Cześć!
Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya został wydany w 1932 roku. To antyutopia - pierwszy raz sięgnęłam po książkę tego rodzaju. O samym tytule słyszałam już w szkole, ale wtedy uznałam, że to kompletnie nie dla mnie. Teraz, w ramach przekonywania się do sci-fi oraz poznawania klasyków, a także trochę z ciekawości, sięgnęłam po tę książkę. Oczywiście biblioteka przyszła z pomocą :)
Mamy rok 2541, w Republice Świata panuje powszechna szczęśliwość. Mottem przewodnim społeczeństwa jest "wspólność, identyczność, stabilność". Ludzie są "produkowani" poza organizmami matek, w butlach specjalnie dla nich przystosowanych. Już na tym etapie są oni kształtowani i warunkowani do przynależności do jednej z kast: alfa, beta, gamma, delta, epsilon. Sukcesem nauki jest stworzenie 96 bliźniąt. Rodzinę, matkę, ojca, porody naturalne uważa się za nieprzyzwoite wręcz i obrzydliwe. Wszędzie jest sterylnie czysto. Społeczeństwo po pracy oddaje się grom sportowym, uciechom cielesnym (tylko część kobiet jest płodna - od najmłodszych lat uczona jest antykoncepcji - zaś resztę sztucznie stworzono na bezpłodne istoty, mogą więc korzystać z seksu do woli) lub podróży somatycznej (soma to nic innego jak narkotyk). Trzeba wypełnić ludziom czas, aby przypadkiem nie zaczęli myśleć. Wszyscy są szczęśliwi.
A jednak istnieje osoba, która nie jest do końca zadowolona. Bernard Marks nie jest szczęśliwy. Jest alfą, ale coś podczas procesu butlacji nie wyszło i jest niższy niż przeciętny przedstawiciel kasty. Poza tym, jest samotnikiem. Wszyscy uważają go trochę za dziwaka. W pewnym momencie zaprasza dziewczynę, która bardzo mu się podoba na wycieczkę do rezerwatu dzikich. Lenina troch się boi, bo Bernard na ich standardy, odstaje od reszty, ale chęć zobaczenia dzikich (ludzi, żyjących w rezerwacie, rodzących dzieci w normalny sposób, wychowujących je) przeważa. Niespecjalnie jej się tam podoba, wszędzie brud, no i same nieprzyzwoitości. Spotykają tam jednak dwójkę wyjątkowych postaci - Lindę, która kiedyś była częścią "cywilizowanego" świata i jej syna Johna. Zabierają ich ze sobą do Londynu. Ta decyzja wpłynie na ich losy.
Książkę czytało się dobrze i z zainteresowaniem, ale nie powiem, żeby przedstawiona przez autora wizja mi się podobała. Wszyscy są uwarunkowani, niemal identyczni, nie potrafią myśleć samodzielnie. Wszelkie przejawy indywidualizmu są tępione. Podobnie jak chęć odosobnienia - przecież co można robić SAMEMU? Trzeba zawsze przebywać z ludźmi, koniecznie uprawiać sport, często zmieniać partnerów (każdy należy do każdego) i być zawsze zadowolonym. Jeśli się wychylasz czeka Cię niezrozumienie, a nawet ostracyzm. Wizja tego świata jest przerażająca. Niby ludzie są szczęśliwi... Ale za jaką cenę? Nic dziwnego, że John nie mógł się w tym wszystkim do końca odnaleźć. Społeczeństwo ulega manipulacji i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Przy tym jest kompletnie nieczułe. Nie ma dostępu do spuścizny przodków, bo wszystko co stare jest złe, nie może nawet czytać. Aż dziw bierze, że książka została napisana ponad 80 lat temu!
Nigdy nie przepadałam za tym gatunkiem, sci-fi to nie do końca chyba moja bajka, ale ta książka ogromnie mnie zaintrygowała i zainteresowała! :) No i fakt, że została napisana tak dawno i jest TAKA, jej. Zapiszę sobie ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;**
Ja do pewnego momentu też nie lubiłam tego gatunku. Teraz powoli zaczynam się do niego przekonywać :)
UsuńJedna z moich ulubionych antyutopii, wizja bardzo przeraża. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie powiem, żeby ta wizja świata napawała optymizmem...
UsuńDobra książka, aczkolwiek bardziej podobał mi się "Rok 1984" Orwella. Jeśli lubisz takie klimaty to polecam jeszcze "My" Zamiatina. :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem czy lubię. NWS mi się podobał, ale to dopiero moje pierwsze spotkanie z antyutopią. Jak wiesz dopiero przekonuję się do sci-fi.
UsuńA co do Orwella to myślę, że i na niego przyjdzie czas :)
Bardzo cenię tę książkę. Jest odkrywcza, żeby nie napisać: wieszcza. Autor przewidział takie możliwości medycyny, jakie nas już właściwie nie dziwią, a przecież nie mógł mieć pojęcia o istnieniu genów (jedynie eugeniki jako dziedziny nauki). Do tego stworzył obraz świata totalitarnego niczym z drugiej połowy XX wieku. Moim zdaniem opowieść o Mustafie Mondzie i Dzikusie nigdy się nie zestarzeje.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, powieść jest ponadczasowa. I przerażająca.
UsuńJak napisał wyżej Kamil - Rok 1984 to dopiero jest COŚ! Nowy wspaniały świat jest dobry, ale w porównaniu do Orwella jest taki nijaki :)
OdpowiedzUsuńAle kusicie chłopaki :) Przyjdzie i na to czas :)
UsuńMuszę się w końcu zabrać za tę książkę;)
OdpowiedzUsuńKlasyk. Czytałam chyba ze trzy razy. Świetna.
OdpowiedzUsuńTo prawda!
Usuń