piątek, 28 lutego 2014

Podsumowanie lutego!

Cześć!

Przede mną kolejne podsumowanie miesiąca - zobaczmy co udało mi się zrobić w lutym :)
1. Dentystę zaliczyłam - kolejna wizyta w marcu!
2. Książkowo jest bardzo dobrze, załapałam jakąś fazę na czytanie :) W tym miesiącu skończyłam książkę zaczętą w styczniu, a oprócz tego przeczytałam 7 książek. I rozpoczęłam kolejną :)
3. Moja aktywność fizyczna leży i kwiczy. W lutym ograniczyłam się do oglądania Olimpiady i to rzadko... :/
4. Obejrzałam 1 film, ale za to jaki! Hobbit: Niezwykła podróż. Piękny :)
5. Nadal zapisuję wydatki...
6. Poza tym parę razy spotkałam się ze znajomymi (najbardziej dziękuję Przyjaciółce za cudowny babski wieczór przy winie - tego było mi trzeba :))
7. Zrobiłam naleweczkę. Zaczęłam jeszcze w styczniu. Miało wyjść oryginalne limoncello.A wyszło coś słodkiego i mdłego. Poratowałam trochę paroma zmianami w recepturze i teraz jest całkiem niezła :D

Jeszcze kilka zdjęć
Wschód słońca uchwycony którejś niedzieli
1. Pierś z kurczaka faszerowana szpinakiem / 2. Ciasteczka :) / 3. Na chłodne wieczory :)
1. Zimowe niebo / 2. A owoce jeszcze na drzewach :D / 3. Larssona muszę skompletować / 4. Czytamy, czytamy...



środa, 26 lutego 2014

Udany kulinarny eksperyment - zupa z cieciorki

Cześć!

Nie przepadam za gotowaniem zup. Może dlatego, że większość zup (choć pyszne) są raczej oklepane? Nie wiem. W każdym razie przy okazji szukania informacji jak przyrządzić cieciorkę trafiłam na przepis na rozgrzewającą zupę u Roślinożerki. Przepis znajdziecie pod linkiem. Oczywiście wprowadziłam małe modyfikacje. Nie miałam świeżej bazylii, więc użyłam suszonej. Tofu zastąpiłam serem typu feta a kostki wege na zwykły bulion z kury. I tu mała dygresja - ser feta jest bardzo słony, więc polecam użyć mniej kostek lub więcej wody :) A oto efekt, moja nie wygląda tak apetycznie jak Roslinożerki, ale w smaku - rewelacja (poza tym, że wyszła troszkę za słona :P)

Te białe, niezbyt estetyczne, kawałeczki pływające w zupie to właśnie ser, który nie rozpuścił się do końca.

piątek, 21 lutego 2014

Znany wszystkim włosomaniaczkom szampon Babydream

Cześć!

Nie mogę siebie nazwać włosomaniaczką, gdyż moje zabiegi pielęgnacyjne są bardzo nieregularne. Jednak polubiłam się z szamponem, który każda włosomaniaczka zna. Mowa oczywiście o niebieskim szamponie dla dzieci z Rossmanna - Babydream.
Szampon ma konsystencję ... szamponu :) Nie jest zbyt gęsty, anie zbyt wodnisty - taki akuratny. Kolorek ma przezroczysty, zapach delikatny, ale przyjemny. Skład też ma całkiem niezły (choć ja akurat ekspertem od składów nie jestem). Dość dobrze się pieni. Może odrobinę plącze włosy, ale z racji tego, że mam mocno kręcone to podczas mycia i tak się poplączą, więc to mi akurat aż tak nie przeszkadza. Zresztą po myciu i tak nakładam odżywkę, która pomaga mi rozczesać moje kudełki. Radzi sobie również z olejami. Cena też jest zachęcająca (zwłaszcza, że często pojawia się na promocji. Jednym słowem - polecam. Tani, dobry, delikatny.

wtorek, 18 lutego 2014

Jack London // Maleńka Pani Wielkiego Domu

Cześć!

Niedawno zakończyłam lekturę Maleńkiej Pani Wielkiego Domu Jacka Londona. Książka zrobiła na mnie duże wrażenie, głównie ze względu na to, że zagrała ze mną w kotka i myszkę. Historia niby banalna: idealne małżeństwo, nagle bach, pojawia się drugi mężczyzna. W tle mamy wzorcowo i nowocześnie prowadzoną farmę, na której żyją bohaterowie.
UWAGA! W TEKŚCIE POJAWIĄ SIĘ SPOJLERY.
Mąż - Dick Forrest - na początku nie pałałam do niego jakąś przesadną sympatią. Kocha żonę, podziwia ją, ale nie zawsze znajduje dla niej czas, jest zbyt pewny siebie, bardziej ciągnie go do interesów, które - trzeba przyznać - idą mu świetnie. Surowy dla pracowników, którzy nie wykonują dobrze swoich zadań, ale jednocześnie potrafi być wielkoduszny. Postać skomplikowana. Wszechstronna. Potrafi świetnie się zorganizować, prowadzi farmę i zna się na swojej profesji, jednocześnie śpiewa indiańskie pieśni i prowadzi dyskusje z "filozofami z madronowego gaju". Jest bardzo bystry, widzi co się święci, ale honor nie pozwala mu zabrać żony z dala od "zagrożenia", chce by wybrała sama.

Żona - Paula Forrest - wydaje się, że jest bez reszty zakochana w mężu. Szuka jego towarzystwa, jest niepocieszona, gdy ten nie ma dla niej czasu. Dysponuje wieloma zdolnościami: jeździ konno i powozi lepiej niż niejeden mężczyzna, zajmuje się hodowlą koni, maluje, zajmuje się muzyką, śpiewa, haftuje, pływa. Jest niezwykłą kobietą. Wydaje się uosobieniem cnót, jednak w momencie, gdy traci głowę dla Grahama staje się sama dla siebie zagadką. Zamiast podjąć decyzję miotał się między dwoma mężczyznami, nie chce żadnego stracić. Wyrzuty sumienia czasem przysłaniało zaś poczucie pychy - dwaj wspaniali mężczyźni są u jej stóp! Niezdecydowanie popchnie ją w końcu do dramatycznego kroku.

On - Evan Graham - znajomy Dick'a, który zajeżdża na ranczo by pisać książkę o swoich podróżach. Był już kiedyś żonaty, jednak kobieta zmarła - nie jest wyjaśnione z jakiego powodu. Graham i Dick są do siebie podobni, z niejednego pieca już jedli chleb, przemierzyli nieznane lądy. Evan zakochuje się w wyjątkowej kobiecie, jaką jest Paula. Chce wyjechać, ale nie decyduje się na ten krok. Gdy okazuje się, że Paula odwzajemnia jego uczucia, naciska na nią, aby podjęła decyzję. Chce wyjechać - Paula go zatrzymuje, chce zabrać ją ze sobą - ona nie może się zdecydować na porzucenie męża.

Sytuacja wydaje się bez wyjścia, nie wiadomo jak rozwiązać ten "węzeł". Paula chce, aby Dick, który wszystkiego się domyślił, a później był mimowolnym świadkiem pocałunku żony z Grahamem, pomógł jej w podjęciu decyzji. Dick postanawia usunąć się z drogi dwojgu zakochanych w sposób ostateczny lecz nie budzący podejrzeń.

Książka jest prawdziwym studium charakterów. Na usta cisną się pytania: czy można tak naprawdę poznać drugiego człowieka, żyjąc z nim nawet kilkanaście lat? Czy człowiek może być pewien siebie samego, czy może powiedzieć, że zna siebie samego? Czy można kochać dwie osoby na raz? 

London zrobił na mnie wielkie wrażenie tą książką, choć nie mogę jednoznacznie stwierdzić czy mi się podobała (ja tam lubię happy endy). Nie chcę przez to powiedzieć, że żałuję, że ją przeczytałam. Nic bardziej mylnego, nie żałuję ani minuty spędzonej na lekturze. W każdym razie książka poruszyła mnie bardzo. Polecam!

niedziela, 16 lutego 2014

Danie chińskie

Cześć!

Dawno nie było żadnego przepisu - spieszę nadrobić zaległości :) dzisiejszy przepis pochodzi z książki z serii Biblioteczka Poradnika Domowego (z moimi minimalnymi zmianami).

- 25 dag mięsa bez kości
- cebula lub 1-2 ząbki czosnku
- 3 marchewki
- 2 pietruszki
- kawałek selera
- por
- 5 suszonych grzybów lub 25 dag pieczarek
- likla łyżek okeju
- łyżka przyprawy chińskiej (ja użyłam azjatyckiej)
- 6 łyżek sosu sojowego
- ewentualnie sól i pieprz

Mięso pokroić w paseczki, lekko posolić. Suszone grzyby umyć, namoczyć w gorącej wodzie i pokroić w paseczki (pieczarki pokroić i podsmażyć). Mięso wrzucić na rozgrzany olej i podsmażyć. Dodać grzyby, cebulę lub czosnek, następnie pokrojone warzywa (ja smażyłam osobno mięso, osobno pieczarki i osobno warzywa). Dolać wodę, dodać przyprawę chińską i sos sojowy, ewentualnie sól i pieprz (jeśli trzeba). Dusić do miękkości. Podawać z ryżem.

piątek, 14 lutego 2014

Kilka zdjęć na poprawę humoru :)

Cześć!

Dziś Walentynki, więc życzę wszystkim - zarówno osobom w związku, jak i singlom - duuużo miłości, spełnienia i wiele radości każdego dnia!

***

A skoro pada (przynajmniej u mnie) podzielę się z Wami kilkoma zdjęciami na poprawę humoru - wiosna coraz bliżej!!!!





wtorek, 11 lutego 2014

Śniadanie u Tiffany'ego - film

Cześć!

W styczniu obejrzałam tylko jeden film, ale za to taki, który naprawdę mi się spodobał :) Nie wiem w czym tkwi urok starych filmów (może w tym, że nie ma tam krwawych wizji, seksu co drugą scenę czy brutalności co krok?), ale lubię je od czasu do czasu obejrzeć. Nie wiem jakim cudem do tej pory nie obejrzałam Śniadania u Tiffany'ego... W pewnym momencie stwierdziłam, że najpierw przeczytam książkę a dopiero później zapoznam się z filmem. Tak zrobiłam. Na początku stycznia przeczytałam książkę, zaś końcem miesiąca obejrzałam jej adaptacje, dodajmy - dość luźną adaptację. 

Śniadanie u Tiffany'ego opowiada historię pisarza (Georg Peppard), który wprowadza się do kamienicy, w której mieszka Holly (Audrey Hepburn) - młoda dziewczyna, utrzymująca się dzięki bogatym adoratorom. Co wyniknie z tej znajomości? Podejrzewam, że większość z Was już dawno zna tę historię, ale tych, którzy jakimś cudem jej nie widzieli serdecznie ją polecam. Zwłaszcza, że miejscami jest bardzo zabawna np. (scena, gdy Holly jest pierwszy raz w bibliotece), jak i wzruszająca (np. poszukiwanie kota). Generalnie ma w sobie to coś, ogląda się ją z wielką przyjemnością. Co do aktorów, to są oni świetnie dobrani, jakby stworzeni do tej roli.

Jak już wcześniej wspomniałam adaptacja powieści Capote'a jest dość luźna, wprowadzono wątki, których w książce nie było, niektóre pominięto, inne zaś zmieniono zupełnie. Moim zdaniem z korzyścią dla filmu (nie umniejszając rozwiązań, które zastosował autor, ale ja chyba jestem zbyt sentymentalna :D). Chyba faktycznie lepiej najpierw zapoznać się z książką a później z filmem. Polecam!

Więcej o filmie TU

piątek, 7 lutego 2014

Lady Speed Stick - antyperspirant?

Cześć!

Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić krótką i zwięzłą opinią o antyperspirancie Lady Speed Stick. Posiadam wersję w sztyfcie o zapachu fruity splash. 
 Przejdźmy jednak do konkretów:
+ przyjemny zapach
+ jeśli jesteśmy przy zapachu, niweluje woń potu
+ poręczne opakowanie
+ można go często kupić na promocji
+ nie podrażnia, nawet po depilacji
- zostawia białe ślady i brudzi ubrania
- moim zdaniem nie chroni wystarczająco przed potem

Nie zachwycił mnie, choć całkiem zły też nie jest. Raczej do niego nie wrócę. Drażnią mnie plamy na ubraniach, których trudno się pozbyć.

środa, 5 lutego 2014

Kosmetyczne i ubraniowe zakupy ze stycznia

Cześć!

Pokażę Wam dzisiaj moje zakupy z minionego miesiąca :) Najpierw kosmetyki:
W sklepie firmowym Ziai zakupiłam krem do rąk kozie mleko, maseczkę Phyto Activ oraz pastę do zębów Mint Perfekt. Dodatkowo otrzymałam garść próbek (lubię to!) :)
W Rossmannie skusiłam się na odżywkę do włosów Gliss Kur (była w cenie na do widzenia!), nowy dezodorant Soraya oraz mydełko Isana.
- mój ulubiony krem do depilacji
- kolejna wizyta w Rossmannie zakończyła się zakupem pomadki Alterra (dorwałam ostatnią sztukę) oraz żelu pod prysznic Isana. Mam jeszcze w domu żele, ale wydawało mi się, że zapach by mi się spodobał, kolor też jest świetny, no i niewielka cena (oraz to, że ta sztuka również stała samotnie na półce) przekonały mnie do jej zakupu. Przy okazji dorwałam Skarb :)
Będąc w Biedronce kupiłam (kolejną) buteleczkę płynu micelarnego. Były też te duże wersje, ale ta mniejsza jest chyba wygodniejsza. Przy okazji nowej gazetki kupiłam 3 maseczki Biovax.

Jeśli chodzi o ubrania to zaopatrzyłam się w zwykłą koszulkę z długim rękawem (ze sklepu Avanti) oraz półgolfik (z Mohito)
Zaliczyłam też wizytę w lumpeksie - kupiłam ciemnozielony golfik i 2 bluzki z długim rękawem: czarną i białą (którą niestety zafarbowałam przy wirowaniu :/).

poniedziałek, 3 lutego 2014

Zew Północy

Cześć!

Pewnie nie wiecie, ale uwielbiam Skandynawię (ktoś mi kiedyś uświadomił - chyba Ula z The Adamant Wanderer - że Skandynawia to tylko Szwecja, Norwegia i Dania, a wraz z Islandią i Finlandią tworzą kraje nordyckie. Dla wygody nadal będę używać pojęcia Skandynawia, jednak mam na myśli całą piątkę). W ogóle marzą mi się podróże do różnych zakątków świata, m. in. właśnie tam. Ta przyroda, zorze polarne, architektura, połączenie tradycji z nowoczesnością, mentalność ludzi - chciałabym kiedyś móc poznać to z bliska. Teraz jednak zadowalam się lekturami, które mogą mi przybliżyć ten obszar Europy.
Dziś na tapecie jest książka niemieckiego reportera Tilmanna Bunza Kraina zimnolubów. Skandynawia dla początkujących. Książka podzielona jest na siedem rozdziałów, a te na krótkie jakby felietony. Autor przez jakiś czas mieszkał w Szwecji, zaś inne regiony odwiedzał głównie z ekipą telewizyjną, gdy robił reportaże dla ARD. Musze przyznać, że jego opowieści mnie bardzo zainteresowały. Książkę czyta się szybko, jest lekka w odbiorze, idealna na zimowe wieczory (aby przekonać nas, że u nas jest zima a u nich ZIMA). Nie wiem jak wytrzymałabym w miejscu, gdzie przez 4 miesiące nie świeci słońce. Albo, gdzie temperatury są tak niski i wiecznie leży śnieg. Natomiast fascynuje mnie jak radzą sobie ludzie w takich warunkach. Sekret chyba tkwi we współdziałaniu z przyrodą. Oprócz opowieści o ludziach poznajemy także dziką naturę. Wieloryby, orki, niedźwiedzie polarne i wiele innych stworzeń można zobaczyć w ich naturalnym, nieskażonym środowisku. Przy odrobinie szczęścia możemy natknąć się także na głazy zamieszkałe przez elfy :) Nie będę przytaczać żadnych historyjek (choć bardzo mi się podobały np. o bibliobusie w Finlandii), lepiej, żeby każdy przeczytał je sam :)