piątek, 30 października 2015

Długi wrześniowy weekend - Joyce Maynard

Cześć!

Książka Joyce Maynard Długi wrześniowy weekend jest znana w Polsce również pod tytułem Ostatni dzień lata. to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Na podstawie powieści powstał również film z Kate Winslet w jednej z głównych ról.
Henry ma 13 lat i mieszka z matką. Co sobotę zaś spotyka się z ojcem i jego nową rodziną. Matka - Adele - nie jest typowym rodzicem. Prawie nie wychodzi z domu, zarabia na życie sprzedając witaminy przez telefon, nienawidzi zakupów i rozmawia ze swym synem w dość bezpośredni sposób. Przy tym oboje bardzo się kochają. Henry jest wyobcowany w szkole i właśnie wkroczył w fazę dojrzewania. Jakby tego było mało w ich monotonnym świecie pojawi się mężczyzna. I to nie byle jaki, bo więzień, który właśnie uciekł zza krat. Jako, że Henry i Adele nie są typową rodziną (a i Frank okazuje się "wyjątkowym" kryminalistą) udzielają mu schronienia. Okazuje się, że mężczyzna idealnie wpasuje się w ich relacje. Jednak czy sielanka może trwać wiecznie, podczas, gdy Franka szuka policja w całym stanie?

Muszę przyznać, że książka okazała się wzruszająca. Budzi różne emocje. Pokazuje problemy dojrzewania nastolatka oraz jego funkcjonowanie w rozbitej rodzinie. Zwraca uwagę na relacje międzyludzkie. Konsekwencje niedopowiedzeń, potrzebę posiadania przyjaciół, konsekwencje różnych decyzji, W końcu pragnienie miłości. Ukazuje także człowieka, który uciekł z więzienia, którego społeczeństwo osądziło jako groźnego dla otoczenia kryminalistę. Prawda okazuje się jednak nie całkiem taka, jaką przedstawiają media. Zakończenie było takie jak ma być, choć trudno mi się pogodzić z tym co musiało się wydarzyć wcześniej...

niedziela, 25 października 2015

Parabellum. Horyzont zdarzeń - Remigiusz Mróz

Cześć!

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia (przeczytania). Pierwsza część Parabellum - Prędkość ucieczki, owszem była ciekawa, ale brakowało mi czegoś. Nie zachwyciłam się i nie rozumiałam do końca zachwytów nad prozą Mroza. Jednak zakończenie było na tyle ciekawe, że chciałam się dowiedzieć co będzie dalej. I sięgnęłam, choć z pewną ostrożnością, po tom drugi. I już wiem. Wiem za co czytelnicy tak uwielbiają tego autora.
Śledzimy dalsze losy bohaterów znanych z pierwszego tomu. Staszek z Marią próbują przedostać się do Francji, do rodziny dziewczyny. Jest to o tyle problematyczne, że wypuszczono za nimi list gończy. Bronek wraz z ekipą rusza do Baranowicz, by odnaleźć swą niedoszłą żonę, Anielę. Ich podróż nieco się... skomplikuje, gdy  dostaną się w ręce czerwonoarmistów. Kapitan Obelt trafia do oflagu. Jednak jego prześladowca nie zamierza odpuścić i zostawić dzielnego Polaka w spokoju. Jeśli chodzi zaś o Holzera to wreszcie poznajemy jego tożsamość. Okazuje się, że z niezłej rodzinki się wywodzi. Zaś Leitner zostaje zdegradowany i przeniesiony do innego oddziału. Chce jednak za wszelką cenę dopaść Holzera, Staszka i Marię.

Nie wiem czego brakowało mi w pierwszej części, ale tej nie mogę wiele zarzucić, poza niewielkimi drobiazgami. Jest akcja, bohaterowie stają się bardziej pełnokrwiści (głównie Staszek), dzieje się wiele, więc trudno w ogóle oderwać się na dłużej od lektury. Najgorsze jest to, że pomimo, iż książka ma fikcyjnych bohaterów, to jednak takie rzeczy, jak te opisane w książce naprawdę się zdarzały. Nie mogę pojąć jak człowiek mógł wyrządzić drugiemu człowiekowi taką krzywdę? Jak można traktować innych gorzej jak zwierzęta? No jak??

Remigiusz Mróz urzekł mnie swoją powieścią. Tylko znów zostawił mnie z zasadniczym pytaniem: co było dalej?? Czekam z niecierpliwością na trzeci tom. A w międzyczasie zabiorę się za inne książki Mroza. Może Kasacja na początek? A pan, panie Autorze niech pisze trzecią część. Bardzo pana proszę :)

sobota, 24 października 2015

Sekrety Mnichów - o. Leon Knabit, o. Joachim Badeni, Judyta Syrek

Cześć!

Od czasu do czasu lubię sięgnąć po lekturę, która rozbudzi nieco (albo będzie próbować rozbudzić) moją duchowość :) Tym razem padło na książkę, która jest zapisem rozmów pomiędzy Judytą Syrek a dwoma mnichami - benedyktynem o. Leonem Knabitem oraz dominikaninem o. Joachimem Badenim.
Sekret Mnichów, czyli sprawdzone przepisy na szczęśliwe życie to bardzo ciekawa lektura skłaniająca do refleksji. I choć do niektórych stwierdzeń podchodziłabym z ostrożnością to jednak jestem bardzo zadowolona, że ją przeczytałam. Wszystkie tematy poruszone w książce (m. in. samotność, stres, złośliwość, przyjaźń, pycha czy pracoholizm) zostały przedstawione z punktu widzenia dwóch zakonników z różnych zgromadzeń. Na pewno mają sporą wiedzę i doświadczenie nabyte przez lata, którym chętnie się dzielą, ze szczyptą humoru na dokładkę. W sumie wszystkie rozmowy i rady sprowadzają się do jednego (co doskonale ukazuje podsumowanie). Sposobem na szczęśliwe życie jest modlitwa, miłość i "widzenie" Boga. 

Nie mogę też nie wspomnieć o wspaniałym wydaniu książki! Twarda oprawa, duża czcionka, dobrej jakości papier, zdjęcia i klimatyczna oprawa graficzna sprawiają, że książkę czyta się z przyjemnością nie tylko ze względu na treść, jak również dzięki doznaniom estetycznym. Polecam.

czwartek, 22 października 2015

Motoświat - Jeremy Clarkson

Cześć!

Nie należę do grona fanów motoryzacji - przyznaję na wstępie. Kierowcą też nie jestem wyjątkowo dobrym (niestety). A jednak sięgnęłam po książkę Clarksona Motoświat i nawet mi się spodobała!
Motoświat to felietony, które napisał Jeremy Clarkson w oparciu o swoje podróże w związku z kręceniem programu o tym samym tytule. Trzeba przyznać, że nawet mnie - laika - temat zaintrygował. Może ma to związek z błyskotliwym i pełnym humoru oraz żywym językiem, jakim posługiwał się autor? Choć czasem jego porównania wprawiły mnie w zakłopotanie :) Niemniej były całkiem zabawne :) Aż nabrałam ochoty, aby obejrzeć jakieś odcinki tego programu BBC. Clarkson zabiera nas do różnych, często egzotycznych miejsc takich jak: Włochy, Kuba, Detroit, Islandia, Japonia, Szwajcaria, Wietnam, Australia, Teksas, Monako, Indie, Dubaj oraz Wielka Brytania. Pod koniec znajdują się jeszcze 4 krótkie teksty związane z programem Ekstremalne maszyny. Najbardziej zainteresował mnie tekst o Islandii, może uda mi się znaleźć gdzieś w czeluściach Internetu ten odcinek - z przyjemnością bym go obejrzała! Również inne felietony przeczytałam z przyjemnością. Clarkson skupia się nie tylko na maszynach, choć jest to motyw przewodni każdego tekstu, opisuje jednak również ciekawe spostrzeżenia dotyczące tych miejsc. Polecam, nie tylko miłośnikom motoryzacji.

sobota, 17 października 2015

Żony polarników - Kari Herbert

Cześć!

Jak już pisałam w poprzednim poście, książkę, o której będę dziś pisać wygrałam w rozdaniu. Na Żony polarników nabrałam wielkiej ochoty. Dziś jestem już po lekturze i jestem z niej zadowolona.
Zacznijmy od tego, że autorka _ Kari Herbert - jest córką jednego z wybitnych polarników, Wally'ego Herberta, więc temat zna, jakby od podszewki. Jak sama twierdzi pracowała nad swą książką 5 lat, więc myślę, że bardzo się do niej przyłożyła. Żony polarników, to historia 7 kobiet, które zdecydowały związać swoje życie z niezwykłymi mężczyznami - polarnikami. Poznajemy:
- Jo Peary; żonę Roberta
- Eleanor Franklin oraz Jane Franklin; żony Johna
- Evę Nansen; żonę Fridtjofa
- Emily Shackelton; żonę Ernesta
- Kathleen Scott; żonę Roberta Falcon
- Marie Herbert; żonę Wally'ego.

Te siedem kobiet niekiedy bardzo różniły się od siebie. Część z nich miało w sobie awanturniczego ducha i żyłkę podróżnika, inne chciały być postrzegane jako samodzielne osoby a nie tylko żony swoich mężów,  kolejne zaś zadowalały się życiem w cieniu i dla swego męża dbały o ognisko domowe. Trzeba przyznać, że żadna z nich nie miała łatwego zadania. Długie lata rozłąki, niebezpieczeństwo, na które ich mężowie się narażali a także ich ambicja oraz pokusy na nich czyhające nie tworzyły dobrej atmosfery dla rodzinnego życia. A jednak, pomimo wszystko te niezwykłe kobiety trwały przy swych polarnikach i wspierały ich jak mogły. 

Lektura była bardzo ciekawa. Nieznajomość tematu troszkę mi przeszkadzała, ale to nie wina książki i mimo wszystko czytało się to dobrze. Podziwiam te dzielne kobiety, które były w stanie tyle znieść. tym bardziej, że ich mężowie byli raczej trudnymi towarzyszami życia (choć, umówmy się, one też niekiedy do uległych w pożyciu nie należały). Troszkę trudności sprawiała tylko forma książki, gdyż historie w niej opowiedziane były poszatkowane. Epizody z życia poszczególnych pań przeplatały się ze sobą, przez co czasem mogły się poplątać :) Na plus za to zaliczam fragmenty miłosnych listów polarników do ich żon (oraz wzajemnych). Rany, jak oni potrafili pięknie pisać, wspaniale ubierać uczucia i emocje w słowa! Szczególnie wzruszył mnie list Scotta, napisany tuż przed śmiercią, gdy polarnik wiedział już, że z tej wyprawy nie wróci. Szczerze mówiąc nie wiem, co pchało tych ludzi w tę lodową, mroźną dzicz. bezkresny lód, niebezpieczeństwo, zimno, samotność, głód, odmrożenia... Kto dobrowolnie wybiera się w taką podróż? I wraca tam po raz drugi, trzeci... Niesamowite. To musieli być niezwykli ludzie.

czwartek, 15 października 2015

Chwalę się

Cześć!

Udało mi się ostatnio wygrać na blogu Zacisze wyśnione dwie kolorowanki dla dorosłych oraz książkę Żony polarników. Żony ... już zaczęłam i bardzo mi się podoba to co czytam. Autorka wie, o czym pisze, bo długo nad tą książką pracowała, poza tym sama jest dzieckiem polarnika i zna ten świat od podszewki. A kolorowanki? Zobaczcie sami :)

I jeszcze jedno, jesienne zdjęcie :)

środa, 14 października 2015

Anna Karenina (2012)

Cześć!

Jestem świeżo po seansie Anny Kareniny, więc od razu opiszę wrażenia. Miałam wielką ochotę na wersję z 1997 roku, ale udało mi się znaleźć tę najnowszą z 2012. Jak to mówią, z braku laku...

Źródło: Filmweb
Zarys fabuły chyba wszyscy doskonale znają, jednak przypomnę ją w kilku słowach. Anna Karenina to historia zakazanej miłości między Anną, poważaną mężatką a Aleksym Wrońskim. Ta miłość nie da im szczęścia, w zamian zaś doprowadzi do tragedii. Anna nie kocha swego męża i dusi się w małżeństwie, jednak naprawdę odczuje to dopiero, gdy pozna Wrońskiego. On zaś jest lekkoduchem, który jednak w końcu dojrzewa do tego, aby prawdziwie kochać.

Zacznę może od pozytywów. Stroje były naprawdę wspaniałe! Dopracowane w każdym szczególe. Muzyka pasowała do całości obrazu. Gra aktorska dość mi się podobała, chociaż... jakoś nie porwała mnie specjalnie. Wroński jakoś nie bardzo mi pasował, zwłaszcza na początku. Pod koniec to wrażenie nieco osłabło. Lubię Keirę, myślę, że zagrała całkiem nieźle, choć przed seansem miałam wrażenie, że (przynajmniej pod względem typu urody) Sophie Marceau pasuje bardziej do tej roli. Niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu, niektóre całkiem usunięto, choć rozumiem, że przy tej objętości książki było to konieczne. Inne zaś zostały niepotrzebnie wyeksponowane. Mam w zasadzie na myśli jedną z początkowych scen, gdy ginie pracownik kolei pod kołami pociągu. Myślę, że ta scena została potraktowana zbyt dosłownie. No i ta teatralność... Takie było zamierzenie, ale nie kupiło mnie ono jakoś. Wybaczcie, ale wyścig na scenie teatru... No proszę... 

Podsumowując, były elementy, które mi się podobały, jednak całość nie powaliła mnie na kolana. O ile książką byłam zachwycona, o tyle ta ekranizacja nie porwała mnie. Jednak cieszę się, że ją obejrzałam.

wtorek, 13 października 2015

Pałac - Chelsea Quinn Yarbro

Cześć!

Jestem obcym
zawsze i wszędzie;
Śmierci jestem obcy
i obcy miłości*

Dość dawno temu czytałam Hotel Transylwania autorstwa Chelsea Quinn Yarbro, będący pierwszą częścią o hrabim - wampirze San Germain. Ostatnio przypomniałam sobie o tej serii (przeglądając czyjegoś bloga oczywiście) i wypożyczyłam z biblioteki drugi tom - Pałac.
Akcja Pałacu toczy się chronologicznie wcześniej niż w Hotelu Transylwania, bo pod koniec XV wieku w malowniczej Florencji. Francesco Rakoczy da San Germano, alchemik buduje nietypowy pałac we Florencji. Przyjaźni się z Lorenzo il Magnifico (Wawrzyńcem Wspaniałym) oraz wielkimi artystami (m.in. Boticellim). Coraz większy posłuch we Florencji znajduje przeor dominikanów, który karmi lud wizjami piekła i kary za grzechy. Po śmieci Lorenza, jego syn nieudolnie sprawuje władzę i zostaje wygnany a Savanarola umacnia swą pozycję. Potępia wszelkie przyjemności, piękne przedmioty czy zbyt wyszukany ubiór. Tępi też obcokrajowców oraz zbyt uczone osoby, m.in. Demetrice, uczennicę alchemika a wcześniej ukochaną Lorenza. Rakoczy znowu będzie musiał walczyć o tych, których kocha.

Pałac jest niespieszną lekturą. Możemy się rozkoszować życiem w XV-wiecznej Florencji, poznajemy sławne osoby. Autorka wiele czerpie z historii, choć ja nie jestem kompetentna, aby stwierdzić czy zrobiła to wiernie. Na uwagę zasługuje to, że wampiryzm hrabiego (który urodził się jako książę) nie jest tak bardzo podkreślany, zwłaszcza na początku. W porównaniu z innymi współczesnymi utworami o tej tematyce to miła odmiana. Jednak dowiadujemy się więcej niż w poprzedniej książce. Hrabia jest wielbicielem sztuki i muzyki, ubiera się ze smakiem, ma ogromną siłę wewnętrzną. Jest również silny fizycznie, ale nie epatuje nią bez potrzeby. Polubiłam Rakoczego. Jest zaskakująco ludzki i bardzo, bardzo samotny.  Żyje na tym świecie już trzy tysiące lat i wiele razy tracił ludzi, na których mu zależało. I wszędzie jest obcy. Wydaje mi się, że ta książka nie każdemu przypadnie do gustu. Myślę, że ja sięgnę jeszcze po kolejne tomy przygód tego melancholijnego wampira.

* Yarbro, Chelsea Quinn, Pałac, s. 167



niedziela, 11 października 2015

Kapuśniak

Cześć!

Dziś przepis na kapuśniaczek :) Jesienną, sytą i bardzo dobrą zupę:

- pół dużej lub jedna mała główka kapusty
- marchewka
- pietruszka
- ziemniak
- przyprawy (ziele angielskie, domowa przyprawa warzywna, kostka rosołowa, rozmaryn, sól, ewentualnie pieprz, zioła prowansalskie i co kto lubi)
- kostka rosołowa
- 2 łyżeczki smalcu (można pominąć)
Kapustę obrać z wierzchnich liści poszatkować, wrzucić do garnka. Pozostałe warzywa obrać, pokroić, wrzucić do kapusty, zalać wodą, dodać przyprawy do smaku, smalec i gotować do miękkości. jeśli kapuśniak będzie mdły można dodać odrobinę kwasku cytrynowego.

środa, 7 października 2015

Szkoła Niezbędnych Składników - Erica Bauermeister

Cześć!

Jaką smakowitą powieść niedawno przeczytałam! Lillian jest właścicielką restauracji. Co poniedziałek prowadzi lekcje gotowania, znane jako Szkoła Niezbędnych Składników. Gdy dziewczyna miała cztery lata odszedł jej ojciec a matka pogrążyła się w świecie literatury. Mała Lillian chcąc w jakiś sposób do niej trafić zaczęła przyrządzać niesamowite, aromatyczne potrawy. Gotowanie stało się jej sposobem na życie. 
Każdy rozdział skupia się na innej osobie, uczestniku kursu gotowania u Lillian. Poznajemy więc Claire, która po urodzeniu dzieci straciła jakby swoją tożsamość, coś w niej pękło i nie potrafiła tego skleić. Carla i Helen, udane małżeństwo, które musiało się zmierzyć z problemem zdrady. Antonię, która wyemigrowała z Włoch do Stanów. Toma, który cierpiał po śmierci żony. Chloe, tkwiącą w toksycznym związku. Isabelle, którą zostawił mąż, a na dodatek ma kłopoty z pamięcią. Iana, któremu kupon na kurs gotowania podarowała matka-malarka. Każde z nich u Lillian uczy się nie tylko gotować, odnajduje też spokój, poznaje nowych przyjaciół... A wszystko to okraszone niezwykle aromatycznymi i smakowitymi opisami potraw! Wspaniała, ciepła, apetyczna. Lubię to :)

poniedziałek, 5 października 2015

Domowa przyprawa warzywna

Cześć!

Czasem przeraża mnie fakt ile śmieci zjadamy. Dawniej żywność była mało przetworzona, nie używano sztucznych barwników i konserwantów i ludzie nie truli się chemią. A jest ona wszędzie, nawet w zwykłej "sklepowej" przyprawie warzywnej. W czeluściach internetu znalazłam kilka przepisów na domową przyprawę. Moja wersja jest taka:

- 200 g mieszanki suszonych warzyw (można zrobić samodzielnie taką mieszankę, ale dla mnie to na razie wersja hard)
- 2 łyżeczki suszonego lubczyku
- 1-2 łyżeczki czosnku granulowanego
- 2 łyżeczki sproszkowanej słodkiej papryki (ostatnio mi zabrakło i pominęłam ten składnik)
- 2 łyżeczki suszonej natki pietruszki
- 2 łyżeczki soli
Wszystko razem mieszamy i blendujemy (nie robiłam tego jakoś bardzo dokładnie, zostało trochę "większych kawałków") i przesypujemy do słoiczka. Gotowe :)

sobota, 3 października 2015

Myszy i ludzie - John Steinbeck

Cześć!

Powszechnie uważa się, że Myszy i ludzie to najwybitniejsza książka autorstwa Johna Steinbecka. Ja nie mam porównania z innym, więc się nie wypowiem. Książeczka jest króciutka, to jakieś 120 stron. Poznajemy George'a i Lenny'ego - dwóch przyjaciół wędrujących po Stanach, od farmy do farmy, w poszukiwaniu zarobku. Marzy im się własny kawałek ziemi, na którym mogliby uprawiać warzywa, hodować zwierzęta... Normalne, ludzkie marzenia. George jest drobniejszy, ale ma silną naturę i to on jest liderem w tym tandemie. Lenny natomiast jest dużym mężczyzną o sile, z której nie zdaje sobie sprawy, oraz umyśle małego dziecka. Lubi mięciutkie, puszyste stworzonka, uwielbia je głaskać, ale jego maskotki często giną przez nieumiejętne użycie siły przez olbrzyma. Te skłonności Lenny'ego często bywają powodem kłopotów i częstych zmian pracy naszej dwójki. Gdy zaczynają nową pracę u Curleya, George ma złe przeczucia i wietrzy kłopoty. Kiedy realizacja marzenia przyjaciół jest już blisko celu faktycznie wydarza się tragedia.
Myszy i ludzie to dziwna książka. George i Lenny to niezwykła para, połączona równie niezwykłą przyjaźnią oraz prostym marzeniem o małej wspólnej farmie. Los bywa przewrotny i o krok od spełnienia tego marzenia wszystko musi się popsuć. Zakończeniu towarzyszył smutek, ciężar trudnej decyzji. Poruszająca książka.

Wspomnę jeszcze o języku utworu, który jest prosty, ale jakże pasujący do całości. Mogłam sobie wyobrazić jak bohaterowie przeciągając wyrazy w typowo amerykański sposób używają takiego języka. 


piątek, 2 października 2015

Le Roi Soleil

Cześć!

Dlaczego ja tak rzadko oglądam musicale??? No czemu??? Moja kuzynka bardzo zachwalała francuski musical Le Roi Soleil (Król Słońce), którego premiera miała miejsce w 2005 roku. Zachęciło mnie to, ale zasiadłam do oglądania z pewnymi obawami. Jak się okazało, zupełnie bezpodstawnymi.
 
Chyba każdy słyszał o Ludwiku XIV zwanym Królem Słońce. Musical zaczyna się, gdy Fronda, na czele której stoi Beaufort (Merwan Rim) ponosi klęskę. Ludwik (Emmanuel Moire) zostaje koronowany na króla, ale pieczę nad nim sprawują kardynał Mazarin oraz jego matka Anna Austriaczka. Na dworze poznaje siostrzenicę kardynała Marie Mancini i postanawia ją poślubić co spotyka się ze sprzeciwem jego opiekunów. Młody Ludwik wyrusza na wojnę, gdzie zostaje ranny. Jego brat jest już szykowany do objęcia tronu (choć Monsieur Filip - Christophe Mae - nie jest specjalnie tym ucieszony, bo woli korzystać z życia bez zbędnych obowiązków). Jednak Ludwik zdrowieje. Na jego żonę zostaje wybrana hiszpańska infantka. Zawiedziony w miłości król pociesza się w ramionach licznych kobiet, by w końcu docenić szlachetną i oddaną mu dwórkę. Tak w skrócie przedstawia się ta opowieść.

Podobał mi się ten musical, oj, podobał. Począwszy od aktorów: Emmanuel Moire, jako Ludwik, był dystyngowany i wytworny, Filip, brat króla był cudownie rozbawiony i roztrzepany, używał życia, przy tym był niezwykle sympatyczny i wnosił powiew świeżości i szaleństwo zabawy do całej historii. Był wspaniały i uroczy a przy tym miał niesamowity głos. To chyba najbarwniejsza postać w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bardzo podobały mi się postacie Beauforta (!!!) oraz jego ukochanej, a także opiekunki syna Ludwika - Francois (Cathialine Andria). Również aktorki grające Annę Austriaczkę, Marie Mancini oraz markizę de Montespan spisały się znakomicie. 

Muszę przyznać, że wszyscy posiadają wspaniałe głosy o cudownych rejestrach. Uczta dla uszu. Muzyka była wspaniała, na równi z wykonaniem. Stroje były pełne przepychu, choć muszę przyznać, że te wszystkie falbanki i koroneczki, szczególnie w męskim wydaniu niespecjalnie do mnie przemawiają :D Ale cóż, takie były wymogi epoki i moim zdaniem, zostało to świetnie oddane. Pod względem choreografii również nie mam nic do zarzucenia. Zobaczenie tego na żywo musiało być niezwykłym przeżyciem!!!

Po obejrzeniu spektaklu nabrałam ochoty na dogłębne zapoznanie się z historią Króla Słońce i przekonania się jak to naprawdę było. Gorąco polecam, nie tylko wielbicielom epoki!

Nie byłabym sobą, gdybym nie umieściła tutaj filmiku z... łyżwiarstwem figurowym. Jestem zauroczona tym sportem. Kilka lat temu jeden z francuskich łyżwiarzy, na gali mistrzów zatańczył do piosenki finałowej z Le Roi Soleil i zachwycił mnie swym występem. Zachęcam do obejrzenia:
Źródło: Youtube

czwartek, 1 października 2015

Padre: strzelba, różaniec i koń - Jerzy Pecold

Cześć!

Od jakiegoś czasu miałam ochotę przeczytać książkę księdza Jerzego Pecolda Padre: strzelba, różaniec i koń. Zaintrygowała mnie tematyka, mianowicie opowieści autora dotyczące misji w Ameryce Południowej. Byłam ciekawa jak zostaną one przedstawione.
Zacznijmy od osoby autora. Nie jest on "typowym" księdzem w ogólnym tego słowa znaczeniu. Sam mówi o sobie, że ma chłopięce, awanturnicze serce, a misje traktuje jako wielką przygodę. Przyznaję, że jego opowieści to potwierdzają. Kilka lat po skończeniu seminarium został wysłany na misje do Ekwadoru, później trafił do Wenezueli. Zamieszkał wśród Indian, by głosić tam Słowo Boże, ale nie tylko. Był mechanikiem, posadzkarzem, murarzem, stolarzem, nawet dentystą i pilotem. W jego słowach zawarta jest ogromna miłość do Boga i ludzi. 

Rozdziały w książce są króciutkie, to taki obrazki z życia misyjnego. W niektórych doskonale widać to żądne przygód serce Padre, jak na przykład w części o polowaniu na krokodyle. Inne są dość kontrowersyjne jak na europejskie warunki (np. Ludzie, a nie anioły) jednak trzeba pamiętać, że Ameryka Południowa to zupełnie inny świat i nie można go oceniać według europejskich standardów.

Trzeba przyznać, że książkę przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Jest ona okraszona fotografiami Wojciecha Cejrowskiego (który namówił Padre do wydania tej książki) oraz wierszami samego Jerzego Pecolda.