nie da im szczęścia, w zamian zaś doprowadzi do tragedii. Anna nie kocha swego męża i dusi się w małżeństwie, jednak naprawdę odczuje to dopiero, gdy pozna Wrońskiego. On zaś jest lekkoduchem, który jednak w końcu dojrzewa do tego, aby prawdziwie kochać.
Zacznę może od pozytywów. Stroje były naprawdę wspaniałe! Dopracowane w każdym szczególe. Muzyka pasowała do całości obrazu. Gra aktorska dość mi się podobała, chociaż... jakoś nie porwała mnie specjalnie. Wroński jakoś nie bardzo mi pasował, zwłaszcza na początku. Pod koniec to wrażenie nieco osłabło. Lubię Keirę, myślę, że zagrała całkiem nieźle, choć przed seansem miałam wrażenie, że (przynajmniej pod względem typu urody) Sophie Marceau pasuje bardziej do tej roli. Niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu, niektóre całkiem usunięto, choć rozumiem, że przy tej objętości książki było to konieczne. Inne zaś zostały niepotrzebnie wyeksponowane. Mam w zasadzie na myśli jedną z początkowych scen, gdy ginie pracownik kolei pod kołami pociągu. Myślę, że ta scena została potraktowana zbyt dosłownie. No i ta teatralność... Takie było zamierzenie, ale nie kupiło mnie ono jakoś. Wybaczcie, ale wyścig na scenie teatru... No proszę...
Podsumowując, były elementy, które mi się podobały, jednak całość nie powaliła mnie na kolana. O ile książką byłam zachwycona, o tyle ta ekranizacja nie porwała mnie. Jednak cieszę się, że ją obejrzałam.
Może kiedyś obejrzę ;)
OdpowiedzUsuńJa nadal mam chęć na wersję z 1997 roku.
UsuńChciałabym obejrzeć wersję radziecką. Tej nie widziałam.
OdpowiedzUsuńRadziecką oglądała moja ciotka, ale bardzo dawno temu. Chyba jednak ta starsza wersja bardziej jej się podobała niż współczesna.
UsuńTego filmu jeszcze nie oglądałam, ale obejrzę na pewno ;)
OdpowiedzUsuńMoże Tobie bardziej się spodoba :)
Usuńmam podobne odczucia, podczas sceny śmierci pracownika kolei odwracałam głowę, nie chcąc tego widzieć. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ta dosłowność była zupełnie zbyteczna i zaskakująco...obrzydliwa.
Usuń:*
Tak książka jest rewelacyjna, a film już gorszy...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ta wersja z 1997 roku spodobałaby mi się bardziej. Ta jest taka trochę przekombinowana... A książka to cudo!
Usuń