niedziela, 3 sierpnia 2014

Harlan Coben - Ostatni szczegół



Cześć!

Dziś będzie książkowo. Pierwszą książką przeczytaną w lipcu jest Ostatni szczegół Harlana Cobena.

Generalnie lubię tego autora (przeczytałam kilka jego pozycji, jednak zaznaczam, że nie wszystkie), podoba mi się jego styl, bohaterów. Ogólnie jestem na tak. Czy tak samo było z tą książką?
Ostatni szczegół jest nieco problematyczny. Jest to szósta pozycja z cyklu o Myronie Bolitarze. W tej odsłonie nasz główny bohater nieco się pogubił po poprzedniej sprawie i zniknął na parę tygodni. Na jednej z wysp karaibskich odnajduje go jego przyjaciel Win. W kłopotach znajduje się ich wspólna przyjaciółka, a wspólniczka Myrona, Esperanza Diaz. Jest oskarżona o zamordowanie ich klienta. Mimo, że wszystko wskazuje na kobietę jej przyjaciel chce dowiedzieć się kto naprawdę zabił Clu i dlaczego dowody obciążają jego współpracowniczkę. Okazuje się, że sprawa ma podłoże w przeszłości i jest w pewien sposób powiązane z Myronem. To tak w skrócie.

Akcja była wciągająca, przeczytałam książkę w dwa dni. Myron jednak był jakiś taki…nieporadny? Cóż on by zrobił bez Wina (którego strasznie polubiłam, mimo tego, że jest socjopatą; tu nasuwa się pytanie: czemu lubimy takich ludzi? Wina? Czy dr Housa na przykład?)? Na początku styl był nieco wymuszony jak dla mnie. To nie jest Coben w najlepszej formie. Choć z drugiej strony książkę czytało się przyjemnie i czytelnik był ciekawy co było dalej? Jak to się skończy? No właśnie, zakończenie nie było takie jak się spodziewałam. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej dostarcza również dylematów moralnych. Czy jeśli uczestniczymy w czymś co jest złe nie wiedząc do końca o tym, jesteśmy wspólnikami złoczyńców? Czy wyrzuty sumienia mogą odkupić winę? Czy, gdy ktoś wyrządził nam straszną krzywdę, naszą zemstę można uznać za usprawiedliwioną?

Co jeszcze? Książka została wydana w 1999 roku (w Polsce chyba w 2007), a więc dość dawno. Nie wiem czy takie było zamierzenie autora, ale w nieco prześmiewczy sposób odnosi się do, bardzo popularnej ostatnio, kwestii motywowania czy trenerów personalnych (jak zwał, tak zwał). Przykład?

- Chcę, żebyście to zapamiętali – ciągnął Sawyer Wells. – Żebyście wyobrazili sobie. Żebyście wyobrazili sobie, że jesteście wszystkim. Twoja rodzina to ty. Twoja praca to ty. Piękne drzewo na ulicy, którą idziesz, to ty. Kwitnąca róża to ty.
- Brudny WC na dworcu autobusowym… - rzekł Win.
- To ty – dokończył Myron.*

Nie ma to jak przyjaciele, rozumiejący się prawie bez słów :) Książka jest dość dobra, ale nie ma fajerwerków. Czytywałam lepsze tego autora. Niemniej zachęcam do przeczytania wielbicielom Cobena i sensacji. Sami ocenicie czy Wam się spodoba :)

*Ostatni szczegół  Harlan Coben, wyd. Albatros, Warszawa 2007, s. 316

piątek, 1 sierpnia 2014

Podsumowanie lipca

Cześć!

Nie tak dawno pisałam podsumowanie czerwca, a tu już lipiec się skończył. Niestety nie był to dla mnie zbyt produktywny miesiąc. Miałam trochę więcej pracy a jakoś mało chęci na inne zajęcia... Leń? Ale przejdźmy do podsumowania.

1. Przeczytałam 4 książki. Wynik poprawny :)
2. Obejrzałam przez cały miesiąc tylko jeden odcinek serialu Arrow i... nic więcej.
3. Aktywność fizyczna leży i kwiczy: dobij mnie!
4. Co do obcowania z kulturą, było ono fragmentaryczne. Tzn. obejrzałam kawałek wystawy fotograficznej i wysłuchałam kawałka koncertu szantowego (?) zespołu Klang.

Mało tego... Ale przejdźmy do zdjęć :)
Moje lipcowe lektury
 Słodka rozpusta :)
1. Przetwory czas zacząć // 2. Arbuzik :) // 3. Jeżynki - okupiłam je własną krwią, pogryzły mnie komary i podrapały kolce. Ale naleweczka będzie :D // 4. Dary lasu
 Zakupiłam blender, więc wiecie...
Bułeczka z masełkiem i prawdziwym, pysznym miodkiem oraz kakao - czy można chcieć więcej od życia? :D
W drodze do domu...


środa, 30 lipca 2014

Nowe odkrycie - koktajle owocowe

Cześć!

Niedawno stałam się szczęśliwą posiadaczką blendera. Już jakiś czas temu, przy czytaniu różnych przepisów przyszło mi do głowy, że takie urządzenie mogłoby się przydać. Dwa razy skusiłam się już na zrobienie koktajli owocowych. Pierwszy z nich jest banalnie prosty: jogurt naturalny + banany. Smaczne i szybkie :)
Drugi koktajl to połączenie jogurtu naturalnego z borówkami i morelami. Troszkę kwaśne wyszło, ale i tak całkiem niezłe. Koktajle zostały udekorowane żurawiną i musli. Na pewno skuszę się na inne eksperymenty. Może coś polecicie?

sobota, 26 lipca 2014

Malinowo - jeżynowy peeling do ciała z Farmony

Cześć!

Od jakiegoś czasu używam peelingu Farmony z serii Tutti Frutti o zapachu jeżyny i maliny. Wybrałam tę serię, bo stwierdziłam, że zapach mi się spodoba, poza tym urzekł mnie kolor produktu. 
Specyfik zamknięty jest w małej buteleczce o pojemności 120 ml. Przypomina trochę małe peelingi z Joanny. Jak już wspomniałam, spodobał mi się kolor produktu, taki fiolet, przypominający nieco bakłażana, a może jeżynę? Zapach ma bardzo przyjemny. Drobinek jest sporo, choć moim zdaniem mogłoby być więcej. Są za to dość ostre, co jest jak najbardziej na plus. Buteleczka jest nieco twarda. Niestety mój egzemplarz zaliczył upadek i uszkodził się zatrzask. Cena jest całkiem niezła. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba oscyluje koło 5 zł, w promocjach jednak można dostać go taniej. Myślę, że wypróbuję jeszcze inne wersje.

czwartek, 24 lipca 2014

Ksiązki, do których wracam

Cześć!

Powszechnie wiadomo, że uwielbiam czytać. W większości daną książkę czytam tylko raz, ale są takie, do których wracam, często nawet kilkukrotnie. Przedstawię Wam kilka z nich.
1. Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren - wiem, że to książka dla dzieci, ale bardzo ją lubię. Urzekła mnie historia dzieci mieszkających w maleńkiej szwedzkiej wiosce. Podoba mi się sielankowy opis ich życia. Nie wiem ile razy ją przeczytałam, ale jeszcze do niej wrócę :)
2. Ania z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery historia rudowłosej sierotki wzrusza, przywraca wiarę i nadzieję. To taka pozytywna iskierka w literaturze dla dzieci.
3. Seria o Harrym Potterze Joanne K. Rowling - przeczytałam dwukrotnie i nie jest to moje ostatnie słowo. Świat, który wykreowała Autorka jest niesamowity, barwny i tak szczegółowy! Aż chciałoby się tam znaleźć, zaprzyjaźnić z paczką Harrego czy wyskoczyć na karmelowe piwo do Hogsmade!
4. Winnetou Karola Maya - jako dziecko lubiłam czytać o Indianach. Winnetou czytałam dwa razy i za każdym razem płakałam jak bóbr.
5. Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej - to ulubiona powieść mojej Mamy, a i ja się w niej zakochałam. Nawet przydługie opisy mnie nie zniechęcały. Jedyne co mnie troszkę już nużyło to historia Jana i Cecylii.
6 i 7. Dewajtis i Straszny dziadunio Marii Rodziewiczówny - przeczytałam chyba po dwa razy. Nie wszystkie książki Rodziewiczówny tak mi się podobają, ale te dwie są świetne. Straszny dziadunio na początku podobał mi się bardziej, jednak teraz to chyba Dewajtis rządzi. Chyba mam troszkę słabość do książek trącących myszką :)

8. Zwiadowcy t.1 Ruiny Gorlanu Johna Flanagana (choć nie pamiętam za bardzo czy ją przeczytałam drugi raz czy tylko przypomniałam sobie najważniejsze momenty) - lubię całą serię Zwiadowcy, ale do tej książki mam szczególny sentyment. Historia młodego Willa, jego mentora Halta, konie, łuki i strzały, honor, przyjaźń, średniowiecze, rycerze plus szczypta fantastyki - lubię to :)
9. Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz - tej serii chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Nie przeczytałam wszystkich książek, ale za to do niektórych wracam. Posiadam na własność 4 części.

A Wy macie takie książki, do których lubicie wracać?

poniedziałek, 21 lipca 2014

Czy to pech czy jednak fart? Nowa powieść Olgi Rudnickiej

Cześć!

Już jakiś czas temu chwaliłam się, że udało mi się wygrać kilka (trzy!) książek w konkursach. Jedną z nich wygrałam u Ani. Jest to Fartowny pech Olgi Rudnickiej. Szalenie ucieszyłam się z wygranej, bo znam tą Autorkę i bardzo podoba mi się jej styl. Czy i tym razem się nie zawiodłam?
"Życie we Włoszech było takie proste. I tamtejsza mafia jakaś taka normalna."*
Już sam tytuł jest intrygujący, bowiem pani Olga zastosowała oksymoron. Czy pech może być fartowny? Albo fart pechowy? Czasem można stracić rozeznanie :)
Nie będę może za dużo pisać o fabule, gdyż nie chciałabym za dużo zdradzić. Poznajemy posterunkowego Filipa Nadzianego, który wyjątkowo destrukcyjnie działa na różne mechanizmy. Można być pewnym, że jadąc z nim samochodem złapiecie gumę, a gdy zechcecie zadzwonić siądzie Wam bateria. W zabitej dechami wsi spotyka swojego przyjaciela ze szkoły policyjnej Krystiana Dzianego, który postanowił odejść ze służby i rozpocząć pracę jako prywatny detektyw. Pierwsze zlecenie otrzymuje za pośrednictwem swojego brata zwanego Giannim (niedawno przybyłego z Włoch), który jednak nie do końca informuje Krysia o prawdziwym charakterze sprawy. A prawda wygląda tak, że ma ona związek z przestępczym półświatkiem. Panowie wpadaj w sam środek gangsterskich intryg i porachunków. Sprawy przybierają jednak nieoczekiwany obrót co zmusza naszą trójkę do wyjawiania sekretów oraz współpracy. Co z tego wyniknie? Przeczytajcie sami!
Książka nie jest gruba, ma jakieś 300 stron, więc pochłonęłam ją w jeden dzień. Z opisu powyżej można wnioskować, że to jakiś ciężki kryminał, jednak tak nie jest. To znaczy, oczywiście to kryminał, ale z dużą dawką humoru, tak charakterystycznego dla pani Olgi. Ja osobiście za nim przepadam i już w kolejce do przeczytania czeka Natalii 5. Autorka pisze lekko, z przymrużeniem oka. Postacie które wykreowała da się lubić (choć ja osobiście za Jagą i Robciem niezbyt przepadałam).  Poza tym lubię samą Autorkę jako osobę, bo wydaje się bardzo sympatyczna, jest bardzo młoda a już może się poszczycić sporym dorobkiem literackim, poza tym pracuje i ma ciekawe pasje. Wydaje się bardzo interesującą, życzliwą osobą.
Hmmm, co jeszcze? Rozbroiło mnie podsumowanie romansów książkowych (przynajmniej harlequinów; oczywiście są wyjątki, nie chcę szufladkować :)) Gdyby kogoś ciekawiło, to podsumowanie znajdziecie na stronie 178 :) Miłej lektury!

*cytat pochodzi z książki Fartowny pech Olgi Rudnickiej, wyd Prószyński i S-ka, Warszawa 2014, strona 80



niedziela, 20 lipca 2014

Włosko-azjatycki śmietnik, czyli jak wykorzystać resztki

Cześć!

Miałam ochotę na wypróbowanie jakiegoś nowego przepisu, najchętniej z kuchni azjatyckiej, bo rzadko coś takiego robię. Sos sojowy i przyprawę azjatycką miałam w domu, zakupiłam więc pora i makaron ryżowy, przetrzepałam szafki i okazało się, że w lodówce stoi jeszcze pół słoika sosu do makaronu. Bolońskiego. Trochę mi to z całością nie grało, ale szkoda by było gdyby się zmarnowało, prawda? Efekt wyszedł zaskakująco smaczny :)

Potrzebujemy (dla 2 osób):
- por
- 2 marchewki
- 2 ząbki czosnku
- mięsko
- sos sojowy
- przyprawę azjatycką
- makaron ryżowy
- pół słoika jakiegoś sosu, ja miałam boloński
- olej do smażenia


Mięsko pokroić w małe kawałki, zamarynować ok. 2 godziny w lodówce z sosem sojowym i przyprawą azjatycką, podsmażyć na oleju. Warzywa pokroić, podsmażyć, wrzucić do mięsa, zalać odrobiną wody, dusić do miękkości. Pod koniec dodać sos i całość zagotować, ewentualnie doprawić. Makaron przyrządzić wg przepisu na opakowaniu, wyłożyć na talerz, zalać sosem.